Temat: Jak wygląda normalny związek?

Po toksycznym związku, w trakcie mojego czasu na refleksje, doszłam do wniosku, że ta relacja wypaczyła moje wyobrażenia. Szczerze, to nawet bym nie miała teraz żadnych oczekiwań w stosunku do partnera, nie wiedziałabym jak mam się zachowywać będąc w normalnej relacji. O czym nie pomyślę mam wrażenie, że to tylko bujda w bajkach dla nastolatek i prawdziwe życie wygląda tak jakie mi on zafundował. 

Dlatego muszę spytać jak wyglądają/ły Wasze związki? Chodzi mi o proste rzeczy towarzyszące codzienności, wiem że to może wydawać się błahe, ale muszę sobie to wszystko poukładać w głowie. 

Mieszkając razem: Spaliście pod jedną kołdrą? Gotowaliście i jedliście wspólne posiłki? Często wychodziliście razem czy tylko czas spędzony w domu był tym wspólnym? Rozmawialiście o wszystkim czy były rzeczy (dotyczące planów na przyszłość), które zachowaliście dla siebie? 

Żyjąc oddzielnie: Rozmawialiście codziennie (fejs, telefon, skype)? Ile najdłużej nie odzywał się do Was partner (bez żadnej kłótni)?

Jeśli ktoś nie chce odpowiadać, bo pytania naruszają za bardzo jego/jej prywatność to proszę nie komentować.

lubiekaszanke napisał(a):

laliho napisał(a):

Dzieki za wszystkie odpowiedzi :) jak wroce do domu bede miala lekture.

cancri napisał(a):

Wy tak serio z tą jedną kołdrą? Damn, my śpimy przytuleni na maksa non toper, ale koldry mamy dwie.
Wiesz co, dla mnie z czasem wspolna koldra zrobila sie symbolem bliskosci, moglam przytulic sie do ramienia czy przypadkiem styknac posladami. Po nie calym tyg mieszkania razem kazal mi kupic wlasna posciel i w sumie od tego czasu tego dotyku nie mialam. Tak jak wczesniej pisalam - jak mnie dotknal to dlatego, ze chcial seksu.
Wspólna koładra to raczej powód do kłótni  Jak się chcemy przytulić to ja wpełzam po jego albo on pod moją. Kiedyś miałam takiego faceta, który mnie przutlał, jak tylko czegoś chciał. Z moim jak jesteśmy w domu to nonstop się tulę do niego np. jak oglądamy tv to nie ma opcji, że siedzimy oddzielnie, zawsze koło siebie.

Jesli wspolna koldra bylaby jedynym powodem oprocz seksu, dla ktorego dotka Cie partner mysle, ze wyrobilo by Cie sie takie samo podejscie jak moje. Tu nie mowa o wieczornej przylepie. My nie lapalismy sie za reke, nie calowalismy sie publicznie, wszystko bo on nie lubil.

Ja mysle ze caly czas mialam nadzieje, ze wroci facet, w ktorym sie zakochalam, ten ktory przez pierwsze dwa miesiace staral sie jak nigdy, jechal 700 km zeby tylko mnie zobaczyc i nazywal swoja "ksiezniczka".

Ksiezniczka to pikus:) Mialam kiedys dawno temu takiego czarodzieja co potrafil wykszesac tekst, ze widzial mnie dzis w telewizji, bo byl program o perelkach:))) Tacy zlotousci sa do wszystkich tacy sami. Nazywaja Cie skarbem, by sie nie mylilo:)

Pasek wagi

Mieszkając razem: Spaliście pod jedną kołdrą? 

Nie, mój Narzeczony od zawsze śpi wkładając kołdrę między nogi, więc nie miałabym czym się okryć. Od początku naszego sypiania razem tak było, że musiał np mieć swój koc, cokolwiek, byle tylko jego. Dziś już mi to obojętne, ale na początku nie mogłam tego zrozumieć, byłam przyzwyczajona do spania nago na łyżeczkę, czuć ciepło ciała a nie wciskaną we mnie drugą kołdrę, brr...

Gotowaliście i jedliście wspólne posiłki? 

Zwykle gotuję ja, bo lubię i wolimy moją kuchnię, ale czasem gotował on. Jakbym go poprosiła o coś co umie i lubi gotować, zrobiłby to bez problemu. Jemy razem po powrocie z pracy, ale nie zawsze, zależy kto o której wróci. Lubię jeść razem, w moim rodzinnym domu było tak tylko w święta...

Często wychodziliście razem czy tylko czas spędzony w domu był tym wspólnym? 

