- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
5 stycznia 2017, 11:46
Chce sie was poradzic, bo nie wiem juz czy ja mam spaczony obraz pomocy w rodzinie czy jednak mam racje.
Moj maz (P.) od zawsze byl wykorzystywany przez swoich rodzicow i rodzenstwo, nawet tego nie widzial do czasu az mnie poznal i ja zaczelam mu otwierac oczy, przez co rodzina meza mnie ma za najgorsza mozliwa partnerke. Jestesmy od 3 lat po slubie, namowilam go na wyjazd za granice, dzieki czemu odcial sie od tej moim zdaniem chorej sytuacji.
P. od 10 roku zycia gotowal obiady, sam dla calej rodziny (rodzice + 2 siostry). Nikt mu nie pomagal, to byl jego obowiazek po wroceniu ze szkoly. Tak samo tylko on rozpalal w piecu i cial drewno (pila mechaniczna 10 latek!), bo to chlopak wiec to jego obowiazek. Tylko on obcinal trawe, zywoplot (wokol calej posesji). Jego siostry nie mialy obowiazkow (bo sie ucza, najlepsze w klasie itd). Sprzatanie bylo na glowie matki (nie liczac kuchni,piwnicy,ogrodu bo to zadanie P.)
Jak dorosl i poszedl do pracy to przestal gotowac (praca po 12h, wracal wieczorem) o co ciagle slyszal pretensje. Od poczatku pracy dokladal sie do oplat + kupowal wegiel na opal. Siostry poszly na studia, zarabialy tylko na swoje wydatki, rodzice nie chcieli od nich pieniedzy.
P. to zlota raczka, naprawi wszystko, co sie zepsulo w domu to P. napraw. Trzeba wymalowac przedpokoj? P. to zrobi. Trzeba wyremontowac cala kuchnie (kladzenie plytek podloga+sciany, podwieszanie sufitu, montowanie szafek) P. zrobi, calkiem sam, bo po co mu pomoc? Dziekuje? Pfff, to twoj obowiazek!
Nigdy za swoje starania nie uslyszal dobrego slowa, zawsze pretensje, to ze kolor na scianie nie taki wyszedl jak chcieli, to ze inaczej szafki zawiesil niz chcieli (co z tego, ze nic nie mowili wczesniej).
Ja od poczatku zwiazku staralam sie ograniczyc jego obowiazki, tlumaczylam, ze go wykorzystuja, ale on byl wdzieczny, ze przeciez go wychowywali, ze czasem maja swoje foszki.
Jego siostra budowala dom, on nadzorowal przez 3 miesiace robotnikow (w kazdy weekend od rana do nocy), pomagal im, zamawial materialy, co mogl to pomogl. Mial miec za to zaplacone, pff.. rodzice powiedzieli, ze on nie bedzie przyjmowal od siostry pieniedzy, bo co z niego bylby za brat.
Moja cierpliwosc sie skonczyla w momencie gdy stracil prace i w jednym miesiacu nie mogl dac kasy na mieszkanie. Rodzice powiedzieli mu, ze ich nie obchodzi skad on wezmie pieniadze, ale jesli im w ciagu tygodnia nie zaplaci to ma sie wyprowadzic, ich nie obchodzi czy pod mostem bedzie mieszkal.
Zabralam go do siebie do domu (mieszkalam wtedy z rodzicami jeszcze, ale oni sie zgodzili), w ciagu miesiaca zorganizowalam nam prace za granica i wyjechalismy. Po roku wzielismy slub, ze slubem tez starali sie nam narzucac ich wole, ale ja sie uparlam i caly slub i wesele oplacilismy sami, bez ich "pomocy".
Obecnie on do nich dzwoni raz na miesiac, ale oni zazwyczaj sa zajeci i nie moga rozmawiac (widze, ze go to rani). Ale o dziwo zadzwonili przed swietami sami, zainteresowani co u nas itd, a po chwili wypalili, ze druga siostra wlasnie bedzie budowac dom i by moj P. wzial wolne na miesiac i pomogl siostrze. Pomysl nie przeszedl, on bardziej ceni moje zdanie od rodzicow, odcial sie od tej chorej relacji, odwiedzamy ich tylko raz w roku (i zawsze chca by robil remont czy dal im na cos kase - czego nie robi, bo wie, ze ja bym sie okropnie wkurzyla).
