Temat: Jak wytłumaczyć mamie, iż nie chcę chodzić na religię?

Dziś poprosiłam ją by mnie wypisała a ona "Będziesz żyła w takiej religii, w jakiej się urodziłaś i zostałaś wychowana" 
Mam na pokaz chodzić do kościoła mimo że nie wierzę? Mój nauczyciel religii to jakiś fanatyk kościoła, nawet nie ksiądz, nie zniosę tej jego gadaniny.. Pół roku temu jak wyniosłam z pokoju cały ZESTAW świętych obrazków to chciała mnie do proboszcza zaprowadzić ;x

MiniaNZ napisał(a):

Epestka napisał(a):

Wilena napisał(a):

Nie miałam tego problemu, bo na szczęście rodzice mnie wypisali z lekcji religii w szkole podstawowej. Gdyby mnie tak zmuszali to chyba bym zapytała co jest dla nich ważniejsze - szczęście ich dziecka (bo przecież zmuszanie kogoś do robienia czegoś wbrew sobie to unieszczęśliwianie go), czy to żeby uszczęśliwić ludzi wokół zmuszając kogoś do udawania katolika, bo "co ludzie powiedzą". 
Teraz widzę jak zniszczyłam szczęśliwe dzieciństwo swoim synom. Unieszczęśliwiałam ich systematycznie zmuszając do noszenia czapki zimą, picia gorzkich syropów, nauki wielu pożytecznych, a ich zdaniem niepotrzebnych rzeczy (języki!). O chodzeniu do szkoly, maturze i studiach nie wspominając. Słaby argument
jak to? porownujesz zmuszanie do noszenia czapki i picia syropow do zmuszania do lekcji religii? przeciez do noszenia czapki i picia syropow, zmusza sie male dzieci, ktore nie potrafia racjonalnie ocenic co jest dla nich dobre, a tu mamy szesnastolatke, ktora stac na krytyczne myslenie - inaczej jak widac niz doroslych. poza tym noszenie czapki i picie syropu, to cos co jest racjonalne, ma uzasadnienie, wiec synowie po czasie potrafia ocenic Twoje dzialanie jako majace sens - jak mozna to porownac do zmuszania do religii, ktore to kompletnie nie ma sensu i nie jest racjonalne? poza tym - przykro mi, ze musialas synow zmuszac do matury i studiow  

W pewnym sensie ich zmusiłam. Bo woleliby iść do pracy i mieć pieniądze. Oczywiście zarabiali by krocie. No ale też nie przykuwałam ich do książek. 

Zmuszenie  polegało też na wyborze szkoły z wymaganiami. Zwłaszcza starszy płakał jaką mu krzywdę robię. On w książkach, a  koledzy na piwku. 

Dla Ciebie zmuszanie do religii może racjonalne nie jest, dla wierzących może mieć  sens. 

Och, jeszcze zmusiłam do rzucenia palenia, chociaż wydawało się, że szesnastolatek podejmuje racjonalne decyzje 

Wilena napisał(a):

Kinga156 napisał(a):

Wilena napisał(a):

Nie miałam tego problemu, bo na szczęście rodzice mnie wypisali z lekcji religii w szkole podstawowej. Gdyby mnie tak zmuszali to chyba bym zapytała co jest dla nich ważniejsze - szczęście ich dziecka (bo przecież zmuszanie kogoś do robienia czegoś wbrew sobie to unieszczęśliwianie go), czy to żeby uszczęśliwić ludzi wokół zmuszając kogoś do udawania katolika, bo "co ludzie powiedzą". 
Ileż dzieci jest unieszczęśliwionych samym chodzeniem do szkoły i przeżywają to jakoś. Poziom szczęścia dziecka zwykle obniża się w wyniku podejmowania obowiązków, a szczęśliwi są ci dorośli, którzy lubią to, co muszą....
Gdyby ktoś nie chciał chodzić na religioznawstwo to można by porównywać chodzenie na religioznawstwo z chodzeniem do szkoły i z obowiązkiem szkolnym. Ale o ile się nie mylę to lekcje religii nie polegają na światopoglądowo neutralnym przekazywaniu wiedzy i suchych faktów o religiach, ale wpajaniu komuś wiary i przekonań kościoła katolickiego. Także porównanie wybitnie nie trafione, bo obowiązek szkolny wprowadzono po to, żeby uczyć, nie indoktrynować. Nawet w Konstytucji jest zapis o tym, że rodzice mają prawo do wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami, ale z uwzględnieniem jego wolności sumienia, wyznania i przekonań - zmuszanie do chodzenia na religię jest łamaniem praw człowieka, zresztą takie sprawy były i zajmował się nimi Rzecznik Praw Dziecka. Nie rozumiem jak można być tak ograniczonym, żeby nie rozróżniać właśnie nauki, od indoktrynacji - tak, ograniczonym, być może mocne słowo, ale jak inaczej nazwać kogoś kto bagatelizuje problem łamania praw człowieka i polskiej Konstytucji? W imię czego? - przeświadczenia, że dziecko jest własnością rodzica i ten może mu narzucać wiarę? Myślałam, że krucjaty i siłowe "nawracanie niewiernych" odeszły w mroki historii, ale jak widać nie. 

Jak jesteś dzieckiem to rodzice postrzegają Cię często jako "gówniarza", który mało wie o życiu, przeżywa okres buntu itd (w kwestii wiary, że np. z lenistwa nie chce Ci się chodzić na religię, do kościoła itd.).. więc jej poglądów mogą na razie nawet nie traktować poważnie.. Dorośnie, będzie pełnoletnia to zacznie podejmować swoje własne decyzje - wypisze się z kościoła, a religia w końcu się skończy. Gadanie na ten temat z rodzicami na tym etapie za wiele nie da.. tak na prawdę co to za ból odsiedzieć te 2 h na religii ? Takie wielkie to "nieszczęście" ? No proszę Cię.. Parę lat i sobie będzie chodziła do wyznawców latającego potwora spaghetti jak będzie chciała..