Zależy od ilości czasu i kasy. Wychodzimy czasem do kina, na koncert w mieście, ale potrafimy przeleżeć dzień oglądając filmy, albo każde siedzi przy swoim kompie, ale gadamy ze sobą.

 Rozmawialiście o wszystkim czy były rzeczy (dotyczące przyszłości), które zachowaliście dla siebie? 

Chyba teraz już wiemy o sobie wszystko. Poznaliśmy się w trudnych momentach naszego życia, więc wszystko wyszło bardzo naturalnie. 

Żyjąc oddzielnie: Rozmawialiście codziennie (fejs, telefon, skype)? Tak na fejsie, czasem smsy czy telefony.

Ile najdłużej nie odzywał się do Was partner (bez żadnej kłótni)? 

Krótko, bo oboje nawet w pracy jesteśmy online. Chyba że mamy kocioł w pracy, wtedy nie gadamy. Nawet jak byłam w USA, to zostawiał mi na fejsie wiadomości co u niego i pytał co u mnie.

1) mieszkamy razem, przeważnie śpimy pod jedną kołdrą, choć czasami spię pod samym kocem bo mi gorąco. Jeśli oboje jesteśmy w domu wspólnie gotujemy, chodzimy na zakupy, razem sprzątamy, robimy sobie maratony filmowe, przynajmniej raz w tygodniu gdzieś wychodzimy. 

Odkąd zamieszkaliśmy zagranicą ja mam własną firmę dzięki czemu mogę pracować w domu, narzeczony spędza w pracy 12h pracując głównie fizycznie, więc głównie ja zajmuje się domem i robię zakupy, zupełnie mi to nie przeszkadza - mam więcej czasu, wiem że jeśli o cokolwiek poproszę faceta to zajmie się daną rzeczą choćby był zmęczony

rozmawiamy o wszystkim, robimy sobie małe niespodzianki, praktycznie w ogóle sie nie kłócimy, zawsze na przerwie do mnie dzwoni

2) jak mieszkaliśmy osobno dzwonił do mnie kilka razy dziennie, widzielismy się na skypie srednio raz na tydz po moich gorących prośbach bo on za kamerą nie przepadał, dzieliło nas 700km a mimo to czasami przyjeżdżał żeby zobaczyć się ze mną kilka godzin (więcej czasu spędzał w podróży)

Ps. Zanim Go poznałam trafiałam na takich idiotów, że głowa mała, po jednym z nich powiedziałam sobie nigdy wiecej żadnego zwiazku, unikalam facetów i musiało minąć sporo czasu żebym dała mu szanse. Najdłużej nie rozmawialiśmy ROK! Spotykaliśmy się jakiś czas i wyjechał za granice do pracy bez słowa, kontakt nam sie odnowił po 12mc

Pasek wagi

ja tez wrzuce swoje 3 grosze o moim poprzednim wziwaku bo obecnie sama jestem, koles sie do mnie wprowadzil bo akurat byla taka sytuacja, szukal mieszkania I do mnie bylo 'chwilowo' a wyszlo ponad pol roku hehe

Mieszkając razem: Spaliście pod jedną kołdrą? Tak tylko ze oboje sie lubimy zawijac wiec zawsze jedno marzlo I koldra wpadala miedzy przestrerz lozka I sciany wiec potem mielismy 2 :P ale zasypialismy zawsze przytuleni razem

Gotowaliście i jedliście wspólne posiłki? jak czesto sie da, obowiazkowo brunch w domu w sobote I niedziele sami robilismy, duzo jedlismy na miescie ale przewaznie razem 

Często wychodziliście razem czy tylko czas spędzony w domu był tym wspólnym? tak, moj nie chcial wychodzic beze mnie nawet jak go sila wypychalam z domu samego :)

Rozmawialiście o wszystkim czy były rzeczy (dotyczące przyszłości), które zachowaliście dla siebie? o wszystkim I o niczym :) generalnie tajemnic wielkich nie bylo, ALE nigdy nie powiedzial o mnie swoim rodzicom, bylismy razem prawie 2 lata...