Wyrzucilam to z siebie, lepiej mi, co myslicie? Cala jego rodzina mnie nie znosi, twierdza, ze go odciagam od rodziny by miec jego kase tylko dla siebie (ja tez pracuje). Dodam, ze jego rodzice oboje pracuja po 8h dziennie, dobrze zarabiaja, oplacili im studia, mieszkania wynajeli podczas studiow. A dla moje P. nigdy nic nie dali, nigdy nawet kieszonkowego nie dostawal. O prezentach na urodziny nie wspominajac.
Obecnie P. sie zmienil, jest bardziej pewny siebie, zobaczyl jak dziala prawidlowa rodzina (dzielimy sie obowiazkami, na zmiane robimy obiady, chodzimy razem na zakupy itd.) Ale dalej najchetniej by pomagal swoim rodzicom i siostrom, mimo ze nigdy nic nie dostal w zamian od nich. (nawet swiadkowa musial wziac kolezanke, bo siostry sie wypiely, "bo one ida na wesele tanczyc, a nie robic za pomoc kuchenna"(?). Tego nie rozumiem, bo mielismy kelnerki, jedynym zadaniem swiadkow bylo wziecie kopert i kwiatow + do zdjec.
5 stycznia 2017, 12:03
moze u nich jest taki model rodzinny ze to favet sie wszystkim zajmuje i opiekuje rodzina...
Pytanie czy jemu to przeszkadza? Bo jesli nie, nie wtracaj sie. Kazdy czlowiek sam ustala sobie miejsce w szeregu...jezeli jemu tp pasuje to przestan drazyc.
5 stycznia 2017, 12:08
moze u nich jest taki model rodzinny ze to favet sie wszystkim zajmuje i opiekuje rodzina...Pytanie czy jemu to przeszkadza? Bo jesli nie, nie wtracaj sie. Kazdy czlowiek sam ustala sobie miejsce w szeregu...jezeli jemu tp pasuje to przestan drazyc.
Watpie w ten model rodziny, skoro ojciec P. po pracy siada przed TV i to jego zajecie az do pojscia spac. Jemu przeszkadza tylko brak wdziecznosci. Jak mam sie nie wtracac? To moj maz, a oni go rania.
5 stycznia 2017, 13:09
Rozumiem, że chcesz dobrze - ale trochę ten Twój facet trafił z deszczu pod rynnę. Jak nie wyzyskująca rodzina, to partnerka-kierowniczka.
Musisz się trochę zastanowić nad tym, co tak naprawdę jego krzywdziło, a co po prostu nie pasowało Tobie.
Oczywiście robienie obiadów dla całej rodziny przez dziesięciolatka i rezygnowanie z pracy na miesiąc żeby postawić komuś dom, to gruba przesada i dobrze, że ma kogoś kto mu to uświadomił. Jednak pozwól mu mimo wszystko na trochę samodzielności i wolności...być może jemu pasuje wyręczanie wszystkich i zadowalanie rodziny. Ma do tego prawo. W tym momencie to nie tyle zwracasz mu uwagę na jakiś problem i pomagasz się odnaleźć, tylko lepisz sobie faceta jak z plasteliny.
5 stycznia 2017, 13:27
Nie widze siebie jako partnerki-kierowniczki, wszystkie decyzje podejmujemy razem, wiec w ktorym miejscu jestem kierowniczka? Po prostu dbam by nikt go nie wykorzystywal. Ja bym nic nie miala do tego by pomagal swojej rodzinie, ale on po kazdej pomocy jest tylko smutny, bo oni zamiast mu podziekowac to maja same pretensje. Wiec jak ja mam to akceptowac?
5 stycznia 2017, 14:04
moze u nich jest taki model rodzinny ze to favet sie wszystkim zajmuje i opiekuje rodzina...Pytanie czy jemu to przeszkadza? Bo jesli nie, nie wtracaj sie. Kazdy czlowiek sam ustala sobie miejsce w szeregu...jezeli jemu tp pasuje to przestan drazyc.
