- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
28 września 2016, 14:17
Będzie raczej długo i nudno. Na wstępie zaznaczam, że chodzi o problem rodzinny, żebyście wiedziały na co się piszecie.
Odkąd się urodziłam, mieszkaliśmy z dziadkami (ze strony mamy) na 48m^2. Dziadkowie w mniejszym, a ja z rodzicami (i siostrą urodzoną 4 lata po mnie) w większym pokoju. Myślę, że to ma znaczenie i w sporym stopniu było przyczyną konfliktów. Wychowywali mnie raczej dziadkowie. Rodzice pracowali na pełny etat. Dzieciństwa nie wspominam jakoś źle, no może poza chorym podejściem do jedzenia i utuczeniem mnie już w wieku trzech lat. Z nadwagą udało mi się uporać dopiero koło osiemnastki. Z rodzicami też nie można było normalnie pogadać czy nawet się pokłócić bo gumowe uszy za ścianą wszystko słyszały i zaraz leciały z wtrącaniem się w nasze wychowanie. Awantury toczyłyśmy (ja i siostra) z dziadkami o wszystko bo wg nich nawet wodę na herbatę nastawiałyśmy źle, nie na ten palnik co trzeba i o niewłaściwej godzinie.
Wielki problem w relacjach pojawił się, gdy poznałam mojego R. Spędzaliśmy razem sporo czasu (ale nie do przesady). U mnie nie było miejsca, więc siedzieliśmy głównie u niego (mieszkał sam), ale nocowałam zawsze w domu. I tu się zaczęło. Wyzywanie mnie od dzi*ek, ku*ew dosłownie. Teksty typu "ja twojego bękarta nie będę wychowywać i proszę mi tutaj go nawet nie przyprowadzać" z ust babci były na porządku dziennym. Ja, osiemnastoletnia wtedy dziewczyna, nie byłam w ciąży. Nic z tych rzeczy. Nie puszczałam się na prawo i lewo, przyprowadzając co tydzień innego chłopaka. To, co się działo, było toksyczne. Spokojnie mogę to uznać za znęcanie się psychiczne. Rodzice jakoś nie reagowali. Zlewali mnie krótkim "daj spokój". Tyle nocy przebeczałam, że ciężko zliczyć. Już granicą absurdu było zabranianie mi (już pełnoletniej) przez DZIADKÓW spotykania się z R.
To był moment przełomowy. Znalazłam pracę i wyniosłam się z tego chorego układu. Zamieszkałam z nim, po trzech latach pobraliśmy się. Po mojej wyprowadzce rodzice i siostra też się wynieśli. I tu pojawia się niespodziewany zwrot akcji. Stałam się ukochaną wnuczką, do której babcia wydzwania 500x w miesiącu. Wciska pierogi, uszka i inne cuda. Zaprasza na obiadki i nie dociera do niej słowo NIE. Mieszkamy w tym samym mieście, więc nie odbieranie telefonów nie przynosi najlepszych rezultatów. Zawsze gdzieś się spotkamy na mieście przypadkiem. Jestem w 5. miesiącu ciąży. Babcia oczywiście jest tak wspaniała, że mówi, że ona się naszą pociechą zajmie, mamy synka do niej przyprowadzać jak się urodzi itd.
I tu jest mój problem. Nie potrafię dziadkom wybaczyć mojego dzieciństwa i mojej wczesnej młodości. Nie potrafię zapomnieć wyzwisk, nazywania "bękartem" mojego dziecka, do którego w ówczesnym czasie była baaaardzo długa droga.
Ma ktoś pomysł, jak tę sytuację rozwiązać? Uciąć całkiem kontakt to raczej niemożliwe. Całą rodziną spotykamy sie u dziadków na święta czy inne rodzinne imprezy. Ale wybaczyć też nie potrafię. Nigdy nie zapomnę o tych krzywdach.
Jeśli ktoś dotrwał do końca to gratuluję . Jeśli jeszcze poratuje jakąś sensowną radą, będę zobowiązana.
Edytowany przez 7c3e8ceb3d846f36c2d528df6c121617 28 września 2016, 14:18
28 września 2016, 22:16
Proponuje olac i pojsc do nich na swieta - jakby nic sie nie stalo. Dokladnie tak, jak oni teraz robia ci "dobrze" jakby nic wczesniej sie nie stalo. Spotkania przypadkowe na ulicy proponuje zbywac rozmawiajac wylacznie o pogodzie a konkretne pytania - zbywac bardzo zdawkowymi zdaniami typu "zobaczymy jeszcze jak to bedzie", "przemysle to", czy "no faktycznie musimy sie kiedys zobaczyc". No i na do widzenia : "do nastepnego". Nie musisz im sie zwierzac, to nie sa twoi przyjaciele.
