Temat: Toksyczni rodzice

Mam 30 lat i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Czuję się głupio próbując szukać winnego temu, że nic mi się nie chce i za nic nie mogę się zabrać oraz wszystkich swoich problemów życiowych, ale jak nie szukać jak przestaję sobie z czymkolwiek radzić. Wpływ dzieciństwa zaczynam widzieć w sferze zawodowej i widzę, że nie dam rady tego przeskoczyć jeśli nic ze sobą nie zrobię. Do tej pory jakoś funkcjonowałam, bo miałam wspólniczkę, ale odkąd zostałam sama mam problem w kontaktach z klientami. W tym zawodzie bardzo ważna jest asertywność, pewność siebie i duże poczucie własnej wartości, a ja tego nie mam.

Od lat od wszystkich dookoła słyszę, że mam szczęście, że wychowałam się w normalnej rodzinie. Mama i babcia zawsze powtarzają jaką to wspaniałą i wartościową rodziną jesteśmy, jakie one dobre itd. Tymczasem po tylu latach dotarło do mnie jak toksyczna jest moja rodzina i jak wielką krzywdę mnie i bratu wyrządzili. Gdybym to była tylko ja to mogłabym się zastanawiać czy mam rację, ale mój brat ma identyczne problemy tylko inaczej sobie z nimi radzi. Rodzice mnie nie bili (no może kilka razy jak  coś przeskrobałam), ale wiecie co? zazdroszczę ludziom, którzy bez ostrzeżenia dostawali w gębę, bo straszenie tym, że ojciec wróci z pracy i zbije nas pasem, wielogodzinny strach przed tym jest o wiele bardziej wyniszczający niż dostanie tym pasem. Okazywało się, że to tak naprawdę aż tak bardzo nie boli. Dopiero teraz dociera do mnie, że ja wszystkiego się w dzieciństwie bałam. Bałam się dostać 3 z klasówki, bo mama powie, że to bardzo kiepska ocena; 5, bo spyta czy nie było 6; wywiadówki, bo inne dzieci są aktywne, a ja taka cicha i nieśmiała. Wszystkiego się bałam. Wszyscy byli ode mnie lepsi, a ja byłam leniwa i do niczego się nie nadawałam. Całe życie tylko słyszałam jak coś kiepsko zrobiłam, jak kiepsko wyglądam. Przez lata tak żyłam i ciągle się zastanawiałam dlaczego nie mam przyjaciół, dlaczego nikt mnie nie lubi i ciągle siedzę na korytarzu sama, dlaczego jak komuś pomogę lekceważy mnie, dlaczego się dla nikogo nie liczę. Dopiero jak poznałam mojego faceta on mi uzmysłowił jak dziwne jest, że moi rodzice nie potrafią się cieszyć z moich sukcesów. Byłam najlepszą studentką, a mój ojciec twierdził, że po co mi studia jak będę pracować na kasie w supermarkecie i drwiącym tonem dodawał "pani magister inżynier". Jak powiedziałam matce, że rozszerzam swoją działalność o kolejną dziedzinę to skomentowała "ty się na tym w ogóle znasz?" zamiast powiedzieć, że się cieszy, że się rozwijam. W rodzinie zapanował wielki bulwers jak moja siostra cioteczna nikomu nie powiedziała, że jest w ciąży i praktycznie nie utrzymuje kontaktu z dziadkami. Wiem dlaczego. Babcia ostatnio przyszła do mnie z wizytą na 10 minut. W ciągu tych 10 minut usłyszałam, że jestem leniwa i nic nie robię; że wyglądam jak dziad (styl, który preferuję się babci nie podoba, sportowe ciuchy w stylu włoskim - ostatnio odkryłam jak świetnie się w nim czuję) oraz zaplanowała kiedy mam wziąć ślub, bo jak to wygląda; kogo zaprosić, gdzie, nawet świadków wybrała. Wiecie co by powiedzieli moi rodzice gdybym ich zaprosiła do swojego mieszkania? Mama: ojezu jakie małe, ja bym nie mogła w takim żyć. Ojciec: widzisz i po co ci były te studia jak cię nie stać na dom taki duży jaki my z mamą mamy. Ciągle tylko słyszę kiedy ja wydorośleję, zero wyrozumiałości i wsparcia. Nie mogę mieć dzieci z powodu zaawansowanej choroby, matka o tym wie, ale ciągle przyłazi i pyta się kiedy będzie miała wnuka. A ja przy każdym takim pytaniu mam dzień już do końca zepsuty i czuję się jak śmieć. Jeśli mam przetrwać to muszę się zająć czymś innym np. pracą żeby zapomnieć, a matka ciągle powtarza, że trzeba się starać, że Tomek ma już 2 dziecko, Gosia w ciąży znowu, a Ania synek to już chodzi. Mój brat niedawno dzięki mojej pomocy zakończył toksyczny związek z kobietą, ale jestem pewna, że nie uchroni go to przed wpakowaniem się w kolejne bagno za chwilę co też nie daje mi spokoju. Mój facet jest normalny, ale zauważyłam, że uwielbiam kontakty ze spaczonymi ludźmi przez internet. Zwykli, normalni i pozytywni mnie nudzą. Ludzie, którzy mają jakieś zaburzenia za to niesamowicie przyciągają. Ciągle mnie prześladują wspomnienia z dzieciństwa kiedy ojciec kazał nam się uczyć szybko tabliczki mnożenia, bo jak za 2 godziny wróci to nas przepyta i dostaniemy pasem za każdy błąd. Pamiętam jak babcia uważała, że za wszystko trzeba się wstydzić.. świadectwo bez paska schować głęboko żeby nikt nie zobaczył, bo wstyd. Moja matka swoimi komentarzami spowodowała u mnie wstyd przed kobiecością i dorastaniem, a ojciec i babcia przed kobietami, które nie są super drobne. Dziś podobają mi się tylko kobiety bardzo chude i drobne. Sama jestem dobrze zbudowana i tylko wychudzona czuję się lepsza. Tylko kiedy słyszę, że jestem chuda cieszy mnie to. Jak słyszę, że dobrze wyglądam czuję się strasznie. Czuję do siebie wstręt i obrzydzenie. Nie mam ochoty na pracę i kontakty z kimkolwiek, nie wychodzę z domu. Miałam anoreksję, bulimię ćwiczeniową, kompulsy zdarzają mi się do dziś. Teraz rodzice komentują tylko, że wyglądam jak wieszak - ojciec i babcia, ale jest to mniej bolesne niż dobrze wyglądasz.

