- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
13 kwietnia 2016, 19:02
Cześć kobitki!
Witam was kochani
Z góry piszę, jestem młoda, wiem, że tematy miłosne mogą być nudne i żałosne, ale moja sprawa już tak mnie przytłacza, że niszczę swoją osobowość. Jeśli czujecie, że nie chce wam się wgłębiać w moje pseudo problemy, nie czytajcie tego i nie osądzajcie mnie proszę. Potrzebuję pomocy, i postanowiłam, że zacznę jej szukać wśród ludzi. Jeśli macie troszkę wolnego popołudnia, będę bardzo wdzięczna.
Jestem w związku od półtora roku. Przez pierwsze 3 miesiące było różnie-on palił marihuanę, imprezował, nie interesował się swoją nauką, był zaślepiony w innej dziewczynie. Sprowadziłam go na dobrą drogę, zajął się nauką, nie imprezuje tak często (oczywiście czasem zdarzy mu się skok w bok, ale to już raczej ze mną), robimy wszystko razem, mimo nauki widzimy się praktycznie codziennie, jest mi wierny. Na początku było bajecznie: wspólne wyjazdy, wspólna codzienność, sponatniczne plany, marzenia.
Może to chore, ale mam nadzieję że zrozumiecie o co mi chodzi. Od jakiegoś czasu zaczęłam zauważać że nie potrafię nawiązywać kontaktów z ludźmi-nie jestem w stanie prowadzić rozmowy, stresuję się. Wcześniej, na początku związku miałam mnóstwo znajomych, a teraz mam jedną przyjaciółkę i to absolutnie wszystko. Mam wrażenie że odstraszam ludzi, oni się tak zachowują. Ponownie przywołując stare czasy-podobałam się płci przeciwnej, potrafiłam rozmawiać z facetami. A dziś , mimo że przykładam większą uwagę do wyglądu, odstraszam charakterem, który zamienił się w absolutny brak osobowości.
Ponadto codziennie potafię płakać w poduszkę, nie wiadomo dlaczego, nie widzę sensu w swoich działaniach.
Nie potrafię skupić się na nauce, zaniedbałam moje pasje i jazdę konną, która była moją absolutną miłością. Nie mam ambicji, prawie cały tydzień spędzam z nim, absolutnie każdy weekend, ale nie potrafię inaczej, bo tylko to daje mi ulgę od czarnych, depresyjnych myśli. Kiedy nie jesteśmy przy sobie, ogarnia mnie pustka, beznadziejność. Nie widzę niczego interesującego wokół mnie, żyję od spotkania do spotkania. I proszę nie czytajcie tego źle-nie chodzi szaloną miłość, o tym, że jestem w nim zapatrzona i zakochana po uszy, ale o to, że muszę się z nim spotykać, bo inaczej dopadają mnie czarne myśli. Czarne myśli które powodują że nie mam ochoty na nic. Przy nim nie muszę rozmawiać z ludźmi , wystarczy że rozmawiam z nim, co daje mi bezpieczeństwo.
Kiedy był okres, w którym byliśmy pokłóceni, trwał on około tygodnia, odzyskałam pewność siebie, potrafiłam rozmawiać z ludźmi i nie przejmowałam się wszystkim wokół. Oczywiście, po tym tygodniu tęskniłam za nim, ale czułam się zupełnie innym człowiekiem. Starą Anią, która miała swój własny świat. Teraz go nie mam.
Mimo wszystko on mnóstwo dla mnie znaczy i nie potrafiłabym żyć bez niego.
Wiem, że to wszystko jest bardzo skomplikowane. Wiem, że może wydawać się żałosne, bo mam kochającego chłopaka i doszukuję się problemów. Ale niestety nie doszukuję się ich, one są i czuję się przez nie coraz gorzej. Mam nadzieję że któraś/któryś z was jest w stanie coś napisać na ten temat, bo sama nie wiem jak to zdefiniować-toksyczny związek, uzależnienie od chłopaka?
Miłego wieczorku i z góry dziękuję, Ania
13 kwietnia 2016, 19:32
Sama siebie niszczysz bo tak jest łatwiej, utrzymywanie kontaktów i pasji zawsze będzie trudniejsze od siedzenia z chłopakiem. Zmuś się do robienia czegoś innego i odwróć uwagę od czarnych myśli- one są normalne kiedy się nic nie robi. Nikt nie stworzy za ciebie Twojego świata.
13 kwietnia 2016, 19:40
Ja się zastanawiam dlaczego w takim razie przy nim nie starasz się być tą starą Anią? Dlaczego nie ustalicie, że spotykacie się 4 razy w tygodniu zamiast 7? Dlaczego nie weźmiesz go na tę jazdę konną? Dlaczego nie zabierzesz go do swoich starych bądź obecnych znajomych i nie spróbujecie razem przełamać tego muru?
