- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
18 grudnia 2015, 23:03
Witam dziewczyny założyłam konto specjalnie bo postanowiłam opisać mój problem, licze na jakieś dobre rady i sugestie z Waszej strony bo czuję się jak w potrzasku. Sytuacja ma się tak jestem z moim Narzeczonym już 4 lata i planujemy razem zamieszkać. Nigdy nie wynajmowaliśmy razem mieszkania, bo szkoda nam było kasy komuś płacić i nic z tego nie mieć zdecydowaliśmy że zamieszkamy razem już we własnym...(razem - tylko we dwójkę nie wynajmowaliśmy a mieliśmy krótki czas że mieszkaliśmy jeszcze ze współlokatorami bo tutaj źle to napisałam. Stąd wiem że potrafie mieszkać z Narzeczonym choć bardzo "po studencku" wtedy było)
Teraz planujemy mały ślub i kupno mieszkania... problem w tym że nas na to nie stać
Narzeczony zarabia na rękę 2000, ja najniższą krajową niedawno zmieniłam pracę, jestem bardzo zadowolona bo ta o wiele bardziej mi pasuje, ale finansowo jest niestety gorzej. Wcześniej zarabiałam 1500 zł teraz będę od nowego roku 1350 i szanse na awans niby są ale tak za 3-4 lata.
Wszystko obliczyliśmy i wyszło nam że za cholerę nie damy rady: razem mamy kwotę 3350 zł. Na mieszkanie trzeba wziąć kredyt (rodzice nam dołożą ale nie kupią bo ich nie stać). Rata kredytu wynosiłaby około 600 zł. Czynsz za mieszkanie 500, do tego kablówka tv, opłaty które w czynszu nie są i dwa telefony (100) paliwo do auta 200-300. Po tych obliczeniach skrajnie się załamałam bo wyszło nam około ok 1800-1900 zł na egzystowanie NA DWIE OSOBY. Gdzie ja do tej pory wydawałam 1500 w zasadzie na SAMĄ SIEBIE! i czasami dokładałam coś rodzicom, wiadomo do mieszkania do jedzenia i środków czystości...
CZY ZA TAKĄ KWOTĘ UWAŻACIE, ŻE UTRZYMANIE SIĘ DWÓCH OSÓB JEST REALNE bo sobie tego nie wyobrażam i jestem w czarnej rozpaczy Przecież nie będę czekała następnych 4 lat żeby zamieszkać z narzeczonym jak dostanę awans i 300 zł podwyżki...to może minimalna stawka krajowa za ten czas tyle samo podskoczy... proszę doradźcie coś w tej sytuacji bo nie wiem co robić. Jedynie przychodzi mi do głowy żeby rzucić pracę którą mam i znowu brać się za pracę której nie lubię bo jest płatna 150 zł więcej albo cisnąć narzeczonego a On też swoją pracę lubi jest do niej przyzwyczajony i znów tylko te pieniążki psują przy czym czuję że to moja wina, bo jak ja zarabiałabym tyle samo to nie mielibyśmy żadnego problemu
Edytowany przez omiszcz 19 grudnia 2015, 00:54
18 grudnia 2015, 23:40
autorko, pomyśl tak-jakie masz inne wyjście? wynajem? bez sensu, będziesz płaciła komuś takie same albo i większe pieniądze. przerabiałam to. też się bałam, też miałam prawie całą pensję dla siebie, rodzicom dokładałam się do życia 200 zł miesięcznie. ale takie jest dorosłe i samodzielne życie, wychodzimy powoli z rodzinnych pieleszy i żyjemy na własny rachunek. radość z własnego lokum-bezcenne. i tak jak dziewczyny piszą- 1800 zł po odliczeniu stałych opłat to na start całkiem sporo. a niespodziewane wydatki? były, są i będą i z tym też nauczysz się dawać sobie radę. jakbyśmy tak chcieli się zamartwiać , co to będzie jak samochód się popsuje, to równie dobrze można się już do grobu położyć:) uszy do góry, dacie radę:)
