Temat: "teściowa"

Witam,<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />

Pomóżcie mi rozwiązać pewien problem. Jakiś czas temu przeprowadziłam się do narzeczonego do innego miasta (400 km ode mnie). Miałam mieć pracę, ale w końcu jestem na bezrobociu. Całymi dniami nie mam do kogo odezwać się, bo znam tylko kilka dziewczyn z pewnego kursu. A kiedy mój facet ma wolne to albo odsypia pracę (rozumiem) albo jeździ przeważnie do rodziców. Ok, ale w ciągu tygodnia 2-3 razy (czasem 2x w ciągu dnia). Przez telefon rozmawiją codziennie, pewnie kilka razy i dzwonią do siebie z różnymi, przepraszam piedołami. Na początku bardzo chciali nas przekonać do mieszkania z nimi "dwa miesiace i XX wróci do domu". Nie sprawdziło się. Często, kiedy mamy coś zaplanowane, to dzwoni jego mama i od razu zmiana naszych planów i pytanie czy jadę z nim (bo mama obrazi się). Chciałam wywalczyć wizyty raz w tygodniu. Nie udało się, więc ja przestałam z nim jeździć tak często. A on się wścieka, bo już brakuje mu wymówek dla mamy dlaczego ich nie odwiedzam. Nawet pożarliśmy się wczoraj o to i to ostro „bo on nie chce stracić kontaktu z rodziną”. Jego mama ma też za złe, że zamykamy się we własnym mieszkaniu i nic o sobie nie opowiadamy. Rozumiem, że trzeba pomóc, ale to nie jest tak, że oprócz mojego faceta, nie ma kto. Może nie miałabym też nic przeciwko tym wizytom, ale nikt nie lubi, kiedy ktoś prawi mu morały, mówi co powinien robić, a tak zachowuje się moja „teściowa”. Mój facet ma prawie 29 lat a ja 25, chciałabym mieć już własne życie a nie być cały czas „inwigilowana”. Gdybym jeszcze miała pracę, to miałabym jakieś argumenty, ale skoro „siedzisz w domu…” Dodam, żeby było wszystko jasne, że mnie finansowo ratują rodzice, więc nie jestem na jego utrzymaniu, a do moich rodziców jeździmy co 2 miesiące, na początku co miesiąc. Pominę kwestię związku na odległość (od którego zaczęło się), ale też miałam wrażenie, głównie przez jego rodzinę, że to ja muszę starać się o wejście do tej rodziny.  Maminsynek? Zastanawiam się nad odejściem, chociaż bardzo go kocham, to zawsze będzie rodzina w pakiecie. Nie wiem, czy chciałabym wychowywać dzieci w takiej absorbującej rodzinie. Ciekawi mnie jeszcze jak poznają się nasi rodzice, bo moi wychodzą z założenia (chyba słusznego), że to rodzice mężczyzny odwiedzają rodzinę kobiety, a widzę, że dla rodziców chłopaka nie kwapią się…

Pasek wagi
Chyba powinnaś postawić sprawę jasno - ja albo "mamusia". Byłam w podobnej sytuacji (co prawda nie było aż tak źle), mieliśmy się pobrać i w ogóle. Ale parę rzeczy sobie przemyślałam i stwierdziłam, że to nie dla mnie. Nie daj się kobito.
To niestety taki typ "mamciowy". On pracuje, więc czas mu inaczej płynie... Typ taki nie wybierze między tobą a mamusią, a jeżeli, to mamusię. Weź może jakiś radykalny strzał zrób:
- albo wróć do siebie i do pracy (to próba radykalna dla związku)
- albo wyjedźcie razem 400 km od jego mamusi (musi być 400, żeby nie zdążył wieczorem do niej)

