- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
27 grudnia 2016, 20:48
Chodzi mi o poważny, wieloletni, przyszłościowy związek. Zakładając, że nie ma innych wad. Czyli czuły, kochający, przystojny, wierny, inteligentny, na poziomie, z poczuciem humoru, lubiany i szanowany, no po prostu ideał. Tylko bez kasy. Prace dorywcze, nieregularne zarobki, może pojawić się wizja zadłużenia, jednym słowem rodziny nie utrzyma. Pod tym jedynym względem Potruś Pan, zakładamy, że nigdy nie wydorośleje i to się nie zmieni. Natomiast w innych aspektach obowiązkowy i dbający o bliskich, dotrzymujący słowa. Czyli zapewni wszystko, oprócz pieniędzy. Miałyście taką sytuację? Co o tym myślicie?
27 grudnia 2016, 23:52
Dłużnik i lekkoduch - nie. Ale nie miałabym nic przeciw układowi: ja pracuję i zarabiam, a facet wspiera mnie, dba o dom i rodzinę :) nawet by mi to bardzo odpowiadalo, bo nienawidze tych wszystkich "kobiecych" zajęć a typem pani domu zdecydowanie nie jestem
28 grudnia 2016, 01:19
nie.. jak sie chce to sie czlowiek postara i znajdzie robote.. a zero ambicji mnie odpycha
28 grudnia 2016, 01:34
jabłkowa w Polsce większość kobiet właśnie taka jest: nie są do końca niezależne finansowo. Niektóre nie pracują, a te które pracują to zarabiają zwykle znacznie mniej od swojego partnera (naprawdę, zauważyłam że bardzo mało jest związków gdzie kobieta zarabia tyle samo co facet, a nie znam żadnego w którym ona zarabiałaby więcej - może wy znacie).nie musi miec nie wiadomo ile hajsu, ale musi byc samodzielny. nie moglabym zwiazac sie z osoba, za ktora musialabym byc odpowiedzialna (czy to w kwestii majatkowej, czy jakiejkolwiek innej). nie chce miec dzieci i nie potrafilabym sie zwiazac z kims, kto tak poniekad bylby ode mnie zalezny. facet musi byc facetem.
naprawdę? ja zarabiam więcej niż mój facet, a moja mama zarabiała zawsze więcej niz mój ojciec. W gronie moich bliżyszych znajomych też są jeszcze 2 takie pary. Z tego co zauważyłam wśród młodych i po studiach podobne zarobki to raczej norma (ale to sa tylko moje obserwacje).
Co do mówienia o kalkulacji - nie mówimy przecież o sytuacji przejściowej. Myslenie "nie ważne, że nie jest samodzielny, przecież się kochamy i to jest najważniejsze" jest... dosyć naiwne. Gdy chcesz założyć z kimś rodzine to oczywiście, że musicie się wspierać i na siebie liczyć także w tych sprawach. A nie jedna stale utrzymywać drugą (niezależnie od płci). Nie wiem jak można być z kimś, kto nie widzi nic złego w tym, że druga osoba haruje na obydwie strony związku przez cały czas. To pasożytnictwo.
28 grudnia 2016, 06:36
Dla mnie nie istnieje ideał bez pracy, bo dla mnie ideałem jest facet, który umie zadbać o siebie i rodzinę, zawsze. Jeśli ma nie mieć pracę to musi mieć własną firmę. Jeśli nie ma, to nie facet, tylko ciota.
28 grudnia 2016, 07:39
w jednym przypadku na pewno, gdyby swoją niedochodową działalność prowadził z pasją i była ona sama w sobie wartościowa według mnie, mogłabym wziąć na siebie wiekszość cięzaru zarobkowania. Na pewno nie byłabym w stanie zakochać się w lekkoduchu, leniu i kombinatorze, ale w pisarzu, filozofie, badaczu, artyście z pewnościa tak.
28 grudnia 2016, 08:20
nie, bo nigdy nie chciałabym być z nieogarnietym leniuchem, który nie potrafi zarobić na siebie. Dla mnie facet który permanentnie nie potrafi utrzymać żadnej pracy jest skreślony. Nie wyobrażam sobie że w takim przypadku wszystkie obszary mogą być super.