Czy są tu osoby, które po wielu latach dopiero zrozumiały, że ich rodzina jest toksyczna? Pochodzą z rodziny, która dla wszystkich dookoła jest idealna, a co się dzieje w środku nie wie nikt? Jak sobie radzicie?

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Mama zaczyna rozmowę o dzieciach, mówimy "nie chcę o tym rozmawiać". Powtórzenie tego wiele razy może pomóc. Jeśli nie działa, to wychodzimy lub prosimy mamę o wyjście. Obrazi się, jej sprawa. Ale może pomyśli następnym razem.

Nie pomyśli. Już wiele razy jej mówiłam, że nie chcę o tym rozmawiać. Naprawdę wiele razy już wybuchałam.. płakałam, prosiłam, krzyczałam, wybuchałam. A i tak będąc na wyjeździe w górach potrafiła zadzwonić i zapytać czy pracujemy nad jej wnukiem. Mój facet zawsze mówi: "nie wiem czemu twoja matka sobie wyobraża, że ktoś dałby jej tego wnuka chociaż na chwilę". Ona uważa, że przecież jest invitro i że będę żałować jak nie spróbuję, ale ja nie chcę. Nie chcę tracić kolejnych lat. Zwłaszcza teraz jak moja sytuacja zdrowotna jest niejasna i nie wiem czy byłabym w stanie się w ogóle dzieckiem opiekować i czy ciąża nie pogorszyłaby mojego stanu zdrowia. Jak miałam operację w szpitalu to matki nie obchodziło jak się czuję tylko żebym miała wszystko na miejscu do urodzenia dziecka.