Ja bym chyba dała nogę, życie jest piękne, a "tego kwiatu, to pół światu"
Skoro Ci na nim strasznie zależy to zanim odejdziesz porozmawiaj z nim szczerze i powiedz dlaczego nie chcesz do jego mamusi tak często jeździć. Nie będziesz musiała szukać wymówek. A on wcale się nie musi mamci tłumaczyć. Zachowuje się jak duże dziecko. Ja też ze swoim Szanownym nie jeżdżę za każdym razem do jego rodziców. Na początku wykręcałam się na różne sposoby az mu powiedziałam prawdę, ze nie lubię tam jeździć itd. Trochę był zły, ale mu przeszło, a rodzicie chyba nie komentują.
Najpierw szczera rozmowa, potem działanie. Nie rób nic pochopnie. Z teściówką też możesz pogadać, no chyba, że o typ niereformowalny :)
Twój chłopak jest uzależniony od rodziców/mamy. To niestety się zdarza. Facet nie raz nie rozumie, że nie chodzi o to, że ma całkowicie zrezygnować z kontaktów z rodzicami, ale żeby stworzyć normalny związek z drugą dorosłą osobą, trzeba umieć się od rodziców oddzielić. Być samodzielnym, nie być tak zależnym od ich nastrojów. To z partnerem/partnerką człowiek wiąże się na całe życie, a nie z rodzicami. To przecież nie wyklucza pomocy rodzicom, gdy tego potrzebują ani utrzymywania z nimi kontaktów. Musisz mu to uświadomić - że nie chodzi o wybór: albo ty, albo mama. Matka jest ważna, ale żeby zbudować dobry związek, to wy wzajemnie powinniście być dla siebie priorytetowi, nie rodzice. Ty nie masz obowiązku tak często odwiedzać jego rodziców jak on. Bo to nie Twoi rodzice, nie masz obowiązku nawet ich lubić - wystarczy traktowanie kulturalne i okazywanie szacunku. Wytłumacz mu to, ale na spokojnie. A jego drażliwe reakcje świadczą właśnie o uzależnieniu od rodziców. Dorosły, samodzielny człowiek, który ma z rodzicami normalne i zdrowe stosunki, nie ma powodu się bać, że rodzice się obrażą o to, że ma własnego partnera, swoje życie i w efekcie mniej czasu dla nich. Czasami rodzicom jest trudno zaakceptować, że dziecko już żyje samo i nie z nimi (nawet jeśli jest tak dorosłe), jest pewien etap przejściowy, kiedy mogą się dąsać i obrażać, ale trzeba to przetrzymać i robić swoje, bo nie robicie nic nietypowego, po prostu tworzycie podstawy pod własną rodzinę. Poza tym Twój chłopak ma 29 lat i to już nie pora na takie uzależnienie od mamusi. Może jego mama też ma jakieś skłonności do tworzenia toksycznych relacji.

Sprawa nie jest prosta, bo ludzie często sami nie widzą, że są w takich toksycznych relacjach i mają silny mechanizm zaprzeczenia i może być trudno taką osobę przekonać, ale sprawa nie jest jeszcze całkiem stracona. Jedyne rozwiązanie to rozmowy. Do skutku. No a jeżeli w ogóle nic się nie zmieni po długim czasie prób z Twojej strony, to wtedy może będzie pora na przemyślenia, co z tym dalej robić. Jedno jest pewne, jeżeli Twój partner nie zmieni stosunku do rodziców i trochę nie przewartościuje swoich priorytetów, to życie z kimś takim może być bardzo ciężkie, związek może się rozpaść, bo rzadko kto jest w stanie wytrzymać stawianie go na drugim miejscu po rodzicach, pozwalanie rodzicom na ingerencję w Wasze życie itp.