Miałam okazję obserwować taki związek z boku, ona zarabia a on lekkoduch siedzi w domu i zajmuje się nie wiadomo czym. W tym przypadku to 'dbanie' i 'troska o partnerkę' (czyli puste gesty, kwiatki, i słodkie słówka) to było czyste wyrachowanie, wszak o dojną krowę trzeba dbać. Niestety moim zdaniem tacy ludzie wiążą się z zaradnymi i obrotnymi babkami z czystej wygody i wyrachowania
28 grudnia 2016, 09:07
Nie wiem dokładnie, jaki jest Twój facet, ale pozwól, że opowiem, jak było u nas. Może nie do końca o to Ci chodzi, ale powiem coś o pieniadzach i podejsciu do nich.
Gdy poznałam mojego wtedy przyszłego męża, oboje mieliśmy stałą pracę i podobnie zarabialiśmy. Podobało mi się to, że wymyślał ciekawe formy spędzania wolnego czasu, zabierał mnie w fajne miejsca, zawsze płacił za mnie, mimo, iż nalegałam, że płacę sama. Po prostu on miał pieniądze to chciał płacić za swoją dziewczynę, nieważne, czy zabierał mnie na kawę czy na tygodniowy wyjazd. Nie powiem, podobało mi się to, imponował mi, że taki zaradny, zorganizowany. Wiedziałam, ze mieszkając z rodzicami, też pomaga im finansowo.
Im dłużej razem byliśmy, to widziałam, jak to wygląda. Faktycznie zarabiał ok, ale...nie oszczędzał ani złotówki, ponieważ nie był tego nauczony. Wydawał na przyjemności, pomagał rodzicom, ładował kasę ciągle w samochód, który ciągle się psuł, imprezował z kolegami. A ja...przez kilka lat pracy i samodzielnego utrzymywania się zdążyłam już odłożyć i zaoszczędzić sporo pieniędzy. Jestem typem, który ma głowę do takich rzeczy, jestem tego od dziecka nauczona (pierwsze pieniądze na wakacyjne wydatki zarobiłam w wieku 8 lat, pomagając w handlu owocami- rodzice bardzo szybko zaczeli nas uczyc samodzielnosci i szacunku do pracy i pieniędzy), poza tym pracuję w finansach, wiec tym bardziej jest dla mnie naturalne rozsadne zarzadznie pieniędzmi. Poza tym mój facet jest czuły, opiekuńczy, inteligentny, z poczuciem humoru, lubiany, szanowany, rodzinny...
Czy miałam jakieś wątpliwości? na początku tak, bo bałam się, że nie będzie nam łatwo z takim jego podejściem. Ale im dłużej byliśmy razem, to zorientowałam się, że wszelkie sprawy zwiazane z kasą to dla niego drażliwy temat i generalnie oddaje mi ten temat do zarządzania. On zarabia i płaci podstawowe rachunki, a wszelkie inne rzeczy oddaje mi. No i może inaczej wygląda Twoje/ Wasze wyobrażenie- że to facet jako głowa rodziny powinien tym rządzić- u nas jest odwrotnie. Póki co się sprawdza, bo ja o wszystkim pamiętam :)
U nas to tylko kwestia podejscia do sprawy, bo pracę faktycznie mamy oboje. I wiem, że nawet jak mój maż by ją w jakiś sposób stracił, to znalazłby nową. Nie wiem, jak wyglądało by nasze życie, gdyby on nie chciał pracować, bo nie...
Tylko jak jest u Was? Twój nie pracuje bo " zadna praca nie jest dla niego dostatecznie dobra", czy tez po prostu ma lenia?
Znam parę, gdzie on wyjątkowy lekkoduch, nie pracuje, bo, jak twierdzi " nie będą złodzieje ( czyt. państwo) żyć na jego koszt", para się czasem czyms dorywczym, ale generalnie mieszka u swojej laski, która też popracuje, jak jej się zachce, a zyje od lat na garnuszku rodziców. Dwójka darmozjadów w wieku między 30 a 40 lat. Coś takiego jest dla mnie nie do przyjęcia. Nawet największa miłość by zeszła na zawał.