Mysle, ze "nie" prowokuje o wiele bardziej jak "tak, koniecznie kiedys musze do babci przyjsc, no to pa"
28 września 2016, 22:16
dubel
Edytowany przez 29 września 2016, 00:09
29 września 2016, 02:29
Może babcia ma jakieś wyrzuty sumienia (nawet podświadomie) i tak się teraz zachowuje? Na pewno ma/miała kłopoty z komunikacją. Jak tak patrzę z perspektywy czasowej, to moja jedna babcia też się czasem podobnie zachowywała, była bardzo porywcza i wybuchowa, choć bardziej w stosunku do mojej mamy (synowej). Moja mama nauczyła mnie być cierpliwą, spokojną, zdystansowaną w takich sytuacjach (bo skąd wiem jaka będzie moja starość? jaka będę wtedy dla mojego otoczenia? zreszta nie wiem ile ten starszy człowiek będzie żyl a mogę powiedziec cos czego bede potem zalowac) i kiedy babcia umierała, nie mieliśmy sobie nic do zarzucenia (wiem jak egoistycznie to brzmi, ale tak było). Oczywiscie wyzywanie itp. jest niedopuszczalne i rozumiem Twój żal, piszę to jednak żebys zobaczyla tez inna perspektywe. Jest chyba tak ze na starość pogłębiają się pewne negatywne cechy charakteru, stają się jakby intensywniejsze, nasila sie borderline itp. W stosunku do tego typu osob co Twoja babcia w mojej rodzinie zachowuje wyrozumialy dystans, staram sie im wybaczac dla swojego dobra, by nie kumulowac negatywnych emocji.
Edytowany przez pigla 29 września 2016, 02:31
29 września 2016, 06:41
Zawsze tak jest. Mój ojciec się nade mną znęcał kiedy mieszkałam u niego w domu. Od 2 lat jestem na swoim i jest do rany przyłóż
29 września 2016, 09:18
Ja bym jej powiedziała wprost " Choćbyś na głowie stanęła i stopami klaskała to nigdy nie zapomnę Wam tego jak mnie traktowaliście ,więc niech nasze stosunki pozostaną takie jak były dawniej czyli żadne. Nie potrzebuję Waszej wątpliwej troski, sama potrafię o siebie zadbać i swoją rodzinę , której Wy nie potrafiliście mi dać. Więc nie burzcie mojego spokoju , który z takim trudem sobie z mężem zbudowałam"
29 września 2016, 10:07
musisz mówić wprost i uciąć kontakty ograniczyć do minimum. Bo myślę że babka będzie chciała Ci dziecko wychowywać wszystko co ty robisz będzie źle. Teraz Ty będziesz matka i musisz być twarda żeby mieć spokój
29 września 2016, 11:06
Szczerze mówiąc nie wybaczyłabym i nie zapomniałabym. Niestety moja babcia żeby dopiec mojej mamie też czepiała się nas. A argument, że to starsi ludzie itd do mnie nie trafia. Mój tata za każdym razem tak tłumaczył zachowanie swoich rodziców. Nie ważne czy mieliśmy 5,10, 18 lat a oni zrobili czy powiedzieli coś kretyńskiego.Jakby mnie to tak bolało jak Ciebie Autorko to po prostu powiedziałabym babci prawdę, bez krzyków, przekleństw. Nawaliła jako babcia, więc może teraz usłyszeć, że np. przez wyzwiska nie chcesz mieć z nią kontaktu i na uroczystościach rodzinnych np. ma trzymać się z dala lub w ogóle Cię tam nie będzie,bo Twoi rodzice też konkretnie zawalili sprawę.Szczerze mówiąc dziwi mnie to, że żadne z rodziców nie reagowało.No i jeśli babcia zobaczyłaby prawnuka to już na pewno nie dałabym go jej pod opiekę. Pozdrawiam
29 września 2016, 11:57
Ja bym jej powiedziała wprost " Choćbyś na głowie stanęła i stopami klaskała to nigdy nie zapomnę Wam tego jak mnie traktowaliście ,więc niech nasze stosunki pozostaną takie jak były dawniej czyli żadne. Nie potrzebuję Waszej wątpliwej troski, sama potrafię o siebie zadbać i swoją rodzinę , której Wy nie potrafiliście mi dać. Więc nie burzcie mojego spokoju , który z takim trudem sobie z mężem zbudowałam"
Chyba to będzie najlepsze wyjście. Wtedy każdy będzie miał jasną sytuację. Zrobię to przy najbliższym telefonie zapraszającym mnie na obiad czy spotkaniu gdzieś w sklepie, gdzie będzie starała mi się coś na siłę wcisnąć.