Żyjąc oddzielnie: Rozmawialiście codziennie (fejs, telefon, skype)? tak non stop kontakt

Ile najdłużej nie odzywał się do Was partner (bez żadnej kłótni)? kilka godzin, jak gdzies jechal na weekend to jak mial mozliwosc

Pasek wagi

Ja nie mieszkam z narzeczonym, teraz pracuje w Norwegii, ale gdy nie pracował to mimo, że mamy do siebie 25 km widzieliśmy się praktycznie codziennie. On mnie szanuje, zawsze mówi, że mnie kocha, nawet kilka razy dziennie. Zawsze docenia, gdy mu gotuję. Mówi mi, że jestem najlepszą rzeczą jaka w życiu go spotkała. Nigdy się nie kłócilismy. Zawsze rozmawiamy, kiedy coś jest nie tak. Staramy się zmieniać dla siebie. Ogólnie związek polega na wzajemnym zrozumieniu swoich potrzeb. Żeby było dobrze to obydwojgu musi zależeć. 

Pasek wagi

laliho napisał(a):

Po toksycznym związku, w trakcie mojego czasu na refleksje, doszłam do wniosku, że ta relacja wypaczyła moje wyobrażenia. Szczerze, to nawet bym nie miała teraz żadnych oczekiwań w stosunku do partnera, nie wiedziałabym jak mam się zachowywać będąc w normalnej relacji. O czym nie pomyślę mam wrażenie, że to tylko bujda w bajkach dla nastolatek i prawdziwe życie wygląda tak jakie mi on zafundował. Dlatego muszę spytać jak wyglądają/ły Wasze związki? Chodzi mi o proste rzeczy towarzyszące codzienności, wiem że to może wydawać się błahe, ale muszę sobie to wszystko poukładać w głowie. Mieszkając razem: Spaliście pod jedną kołdrą? Gotowaliście i jedliście wspólne posiłki? Często wychodziliście razem czy tylko czas spędzony w domu był tym wspólnym? Rozmawialiście o wszystkim czy były rzeczy (dotyczące przyszłości), które zachowaliście dla siebie? Żyjąc oddzielnie: Rozmawialiście codziennie (fejs, telefon, skype)? Ile najdłużej nie odzywał się do Was partner (bez żadnej kłótni)?Jeśli ktoś nie chce odpowiadać, bo pytania naruszają za bardzo jego/jej prywatność to proszę nie komentować.

Och, Laliho... trzymaj się tam dzielnie.

Co do związków to odpowiadam na pytania (opisując mój obecny świeżutki związek, ale ta klisza mi towarzyszy we wszystkich związkach, czy trwały 8 lat, czy 8 miechów... po prostu samo tak wychodzi)

Tak, śpimy pod jedną kołdrą, ale mam czasami razem z tą kołdrą awaryjny osobny kocyk, bo ja się jak czerw zawijać lubię a wtedy jemu kulasy wystają i marzną. Śpimy przytuleni, rozkazuje D dać tyłek, D daje tyłek w związku z czym jestem "większą" łyżeczką i wsyzscy są zadowoleni.

Gotujemy i jemy wspólne posiłki, jak normalnie gotować nie lubię, tak w związkach to fajnie wychodzi i kupa zabawy. Nawet jak to nie jakieś kaczki w szparagach tylko nieco przypsknięta jajecznica. Jakoś zawsze śniadania jemy razem, nawet jak to oznacza, że siedzę z powiekami na zapałkach podpartymi. W ogóle lubię gotowanie wspólne, np posiadówa z przyjaciółmi i podczas niej przygotowywanie żarełka- to zmienia dynamikę spotkań.

Staramy się wychodzić razem, bo w domu siedzieć to my nie emeryci, na siedzenie wspólne będzie czas. No, ale jak zmęczenie dopadnie to zdarza się i tak. Ogólnie lubimy razem wyjścia, bo to wszystko jeszcze trochę randki przypomina, nawet jak jest osławionym wyjściem do Biedronki albo krótką przejażdżką na kilka pętelek autem poza miasto. Poza tym ja kocham muzea, galerie, festiwale sztuk, to nieodzowna część mego żywota, bywam, chadzam, i D trochę się tym ode mnie zaraził, także bywamy oboje (eks też się zaraził onegdaj, ot taka zagwostka:).

Rozmawiamy o wszystkim, zwłaszcza o przyszłości bo poukładane mamy wiele i albo idziemy w to razem, albo no cóż... nie fair byłoby utrzymywać pewne rzeczy w tajemnicy. Co do przeszłości są tematy drażliwe, rodzinne, o których wiem, ze bolą, też usiłujemy rozmawiać, ale ostrożniej. O przyszłości zawsze, bo ja mam konkretne plany i rozumowo podejść trzeba, a nie sentymentalnie czekać, aż się samo ułoży. Także tak, gadamy o wszystkim, od gejowskich fików z Highlandera, starych książek w kanapie, po kwestie intymne naszego pożycia, plany, wizje i stary ser w lodówce oraz to, kto zostawia mokrą podłogę w łazience.