No chyba sobie żartujesz. To nie jest normalny model rodziny, gdy wszystkie obowiązki spadają na jedno dziecko (!!!) a od innych się niczego nie wymaga.
Moim zdaniem autorko miałaś świętą rację i dobrze że go z tego wyciągnełaś! Co za chorzy ludzie!
5 stycznia 2017, 14:05
Dobrze zrobiłaś zabierając go za granicę. Ja sama musiałam się odciąć od rodziny (z niewiele różniących się powodów) i po latach stwierdzam, że wyszło mi to na dobre. Nie ma nic złego w pokierowaniu ukochanej osoby o ile robi się to w dobrej wierze i z troską o tę osobę - gdybyś tego nie zrobiła może nadal dawałby się wykorzystywać nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Zawsze będzie go ciągnąć do rodziny bo to jakby nie było jest i zawsze będzie jego rodzina ale ważne by miał świadomość jacy oni są i nie dał sobą poniewierać. Kochać i szanować rodziny mu nikt nie zabrania ale odrobina dystansu i ostrożności nie zawadzi bo teraz Ty jesteś jego całym światem i na budowaniu rodziny z Tobą powinien się przede wszystkim skupić.
Mam w rodzinie przykłady gdzie rodzice poniewierali dzieckiem od małego (wliczając wyrzucenie z domu) a mimo to w dorosłym życiu ta osoba ciągle garnie się do rodziców. Mój chłopak ma tak samo - ojciec na każdym kroku daje mu do zrozumienia, że ma go za kompletne zero a mimo to ten ciągle stara mu się zaimponować jakby chciał by chociaż trochę miłości skapło z tego ojca na niego. Żal mi mojego chłopaka ale nic na to nie poradzę, dużo z nim rozmawiam na ten temat chociaż mam poczucie, że nic nigdy nie zapełni tego braku ojca. Jedyne co mogę zrobić to uczulać go na tym punkcie, by nie dal sobą poniewierać. Czasami się udaje czasami nie...pewnie psycholog byłby w stanie pomóc ale mój chłop nie chce iść.
5 stycznia 2017, 14:07
A mówienie, że "może mu to pasuje" jest równie chore. Jesli anwet mu to pasuje to tylko dlatego, że mu tak wmówili i nie wiedział, że można inaczej. Rzucę bardzo mocnym przykładem, ale molestowane dzieci też często nic nie mają przeciwko wujkom, którzy je krzywdzą, bo wmawiają im, że o nie dbają pomimo to i że je kochają. Taki syndrom sztokholmski.
5 stycznia 2017, 14:16
Chce sie was poradzic, bo nie wiem juz czy ja mam spaczony obraz pomocy w rodzinie czy jednak mam racje.Moj maz (P.) od zawsze byl wykorzystywany przez swoich rodzicow i rodzenstwo, nawet tego nie widzial do czasu az mnie poznal i ja zaczelam mu otwierac oczy, przez co rodzina meza mnie ma za najgorsza mozliwa partnerke. Jestesmy od 3 lat po slubie, namowilam go na wyjazd za granice, dzieki czemu odcial sie od tej moim zdaniem chorej sytuacji.P. od 10 roku zycia gotowal obiady, sam dla calej rodziny (rodzice + 2 siostry). Nikt mu nie pomagal, to byl jego obowiazek po wroceniu ze szkoly. Tak samo tylko on rozpalal w piecu i cial drewno (pila mechaniczna 10 latek!), bo to chlopak wiec to jego obowiazek. Tylko on obcinal trawe, zywoplot (wokol calej posesji). Jego siostry nie mialy obowiazkow (bo sie ucza, najlepsze w klasie itd). Sprzatanie bylo na glowie matki (nie liczac kuchni,piwnicy,ogrodu bo to zadanie P.)Jak dorosl i poszedl do pracy to przestal gotowac (praca po 12h, wracal wieczorem) o co ciagle slyszal pretensje. Od poczatku pracy dokladal