Temat: Facet nie lubi zwierząt

Hej.

Piszę tutaj, chociaż nigdy bym się o to nie podejrzewała, ale potrzebuje trzeźwego spojrzenia na sprawę. Jestem z tym facetem 1,5 roku, ciągle o coś toczymy spory i nie możemy dojść do kompromisu, ale najbardziej wkurza mnie jego podejście do zwierząt. Całe moje życie poświęciłam pomocy i pracy ze zwierzętami, jestem lek, weterynarii, w domu zawsze miałam gromadkę najprzeróżniejszego stworzenia o każde dbając najlepiej jak potrafiłam. Oczywiście jest i pies, który stal się kością niezgody między nami. Mój facet nienawidzi psów, uważa, że ich miejsce jest przy budzie i tyko i wyłącznie tam. Oczywiście dla nie to niedopuszczalne, szczególnie że posiadam małego schroniskowego kundelka. Mieszkam sama w domu, on miał przyjechać na sylwestra do mnie i co słyszę? Że może to ja bym przyjechała, bo w domu chłodno jest i on zmarznie, a poza tym jest pies, a on go nie lubi... Nie chciałam do niego jechać, bo najpierw muszę zrobić kupę kilometrów żeby zawieść psa do mamy, poza tym ma być mróz i nie chcę, żeby dom mi się na amen wymroził, bo ogrzewanie, też póki co jest stare i kiepskie. Dom jest niedokończony, obecnie do użytku jest tylko kuchnia, łazienka i 1 pokój. Obiecałam mu, że jak zamieszkamy  razem i zrobimy sobie sypialnie to pies nie będzie z nami spał w jednym pokoju. Teraz jest jak jest i tyle. Po ostatniej wizycie u mnie ( ja odwiedzam go dużo częściej) stwierdził jednak, że psa w naszym domu nie będzie, bo to się robi sodoma i gomora (cudownie się słucha czegoś takiego o swoim domu) On wynajmuje pokój w Wawie i pracuje pisząc przy okazji kolejny rok pracę magisterską. Po napisaniu pracy ma szukać pracy w mojej okolicy i przeprowadzić się do mnie. Razem mieliśmy dokończyć remont domu i wspólnie żyć, głupio wszystko zmarnować przez psa, ale z drugiej strony ta kwestia jest dla mnie bardzo ważna.

Pasek wagi

ludzi, którzy nie lubią zwierząt ja nie lubię :P uważam, że to nie taki błahy problem, bo zwierzęta to część Twojego życia i nigdy nie dogadacie się na tej płaszczyźnie

Dla mnie problemem nie jest to, że jemu przeszkadza pies w domu, ale to, że macie inne priorytety i nie potraficie wypracować kompromisu. To jest niepokojące i źle wróży.

A co do tego, że stosunek do zwierząt przekłada się na stosunek do ludzi, dla mnie brzmi w obecnych czasach jak kiepski żart. Ileż to się od miłośniczek zwierząt można nasłuchać, jak to brzydzą się dziećmi. Mnie osobiście załącza się lampa alarmowa jak ktoś deklaruje ogromną miłość do zwierząt (chociaż u lekarza weterynarii jest ona jak najbardziej pożądana). Z jednym mogę się zgodzić - u mężczyzn to chyba nieco inaczej działa.

Manantial napisał(a):

cancri napisał(a):

Ja jestem osobiście przeciwniczką trzymania zwierząt w domu, jakichkolwiek. To znaczy- ja bym nie chciała mieć w domu żadnych zwierząt, po prostu, nie pałam do hodowli żadną miłością, nie mam takiej potrzeby. Mój facet ma psa, którego miejsce jest w budzie/przy budzie, i do domu nie jest nawet wpuszczany. Ale to dziki pies tak naprawdę.Natomiast u Was kwestia jest taka, że Ty jako weterynarz masz szczególny stosunek do zwierząt i wypadałoby, by Twój partner ten stosunek szanował. A co, jeśli kiedyś przy domu otworzysz praktykę weterynaryjną (czy jak to się tam nazywa fachowo)? To jest Twój dom, i to są Twoje zasady, jemu nic do tego. Twoje zwierzęta są z Tobą zapewne dłużej, niż on.Gdyby mojemu partnerowi, czy moim dzieciom zależało na trzymaniu zwierząt w domu, to bym raczej nie miała nic przeciwko (w granicach rozsądku, nie chciałabym mieć dużego psa na mieszkaniu 20m2 i tak dalej). Bo pomimo tego, że sama zwierzęcia mieć nie chcę, to nie wyobrażam sobie, by innym rozkazywać, pozbywania się zwierząt, bo mi coś nie pasuje.
Twoja wypowiedź, jako osoby nie lubiącej trzymania zwierząt w domu jest dla mnie wyjątkowo cenna. Czyli gdyby mu na mnie zależało i gdyby na prawdę mnie kochał, nie byłby taki stanowczy i nie kazał by mi wyrzuć psa z domu..

