Temat: Nie potrafię wybaczyć...

Będzie raczej długo i nudno. Na wstępie zaznaczam, że chodzi o problem rodzinny, żebyście wiedziały na co się piszecie:D.
Odkąd się urodziłam, mieszkaliśmy z dziadkami (ze strony mamy) na 48m^2. Dziadkowie w mniejszym, a ja z rodzicami (i siostrą urodzoną 4 lata po mnie) w większym pokoju. Myślę, że to ma znaczenie i w sporym stopniu było przyczyną konfliktów.  Wychowywali mnie raczej dziadkowie. Rodzice pracowali na pełny etat. Dzieciństwa nie wspominam jakoś źle, no może poza chorym podejściem do jedzenia i utuczeniem mnie już w wieku trzech lat. Z nadwagą udało mi się uporać dopiero koło osiemnastki. Z rodzicami też nie można było normalnie pogadać czy nawet się pokłócić bo gumowe uszy za ścianą wszystko słyszały i zaraz leciały z wtrącaniem się w nasze wychowanie. Awantury toczyłyśmy (ja i siostra) z dziadkami o wszystko bo wg nich nawet wodę na herbatę nastawiałyśmy źle, nie na ten palnik co trzeba i o niewłaściwej godzinie(loser).

Wielki problem w relacjach pojawił się, gdy poznałam mojego R. Spędzaliśmy razem sporo czasu (ale nie do przesady). U mnie nie było miejsca, więc siedzieliśmy głównie u niego (mieszkał sam), ale nocowałam zawsze w domu. I tu się zaczęło. Wyzywanie mnie od dzi*ek, ku*ew dosłownie. Teksty typu "ja twojego bękarta nie będę wychowywać i proszę mi tutaj go nawet nie przyprowadzać" z ust babci były na porządku dziennym. Ja, osiemnastoletnia wtedy dziewczyna, nie byłam w ciąży. Nic z tych rzeczy. Nie puszczałam się na prawo i lewo, przyprowadzając co tydzień innego chłopaka. To, co się działo, było toksyczne. Spokojnie mogę to uznać za znęcanie się psychiczne. Rodzice jakoś nie reagowali. Zlewali mnie krótkim "daj spokój". Tyle nocy przebeczałam, że ciężko zliczyć. Już granicą absurdu było zabranianie mi (już pełnoletniej) przez DZIADKÓW spotykania się z R.
To był moment przełomowy. Znalazłam pracę i wyniosłam się z tego chorego układu. Zamieszkałam z nim, po trzech latach pobraliśmy się. Po mojej wyprowadzce rodzice i siostra też się wynieśli. I tu pojawia się niespodziewany zwrot akcji. Stałam się ukochaną wnuczką, do której babcia wydzwania 500x w miesiącu. Wciska pierogi, uszka i inne cuda. Zaprasza na obiadki i nie dociera do niej słowo NIE. Mieszkamy w tym samym mieście, więc nie odbieranie telefonów nie przynosi najlepszych rezultatów. Zawsze gdzieś się spotkamy na mieście przypadkiem. Jestem w 5. miesiącu ciąży. Babcia oczywiście jest tak wspaniała, że mówi, że ona się naszą pociechą zajmie, mamy synka do niej przyprowadzać jak się urodzi itd.
I tu jest mój problem. Nie potrafię dziadkom wybaczyć mojego dzieciństwa i mojej wczesnej młodości. Nie potrafię zapomnieć wyzwisk, nazywania "bękartem" mojego dziecka, do którego w ówczesnym czasie była baaaardzo długa droga.
Ma ktoś pomysł, jak tę sytuację rozwiązać? Uciąć całkiem kontakt to raczej niemożliwe. Całą rodziną spotykamy sie u dziadków na święta czy inne rodzinne imprezy. Ale wybaczyć też nie potrafię. Nigdy nie zapomnę o tych krzywdach.

Jeśli ktoś dotrwał do końca to gratuluję (dziewczyna). Jeśli jeszcze poratuje jakąś sensowną radą, będę zobowiązana.

HelloPomello napisał(a):

Załatw sprawę twarzą w twarz , pojedź tam w konkretnym celu, ale nie przez telefon czy podczas przypadkowego spotkania.


Twierdzisz, że pójście tam tylko po to będzie lepsze? Ja zaczekałabym aż zadzwoni i powiedzmy zaprosi. Wtedy pójdę i powiem co mi na sercu leży. Ale tak na zimno, bez emocji, kłócenia się czy wyzwisk.