Mi się wydaje, że to nie jest wina waszego związku,a Twojego pojmowania związku. Nie powinno być czegoś takiego, że jesteśmy MY (para, związek) i jestem JA (Ania, która lubi gadać z ludźmi). Powinno być raczej: jesteśmy MY = Ja (Ania, która lubi gadać) i Ty (introwertyk czy kim on tam jest). Wszystko można robić wspólnie. Nie należy oddzielać związku od życia jakimś wyimaginowanym murem.
13 kwietnia 2016, 20:14
Ja się zastanawiam dlaczego w takim razie przy nim nie starasz się być tą starą Anią? Dlaczego nie ustalicie, że spotykacie się 4 razy w tygodniu zamiast 7? Dlaczego nie weźmiesz go na tę jazdę konną? Dlaczego nie zabierzesz go do swoich starych bądź obecnych znajomych i nie spróbujecie razem przełamać tego muru?Mi się wydaje, że to nie jest wina waszego związku,a Twojego pojmowania związku. Nie powinno być czegoś takiego, że jesteśmy MY (para, związek) i jestem JA (Ania, która lubi gadać z ludźmi). Powinno być raczej: jesteśmy MY = Ja (Ania, która lubi gadać) i Ty (introwertyk czy kim on tam jest). Wszystko można robić wspólnie. Nie należy oddzielać związku od życia jakimś wyimaginowanym murem.
13 kwietnia 2016, 20:48
Zdecydowanie musisz wyjsc do ludzi. Za bardzo uzaleznilas sie od niego. Juz nawet nie chodzi o to ze masz 1 przyjaciolke tylko o kontakt z ludzmi w ciagu dnia.
Mi 100 % do pewnosci siebie daly 2 dodatkowe szkoly, zajecia sportowe grupowe + silownia a i jeszcze chodze na korepetycje. Wiec kontakt z ludzmi mam 24 h. Do tego codziennie widze sie z chlopakiem i czasem wyskocze gdzies z przyjaciolka. Takze da sie :)
13 kwietnia 2016, 21:54
On ci tego wszystkiego zabrania? Czy sama zdecydowałaś, że wolisz spędzać czas z nim zamiast ze znajomymi? Z tego co tu piszesz, to wygląda to tak, że zrezygnowałaś ze swojego życia dla niego, mimo że on o to nie prosił, a teraz masz pretensje do wszystkich wokół tylko nie do siebie.
13 kwietnia 2016, 22:07
Po pierwsze to istnieje coś takiego jak sprowadzanie kogoś na dobrą drogę - w komediach romantycznych owszem, w życiu nie. Niektórzy jak już dosięgną dna to się zmieniają, ale wtedy mają własną, taką wewnętrzną motywację. W innych wypadkach ludzie się nie zmieniają, co najwyżej dopasowują do oczekiwań innych. Margines społeczny marginesem mentalnie zawsze pozostanie, skoro ćpał, nie miał ambicji żeby się uczyć, tylko wolał imprezy i oglądał się za inną to zawsze może do tego wrócić. W takiej sytuacji przywiązywanie się do niego jest szczególnie niebezpieczne. To jest generalnie częsty problem, że dziewczyny są tak zaślepione nowym związkiem, że przestają rozmawiać ze starymi przyjaciółmi, odcinają się od swoich znajomych, pasji i tak dalej. Pół biedy kiedy facetowi można ufać w 99% (bo w 100 uważam, że nie można ufać nawet sobie) i można na nim polegać, ale tak odcinać się od wszystkiego, kiedy może się okazać, że on wróci do tego co było? Zostaniesz z niczym. Zresztą przecież z tego co piszesz wynika, że już teraz nie jesteś szczęśliwa. Poza tym nie masz wrażenia, że stajesz się taka jak on kiedyś i że znajomość z nim ściągnęła Cię w dół? On nie miał ambicji, Ty teraz sama o sobie piszesz, że nie masz ambicji. Jakbyś miała chłopaka, który miał od zawsze jakieś pasje to by Cię z tego może wyciągnął, może byście robili coś razem i tak dalej. A tak to siedzisz, pogrążasz się w apatii, on na to patrzy i nic.