angrybird napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Mama zaczyna rozmowę o dzieciach, mówimy "nie chcę o tym rozmawiać". Powtórzenie tego wiele razy może pomóc. Jeśli nie działa, to wychodzimy lub prosimy mamę o wyjście. Obrazi się, jej sprawa. Ale może pomyśli następnym razem.
Nie pomyśli. Już wiele razy jej mówiłam, że nie chcę o tym rozmawiać. Naprawdę wiele razy już wybuchałam.. płakałam, prosiłam, krzyczałam, wybuchałam. A i tak będąc na wyjeździe w górach potrafiła zadzwonić i zapytać czy pracujemy nad jej wnukiem. Mój facet zawsze mówi: "nie wiem czemu twoja matka sobie wyobraża, że ktoś dałby jej tego wnuka chociaż na chwilę". Ona uważa, że przecież jest invitro i że będę żałować jak nie spróbuję, ale ja nie chcę. Nie chcę tracić kolejnych lat. Zwłaszcza teraz jak moja sytuacja zdrowotna jest niejasna i nie wiem czy byłabym w stanie się w ogóle dzieckiem opiekować i czy ciąża nie pogorszyłaby mojego stanu zdrowia. Jak miałam operację w szpitalu to matki nie obchodziło jak się czuję tylko żebym miała wszystko na miejscu do urodzenia dziecka.

Tylko właśnie chodzi o to, żebyś nie płakała, prosiła, krzyczała, wybuchała, tylko ucinała temat. Jeśli nie masz siły, to mówisz nie chcę o tym  rozmawiać i wychodzisz. Dzwoni - mówisz nie chcę o tym rozmawiać i jeśli jeszcze rozmowa jest na ten temat, to rozłączasz się. Nie nawiązujesz żadnej interakcji w tej kwestii. Nie okazujesz żadnych emocji przy mamie. To jedynie nakręca. Możesz też nauczyć się traktować ten temat bardziej na luzie, obracać w żart, ale jeśli nie masz na to siły i ochoty, to minimalizuj czas mówienia o tym. Poczytaj o technice zdartej płyty i reagowaniu asertywnym.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

angrybird napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Mama zaczyna rozmowę o dzieciach, mówimy "nie chcę o tym rozmawiać". Powtórzenie tego wiele razy może pomóc. Jeśli nie działa, to wychodzimy lub prosimy mamę o wyjście. Obrazi się, jej sprawa. Ale może pomyśli następnym razem.
Nie pomyśli. Już wiele razy jej mówiłam, że nie chcę o tym rozmawiać. Naprawdę wiele razy już wybuchałam.. płakałam, prosiłam, krzyczałam, wybuchałam. A i tak będąc na wyjeździe w górach potrafiła zadzwonić i zapytać czy pracujemy nad jej wnukiem. Mój facet zawsze mówi: "nie wiem czemu twoja matka sobie wyobraża, że ktoś dałby jej tego wnuka chociaż na chwilę". Ona uważa, że przecież jest invitro i że będę żałować jak nie spróbuję, ale ja nie chcę. Nie chcę tracić kolejnych lat. Zwłaszcza teraz jak moja sytuacja zdrowotna jest niejasna i nie wiem czy byłabym w stanie się w ogóle dzieckiem opiekować i czy ciąża nie pogorszyłaby mojego stanu zdrowia. Jak miałam operację w szpitalu to matki nie obchodziło jak się czuję tylko żebym miała wszystko na miejscu do urodzenia dziecka.
Tylko właśnie chodzi o to, żebyś nie płakała, prosiła, krzyczała, wybuchała, tylko ucinała temat. Jeśli nie masz siły, to mówisz nie chcę o tym  rozmawiać i wychodzisz. Dzwoni - mówisz nie chcę o tym rozmawiać i jeśli jeszcze rozmowa jest na ten temat, to rozłączasz się. Nie nawiązujesz żadnej interakcji w tej kwestii. Nie okazujesz żadnych emocji przy mamie. To jedynie nakręca. Możesz też nauczyć się traktować ten temat bardziej na luzie, obracać w żart, ale jeśli nie masz na to siły i ochoty, to minimalizuj czas mówienia o tym. Poczytaj o technice zdartej płyty i reagowaniu asertywnym.