Mogę Ci to potwierdzić jako osoba nielubiąca psów. Dla męża i dziecka zgodziłabym się na psa i starałabym się go polubić.

EgyptianCat napisał(a):

prompter napisał(a):

Abstrahując od tej konkretnej sytuacji: dla mnie stosunek do zwierząt jest jednym z kryteriów doboru faceta i znajomych, więc nie wyobrażam sobie związku z kimś takim.
Dokładnie tak. Z osobą, która "nienawidzi psów i uważa że ich miejsce jest przy budzie" nie poszłabym nawet na kawę, a gdzie tam mówić o przyjaźni czy (boże uchowaj) związku. Nigdy nie uwierzę i nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że taka osoba może być dobrym człowiekiem. 

Zdziwiłabyś się. Znałam wielu wspaniałych ludzi, którzy tak uważali. Nie gloryfikowali zwierząt, za to kochali ludzi i wielokrotnie dawali temu wyraz.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

prompter napisał(a):

Abstrahując od tej konkretnej sytuacji: dla mnie stosunek do zwierząt jest jednym z kryteriów doboru faceta i znajomych, więc nie wyobrażam sobie związku z kimś takim.
Dokładnie tak. Z osobą, która "nienawidzi psów i uważa że ich miejsce jest przy budzie" nie poszłabym nawet na kawę, a gdzie tam mówić o przyjaźni czy (boże uchowaj) związku. Nigdy nie uwierzę i nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że taka osoba może być dobrym człowiekiem. 
Zdziwiłabyś się. Znałam wielu wspaniałych ludzi, którzy tak uważali. Nie gloryfikowali zwierząt, za to kochali ludzi i wielokrotnie dawali temu wyraz.

Krąży taka historia o obrońcy niedźwiedzi, który w ramach protestu przykuł się do drzewa w środku lasu (ten las chcieli wyciąć w jakiś tam celach fabryka, autostrada, nie pamiętam). Skończyło się tak, że w nocy przyszedł do niego misiek, i go zjadł.

cancri napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

prompter napisał(a):

Abstrahując od tej konkretnej sytuacji: dla mnie stosunek do zwierząt jest jednym z kryteriów doboru faceta i znajomych, więc nie wyobrażam sobie związku z kimś takim.
Dokładnie tak. Z osobą, która "nienawidzi psów i uważa że ich miejsce jest przy budzie" nie poszłabym nawet na kawę, a gdzie tam mówić o przyjaźni czy (boże uchowaj) związku. Nigdy nie uwierzę i nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że taka osoba może być dobrym człowiekiem. 
Zdziwiłabyś się. Znałam wielu wspaniałych ludzi, którzy tak uważali. Nie gloryfikowali zwierząt, za to kochali ludzi i wielokrotnie dawali temu wyraz.
Krąży taka historia o obrońcy niedźwiedzi, który w ramach protestu przykuł się do drzewa w środku lasu (ten las chcieli wyciąć w jakiś tam celach fabryka, autostrada, nie pamiętam). Skończyło się tak, że w nocy przyszedł do niego misiek, i go zjadł.

moze taka jest oficjalna wersja ;-) misia nie mozna oskarzyc ;-)

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Dla mnie problemem nie jest to, że jemu przeszkadza pies w domu, ale to, że macie inne priorytety i nie potraficie wypracować kompromisu. To jest niepokojące i źle wróży.A co do tego, że stosunek do zwierząt przekłada się na stosunek do ludzi, dla mnie brzmi w obecnych czasach jak kiepski żart. Ileż to się od miłośniczek zwierząt można nasłuchać, jak to brzydzą się dziećmi. Mnie osobiście załącza się lampa alarmowa jak ktoś deklaruje ogromną miłość do zwierząt (chociaż u lekarza weterynarii jest ona jak najbardziej pożądana). Z jednym mogę się zgodzić - u mężczyzn to chyba nieco inaczej działa.

Też to zauważyłam :(

Pasek wagi

prompter napisał(a):

Abstrahując od tej konkretnej sytuacji: dla mnie stosunek do zwierząt jest jednym z kryteriów doboru faceta i znajomych, więc nie wyobrażam sobie związku z kimś takim.

popieram, co za gościu;o

jak nie szanuje zwierzat, nie bedzie szanował ludzi. olałabym wgl sprawe, nie chciałabym mieszkac z takim czlowiekiem a co dopiero zyc

Pasek wagi

dokładnie, mam takie samo zdanie.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.