Temat: Wspólne mieszkanie - proszę o rady

Za 2 miesiące opuszczam wynajmowany pokój i razem z chłopakiem wprowadzamy się do mieszkania po mojej babci. Wcześniej pomieszkiwaliśmy razem podczas pracy za granicą ale to były 3 miesiące i czas wyglądał tak: praca, spanie, praca, spanie.
Nie chcę żeby nasz związek się rozpadł więc proszę o jakieś rady. Może Wy popełniłyście jakieś błędy na których się nauczyłyście i możecie mi teraz coś doradzić? 

Trochę o nas: ja 22 on 23 lata
razem od 3,5 roku
mieszkanie jest moje, zaraz zacznie się jego remont za który co do złotówki zapłacę ja, bo to mieszkanie zawsze będzie tylko moje, on o tym wie, mówił że przez to nie czuje sie do końca bezpiecznie ale wie że to mieszkanie to tylko tymczasowe rozwiązanie bo będziemy odkładać na większe w większym mieście (to mieszkanie po babci jest bardzo tanie w utrzymaniu w małym miasteczku).
Zaczynamy płatne praktyki od lipca w tym małym miasteczku, poza tym on ma jeszcze 2 zdalne prace z których wyciągnie koło 4tys na miesiąc.
Ja pracy nie mam na razie żadnej, będę szukać ale póki nie znajdę on powiedział, że przez pewien czas będzie mnie utrzymywał. Miasteczko leży 20 km i 30 km między 2 dużymi miastami więc z pracą nie powinno być problemu, nie szukałam jeszcze dlatego nie mam. w lutym będziemy bronić inż.  dlatego teraz mamy luźniej na uczelni więc chcę znaleźć pracę chociaż na pół etatu.

Nie chcę się z nim nigdy kłócić o pieniądze ale nie wiem o czym z    nim porozmawiać żeby kłótni potem uniknąć.
Podział obowiązków,-jaki powinien być?

Prosze Was nawet o historie z Waszego życia z początków mieszkaniem z chłopakiem/narzeczonym :)

Na szczęście większych problemów nie było. Na początku przez rok nie pracowałam, nie mogłam znaleźć pracy i też szokiem była przeprowadzka do dużego miasta - zdecydowaliśmy, że ja się przeprowadzam, bo on miał stałą pracę a ja kończyłam studia. Mieszkam u niego właściwie, ale na szczęście nigdy mi nic nie wydzielał i nie wyliczał. A Ty tak trochę cwaniacko z tym mieszkaniem, nie dziwię się, że czuje się niepewnie. Powinien powiedzieć, że wprowadzi się jak znajdziesz pracę i będziesz na siebie zarabiać, skoro tak to dzielisz, ale jak wam pasuje. Mój chłopak postanowił o mnie zadbać, sam tak chciał. Rachunki opłaca on - jednak nie mamy zbyt dużych kosztów mieszkania. Ja płacę za swój telefon, czasem za lekarza (czasem on), z lekami podobnie. Płacę za swoje hobby i inne wydatki, a dokładam się w postaci opłaty czasem za zakupy czy coś, Nie dzielimy żadnych paragonów na pół ani nic takiego. Nie mamy konkretnych ustaleń, ale też nie kłócimy się o kasę. Zarabiamy dość na styk, każdy oszczędza ile może, a reszta i tak idzie na życie. Co do obowiązków. No jakoś wcześniej sam też żył, ale jak siedziałam w domu, to robiłam więcej i trochę tak zostało. W miarę robi, o co poproszę, jednak z ociąganiem i muszę dokładnie rozpisać co ma zrobić. Nie znaczy jednak, że się o to kłócimy, raczej się przyzwyczaiłam do pewnego stopnia bałaganu, hehe

Pasek wagi

Dla mnie trochę chory układ... Się wcale nie dziwię czemu Twój chłopak czuje się niepewnie! On ma Cię utrzymywać, a w zamian nie będzie mieć nic, heh.. fajnie, fajnie.

P.S. Recepty Ci nie podam żadnej, życia i tak się nauczysz sama. Ja z domu wyprowadziłam się bardzo wcześnie i przeszło 10 lat mieszkam już z mężem. A i nigdy nie było mowy o: to jest moje, a to Twoje. Zawsze wszystko mieliśmy i mamy do tej pory wspólne.

kocham go i nie mam zamiaru go wywalać, mamy ustalone że przed ślubem podpisujemy intercyzę i on dobrze o tym wie i się na to zgadza. 