Jedyne wyjście jakie widzę to siedzenie nadal u rodziców, ale wiem że to do niczego nie prowadzi... przy ślubie już będzie całkiem bez sensu, dlatego założyłam ten temat
18 grudnia 2015, 23:46
Kłótnie były, są i będą - grunt to nie dać ponieść się negatywnym emocjom, usiąść spokojnie i WSPÓLNIE rozwiązać problem, bo tak robią szanujący się ludzie, szczególnie kochający się i będący razem w dojrzałym związku.W nerwach człowiek mówi rzeczy o których nawet by nie pomyślał - my też mieliśmy takie okresy, a teraz, gdy jedno widzi, że drugie "przesadza" z rozrzutnością, delikatnie ostrzega, albo mówi, czy to naprawdę mi potrzebne - pewnie gdyby nie mój Narzeczony popadłabym w zakupocholizm.Całe życie wychowywała mnie mama i babcia, całe życie słyszałam "nie mam pieniędzy...", ale nigdy nie chodziłam ani goła, ani głodna, a ciepły dach nad głową i świeży obiad każdego dnia jak przyszłam ze szkoły był. Co z tego, że wszystkie ciuchy miałam z lumpa, a w cerowanych spodniach mogłam chodzić rok.Grunt to być dobrym człowiekiem, trzeba cieszyć się z małych rzeczy...Znajomi znowu jadą na wakacje za granicę, będą spali w luksusowym hotelu i pięciogwiazdkowym spa?Pomyśl sobie: czy też jechałbyś na za granice, płacił kupę forsy za to, że będziesz leżeć plackiem na plaży, brzuchem do góry i nic nie robił? To samo można robić nad morzem, czy jeziorem, albo na własnej działce...lepiej przyoszczędzić i zrobić wakacje, na których zobaczysz kawałek świata, przeżyjesz prawdziwą przygodę :) Dzieki Twojemu postowi pisząc to wszystko zrozumiałam wiele...Przez sytuację finansową która kiedyś u mnie była, chorobę babci i mamy brata, popadłam w depresję.Mieszkam z wspaniałmy mężczyzną, mam fajną pracę, studiuję, mam pasje, moi rodzice żyją, mam psa, niedługo święta... Mam się do kogo przytulić, mam do kogo zadzwonić...Owszem, lubię czasem wyjść do kina, ale to musi być coś naprawdę dobrego.Teatr, opera - spoko, ale będzie czas na emeryturze.Długi, kredyty, dołek finansowy - a co za problem pojechać na trochę za granicę, póki się da ?Grunt, to być optymistą.Może weźcie ślub, zostawcie pracę i wyjedźcie na rok - rok lub dwa męczarni z dala od ojczyzny, a po powrocie nowa i lepsza praca (wzbogacona doświadczeniem) i nie musicie pakować się w kredyt, bo stać Was na kupno mieszkania. Tam żyjecie skromnie.Powiedzmy, jedziecie do Niemiec, nie przeliczając.W niemczech zarabiasz 2000 Euro, w Polsce 2000 zl.Wynajem np. pokoju: Niemcy: 200 Euro, Polska 600-800 zł.Najtańszy chleb tostowy, pakowany z marktu: Niemcy: 0,5 Euro, Polska: 2 złSzampon, np. Schauma 250 ml w promocji: Niemcy: 1,69 Euro, Polska: 7,99 złI można tak wymieniać w nieskończoność...Nie namwiam nikogo do emigracji, bo to nic fajnego... Ale z każdej sytuacji jest wyjście, nie zawsze takie, jak sobie wymarzymy, ale jest...Wiecie co obawiam się też tego że nasze relacje z Narzeczonym się pogorszą... niby związek gdzie jest prawdziwa miłość przetrwa wszystko, ale moi znajomi mieli jakiś czas temu dołek finansowy taki przejściowy i nagle zaczęli o wszystko się wykłócać.... o to że on pije piwo na spotkaniu z kolegami a powinien tą kasę oszczędzić, że ona kupuje głupoty: tusz do rzęs, kredkę, bo on nie rozumie po co jej to a krzyczy na niego o piwo... dobrze, że udało im się trochę odbić z tej sytuacji.