Edytowany przez f60ea310fa8307fc04fb57379c674afd 28 grudnia 2016, 09:18
28 grudnia 2016, 09:13
nie, bo nigdy nie chciałabym być z nieogarnietym leniuchem, który nie potrafi zarobić na siebie. Dla mnie facet który permanentnie nie potrafi utrzymać żadnej pracy jest skreślony. Nie wyobrażam sobie że w takim przypadku wszystkie obszary mogą być super. Miałam okazję obserwować taki związek z boku, ona zarabia a on lekkoduch siedzi w domu i zajmuje się nie wiadomo czym. W tym przypadku to 'dbanie' i 'troska o partnerkę' (czyli puste gesty, kwiatki, i słodkie słówka) to było czyste wyrachowanie, wszak o dojną krowę trzeba dbać. Niestety moim zdaniem tacy ludzie wiążą się z zaradnymi i obrotnymi babkami z czystej wygody i wyrachowania
Moje małżeństwo tak wyglądało. Zarabiałam na takiego słodkiego łobuza, który pracy się wstydził. Zwróćcie uwagę, że te wszystkie urocze gesty i geściki, kwatulki i prezenciki t tak naprawdę sama sobie kupowałam. To przecież moje pieniądze on tak hojnie wydawał w kwiaciarni! Tak samo jak autorka. On kupuje jej prezent za ostatnie pieniądze a ona płaci jego rachunki. Wspaniale.
Mój obecny partner ma wolny zawód. Odszedł jakiś czas temu z agencji i pracuje na własny rachunek. Póki co kasy z tego nie ma do domowego budżetu, bo to co zarobi inwestuje w sprzęt *(specjalistyczny i dość drogi ale niezbędny). I nie mam problemu z tym, że pieniądze do domu przynoszę tylko ja. Bo tak trzeba. Bo to jest wsparcie dla ukochanego. Bo w pewnym momencie inwestycje się skończą, kasy przybędzie a radocha jaką On ma realizując marzenie o własne agencji - bezcenne!
28 grudnia 2016, 09:22
Pojawił sie kiedyś w moim zyciu taki facet. Artysta - gitarowiec. Pracuje dorywczo troche w biurze , troche grywa na koncertach czy dorabia weekendowo na weselach jako członek zespołu. Ale NIGDY cały rok. Głownie czas mija mu na ''samodzielnym tworzeniu'' w domowym zaciszu, potrafi komponować swoje covery nawet po kilkanaście godzin dziennie. Dodam, ze kasy z tego nie ma, on rozwija swoją pasje. Jako najmłodsze dziecko , mieszka dalej z rodzicami mimo, 27 lat. Jest mu tak wygodnie, mama cieszy sie, ze choć jeden synek z całej piątki rodzeństwa sie ostał i jest przy niej. Jemu taki układ tez pasuje : ma ciepły obiadek, do rachunkow sie czasem dorzuci (albo i nie, nie wiem jak ten układ do końca funcjonuje) i zyje sobie beztrosko z dnia na dzień. Z początku miałam na niego ochote bo jest naprawde uroczy ale dopiero kiedy poznałam jego ''system funkcjonowania'' zmieniłam zdanie. Urok osobisty - przynajmniej dla mnie, to za mało.Taki facet to zadna podpora. To człowiek mający swoj swiat, jakby oderwany od rzeczywistości.Ciezko jest z takim kimś zbudować normalny zwiazek, brak tu stabilności, jakiejś rownowagi. Ja zarabiam całkiem dobrze jak na Polskie realia, ale duzo czasu tez przebywam za granicą dzieki czemu nie narzekam na finanse. Po prostu oderwałam sie od tego chorego systemu jaki panuje obecnie w naszym kraju i zyje sobie ''gdzieś obok''. Nie wziełabym pod swoje skrzydła ''dorosłego dziecka'' facet musi sie jasno określić, mieć na siebie plan i przynosić stały dochod. Chyba, ze to sytuacja przejściowa, ale zwiazek z ''niebieskim ptakiem'' to na dłuzszą mete nie moja bajka :)
28 grudnia 2016, 09:29
Miałam takiego chłopaka kiedyś - zalewał mnie komplementami, rozpieszczał jak umiał, ale za pieniążki mamusi, w żadnej pracy się nie utrzymał, bo artysta jest stworzony do lepszych rzeczy (jednocześnie nawet nie starał się o te lepsze rzeczy), jakoś to pójdzie, jakoś będzie - po prostu. Snuł ogromne plany co do naszego przyszłego życia, ale nie robił absolutnie nic żeby zrobić chociaż krok w kierunku ich realizacji - rodzice bogaci, to pomogą. Patrząc z perspektywy dobrze, że nam się rozsypało, bo jego obecna partnerka ma trudne życie - sama musi się o wszystko troszczyć, a od takiego księcia trudno odejść, bo "tak kocha".
Wybrałam sobie faceta bez kasy, za to pracowitego i z ambicjami i żyje nam się coraz lepiej i wcale to nie było małżeństwo z rozsądku.