Zalatana napisał(a):

to ja też offtopowo. Mieszkanie jest twoje i w życiu nie zamierzasz się z nim dzielić (nawet po ślubie?), ale już to że Cię bedzie na bezrobociu sponsorował to spoko...

o mamo... będziemy tam mieszkać max 5 lat żeby odłożyć WSPÓLNIE na WSPÓLNE mieszkanie. A ja szukam pracy i on zadeklarował się mnie utrzymywać JAK NIE ZNAJDE PRZEZ PEWIEN CZAS.

sprawiedliwy podział obowiązków od początku, brak dzielenia na "moje" "twoje", dużo uśmiechu i mało spiny i do przodu;)

co do mieszkania, to uważam że słusznie robisz remontując je za swoje, dziś jesteś z nim, jutro możesz nie być (oczywiście ci tego nie życzę ale w życiu różnie bywa) i nie ma problemów ze zwrotem i podziałem, bo wiadomo, że jest to tylko Twoje

a co do kwestii wspólnego mieszkania, tak jak dziewczyny napisały, najwięcej kłótni jest o sprzątanie i kasę - zakupy, dzielenie paragonów na pół jest trochę bez sensu, bo skoro się już chce być takim dokładnym to powinno się dzielić tylko te pozycje, które są wspólne, a wszystkie dodatkowe zachcianki każdy płaci sam za siebie, poza tym facet na ogół więcej je :-) my wyszliśmy z założenia, że płaci ten kto robi zakupy,  a jak szliśmy razem to wtedy on płacił, bo też więcej zarabiał

Cóż ja ze swoim zamieszkalam niby po 2 latach związku , ale te 2 lata byly zwiazkiem na odleglosc , na bardzo duza odleglosc .. duza odległość 2 dzieciaków ( ja mialam 16 lat , on 18 lat ,ale wciaz w liceum na utrzymaniu rodziców ) = spotkania raz na ruski rok .. Ogólnie po tych 2 latach mialam mieszane odczucia co do zwiazku bo z jednej strony kochalismy sie nad zycie ( przez dwa lata regularnie rozmawialismy na skypie po kilka ,nawet kilkanascie godzin , podczas spotkan iskrzylo niesamowicie ) ale z drugiej mialam jakies dziwne przeswiadczenie ,ze mimo iz przegadalismy tak wiele godzin o praktycznie kazdym temacie ,nie do konca moge znac tego człowieka . Gdy tylko zdalam maturę nie zastanawialam się ani chwili , od razu złożyłam podanie do jego miasta - 800 km od domu rodzinnego . Wynajełam mieszkanie . Z racji tego ,ze musialam jeździc kilka razy podczas wakacji ( wynajem mieszkania , papiery na studia , zwożenie rzeczy itp .) wreszcie zaczeliśmy się widywać jak normalne pary .. właściwie prowadzilam system ,ze jak juz jechalam do Lublina to zostawalam na tydzien ( wtedy caly tydzien spedzalismy razem u mnie ,doslownie 24 h na dobe ) pozniej wracalam do siebie na 2 tygodnie i znowu jechalam i zostawalam jakis czas . W zasadzie gdy w polowie wrzesnia przyjechalam juz tak ,,na stałe "  bylismy juz pewni siebie ,wiedzielismy czego chcemy  . Ja miałam 19 lat ( nawet nie skonczone ) ,on 21 . Zaczął się inny etap w naszym życiu . On spędzał wiele czasu u mnie , wlasciwie wiekszosc .. siedzial u mnie cale 3 dni i 3 noce ,do siebie wracal na jeden dzien i znowu był u mnie . Chcial mi za wszystko dawac pieniadze ,ale ja nie chcialam ani grosza . Skakałam koło niego , dogadzałam mu kupując smakołyki ,ale on również był dla mnie kochany . Najpiekniejsze było chyba to ,ze nie rozpoczelismy jeszcze wtedy współżycia ,bylismy siebie niby tak blisko a jednak bylo cos na co czekalismy . Po 2 miesiacach zaproponowalam mu oficjalne wspolne mieszkanie . I tak wiekszosc czasu spedzal u mnie , a ja chcialam go wiecej i więcej . On sie wahał bo akurat jego sytuacja finansowa bardzo sie pogorszyla , powiedzial ,ze nie jest pewien czy kazdego miesiaca da rade placic mi polowe za mieszkanie ,za rachunki ,za jedzenie i jeszcze za swoje wydatki , chcial sie wstrzymac kilka miesiecy do poki nie stanie finansowo na nogi .Ale ja zapytałam ,,jakie dawac mi ? " ,jestesmy razem i razem damy rade finansowo , nie chce bys mi nic dawal , chce z Toba dzielic życie i finanse . Powiedzial ,ze musi to przemyslec . Po kilku dniach w najmniej oczekiwanym momencie oswiadczył mi sie ,zgadzajac sie rowniez na wspolne zamieszkanie .Zaczal powoli znosic rzeczy , a  po kilku dniach mielismy swoj pierwszy raz . Mieszkamy juz tak ze soba 3 lata prawie , mielismy po drodze duzo problemów ,finansowych również ,ale nigdy sie o to nie kłócilismy . Gdy jedno spadalo w dół ,drugie ciągnęło go w górę . Dlatego zalezy jakie Ty masz nastawienie do tego , ale ja nie uznaje powaznych zwiazkow gdzie jest ,,Twoje " i ,,Moje " . My jestesmy szczesliwi ,bo jestesmy dla siebie najwazniejsi ..My , a nie kasa . 

