- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
5 lutego 2016, 17:56
nie pytam o hipotetyczne sytuacje, ale o własne doświadczenia. Ewidentny dowód albo facet się sam przyznaje. Czy jest to koniec związku czy można coś uratować? Czy warto wybaczać?
8 lutego 2016, 17:02
Skoro zakładasz taki temat, to jednak dobrze Ci nie robi to marne pocieszanie (jeśli piszesz o sobie), że tylko raz spotkał się z koleżanką (skąd ta pewność poza tym), a nie regularnie ma drugie życie? I jeśli piszesz o sobie to strasznie Ci współczuję, że nie jesteś ważna sama dla siebie, bo pewnego dnia się obudzisz i jak spojrzysz w tył to zobaczysz jedną wielką, pustkę.zapytalam o prawdziwe sytuacje, bo mnie zdrada tez jak najbardziej dotyczy i postapilam zupelnie INACZEJ niz kiedy rozwazalam taki scenariusz bez zadnych podejrzen, ze moze mnie to spotkac. wrecz mnie smieszy jak ktos pisze, ze nawet majac dzieci, wspolny kredyt, ODSZEDLBY od "zdrajcy" - tak, tak - NA PEWNO! kto sie w takiej sytuacji nie znalazl, ten sobie moze jedynie pomarzyc. a kto ma takie doswiadczenie, to wie, ze to nie jest latwa przeprawa i roze werjse sie rozwaza. podziwiam tych co zareagowali zgodnie ze swoimi przekonaniami. kazdy przypadek jest inny. w koncu co innego romans i dzieciak na boku, a co innego jednorazowe spotkanie z kolezanka. marne to pocieszanie, bo zdrada to zdrada.
Camora, nie opisałam mojego przypadku.
Kolejna, która zjadła wszystkie rozumy, a nie potrafi czytać ze zrozumieniem lub nie zrozumiala tematu. strasznie wspolczuje takiego myślenia.
Nie oceniam czyis decyzji ani nie pisałam szczegółów swojej sytuacji aby ktoś kto tego nie przeżył silil się na analizę.
9 lutego 2016, 10:00
Camora, nie opisałam mojego przypadku.Kolejna, która zjadła wszystkie rozumy, a nie potrafi czytać ze zrozumieniem lub nie zrozumiala tematu. strasznie wspolczuje takiego myślenia.Nie oceniam czyis decyzji ani nie pisałam szczegółów swojej sytuacji aby ktoś kto tego nie przeżył silil się na analizę.Skoro zakładasz taki temat, to jednak dobrze Ci nie robi to marne pocieszanie (jeśli piszesz o sobie), że tylko raz spotkał się z koleżanką (skąd ta pewność poza tym), a nie regularnie ma drugie życie? I jeśli piszesz o sobie to strasznie Ci współczuję, że nie jesteś ważna sama dla siebie, bo pewnego dnia się obudzisz i jak spojrzysz w tył to zobaczysz jedną wielką, pustkę.zapytalam o prawdziwe sytuacje, bo mnie zdrada tez jak najbardziej dotyczy i postapilam zupelnie INACZEJ niz kiedy rozwazalam taki scenariusz bez zadnych podejrzen, ze moze mnie to spotkac. wrecz mnie smieszy jak ktos pisze, ze nawet majac dzieci, wspolny kredyt, ODSZEDLBY od "zdrajcy" - tak, tak - NA PEWNO! kto sie w takiej sytuacji nie znalazl, ten sobie moze jedynie pomarzyc. a kto ma takie doswiadczenie, to wie, ze to nie jest latwa przeprawa i roze werjse sie rozwaza. podziwiam tych co zareagowali zgodnie ze swoimi przekonaniami. kazdy przypadek jest inny. w koncu co innego romans i dzieciak na boku, a co innego jednorazowe spotkanie z kolezanka. marne to pocieszanie, bo zdrada to zdrada.
Sama nie czytasz ze zrozumieniem - przeżyłam i odpowiedziałam Ci na to pytanie z autopsji, na którejś ze stron Twojego wątku.