Odnośnie komunikacji jak żyje się oddzielnie, to wiesz, Laliho, my w zasadzie z D mieszkamy razem (chociaż posiada swoje mieszkanie i wywalam go czasami do niego, żeby odsapnąć) ja nie jestem z tych wylewnych, co potrzebują smska na dobranoc, informować muszą ukochanego o swoim nieregularnym piedrnięciu, i godzinami wiszą na skypie. Za pomocą mediów to komunikuję co muszę, rzeczy ważne, a potem finał. Najdłużej nie odzywał się do mnie zaprzeszły dawno dawno temu ex, 2 tygodnie ciszy radiowej. Ale to był początek końca, ani mnie jego milczenie nie ruszyło (z czego był niezadowolony i zawiedziony) ani jemu moich wypraw do galerii i opowieści nie zbrakło.

Generalnie od początku staram się w każdym związku rozmawiać i negocjować. Jestem nerwusem, ale już nauczyłam się nieco nad tym panować i nie podchodzić impulsywnie, tylko rozmawiać, negocjować, nigdy się nie kłaść spać w gniewie (chociaż to trudne i wymaga czasami sporów całonocnych). Zauważyłam, że stawianie pod ścianą siebie czy partnera, prowadzi donikąd, lepiej wychodzi negocjacja, kilka wyborów, kilka propozycji zmian. Nie uznaję tez cichych dni, co mówię na wstępie. Może się jaśniepan nadymać, milczeć, ja zachowuje się normalnie, rozmawiam, robię swoje. Milczący partner na ogół przy takim treatmencie milczy kilka godzin, po czym sam widzi, że jak dzieciuch się zachowuje i wracamy do normalności. Życia szkoda i czasu wspólnego na takie ceregiele, no ale też do tego doszłam metoda prób i błędów.

Pasek wagi

datuna napisał(a):

Och, Laliho... trzymaj się tam dzielnie.Co do związków to odpowiadam na pytania (opisując mój obecny świeżutki związek, ale ta klisza mi towarzyszy we wszystkich związkach, czy trwały 8 lat, czy 8 miechów... po prostu samo tak wychodzi)Tak, śpimy pod jedną kołdrą, ale mam czasami razem z tą kołdrą awaryjny osobny kocyk, bo ja się jak czerw zawijać lubię a wtedy jemu kulasy wystają i marzną.Gotujemy i jemy wspólne posiłki, jak normalnie gotować nie lubię, tak w związkach to fajnie wychodzi i kupa zabawy. Nawet jak to nie jakieś kaczki w szparagach tylko nieco przypsknięta jajecznica. Jakoś zawsze śniadania jemy razem, nawet jak to oznacza, że siedzę z powiekami na zapałkach podpartymi. W ogóle lubię gotowanie wspólne, np posiadówa z przyjaciółmi i podczas niej przygotowywanie żarełka- to zmienia dynamikę spotkań.Staramy się wychodzić razem, bo w domu siedzieć to my nie emeryci, na siedzenie wspólne będzie czas. No, ale jak zmęczenie dopadnie to zdarza się i tak. Ogólnie lubimy razem wyjścia, bo to wszystko jeszcze trochę randki przypomina, nawet jak jest osławionym wyjściem do Biedronki albo krótką przejażdżką na kilka pętelek autem poza miasto. Poza tym ja kocham muzea, galerie, festiwale sztuk, to nieodzowna część mego żywota, bywam, chadzam, i D trochę się tym ode mnie zaraził, także bywamy oboje (eks też się zaraził onegdaj, ot taka zagwostka:).Rozmawiamy o wszystkim, zwłaszcza o przyszłości bo poukładane mamy wiele i albo idziemy w to razem, albo no cóż... nie fair byłoby utrzymywać pewne rzeczy w tajemnicy. Co do przeszłości są tematy drażliwe, rodzinne, o których wiem, ze bolą, też usiłujemy rozmawiać, ale ostrożniej. O przyszłości zawsze, bo ja mam konkretne plany i rozumowo podejść trzeba, a nie sentymentalnie czekać, aż się samo ułoży.Odnośnie komunikacji jak żyje się oddzielnie, to wiesz, Laliho, my w zasadzie z D mieszkamy razem (chociaż posiada swoje mieszkanie i wywalam go czasami do niego, żeby odsapnąć) ja nie jestem z tych wylewnych, co potrzebują smska na dobranoc, informować muszą ukochanego o swoim nieregularnym piedrnięciu, i godzinami wiszą na skypie. Za pomocą mediów to komunikuję co muszę, rzeczy ważne, a potem finał. Najdłużej nie odzywał się do mnie zaprzeszły dawno dawno temu ex, 2 tygodnie ciszy radiowej. Ale to był początek końca, ani mnie jego milczenie nie ruszyło (z czego był niezadowolony i zawiedziony) ani jemu moich wypraw do galerii i opowieści nie zbrakło.