My chodzimy teraz do kina co tydzień góra co dwa... i właśnie boję się utraty takich małych przyjemności gdzie nudzi nam się i po prostu idziemy do kina na pizzę na kręgle. Nie lecimy na zakupy do Paryża bo nam się nudzi ale zwykłe wyjście do kina nie powinno być super komfortem... smutna ta nasza polska rzeczywistość w tym sensie
18 grudnia 2015, 23:55
Takie jest czasem życie, albo się poświęcasz i idziesz do przodu , albo nie robisz nic i tkwisz w miejscu.Tak jak piszesz dokładnie. Ja myślę że przeżyć się da ale przeżyć i tyle... nie chce oszczędzać na wszystkim i nie mam na myśli wycieczek na Hawaje co wakacje chciałabym żyć na takim poziomie jak teraz a jest to chyba niemożliwe, te koszty przeraziły mnie po podliczeniu wszystkiego.jeśli dobrze zrozumiałam, to zostaje Wam 1800-1900 na wydatki poza rachunkami?to ładna suma, spokojnie się da za to żyć :)
Serio wolabys miec te 600zl na glupoty niz na WLASNE mieszkanie?
Aha i jeszcze jedno pytanie mieszkaciu razem czy osobno? Czy macie zamiar zamieszkac razem dopiero w kupionym mieszkaniu? Jesli tak to radze zamieszkac razem wczesniej
18 grudnia 2015, 23:58
Pomyśl sobie, ze chodzenie do kina z nudów to czasem strata kasy, jest milion dobrych filmów w necie np. na zalukaj :)
Nie chcecie siedzieć w domu, zróbcie sobie spacer, przecież on nic nie kosztuje :)
19 grudnia 2015, 00:04
Serio wolabys miec te 600zl na glupoty niz na WLASNE mieszkanie?Aha i jeszcze jedno pytanie mieszkaciu razem czy osobno? Czy macie zamiar zamieszkac razem dopiero w kupionym mieszkaniu? Jesli tak to radze zamieszkac razem wczesniejTakie jest czasem życie, albo się poświęcasz i idziesz do przodu , albo nie robisz nic i tkwisz w miejscu.Tak jak piszesz dokładnie. Ja myślę że przeżyć się da ale przeżyć i tyle... nie chce oszczędzać na wszystkim i nie mam na myśli wycieczek na Hawaje co wakacje chciałabym żyć na takim poziomie jak teraz a jest to chyba niemożliwe, te koszty przeraziły mnie po podliczeniu wszystkiego.jeśli dobrze zrozumiałam, to zostaje Wam 1800-1900 na wydatki poza rachunkami?to ładna suma, spokojnie się da za to żyć :)
Osobno teraz ale mieliśmy już okazje razem mieszkać pół roku i wiem że się nie pozabijamy jeśli o to Ci chodzi... jedynie kłótnie o pieniądze jak u znajomych mnie przerażają, że będzie do nich dochodziło. Bo wtedy koszty rozkładały się zupełnie inaczej jeszcze na dwójkę znajomych którzy zajmowali swoje pokoje... no i rodzice mi dokładali bo studiowałam
Edytowany przez omiszcz 19 grudnia 2015, 00:06
19 grudnia 2015, 00:11
Osobno teraz ale mieliśmy już okazje razem mieszkać pół roku i wiem że się nie pozabijamy jeśli o to Ci chodzi... jedynie kłótnie o pieniądze jak u znajomych mnie przerażają, że będzie do nich dochodziło. Bo wtedy koszty rozkładały się zupełnie inaczej jeszcze na dwójkę znajomych którzy zajmowali swoje pokoje... no i rodzice mi dokładali bo studiowałam
Wllasnie o to mi mniej wiecej chodzi. Widzialam zwiazki, ktore rozpadaly sie po paru lat razem i 2miesiacach wspolnego mieszkania np. przez komiczne rozliczanie sie pt. (autentyk przy rozliczaniu sie z paragonem w reku po wspolnych zakupach) "Ty pijesz wiecej mleka wiec oddaj mi 2/3 za mleko"
19 grudnia 2015, 00:26
Wllasnie o to mi mniej wiecej chodzi. Widzialam zwiazki, ktore rozpadaly sie po paru lat razem i 2miesiacach wspolnego mieszkania np. przez komiczne rozliczanie sie pt. (autentyk przy rozliczaniu sie z paragonem w reku po wspolnych zakupach) "Ty pijesz wiecej mleka wiec oddaj mi 2/3 za mleko"Osobno teraz ale mieliśmy już okazje razem mieszkać pół roku i wiem że się nie pozabijamy jeśli o to Ci chodzi... jedynie kłótnie o pieniądze jak u znajomych mnie przerażają, że będzie do nich dochodziło. Bo wtedy koszty rozkładały się zupełnie inaczej jeszcze na dwójkę znajomych którzy zajmowali swoje pokoje... no i rodzice mi dokładali bo studiowałam
Boję się że u mnie też tak będzie, albo że "po co kupiłaś mleko mleko jest za 2,50 a nikt go nie pije mogłaś sobie darować i kupić chleb" tak to u znajomych wyglądało: po co pijesz to piwo, po co wychodzisz, siedź w domu to nic nie wydamy....a potem on na nią że na niego krzyczy a sama wydała 15 zł na tusz...i to przy nas. Nie wiem co się działo jak byli sami...