11 lutego 2016, 07:59
Było to "okej...", i może dwa tygodnie wycięte z życiorysu. Ale dużo łatwiej, niż myślałam, że będzie. Teraz prawie rok po tym, jak mi powiedział, spodziewamy się bobasa, plus jest dobrze, jak nigdy. Może też dlatego, że nie chodziło o zdradę z "teraz", a sprzed kilku lat, kiedy nasz związek praktycznie nie istniał. W okresie, o którym mowa, nie widzieliśmy się pół roku, i praktycznie nie mieliśmy ani kontaktu, ani pojecia, czy ciągnięcie tego ma sens.Tylko ja też nigdy ślepo nie wierzyłam w to, ze w tamtym okresie nic się nie wydarzyło, bo sama wiedziałam, jak było ciężko, i jak ja sobie ten okres czasu "odbijałam". Kiedy go zapytałam czy chociaż było fajnie, powiedział tylko, ze zachował się jak zwierze, że to nie miało nic wspólnego z jakimś zadurzeniem się, emocjami. Powiedział mi, bo związek wszedł na inny etap, i przyznał, że nie może budować czegoś opartego na kłamstwie.A co do mnie. Nie patrzyłam na niego z obrzydzeniem, nie wyobrażałam sobie go z innymi kobietami, bo miałam to głęboko w dupie. Jedyne, co mnie bolało, to wizja tego, że mój świat, który się właśnie w końcu unormował po tylu latach życia na odległość, pierdyknie zaraz na miliard kawałków, jeśli się rozstaniemy. I to właśnie cholernie bolało, bo bardzo dużo dla tego związku poświęciłam i zmieniłam.Pewnie byłoby inaczej, gdyby to była zdrada sprzed tygodnia. I gdyby to była zdrada na zasadzie- bzyka się z kimś w pracy, a na noc wraca do mnie. Czy ja wybaczyłam? Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Czy boję się, że mnie zdradzi znowu? Pewności nigdy się nie ma, ja jednak nie żyję w przekonaniu, że tego nie zrobi. A jeśli zrobi, to wtedy się będę zastanawiać. Równie dobrze ja mogę go zdradzić, zadurzyć się w kimś innym.
Dokładnie ta sama sytuacja , my się znamy i jestesmy zadurzeni w sobie od 5 lat , razem 4,5 jednak pierwsze 2 lata to był związek na odległość , co prawda kontakt mielismy codziennie to jednak z widywaniem się było ciężko . O zdradzie dowiedziałam się gdy tylko zamieszkalismy w jednym miescie i praktycznie od poczatku razem , byla to zdrada sprzed 1,5 roku . Dokładnie jak cancri napisala 2 tygodnie z zycia wyciete ,ale nie wyobrazalam sobie go z tamta , on nic do niej nie czuł , mówił o niej jak o najwiekszym błędzie , to był taz , bolało nabardziej to ,ze ja te 2 lata wyrzeklam sie swojego zycia towarzyskiego nie mówiąc o tym , ze w wieku 17-18 wszytskie kolezanki spotykaly sie z facetami , a ja wiernie czekalam ,az wreszcie skoncze liceum i wyjade do niego na studia , mial przyjechac do mnie na studniowke ,jednak nie mogl - nie poszlam na studniówkę , nie chcialam mu robic przykrosci . Z perspektywy czasu wiem ,ze dostalam to na co sie godzilam ,zbyt wiele poswiecilam ,ale byłam młoda i głupia . Cóż moja reakcja ? rozpłakałam sie i wyszłam do drugiego pokoju , wybaczylam szybko bo po 3 dniach , wiedzialam ,ze kocha mnie nad życie .. Bolało może ze 2 tygodnie kiedy to popłakiwałam 2 tygodnie ,ale mowie nie chodzilo o sam akt zdrady tylko o to ,ze tak wiele poswiecilam a on mnie zranił . Minęło 2,5 roku od tamtych wydarzen , jestesmy zareczeni i szczesliwi . On swiata poza mna nie widzi , kocha mnie nad życie i jestem tego pewna . Nie żałuję nigdy ,ze mu wybaczylam i nie mysle o tym , teorytycznie bylam daleko , nadarzyla sie okazja to skorzystal , on wtedy mimo ,ze kochal to nie wierzyl w ten zwiazek , nie wierzyl ,ze przyjade z drugiego konca Polski ,podczas gdy 2 h od mojego domu byla super uczelnia i piekne miasto . Nie wracam do tego .
Natommiast gdyby to byla taka zdrada jak teraz jestesmy razem , ze po prostu majac mnie obok i planujac zycie stało by sie cos takiego to juz by mnie nie interesowały jego uczucia , nie wybaczyłabym bo to zupełny brak szacunku . Wtedy tez ,ale oboje bylismy gówniarzami , obecnie mimo ,ze nadal mlodzi ,związek jest poważny i zdrady nie toleruję .
13 marca 2016, 13:58
Do zdrady fizycznej nie doszło, ale były potajemne spotkania z "koleżanką" i przede wszystkim kłamstwa prosto w twarz ( podobno dla mojego dobra). To była osoba, której ufałam chyba najbardziej na świecie, więc zabolało strasznie, zwłaszcza, że potem też się wypierał różnych rzeczy, nie miał biedny tylko świadomości ile ja tak na prawdę wiem. Rozegrałam to na zimno, bez awantur, podejrzeń, nawet się nie domyślał, że coś jest nie tak. Próbowałam dać mu szansę przyznania się i nic. Więc niedługo po tym powiedziałam mu, że wiem i dosłownie wyrzuciłam za drzwi. Boli nadal, ale nigdy nie potrafiłabym mu już zaufać. Dla mnie nie ma powrotu.