Jak obracam to w żart to wszystkim dookoła jest do śmiechu, a potem płaczę ja. A jak ostro pojadę "przepraszam, ale chyba to moja sprawa" odpowiednim tonem to przynajmniej się wyżyję i ludzie już nie pytają. Nie umiem do tego podejść na luzie. Czuję się bezużyteczna i nic nie warta, a to, że nie mogę mieć dodatkowo dzieci, które może mieć każdy, nawet pijak spod sklepu sprawia, że czuję się jak najgorszy śmieć. Ostatnio przecież kolegi tata na skypie stwierdził, że mam już 30 lat i trzeba się brać za robotę, bo ujemny przyrost w Polsce, a przyjmujemy uchodźców. Wyobrażacie sobie? Cały czas myślę, że może mama chce dobrze, bo uważa, że czas leci, a ja dzieci nie mam. W sumie jakąś szansą to invitro jest, ale mnie to po prostu drażni. Ja nie wiem czy ja w ogóle chcę. Na pewno nie jestem zdesperowana i nie będę próbować za wszelką cenę. Są inne rzeczy do robienia w życiu niż rodzenie dzieci.

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

angrybird napisał(a):

AgnieszkaHiacynta napisał(a):

Mama zaczyna rozmowę o dzieciach, mówimy "nie chcę o tym rozmawiać". Powtórzenie tego wiele razy może pomóc. Jeśli nie działa, to wychodzimy lub prosimy mamę o wyjście. Obrazi się, jej sprawa. Ale może pomyśli następnym razem.
Nie pomyśli. Już wiele razy jej mówiłam, że nie chcę o tym rozmawiać. Naprawdę wiele razy już wybuchałam.. płakałam, prosiłam, krzyczałam, wybuchałam. A i tak będąc na wyjeździe w górach potrafiła zadzwonić i zapytać czy pracujemy nad jej wnukiem. Mój facet zawsze mówi: "nie wiem czemu twoja matka sobie wyobraża, że ktoś dałby jej tego wnuka chociaż na chwilę". Ona uważa, że przecież jest invitro i że będę żałować jak nie spróbuję, ale ja nie chcę. Nie chcę tracić kolejnych lat. Zwłaszcza teraz jak moja sytuacja zdrowotna jest niejasna i nie wiem czy byłabym w stanie się w ogóle dzieckiem opiekować i czy ciąża nie pogorszyłaby mojego stanu zdrowia. Jak miałam operację w szpitalu to matki nie obchodziło jak się czuję tylko żebym miała wszystko na miejscu do urodzenia dziecka.
Tylko właśnie chodzi o to, żebyś nie płakała, prosiła, krzyczała, wybuchała, tylko ucinała temat. Jeśli nie masz siły, to mówisz nie chcę o tym  rozmawiać i wychodzisz. Dzwoni - mówisz nie chcę o tym rozmawiać i jeśli jeszcze rozmowa jest na ten temat, to rozłączasz się. Nie nawiązujesz żadnej interakcji w tej kwestii. Nie okazujesz żadnych emocji przy mamie. To jedynie nakręca. Możesz też nauczyć się traktować ten temat bardziej na luzie, obracać w żart, ale jeśli nie masz na to siły i ochoty, to minimalizuj czas mówienia o tym. Poczytaj o technice zdartej płyty i reagowaniu asertywnym.

dokładnie! a tego wszystkiego nauczysz się na terapii, krok po kroku, zaczniesz inaczej mówić, twoja komunikacja z otoczeniem zacznie się zmieniać, i albo inni się dostosują albo ty nabierzesz do tego takiego dystansu, że nie będą cię w stanie już ranić. jesteś z warszawy? pięknie. jurto/dzisiaj poszukaj w necie terapii, zadzwoń, umów się, a odzyskasz kontrolę nad swoim życiem. masz być szczęśliwa, ale musisz się tego nauczyć. da się. powodzenia<3

Pasek wagi

a koledze taty to bym powiedziała coś takiego, że nie nadaje się do cytowania na forum:) 

Pasek wagi

angrybird napisał(a):