sie do oplat + kupowal wegiel na opal. Siostry poszly na studia, zarabialy tylko na swoje wydatki, rodzice nie chcieli od nich pieniedzy.P. to zlota raczka, naprawi wszystko, co sie zepsulo w domu to P. napraw. Trzeba wymalowac przedpokoj? P. to zrobi. Trzeba wyremontowac cala kuchnie (kladzenie plytek podloga+sciany, podwieszanie sufitu, montowanie szafek) P. zrobi, calkiem sam, bo po co mu pomoc? Dziekuje? Pfff, to twoj obowiazek! Nigdy za swoje starania nie uslyszal dobrego slowa, zawsze pretensje, to ze kolor na scianie nie taki wyszedl jak chcieli, to ze inaczej szafki zawiesil niz chcieli (co z tego, ze nic nie mowili wczesniej). Ja od poczatku zwiazku staralam sie ograniczyc jego obowiazki, tlumaczylam, ze go wykorzystuja, ale on byl wdzieczny, ze przeciez go wychowywali, ze czasem maja swoje foszki.Jego siostra budowala dom, on nadzorowal przez 3 miesiace robotnikow (w kazdy weekend od rana do nocy), pomagal im, zamawial materialy, co mogl to pomogl. Mial miec za to zaplacone, pff.. rodzice powiedzieli, ze on nie bedzie przyjmowal od siostry pieniedzy, bo co z niego bylby za brat.Moja cierpliwosc sie skonczyla w momencie gdy stracil prace i w jednym miesiacu nie mogl dac kasy na mieszkanie. Rodzice powiedzieli mu, ze ich nie obchodzi skad on wezmie pieniadze, ale jesli im w ciagu tygodnia nie zaplaci to ma sie wyprowadzic, ich nie obchodzi czy pod mostem bedzie mieszkal. Zabralam go do siebie do domu (mieszkalam wtedy z rodzicami jeszcze, ale oni sie zgodzili), w ciagu miesiaca zorganizowalam nam prace za granica i wyjechalismy. Po roku wzielismy slub, ze slubem tez starali sie nam narzucac ich wole, ale ja sie uparlam i caly slub i wesele oplacilismy sami, bez ich "pomocy".Obecnie on do nich dzwoni raz na miesiac, ale oni zazwyczaj sa zajeci i nie moga rozmawiac (widze, ze go to rani). Ale o dziwo zadzwonili przed swietami sami, zainteresowani co u nas itd, a po chwili wypalili, ze druga siostra wlasnie bedzie budowac dom i by moj P. wzial wolne na miesiac i pomogl siostrze. Pomysl nie przeszedl, on bardziej ceni moje zdanie od rodzicow, odcial sie od tej chorej relacji, odwiedzamy ich tylko raz w roku (i zawsze chca by robil remont czy dal im na cos kase - czego nie robi, bo wie, ze ja bym sie okropnie wkurzyla).Wyrzucilam to z siebie, lepiej mi, co myslicie? Cala jego rodzina mnie nie znosi, twierdza, ze go odciagam od rodziny by miec jego kase tylko dla siebie (ja tez pracuje). Dodam, ze jego rodzice oboje pracuja po 8h dziennie, dobrze zarabiaja, oplacili im studia, mieszkania wynajeli podczas studiow. A dla moje P. nigdy nic nie dali, nigdy nawet kieszonkowego nie dostawal. O prezentach na urodziny nie wspominajac. Obecnie P. sie zmienil, jest bardziej pewny siebie, zobaczyl jak dziala prawidlowa rodzina (dzielimy sie obowiazkami, na zmiane robimy obiady, chodzimy razem na zakupy itd.) Ale dalej najchetniej by pomagal swoim rodzicom i siostrom, mimo ze nigdy nic nie dostal w zamian od nich. (nawet swiadkowa musial wziac kolezanke, bo siostry sie wypiely, "bo one ida na wesele tanczyc, a nie robic za pomoc kuchenna"(?). Tego nie rozumiem, bo mielismy kelnerki, jedynym zadaniem swiadkow bylo wziecie kopert i kwiatow + do zdjec.