To, że jej nigdy w życiu nie powierzę synka pod opiekę jest dla mnie pewne. Nie pozwolę mu zwichrować psychiki. Ja nie uważam się za osobę słabą psychicznie ale jeśli on będzie choć trochę słabszy to sobie nie poradzi. Pranie mózgu murowane.
Najbardziej wkurza mnie fakt, że teraz babcia zachowuje się, jakby nic się nie stało. Jakbyśmy zawsze byli szczęśliwą i kochającą się rodzinką. To, że starsi tak mają to średnio do mnie przemawia. Nikt z moich znajomych (nawet mieszkając z dziadkami) nie spotkał się z tak toksycznymi ludźmi. Raczej obstawiam to, o czym część z Was wspomniało. Babcia chce sobie zapewnić opiekę w razie, jakby zaniemogła. Teraz zaczynają pchać się z buciorami w moje życie. Miałam spapraną połowę życia i odżyłam tak na prawdę dopiero po wyprowadzce. Nie pozwolę, żeby mi ktoś spieprzył to, co zbudowaliśmy z mężem. Wychowała własne dzieci, potem wnuki (3 lata, dopóki nie poszłam do przedszkola) i wystarczy. Do prawnuka wtrącać się nie będzie.
Serdeczne dzięki za wszystkie opinie. Pomogłyście mi znaleźć najlepsze wyjście .
Edit: Dziwicie się, że rodzice nie reagowali. Ja też się dziwiłam. Ja i siostra nieraz błagałyśmy o wyprowadzkę. Dom przecież stał pusty, 20 km dalej. Jednak oni nigdy nie pojęli nawet takiej próby. I nie chodzi bynajmniej o to, że byłyśmy małe i trzeba było nam zapewnić opiekę po szkole do powrotu rodziców. Ja zaczęłam prosić o wyprowadzkę jakoś w gimnazjum. Ustaliłyśmy nawet z siostrą, że będziemy razem wracać do domu (ona poczeka na mnie w świetlicy bądź ja na nią). Jednak to też nic nie zdziałało. No i męczyliśmy się tak na tej kupie.
Edytowany przez 7c3e8ceb3d846f36c2d528df6c121617 29 września 2016, 12:02
29 września 2016, 13:04
Facet miał własne mieszkanie i pracę także uważam, że to trochę... słaby argument w obronie drugiej strony.Ja nie piszę, że nie chcę wybaczać. Ja nie mogę tego zrobić. Nie potrafię. Próbowałam ale nie daję rady. Zbyt dużo się wydarzyło. W efekcie babcia i kontakt z nią tylko mnie denerwuje.Myślę, że babcia z dziadkiem też dostali trochę po dupie mieszkając w pięć osób jak w klatce. Myślę, że zaznali teraz trochę luzu, spokoju, odetchnęli i spojrzeli świeżo na sytuację. Myślę że babcia była przytłoczona sytuacja, pewnie bała się że faktycznie zwalisz się jeszcze Ty z dzieckiem i facetem. Nie mówię że robiła dobrze, ale staram się trochę oddać pewne okoliczności łagodzące. Piszesz, że nie chcesz wybaczyć - ale jednak doradzalabym spróbować, dla siebie samej. Ja jestem osobą dla której wybaczenie jest praktycznie niemożliwe, a jednak podolalam :) wierzę, że babcia się zmieniła. Miałam tak z mamą. Pozwól, że daruje sobie szczegóły ale naprawdę nie było różowo. I dopiero jako dorosła kobieta, z czasem zdałam sobie sprawę z tego, ze ona nie była taka bez powodu. Wszystkie czynniki zniknęły, wtedy i ona zupełnie się zmieniła. Warto było :) nie dlatego, żeby była teraz moja największa przyjaciółką, ale dlatego że mi samej lżej. Bo nie mam właśnie takich dylematów, czy odwiedzić. Jak zrobić zeby jak najrzadziej dzwoniła. Jak przeżyć święta.