Jak obracam to w żart to wszystkim dookoła jest do śmiechu, a potem płaczę ja. A jak ostro pojadę "przepraszam, ale chyba to moja sprawa" odpowiednim tonem to przynajmniej się wyżyję i ludzie już nie pytają. Nie umiem do tego podejść na luzie. Czuję się bezużyteczna i nic nie warta, a to, że nie mogę mieć dodatkowo dzieci, które może mieć każdy, nawet pijak spod sklepu sprawia, że czuję się jak najgorszy śmieć. Ostatnio przecież kolegi tata na skypie stwierdził, że mam już 30 lat i trzeba się brać za robotę, bo ujemny przyrost w Polsce, a przyjmujemy uchodźców. Wyobrażacie sobie? Cały czas myślę, że może mama chce dobrze, bo uważa, że czas leci, a ja dzieci nie mam. W sumie jakąś szansą to invitro jest, ale mnie to po prostu drażni. Ja nie wiem czy ja w ogóle chcę. Na pewno nie jestem zdesperowana i nie będę próbować za wszelką cenę. Są inne rzeczy do robienia w życiu niż rodzenie dzieci.

Kolega taty to średnia krajowa. Takich ludzi jest wielu. W kwestii dzieci akurat Cię rozumiem, bo ja późno rodziłam, znacznie później niż bym chciała (nie będę opisywała swojej historii) i wszelkie "burackie" sugestie w tym zakresie doprowadzały mnie do białej gorączki. Po urodzeniu dziecka wszelkie sugestie odnośnie drugiego były mi tak totalnie obojętne, że skończyły się wcześniej niż zaczęły, a może ja przestałam je zauważać. Tego typu pytania obcych ludzi są normą i trzeba jakoś nauczyć się z tym żyć.

Gorzej bliska rodzina, która wie, że boli. Tu muszę swoją pochwalić, bo wykazali się mega wyczuciem, choć moi rodzice parcie na wnuka mieli mocne, ale uznali, że prędzej będzie, jak nic nie będą mówić. Znają mnie ;)

Mama na pewno ma parcie na wnuka. Też raczej norma. Teraz Ty musisz podjąć decyzję wraz z partnerem. W tę, czy wewtę. Musicie rozważyć, jak bardzo chcecie mieć dziecko i ile jesteście w stanie temu poświęcić. In vitro to duże obciążenie dla kobiety - fizyczne (duża dawka hormonów) i psychiczne. Każda nieudana próba to niewyobrażalny ból (na podstawie lektury i rozmów, bo nie miałam). Spędziłam sporo czasu kiedyś na forach dla kobiet w ciąży i starających się. Polecam bardzo, bo to kopalnia wiedzy, pozwalająca podjąć taką decyzję. Dziecko to jedna ze wspanialszych rzeczy, która mi się w życiu przytrafiła, ale bez dziecka też może być pięknie. Tylko nie można wiecznie być rozdartym. Podjęta decyzja oczyszcza. Taka lub inna. Każda ma swoją cenę, jak wszystko w życiu, ale najgorsze jest miotanie się między jedną a drugą.

To jak rodzice traktuja swoje dzieci wynosza ze swojego domu,bo tak oni byli traktowani.Mozna powtarzac ich schemat albo odciac sie i isc wlasna droga.Ja slyszalam,ze dobrze sie ucze to zadna atrakcja...ucze sie dla siebie.Straszenie ojcem i pasem to byla norma.Wiecznie slyszalam od ojca,ze jestem leniem,ze powinnam mamie pomagac w kuchni...a mama z kuchni mnie przeganiala bo jej przeszkadzam i sama lepiej zrobi.Mnostwo zalu mialam do rodzicow...bylam swiadkiem awantur,ofiara przemocy,corka alkoholika,z czasem i mama tez zaczela pic...slowem jestem DDA.Ale...zrozumialam jako dorosla osoba,ze cos nie gra,poszlam do psychologa...dowiedzialam sie w czym tkwi problem i kilka lat pracowalam z grupa i indywidualnie.Jednym z wielu cwiczen bylo rozprawic sie z przeszloscia i pogadac z rodzicami...ja napisalam do nich list...kilka kartek,potem odczytalam go glosno dla siebie,poryczalam sie wtedy a potem list spalilam...tak kazal psycholog...i poczulam ulge.Ale do dzis mam skaze na psyche.Wyprowadzilam sie  ponad 200 km od rodzicow.Koniecznie zrob porzadek ze swoim zyciem,najszybciej jak mozesz.Nie ogladaj sie za siebie.Ty jestes wazna,madra i dobra i nie zapominaj o tym.Jest mnostwo ksiazek na takie tematy.Powodzenia.