Powiem Ci zabawną rzecz datuno. Jak zabrałam wszystkie rzeczy i powiedziałam, że to finito on stwierdził twardo z kamienną twarzą bez kontaktu wzrokowego, że zrywać nie chce i mnie odwiedzi. Dla formalności usunęłam wszystko z fejsbuka, a ten dalej trzyma związek widmo. Wątpię żeby przyjechał, ale po co do samego końca utrzymywać coś co nie jest prawdą? Przecież dobrze wiem, że z jego strony uczuć wyższych już nie było, a on nie zaprzeczał jak mu to zarzucałam.

Mówiłam Ci jak w trakcie końcówki związku znajoma się go spytała czemu jest ze mną w związku skoro nienawidzi Polski i wszystkich Polaków? Odpowiedź bezcenna: bo jest sympatyczna XD.

No i może świta mu polityczne myślenie, że takiej drugiej sympatycznej, znoszącej jego fumy, humory i chamskie komentarze kobiety to szybko nie znajdzie.

Ten facet to tchórz, niedojrzały melepeta i dzieciak. Zrywać nie jest łatwo, nikomu, są wspólne wspomnienia itd itp, ale dorosły człowiek widzi, że coś nie służy mu już więcej i wychodzi z relacji, a tu człeczyna związek-widmo uprawia. Tjaaa...przyjedzie... na pewno. Jak już pół Pragi przeleci i jakiego trypra dostanie, to się pojedzie leczyć do tej najsympatyczniejszej. Poza tym jak nie ufam ludziom, którzy nie utrzymują kontaktu wzrokowego, treść tego co mówimy to 25%, reszta to rama modalna, tembr głosy, gesty, spojrzenia... i rama modalna ci mówi najlepiej, co to za niedojrzały człeczyna i gOOwniany związek.

Podobno jest takie powiedzenie, że są dwa rodzaje mężczyzn, ci z których się wyrasta, i ci, w których się wrasta i zostaje na dłużej (lata w domyśle ...dum dum wieczność!XD). wyrosłaś z tej relacji, Laliho, i całe szczęście, bo relacja toksyczna i nie prowadząca do nikąd.

Pasek wagi

datuna napisał(a):

No i może świta mu polityczne myślenie, że takiej drugiej sympatycznej, znoszącej jego fumy, humory i chamskie komentarze kobiety to szybko nie znajdzie.Ten facet to tchórz, niedojrzały melepeta i dzieciak. Zrywać nie jest łatwo, nikomu, są wspólne wspomnienia itd itp, ale dorosły człowiek widzi, że coś nie służy mu już więcej i wychodzi z relacji, a tu człeczyna związek-widmo uprawia. Tjaaa...przyjedzie... na pewno. Jak już pół Pragi przeleci i jakiego trypra dostanie, to się pojedzie leczyć do tej najsympatyczniejszej. Poza tym jak nie ufam ludziom, którzy nie utrzymują kontaktu wzrokowego, treść tego co mówimy to 25%, reszta to rama modalna, tembr głosy, gesty, spojrzenia... i rama modalna ci mówi najlepiej, co to za niedojrzały człeczyna i gOOwniany związek.Podobno jest takie powiedzenie, że są dwa rodzaje mężczyzn, ci z których się wyrasta, i ci, w których się wrasta i zostaje na dłużej (lata w domyśle ...dum dum wieczność!XD). wyrosłaś z tej relacji, Laliho, i całe szczęście, bo relacja toksyczna i nie prowadząca do nikąd.

W ogóle jak zrobił ostatnią akcje publicznie wszyscy mu głośno powiedzieli, że jest gówniarzem i k***sem w stosunku do mnie. A ten dalej utrzymywał, że ja jestem niedojrzała, a on odpowiedzialny. Czasami podziwiam jak ludzie zapatrzeni w siebie potrafią zmienić rzeczywistość w swojej głowie, bardzo to wygodne :?. Potem z kim nie rozmawiałam, jego kumplem jak sie pakowałam, jego byłą szefową dla której też pracowałam, wszyscy mi mówili jakim to on nie jest dzieciakiem, a on szedł dalej w zaparte, że jest takim doroslym samcem alfa.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.