Masz oczywiście całkowitą rację, ludzie w tym wieku chcą mieć własne życie, z którego nie muszą się nikomu w detalach spowiadać. I nawet nie powinni, takie usamodzielnianie się jest normalnym etapem rozwoju człowieka i wchodzenia w dorosłość. Odradzam ci wszelkie rozmowy z teściową. To jest matka Twojego faceta i to jego obowiązkiem jest tak ułożyć sobie z nimi stosunki, aby miał wystarczająco dużo miejsca na Wasz związek. Takie rozmowy naraziłyby Cię prawdopodobnie na dodatkowy, niepotrzebny stres i zamiast pomóc, mogłabyś wyjść na osobę, która chce zabrać synusia mamie.
Moim zdaniem powinnaś pogadać i z nim i z teściową. Moja przyjaciółka miała podobną sytuację i kiedyś obgadali to w trójkę i od tamtej pory jest wszystko ok ;) świetnie się dogadują, a moja przyjaciółka uwielbia swoją teściową i ostatnimi czasy sama chce do niej jeździć częściej niż jej facet ;)
Mogę Ci jeszcze powiedzieć, że w moim związku był też etap ustalania granic, a konkretnie granic dla teściowej, bo nikt inny się nie wtrącał i nie próbował ingerować. Bez nerwów się nie obyło. Tyle że mój mąż zdawał sobie sprawę z tego, że jego mama ma właśnie takie toksyczne skłonności i lubi się wtrącać i kontrolować innych, i jasno dał do zrozumienia, jak wyglądają obecnie priorytety w jego życiu. Trochę było szarpaniny i obrażania się, szantaże emocjonalne (nie przyjdę na ślub! - tak mówiła teściowa, ale oczywiście i tak przyszła;)), ale teraz za to jest wszystko normalnie. A ja wcale też nie jeżdżę z mężem za każdym razem do jego rodziców, to zupełnie oczywiste. I od niego też tego nie wymagam. Wiadomo, że wolę częściej widywać się ze swoją mamą niż z teściową, to naturalne, ale też nie jest to kosztem naszego wspólnego życia i czasu. O niezależność warto walczyć, a rodzice żadnej ze stron nie powinni się wtrącać ani kontrolować pary.
Eh, mieszkaliśmy na odległosć na początku zwiazku, w sumie prawie rok. Wtedy też czasem słyszałam,jak ze mną rozmawiał przez tel albo skypa, że "dałbyś już jej spokój i wziął się do roboty". Wtedy jeszcze mieszkał z rodzicami. Miałam nadzieję, że jak będziemy już razem to jakoś jego rodzina przystopuje, ale gdzie tam... Mnie też próbowali sobie ustawić. Nie ze mną takie gierki. Myślałam o przeprowadzce wspólnej, ale tam ani ja, ani on nie będziemy mieli pracy, a tu coś się kroi na horyzoncie ... Z jednej strony rozumieim, bo jest między mlotem a kowadłem, a z drugiej czasem mam wrażenie, że w kwestii rodziny jest jakiś niedojrzały. Ja potrafię wytrzymać, moi rodzice też chociaż jestem daleko (takie życie), a oni mają go w odległości 5 km i takie szopki. Czasem dostajemy coś z żywności i w ogóle ale to dla mnie żaden argument. Na początku sam sie wkurzał, że "nie pozwalają mu wyjść z domu", ale jakoś przestawiło mu się. Zdaję sobie sprawę, że jak stanie po stronie rodziny i albo się podporządkuję, albo obraza, to już koniec. Na razie przychodzi mi tylko jedno do głowy - poprosić, żeby do wtorku (muszę załatwić pewne sprawy), nocował u rodziców, a późnie wyjadę na 2 tygodnie... Udaje silną, a ryczeć mi się chce.
Pasek wagi
Całą kwintesencję sprawy ujęła bardzo dobrze nenne29 !!
Ja od siebie powiem tylko tyle, że albo uda Ci się uwolnić jego od matki (tzn żeby nie był na każde jej skinienie- mi to zajęło prawie rok a i tak mój mąż czasami robi inaczej niż bym chciała) albo to Ty będziesz zmuszona uwolnić się od Niego. On musi wiedzieć i pokazywać to, że kobietą nr 1 w jego życiu jesteś Ty
A wyjazd to swojego rodzaju ucieczka i nie jest rozwiązaniem...najlepsza jest rozmowa

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.