13 marca 2016, 14:13
*
Edytowany przez 5efb75367d05823fac09f20f9e63588b 14 marca 2016, 20:25
13 marca 2016, 19:18
W pazdzierniku zeszlego roku pojechalismy na wspolny urlop z coreczka ktora obecnie ma 5 lat.Bylo milo,atmosfera byla przyjemna,seks byl taki jak zawsze,jego nastawienie do mnie tez.Ostatniego dnia urlopu powiedzial ze kogos ma od ponad pol roku i ze jak wrocimy to sie wyprowadza.Najpierw myslalam ze zartuje ale po jego minie stwierdzilam ze chyba jednak nie.Po powrocie sie wyprowadzil.Od tego czasu rzadko odwiedza corke,ona ciagle pyta kiedy przyjdzie tata,obiecuje jej ze ja gdzies zabierze np na weekend ale nie przychodzi albo zabiera ja na weekend do siebie a ona caly weekend gra na tablecie,nawet nie zabierze jej na plac zabaw ani do cukierni ani na rower.Nigdy mu nie wybacze tego co mi zrobil,glownie ze tak dlugo mnie oszukiwal.A teraz tym bardziej ze cierpi przez niego corka ktora odsunal na dalszy plan.Minelo pol roku ale moj zal rosnie zamiast malec.Czas leczy rany?Moze i tak ale chyba nie wszystkie.
14 marca 2016, 04:31
Troche stray watek, ale sie wypowiem. Ja mialam dwa rayz podobna sytuacje (z dwoma roznymi facetami): dziwne rozmowy i spotkania z "kolezankami". W obydwu przypadkach bylam oklamywana. Nie wiem czy doszlo do zdrady fizycznej, obydwoje zapierali sie ze nie. W obydwu przypadkach mozna powiedziec, ze wybaczylam - ale stalam sie podejrzliwa, zaczelam przegladac smsy/rozmowy itp. Zmieniłam sie troche w podejrzliwa zazdrosna wariatke. Tak sie nie da zyc. Z powodu klotni w temacie zwiazki sie rozpadly. Dlatego nie wybaczylabym.
14 marca 2016, 20:41
Ja uważam, że skoro zrobił to raz zrobi i drugi. Coś takiego nie jest wybaczalne. Skoro kocha się jakąś osobę to się jej nie krzywdzi, nie umiałabym żyć ze świadomością że zrobił coś takiego czułabym się jak zero nic nie warte. Raczej tak samo bym postąpiła będąc w związku kilkanaście lat i mając dzieci, rodzina rodziną ale trzeba myśleć też o sobie a nie o tym żeby udawać że rodzinka jest szczęśliwa i nic się nie stało. I żyć z kimś do kogo czuje się nie nawieść.
9 kwietnia 2016, 15:12
Najpierw znalazłam w jego telefonie smsy od innej dziewczyny (sam dał mi swój telefon, żebym napisała do jego kolegi, jak weszłam w wiadomości to wyskoczyły mi te od innej - zapomniał je usunąć), wtedy zapisałam sobie jej numer w swoim telefonie, bo już od dawna czułam, że coś jest nie tak. Po tym wstałam, wyszłam z jego mieszkania i pojechałam do domu. On dzwonił i pisał co się stało. I będąc u siebie w domu zadzwoniłam do tej dziewczyny. Przedstawiłam się. Okazało się, że mój (już były) chłopak pisał do niej od miesiąca, spotkali się i całowali (dla mnie to zdrada). Ona przepraszała, mówiła, że jej powiedział, że ze mną zerwał i już nic nas nie łączy. Tego samego dnia wieczorem pojechałam do niego. Oddałam jego bluzę i inne rzeczy, które miałam. Zerwałam, ale byłam spokojna. Powiedziałam, że już wiem o wszystkim i nie mamy o czym rozmawiać, a tłumaczenia nie mają dla mnie sensu. Stał w drzwiach mieszkania i nie wiedział co robić. Próbował mnie zatrzymać ale odeszłam. I koniec.
No, oczywiście nie mogłoby to się tak "łatwo" skończyć. Wróciłam do domu i płakałam przez 2 tygodnie bez przerwy. Nic nie jadłam, jedynie paliłam jednego papierosa od drugiego. Odcięłam się od znajomych, od wszystkich. On ciągle pisał, przepraszał, błagał o spotkanie. Ale dla mnie to był koniec tego dwuletniego związku.
Dzisiaj tamta dziewczyna (mam z nią sporadyczny kontakt) ułożyła sobie życie, zaręczyła się i jest szczęśliwa. Ja za to nie potrafię się zaangażować w żadną relację, odtrącam facetów. Lubię flirtować, podrywać, ale później ich olewam. Chociażbym chciała, to nie potrafię nikomu zaufać. A mój ex... No cóż, do dnia dzisiejszego jest sam i co kilka miesięcy pisze do mnie albo dzwoni, przepraszając i twierdząc, że "byłam jego jedyną miłością" i "zrobiłby wszystko, żeby mnie odzyskać". Oprócz tego popadł w alkoholizm.
To tyle ;)