Autorko, jednak ja napisze, nie zyj przeszloscia. Ja mialam oba czynniki w domu i ponizanie slowne, bicie i to nie zwykle, po tylku...A bila mnie matka, wyzyzwala a ojciec wymagal dobrych ocen, dlaczego nie szostka, to staly tekst. Dlatego od 10 lat nie mam juz kontaktu o z ojcem, a z matka na szczescie od rozwodu rodzicow, bo wkoncu z powodu, ze nas bila, rodzice sie rozwiedli. Macoche tez mialam podla. Wszytko to jednak kwestia charakteru, musisz to zrozumiec, ze sama jestes kowalem swojego losu. Brzmi ostro, ale prawdziwie. Jestes juz dorosla a przezywasz przesylosc, ktora nic nie zmienia i tylko pogarsza. Niestety to trudne, nie napisze Ci, ze rach, ciach i zrobione. Mi to zajelo cale lata...Pracuj nad soba, oderwij sie od przeszlosci.

Nie mam dzieci, z powodu tego, co mi zrobili rodzice. Nie chce powielac ich bledow, tak w skrocie. I sram na ich zdanie na ten temat, jaka to jestem beznadziejna 

Swietnie rozumiem co przeżyłas i wiem ze nie jest Ci łatwo. Mnie pomogło odcięcie się od rodziców. Inaczej nie potrafiłam. Nie potrafię im wybaczyć tych wszystkich żartów z mojej osoby kiedy byłam już pełnoletnia. I bicia i krzaków czasem tylko dlatego bo ojciec trzeźwial z 7 -dniowego " pijackiego kursu" i był rozdrażniony. Ja zwyczajnie uciekam z domu i zamknęłam te drzwi raz na zawsze. Próbowałam się pogodzić ale oni nigdzie nie widzą problemu więc odpuściłam a chciałam żeby tylko powiedzieli " przepraszamy, nie umiwlismy inaczej " czy coś w tym stylu. Nie żyj przeszłością aż do tego stopnia. Noe rozpamietuj i nie dręcz się. I koniecznie psycholog. Mnie bardzo pomógł mąż który pochodzi z niesamowicie kochającej rodziny. Z tego co piszesz masz partnera. Psycholog z pewnością ci pomoże zwłaszcza że masz kilka zaburzeń które w przyszłości mogą wpłynąć na twoje zdrowie. Życzę Ci żebyś sobie z tym poradziła i znalazła w zyciu równowagę. 

Pasek wagi

Postaraj się spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy, uważam, że wymagający rodzice są lepsi niż ignoranci. Zastanawiałaś się kiedyś czy byłabyś w tym samym miejscu co teraz jakby zadawalała ich 3 na świadectwie i byli by dumni, że przeszłaś do kolejnej klasy?

Mój ojciec jest wojskowym, tabliczki mnożenia na wyrywki też uczyłam się błyskawicznie,  przepytywał mnie  z zadań domowych i tego co było na lekcji i jeśli nie odpowiedziałam na każde pytanie siedziałam tak długo aż nie mógł ,mnie niczym zagiąć, a jak przegladał zeszyty i znalazł jakiś błąd wyrywał kartkę i musiałam przepisywać czasami kilka stron, ale z perspektywy czasu widze, że to co robili rodzice miało na mnie bardzo korzystny wpływ. 

Moim zdaniem powinnaś odciąć się od złych wspomnień (bezpośredniego atakowania Ciebie, jak np. wypytywanie o dziecko), ale też zastanowic się czy nie wyświadczyli Ci przysługi tym, ze od Ciebie wiele wymagali

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.