Edytowany przez Wilena 13 kwietnia 2016, 22:07
14 kwietnia 2016, 13:27
Po pierwsze to istnieje coś takiego jak sprowadzanie kogoś na dobrą drogę - w komediach romantycznych owszem, w życiu nie. Niektórzy jak już dosięgną dna to się zmieniają, ale wtedy mają własną, taką wewnętrzną motywację. W innych wypadkach ludzie się nie zmieniają, co najwyżej dopasowują do oczekiwań innych. Margines społeczny marginesem mentalnie zawsze pozostanie, skoro ćpał, nie miał ambicji żeby się uczyć, tylko wolał imprezy i oglądał się za inną to zawsze może do tego wrócić. W takiej sytuacji przywiązywanie się do niego jest szczególnie niebezpieczne. To jest generalnie częsty problem, że dziewczyny są tak zaślepione nowym związkiem, że przestają rozmawiać ze starymi przyjaciółmi, odcinają się od swoich znajomych, pasji i tak dalej. Pół biedy kiedy facetowi można ufać w 99% (bo w 100 uważam, że nie można ufać nawet sobie) i można na nim polegać, ale tak odcinać się od wszystkiego, kiedy może się okazać, że on wróci do tego co było? Zostaniesz z niczym. Zresztą przecież z tego co piszesz wynika, że już teraz nie jesteś szczęśliwa. Poza tym nie masz wrażenia, że stajesz się taka jak on kiedyś i że znajomość z nim ściągnęła Cię w dół? On nie miał ambicji, Ty teraz sama o sobie piszesz, że nie masz ambicji. Jakbyś miała chłopaka, który miał od zawsze jakieś pasje to by Cię z tego może wyciągnął, może byście robili coś razem i tak dalej. A tak to siedzisz, pogrążasz się w apatii, on na to patrzy i nic.
Dokładnie. Dziewczyny wyżej Ci radzą, abyś zaczęła nad sobą pracować. Moim zdaniem powinnaś się przede wszystkim zastanowić nad sensem tego związku. Jeżeli przyczyna zniknie, to i objawy ustąpią.
15 kwietnia 2016, 15:56
Po pierwsze to istnieje coś takiego jak sprowadzanie kogoś na dobrą drogę - w komediach romantycznych owszem, w życiu nie. Niektórzy jak już dosięgną dna to się zmieniają, ale wtedy mają własną, taką wewnętrzną motywację. W innych wypadkach ludzie się nie zmieniają, co najwyżej dopasowują do oczekiwań innych. Margines społeczny marginesem mentalnie zawsze pozostanie, skoro ćpał, nie miał ambicji żeby się uczyć, tylko wolał imprezy i oglądał się za inną to zawsze może do tego wrócić. W takiej sytuacji przywiązywanie się do niego jest szczególnie niebezpieczne. To jest generalnie częsty problem, że dziewczyny są tak zaślepione nowym związkiem, że przestają rozmawiać ze starymi przyjaciółmi, odcinają się od swoich znajomych, pasji i tak dalej. Pół biedy kiedy facetowi można ufać w 99% (bo w 100 uważam, że nie można ufać nawet sobie) i można na nim polegać, ale tak odcinać się od wszystkiego, kiedy może się okazać, że on wróci do tego co było? Zostaniesz z niczym. Zresztą przecież z tego co piszesz wynika, że już teraz nie jesteś szczęśliwa. Poza tym nie masz wrażenia, że stajesz się taka jak on kiedyś i że znajomość z nim ściągnęła Cię w dół? On nie miał ambicji, Ty teraz sama o sobie piszesz, że nie masz ambicji. Jakbyś miała chłopaka, który miał od zawsze jakieś pasje to by Cię z tego może wyciągnął, może byście robili coś razem i tak dalej. A tak to siedzisz, pogrążasz się w apatii, on na to patrzy i nic.
Tak tylko że ten chłopak nie był jakoś mocno zdemoralizowany tylko raczej nadmiernie beztroski. Z tego co obserwuję część ludzi się pod wpływem wydarzeń w życiu ogarnia np. moja koleżanka zawaliła jeden przedmiot ważny przez olewanie na pierwszym roku, zapłaciła pochodziła drugi raz i uczy się świetnie od tamtego czasu, masę facetów zaczyna bardziej zależyć na zarabianiu kasy gdy np. urodzi im się dziecko. Myślę że nawet na najlepszych kierunkach jest masę takich "nieogarniętych życiowo kolesi" i bardziej patrzałabym na nich w kategorii dzieci niż margines społeczny.
Ja bym na twoim miejscu sprawdziła krew, tsh i takie tam podstawy, może coś się dzieje ze zdrowiem niedobrego a potem brałabym się za życie.
17 kwietnia 2016, 20:57
Dziękuję wszystkim za rady, dziękuję bo daje mi to dużo do myślenia. Nikogo nie oskarzam o to że jest mi w tym związku źle, do nikogo nie mam pretensji - Pannanik. Myślę że to dobrze, że potrafię zauważyć co się ze mną dzieje. Owszem, to moja wina ze pogrążyłm się i jest mi ciężko z tego wyjść, ale tak jak piszecie - postanowiłam że będę sobą pracować.