Chyba teraz przesadzam ale rozumiem że kasa może rozwalić związek bardzo się tego obawiam. Wtedy było zupełnie inaczej bo jedliśmy pizzę odgrzewaną w mikrofalówce firmy TIP i nikomu to nie przeszkadzało... mama kasę dosyłała bo ja tylko sobie dorabiałam i koszty były nieporównywalne... ci współlokatorzy raz byli raz ich nie było gdzieś zabalowali w akademiku jak to studenci, ale zawsze płacili. A potem się okazało że w 4 buliliśmy kasę i po pół roku nie ma z tego nic materialnego (fajne wspomnienia są to fakt) i zdecydowaliśmy że nie będziemy wynajmować. Źle mi się mieszka u rodziców tylko w tym sensie że tęsknię za Narzeczonym żeby go mieć codziennie i powrót do rodziców gdy już się z domu odeszło nie jest fajny ale widzę że kompletnie nie zdawałam sobie sprawy ile co kosztuje tak naprawdę dopóki tego nie policzyliśmy...i do póki nie mamy zacząć dorosłego życia razem już zdani na siebie bo mama mi dokładała już nie będzie Ciężko mi zacisnąć pasa jak zeszłam z wypłaty 1500 na 1300 przez zmianę pracy a co dopiero na jeszcze mniej...
To mi się wydaje nie realne.
Edytowany przez omiszcz 19 grudnia 2015, 00:29
19 grudnia 2015, 00:31
To moze już zacznij próbować się ograniczać w pewnym sensie, tzn. wymyślaj np. inne, bardziej kreatywne rozrywki, które kosztują mniej :)
19 grudnia 2015, 00:43
Jesli tego sie boisz to jedynym wysciem jest pogadac o tym jak to bedzie wygladalo. Kiedy wplywa czyja wyplata i co pokrywa, ile macie pieniedzy "na swoje wydatki", ile na rozrywke, czy cos odkladacie (jesli tak polecam od razu po wyplacie przelac na konto oszczednosciowe z utrudnionym dostepem), co mniej wiecej kupujecie i gotujecie. Nie znam sie na polskich realiach, ale wiem, ze czesto ludzie maja mniej i prowadza spoko zycie wiec dacie rade Najwazniejsze to pogadac i obrac wspolny punkt zaczepienia.
My tez troche zaciskalismy pasa zeby kupic nieruchomosci, ale powiem Ci, ze nigdy nie zalowalam kolejnej pary butow ;) Teraz za to nieruchomsc zarabia na moje buty U nas bylo to na zasadzie, ze spokojnie moglismy sobie pozwolic na wszystko, ale oboje chcielismy jak najszybciej osiagnac zamierzony cel wiec sie hamowalismy
Jednym slowem inwestycja w nieruchomosc, cos co daje Ci swiadomosc, ze masz cos swojego jest warta malych wyrzeczen, choc pewnie nie dla kazdego.