Temat: problem w związku

Nie wiem już jak patrzeć na tę sprawę obiektywnie, dlatego zdecydowałam się tutaj napisać. W marcu skończę 22 lata, (mój chłopak jest ode mnie 2 tygodnie młodszy). z K. mieszkamy razem od czerwca 2015, a razem jesteśmy prawie półtora roku.

Niby wszystko jest ok, ale ja czuję się zmęczona życiem jakbym miała 80 lat. Nie wiem czy oczekuję za dużo, ale chciałabym, żeby mój chłopak umiał docenić  to, że bardzo staram się o to, żeby nie było nudno, żeby był obiad, posprzątane w domu. Dbam o siebie (nie jestem jakoś przesadnie gruba, BMI mam w normie, ale kiedy na 2 roku studiów zawaliła mnie nauka i przestałam biegać przybyło mi nieco kilogramów, które chcialabym zrzucić), wróciłam do biegania, K towarzyszy mi w mojej "walce" i wspiera mnie, podnosi mnie na rękach i i całuje w brzuch mówiąc jaki chudziutki etc. 

A teraz druga strona medalu. Może ja mam zbyt wygórowane oczekiwania i wsparcie powinno mi wystarczyć (ale przeciez ja też mu je daję). Otóż odkąd jesteśmy razem jedynym prezentem, który od niego dostałam była bransoletka - bardzo ładna, srebrna (na Gwiazdkę 2014). Poza tym nic. Dzień Kobiet, Walentynki, moje urodziny, imieniny, kolejne Święta... Wyszczególniam te dni, bo nawet nie będę wspominać o normalnym dniu i kwiatku czy czymkolwiek. Przyzwyczaiłam się do tego, ale jest mi z tego powodu przykro. Nie przelewa się nam, ja studiuję i pracuję, K tylko pracuje, ale do mieszkania, rachunków  i zakupów dokładamy się po tyle samo, a nawet ja więcej, bo odkładam ile mogę, żeby pojechać na wspólne wakacje itd. Ale też nie biedujemy - mamy na wszystko, na to, żeby sobie raz w miesiącu gdzieś wyjść na kolacje, do kina (płacimy za to ze 'wspólnych' pieniędzy). Mimo tego ja swojemu chłopakowi kupuję zawsze coś na jego święto - urodziny, święta, dzień chłopaka. Sprawia mi to dużo radości i lubię widzieć, że podoba mu się prezent. 

Czasami mam wrażenie, że myślę jak materialistka, że przecież prezenty są przyziemne, itd. Ale jak każda kobieta chcę być doceniona i czasem po prostu jest mi przykro ze świadomością, że wiem, że nic nie dostanę. Zbliżają się Walentynki, K powiedział, że bierze wolne w pracy, więc dla mnie to był sygnał, że może tym razem coś fajnego na mnie czeka. Oczywiście już wiem, że ten dzień będzie jak każdy inny, mimo tego, że naprawdę musiałam bardzo się natrudzić, żeby tę niedzielę dostać wolną (studiuje dziennie i pracuje zwykle popołudniami i weekendy, a wiadomo, na 14-tego każdy chciał mieć wolne). Generalnie dowiedziałam się, że K idzie na mecz i ewentualnie(!) może mnie zabrać. A tak wgl, to najchętniej zabralby mnie na kolacje zamiast tego. Powietrze uszło ze mnie jak z napompowanego balonika. ja codziennie widzę to samo dom-szkoła-praca-gary-sprzątanie-zmywanie-gotowanie. Jedyny czas dla mnie to jak wstanę o 6 rano i pójdę na godzinę biegać przed wszystkimi zajęciami. On potrafi zagospodarować czas na kolegów, koleżanki, mecze, swoje sprawy. No tak, bo przecież ja zrobię zakupy, ja ugotuję, ja posprzątam.  Troche na to przyzwoliłam, ale już wiele razy mówiłam mu, że jak czasem wrócę do domu to chciałabym mieć posprzątane, umyte naczynia chociaż, albo nawet głupią herbatę zrobioną. K czasem zmyje naczynia albo odkurzy, ale o zrobieniu obiadu chyba mogę zapomnieć. 

Na naszą rocznicę miał zrobic kolację ze świecami, przygotować fajną kąpiel z pianą i obejrzeć film przy winie. Oczywiście na planach sie skończyło. Często mówi zdania typu "o, perfumy Ci się skończyły, kupię Ci na urodziny" - puszczam te teksty mimo uszu, bo naprawdę mam dość głupiej nadziei. Ponadto dzisiaj jak włączyłam komputer, kiedy K już był w pracy to z ciekawości przeczytałam rozmowę na jego fb (nie wylogował się, nie grzebałam mu, po prostu było otwarte okienko). Zaprosił swoją koleżankę w drugiej połowie lutego na obiad, kiedy skończy się jej sesja. Nawet sobie nie wyobrażacie jak przykro mi się zrobiło. Nie wiem jak wyglądają jego obietnice względem innych osób, czy je dotrzymuje czy nie, ale sam fakt wbił mnie w ziemię.

Czy ja oczekuję za dużo? Co byście zrobiły na moim miejscu? On wie, że chciałabym coś dostać, czasami wspominam (coraz rzadziej już, ale zawsze) o kwiatku czy ksiażce która mi sie podoba. 

Znajdź czas na rozmowę i spokojnie, ale też krótko powiedz swojemu chłopakowi właśnie TO - inaczej szans na poprawę nie widzę. 

Yyyy, zaprasza na obiad koleżankę a nie Ciebie? Słabo... Znając siebie, to pewnie bym mu wypomniała i przy okazji wyrzuciła z siebie wszystkie żale. A później niech się dzieje co chce. 