ToJaMax napisał(a):

Twój ojciec miał własny dom, a mimo wszystko zwalił się z żoną i dwojgiem dzieci to malutkiego mieszkanka Twoich dziadków. Nie dziw się, że babcia bała się, że historia się może powtórzyć w następnym pokoleniu.Nie bronię babci całkowicie, bo nie miała prawa wyzywania Cię w ten sposób, ale pomyśl sobie tak, że ona wychowała już swoje dzieci, pewnie gdzieś tam miała nadzieję, że w dorosłym życiu się wyniosą, a tu Twoja mama sprowadziła męża, urodziły się dzieci, mała przestrzeń dla każdego. Babcia interweniowała w kłótniach, bo pewnie chciała je zakoczyć, przypuszczam, że przez tyle lat nerwy związane z mieszkaniem w klatce się kumulowały i w momencie jak zaczęłaś się spotykać z Twoim mężem, to gdzieś po prostu wybuchły...

Ok. Tu się zgadzam, że ojciec zawalił i może faktycznie jakieś tam obawy miała. Ale to nielogiczne. Już tam było 6 osób a jeszcze wprowadziły się jeden chłop i malutkie dziecko. My już tam mieliśmy w cholerę ciasno i byłoby to po prostu fizycznie niemożliwe nas wszystkich tam upchnąć. Przygotowuję się do narodzin mojego dziecka i widzę ile rzeczy i miejsca jest potrzebne. Także dziadkowie, rodzice, siostra, my z mężem i dzieckiem w tym jednym mieszkaniu to opcja NIEMOŻLIWA do zrealizowania.  Łóżeczko bym sobie chyba musiała na suficie przymocować.

Babcia się zwyczajnie chamsko wtrącała i przez  to sytuacje jeszcze bardziej się zaogniały. Nie wierzę w próby zakończenia konfliktu przez wywyższanie się na piedestał ponad drugich dziadków, wyzywaniu ojca od najgorszych i podważaniu jego autorytetu.O tej relacji dziadkowie-ojciec też można by książkę napisać. Ojciec zresztą nabawił się nerwicy i prawie popadł w alkoholizm w tym domu.

Lumen_ napisał(a):

HelloPomello napisał(a):

Załatw sprawę twarzą w twarz , pojedź tam w konkretnym celu, ale nie przez telefon czy podczas przypadkowego spotkania.
Twierdzisz, że pójście tam tylko po to będzie lepsze? Ja zaczekałabym aż zadzwoni i powiedzmy zaprosi. Wtedy pójdę i powiem co mi na sercu leży. Ale tak na zimno, bez emocji, kłócenia się czy wyzwisk.

Tak uważam, pójdź i powiedz dlaczego taka a nie inna jest Twoja postawa, bez emocji, krzyków i nie wdawaj się dyskusję, powiedz że przyszłaś ich poinformować a nie dyskutować czy się kłócić. Nie będą mieli wyjścia jak uszanować Waszą decyzję, poza tym bezpośredni kontakt na chłodno uświadomi im że to nie jest Twój kaprys tylko poważna deklaracja.

Lumen_ napisał(a):

HelloPomello napisał(a):

Załatw sprawę twarzą w twarz , pojedź tam w konkretnym celu, ale nie przez telefon czy podczas przypadkowego spotkania.
Twierdzisz, że pójście tam tylko po to będzie lepsze? Ja zaczekałabym aż zadzwoni i powiedzmy zaprosi. Wtedy pójdę i powiem co mi na sercu leży. Ale tak na zimno, bez emocji, kłócenia się czy wyzwisk.

nie wiem czy ktos wspomnial ale zdecydowanie wlacz w to swojego faceta, bedziesz miala wparcie a jemu bedzie duzo latwiej powiedziec po prostu kilka cieplych malo cenzuralnych slow jak "odpie^%@#ic sie od nas". 

Nawet jezeli masz poczucie ze musisz to zrobic sama, wlacz go w to.

nie twoja wina, że mieszkaliście z dziadkami. podle się wobec ciebie zachowywali. jak zobaczysz ich i będą ci naskakiwać to powiedz szczerze, że pamiętasz dobrze jak się nad tobą znęcali i ty jako k**** i d***** swojego bękarta zgodnie z ich wolą nie dasz im nawet potrzymać.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.