Co do podziału obowiazkow to zawsze o to beda sprzeczki ( no prawie zawsze ) , bo czasem komus sie nie chce , czasem ktos zrobi cos nie tak , ale to zwykle sprzeczki a nie kłótnie . Moim zdaniem powinien taki podzial wyjsc w praniu .  U nas kto danego dnia ma wiecej czasu ten cos robi , chociaz nie powiem by mój narzeczony sprzatal dokladnie , najczesciej czepiam sie go o to , ze niby sprzata ale dalej jest syf ;D Uwazam ,ze i finanse i sprzatanie powinno byc na zasadach partnerskich , ogolnie zwiazek musi byc partnerstwem a nie sztywna umowa pomiedzy dwojgiem ludzi . Powodzenia ! 

Pasek wagi

ExcuseMoi napisał(a):

kocham go i nie mam zamiaru go wywalać, mamy ustalone że przed ślubem podpisujemy intercyzę i on dobrze o tym wie i się na to zgadza. 
Mój Boże, ale Ty go kochasz! Mieszkanie, które nabyłaś jakąkolwiek drogą przed ślubem pozostaje Twoją własnością po ślubie. Na to nie trzeba intercyzy. Żal mi Ciebie, a jeszcze bardziej Twojego przyjaciela.

Gourmand! napisał(a):

ExcuseMoi napisał(a):

kocham go i nie mam zamiaru go wywalać, mamy ustalone że przed ślubem podpisujemy intercyzę i on dobrze o tym wie i się na to zgadza. 
Mój Boże, ale Ty go kochasz! Mieszkanie, które nabyłaś jakąkolwiek drogą przed ślubem pozostaje Twoją własnością po ślubie. Na to nie trzeba intercyzy. Żal mi Ciebie, a jeszcze bardziej Twojego przyjaciela.

Z jakiego powodu Ci mnie żal? z takiego ze wiem jak wygląda życie i ze nie każda miłość i małżeństwo kończy się śmiercią po 90latach? wszystko się może zdarzyć. W momencie jakbym przepisala na niego pół tego mieszkania(żeby czuł się bezpieczny)to staje się ono naszą wspólną własnością i w przypadku rozstania jedno musiałoby drugiego spłacić i byłby problem. Chcę się przed tym zabezpieczyć. Miłość miłością ale patrzę na Zycie realnie :) 

Zalatana napisał(a):

to ja też offtopowo. Mieszkanie jest twoje i w życiu nie zamierzasz się z nim dzielić (nawet po ślubie?), ale już to że Cię bedzie na bezrobociu sponsorował to spoko...

Czytaj ze zrozumieniem.po ślubie będziemy dawno mieszkać gdzieś indziej.to tylko tymczasowe wyjście żeby zamieszkać w tym po babci bo tanio. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.