Trochę nie ma wyczucia i taktu ten Twój chłopak. Hmm, a jak z jakiejś okazji nic od niego nie dostaniesz, to odejmij jakąś kwotę z tego co dokładasz do rachunków i powiedz, ze to w ramach prezentu ;) on niech wtedy wyłoży więcej :p

Pasek wagi

a rozmawialas z nim o tym?

Pasek wagi

Twoj zwiazek nie brzmi zbyt fajnie. Sadze, ze facet korzysta z obecnego traktowania ale czesc problemu tez jest w Tobie. Widze, ze brakuje Ci pewnosci aby asertywnie facetowi powiedziec jakie masz oczekiwania i jeszcze sie ciagle zastanawiasz czy maz 'prawo' do swoich oczekiwan.  

Powinnas wyraznie facetowi powiedziec jak bys chciala aby wasz zwiazek wygladal : prezenty z okazji waznych okazji, ze Walentynki chcesz razem spedzic i ze macie sie robota w domu dzielic. I nie ze ma 'pomagac' (to sugeruje ze to twoja odpowiedzialnosc a on to tylko pomocnik) tylko ma byc doroslym i odpowiedzialnym czlowiekiem - rozpiszcie sobie kto co ma robic. I tak samo wasze rozwiazanie spraw finansow tez nie wydaje mi sie fair. Jezeli Cie to boli to powiedz jak bys chciala aby wasz uklad finansowy wygladal.

Maratha napisał(a):

a rozmawialas z nim o tym?

Tak jak pisałam, zasugerowałam mu to kilka razy, że jestem Jego kobietą i że wypadałoby o mnie zadbać. Ale takie rzeczy to chyba się wie, że osobie która się kocha kupuje się coś w ramach pamięci i celebrowania dnia np urodzin. nie chcę żeby to był wymuszony prezent - cos w stylu "za tydzień mam urodziny, chcę coś dostać" nie umiałabym się z takiego prezentu cieszyć, bo to tak jakbym go do tego zmusiła. sam powinien wiedzieć, że kochanej osobie wypada od czasu do czasu coś dać, prawda?

Powiedz mu czego oczekujesz, bo on nawet nie wie, ze cos robi zle. Powiedz wprost, ze oczekujesz prezentu albo zaproponuj, ze jesli nie chce Ci dawac to Ty mu tez nie bedziesz, a te pieniadze bedziesz przeznaczala na prezenty dla siebie. 

O mecz sie nie czepiaj, cos mi sie obilo o uszy, ze chyba taka tradycja Legii. Powiedz, ze z checia pojdziesz z nim (jesli faktycznie tak jest, jesli nie to niech idzie sam), a pozniej chcesz spedzic czas we dwojke np. na kolacji. 

Wiekszosc facetow nie widzi takich rzeczy i trzeba mowic im wprost czego sie oczekuje. Jesli powiesz, a nadal nie bedzie efektow to wtedy moze zaczac mu marudzic.

hunnyy napisał(a):

Maratha napisał(a):

a rozmawialas z nim o tym?
Tak jak pisałam, zasugerowałam mu to kilka razy, że jestem Jego kobietą i że wypadałoby o mnie zadbać.
To pewnie bardziej brzmi jak suszenie glowy... Musisz konkretnie powiedziec o co Ci chodzi bo on sie nic wiecej nie domysli jak mu powiesz ze ma 'zadbac'. Jak mu w tym roku mu wprost powiesz ze oczekujesz prezentu na urodziny, to w przyszlym powinien pamietac.

Z tym obiadem to naprawdę wygląda kiepsko, bo w moim odczuciu powinien zabrać swoją dziewczynę na coś takiego a nie jakąś koleżankę. Może wkradła się do waszego związku rutyna i szykuje sobie grunt na boku? Może wyolbrzymiam, ale takie coś przyszło mi od razu do głowy. A jeśli chodzi o te niespełnione obietnice, to doskonale wiem jak się czujesz i totalnie nie wiem co Ci doradzić, bo sama nie umiem się z tym uporać. Mój chłopak też obiecuje, jak to gdzieś razem pojedziemy, że zamieszkamy razem bo jest okazja.. po czym czekam na dany dzień i nie ma tematu. Nawet głupiego "przykro mi, jednak nic z tego nie wyszło", tylko po prostu cisza. Temat wrócił po pół roku, że na próbę przyjdę do niego pomieszkać na kilka tyg. by zobaczyć jak będzie i co? Miało to być w misiącu, który minął już dawno i słowa żadnego nie było dlaczego nie, że rezygnuje... po prostu czeski film. I choć sama mówię już otwarcie, nie owijam w bawełnę to i tak nic się nie zmienia i ciągle słysze, że to ja chce nie wiadomo czego a sama mam za uszami. Może to po prostu taki typ? 

Nie podoba mi się zapraszanie koleżanki na kolację, kiedy ma dziewczynę i z nią na kolację nie idzie. :| Zresztą, jak to mawiały nasze babcie - Kolegę to ma się jednego, a potem się z nim bierze ślub. 

Moim zdaniem za słabo o wszystko walczysz. Mówisz mu tutaj gdzieś z jednej strony, że chciałabyś posprzątane naczynia, z drugiej strony może jakiś prezencik itp. A trzeba postawić sprawę jasno - w tym tygodniu Ty nie gotujesz i nie sprzątasz, bo zapisujesz się na siłownię. I wprowadzić system. Zmiany. 

Ale koleżanka na wspólnym obiedzie i tak mi się totalnie nie podoba i śmierdzi mi jak sto pięćdziesiąt. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.