Musisz przeboleć. Moi rodzice nie zgodzili się na wypisanie z religii, bosą bardzo wierzący. Teraz przyjęli do wiadomości, że nie chodzę do kościoła i jestem niewierząca. Nadal jest im smutno z tego powodu, ale nie mogą nic zrobić - jestem dorosła i tyle w temacie.

Ja musiałam walczyć żeby się zapisać na religię w gimnazjum (matka to taka stuprocentowa ateistka z obrzydzeniem do wszelkich form religii ) bo wszyscy opowiadali mi jak fajnie się klóci z księdzem. I faktycznie, było fajnie, przecierpisz i tyle. Raczej nie widzę sensu w prowadzeniu wojny z matką, tej raczej szybko nie wygrasz. 

Chociaż możesz przytoczyć argumenty Wileny odnośnie łamania praw człowieka chociażby. To w zasadzie mogłoby pomoc. 

Myślę, że odpuść. Jak dorośniesz to wtedy wybierzesz. U mnie tak było. 

Pasek wagi

W gimnazjum mielismy okropnego katechete. Kazal nam przepisywac wszystko z ksiazki do zeszytu. W drugiej klasie mialam z tego przedmiotu 22 jedynki bo katecheta wpisywal jedynki za wszystko. W technikum sama sobie napisalam zwolnienie z religii I podpisalam sie jako ojciec (pewnie wiekszosc z was podrabiala zwolnienia na wf ^^ ) i tak sie skonczyla moja przygoda z tym przedmiotem. 

Kinga156 napisał(a):

Wilena napisał(a):

KIleż dzieci jest unieszczęśliwionych samym chodzeniem do szkoły i przeżywają to jakoś. Poziom szczęścia dziecka zwykle obniża się w wyniku podejmowania obowiązków, a szczęśliwi są ci dorośli, którzy lubią to, co muszą....

Gdyby ktoś nie chciał chodzić na religioznawstwo to można by porównywać chodzenie na religioznawstwo z chodzeniem do szkoły i z obowiązkiem szkolnym. Ale o ile się nie mylę to lekcje religii nie polegają na światopoglądowo neutralnym przekazywaniu wiedzy i suchych faktów o religiach, ale wpajaniu komuś wiary i przekonań kościoła katolickiego. Także porównanie wybitnie nie trafione, bo obowiązek szkolny wprowadzono po to, żeby uczyć, nie indoktrynować. Nawet w Konstytucji jest zapis o tym, że rodzice mają prawo do wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami, ale z uwzględnieniem jego wolności sumienia, wyznania i przekonań - zmuszanie do chodzenia na religię jest łamaniem praw człowieka, zresztą takie sprawy były i zajmował się nimi Rzecznik Praw Dziecka. Nie rozumiem jak można być tak ograniczonym, żeby nie rozróżniać właśnie nauki, od indoktrynacji - tak, ograniczonym, być może mocne słowo, ale jak inaczej nazwać kogoś kto bagatelizuje problem łamania praw człowieka i polskiej Konstytucji? W imię czego? - przeświadczenia, że dziecko jest własnością rodzica i ten może mu narzucać wiarę? Myślałam, że krucjaty i siłowe "nawracanie niewiernych" odeszły w mroki historii, ale jak widać nie. 
Czy oczy mnie nie mylą, czy użyłaś w stosunku do mnie określenia "ograniczona"?To Twój argument?

Użyłam, owszem. Natomiast to nie jest mój argument, to jest moja ocena pewnej postawy i sposobu myślenia. Argumentem było to, że zmuszanie dziecka do chodzenia na lekcje religii jest łamaniem praw człowieka i polskiej Konstytucji. Myślałam, że to oczywiste? Jeżeli ktoś tego argumentu nie rozumie (ba! nawet nie dostrzega) i uważa, że łamanie praw człowieka jest w porządku to uważam, że jest ograniczony. Tyle w tym temacie ode mnie. 

Gdyby wprowadzili możliwość uczęszczania na szkolenia z religii w zakładzie pracy to normalnym zachowaniem byłoby zmuszanie dorosłej osoby przez szefa żeby chodziła na te szkolenia? - szef katolik mógłby zmuszać ateistę? - nie sądzę, od razu byłoby larum, że właśnie łamanie praw człowieka i narzucanie światopoglądu. Czym się różni sytuacja dziecka? - dziecko jest w stanie samodzielnie myśleć, też może odpowiadać za siebie. Co innego trzylatek, nieświadomy czym jest wiara tak naprawdę, którego rodzice zabierają na mszę (to normalne), co innego licealista, metrykalnie dziecko oczywiście, ale poza tym człowiek gotowy podejmować własne decyzje, też w kwestii wiary. Właśnie, człowiek - dziecko nie jest własnością rodzica, nie jest rzeczą, którą można zaprogramować tak żeby grała jak się jej zagra, szkoda, że tak wiele osób tego najwidoczniej nie rozumie. 

Ja poczekałam do 3 klasy liceum, chociaż już dużo wcześniej przestałam chodzić do kościoła i rozmawiałam na temat tego, że jestem niewierząca. Ostatecznie powiedziałam im, że i tak w dniu urodzin idę składać deklarację rezygnacji, więc odpuścili i po prostu podpisali. Nie chcieli robić problemów w środku roku. Także też radzę Ci poczekać. Rodzicom nie przetłumaczysz ;/ 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.