Temat: Ateista i chrześcijanka.

Mój chłopak jest ateistą, ja chrześcijanką. Kiedyś kłóciliśmy i dogryzaliśmy sobie na temat wiar, doszło do tego że zakochaliśmy się w sobie i zostaliśmy parą. Wczoraj przypadkowo temat zszedł na dzieci chore zespół downa/porażenie mózgowe, on stwierdził że takie dzieci powinny zostawać poddawane aborcji, że są jak 5 koło u wozu, psują kod genetyczny, a człowiek jest przecież przedmiotem w rękach ewolucji, jak to mowi "kiedyś słabsze osobniki ginęły podczas selekcji naturalnej, dziś sami możemy kontrolować ten proces" czy jakoś tak ;/
Później poruszyliśmy temat wiar, on uważa że zanikają neurony mózgowe, umieramy i koniec, tutaj jako chrześcijanka mam zupełnie inne zdanie. 
Jesteśmy ze sobą dość długo i szanujemy swoje poglądy, ale naprawdę mnie przeraziło to co powiedział. Zanim zaczniecie go hejtować to chcę dodać że to jest dobry człowiek i cholernie wrażliwy. Jak oglądamy jakieś smutno kończące się komedie romantyczne to wyje jak dzieciak, najczęsciej bardziej niż ja. Wiele razy bardzo mi pomógł i mogę z nim pogadać o wszystkim. Wiem że bardzo mnie kocha, ale trochę przeraża mnie jego myślenie, a z drugiej strony lekko je podziwiam, nie koniecznie w tych dwóch tematach, ale on jest ogólnie bardzo dojrzały mimo że jesteśmy w tym samym wieku. A Wy co uważacie?

Pasek wagi

Jestem niewierząca, mąż też, ale tak nie było, jak się poznaliśmy. mimo to, poglądy mamy dośc podobne. Sama jestem niepełnosprawna, ale po cięzkim wypadku, uważam, że to zwykły pech, trafiło na mnie. Ale nie chciałabym się taka urodzić za nic w świecie. Uważam jednak, że każdy zasługuje na życie tak samo jak ja. Gdybym zaszła w ciążę, co jest możliwe w przypadku mojej niepełnosprawności, bo to tlyko wózek, mózg mam w miarę :), i okazałoby się, że dziecko jest cięzko chore, mam nadzieję, że nie robili by problemu gdybym zdecydowała sie usunąć. Za dobrze znam życie i wiem co to znaczy byc niepełnosprawnym świadomym, a co dopiero neipełnosprawnych i nie w pełni np, władz umysłowych. Gdyby jednak ktoś z zewnątrz powiedział mi, że nie mam racji, nie oponowałabym.

Znam osobiście kogoś, u kogo badania prenatalne nic nie wykryły i urodziło się bardzo chore dziecko. Rodzicom jest tak ciężko, że osobiście bardzo mnie to dotyka, ale nie wiedzili i stało się. Co w takiej sytuacji? Nic, też nazwę to pechem. Nade mną nikt nigdy się nie litował, na zasadzie stało się, ale tu...mimo wszystko jakoś kłoci się to mocno z moimi odczuciami. Czy wiara ma tu coś do rzeczy? Nie sądzę.

tennickjuzistnieje napisał(a):

swinka89 napisał(a):

tennickjuzistnieje napisał(a):

thisisHiroshi napisał(a):

tennickjuzistnieje napisał(a):

A on od początku ateista, czy tak podąża za modą? Jest ochrzczony? Ja spotykałam się z chłopakiem, który był zadeklarowanym ateistą, poddał się nawet apostazji. Dla mnie jako dla chrześcijanki taki człowiek jest po prostu STRASZNY. Nawet nie chciał ze mną do kościoła wejść na ślub koleżanki. Szczerze to nie mogłabym być z kimś takim, boję się trochę takich osób, bez "pleców" u Boga.
Pochodzi z bardzo wierzącej rodziny, ale w jego życiu stało się coś, co sprawiło że stał się ateistą. Nie wierzy już od jakiś 3 lat, do kościoła też nie chciał wchodzić, ale od kiedy jest ze mną to zaczął do niego uczęszczać mimo że się nie modli. Ostatnio stwierdził że nawet weźmie ślub w kościele jeśli ja tego będę chciała. ;> 
Widzisz czyli być może było  coś, co przekreśliło jego relacje z Bogiem, obraził się na niego, bo doznał jakiegoś rozczarowania. Ale jeśli podchodzi w ten sposób do wszystkiego to nie jest jeszcze stracony  Powinniście poszukać jakichśfajnych spotkań religijnych. W sobotę był na sadionie Bashobora, możecie jechać za rok jak będzie. Albo na jakiegolwiek zgromadzenie, gdzie są modlitwy o uzdrowienie i uwolnienie. Wydaje mi się, że w końcu "pęknie" tym bardziej, jeśli to taka wrażliwa osoba.
:OMoże po prostu zaczął samodzielnie myśleć. A nie "obraził się" na boga. Jeszcze nawracać chłopaka :D No jakbym już się zdecydowała na związek z katolikiem to zwiałabym gdyby chciał mnie przerobić na sobie podobnego? bo to jest brak szacunku do niego jako osoby myślącej. No i chyba właśnie dlatego jednym z moich głównych kryteriów poszukiwania partnera są poglądy religijne. Mogę się spotykać z ateistą albo agnostykiem. Na szczęście w moim otoczeniu to całkowicie normalne - jak spotkam wierzącego to jestem zdziwiona :P Uważam, że aborcja powinna być dozwolona bo każdy ma własne sumienie Także ja tu nawet ciężkich chorób nie wymagam :] 
Ja mojego ciągle "nawracam" i wiem, że mi się kiedyś uda 

Masakra! Ciekawe co byś zrobiła gdyby Twój facet ciągnął Cię na spotkania dla ateistów albo wyszukiwał źródeł historycznych wg. których Jezus miał inne życie niż opisuje to biblia, żeby odwieźć Cię od wiary? Jeśli nie możesz przeżyć, że jest niewierzący to moim zdaniem lepiej się rozstać niż zmieniać kogoś na siłę.. 

Mnie przerażają niektóre wierzące osoby. Przeraża mnie brak tolerancji dla odmienności i nagabywanie na siłę do własnego światopoglądu.

Ciekawi mnie czy Twój chłopak akceptuje fakt, że wg Twojej religii należy zachować czystość aż do ślubu? :)Jeśli tak to jest bardzo tolerancyjnym ateistą i nie powinnaś mieć wątpliwości.. 

Co do chorych dzieci, porażenie mózgowe często występuje jako skutek niedotlenienia, więc trudno taką sytuację przewidzieć przed porodem (i dokonać aborcji). Poza tym tak jak ratuje się każdego członka rodziny, tak samo robi się wszystko, żeby pomóc własnemu dziecku. Taki światopogląd nie wynika z ateizmu tylko z braku posiadania własnych dzieci (i braku empatii). Też czasem z przykrością obserwuje zbiórki pieniędzy na beznadziejne przypadki, gdzie dzieciom nie da się pomóc, ale rozumiem taką postawę, bo dla ukochanej osoby robi się wszystko.. 

 

u mnie jest odwrotnie bo to on jest wierzacy a ja ateitka  tym tylko ,ze on wierzy w Boga ale nie wierzy w gledzenie kosciola , nie praktykuje zycia meczennika i poglody miewa podobne jak ja , choc nie zawsze . Uwazam ze nie powinniscie wchodzic w tematy ,ktore was dziela bo one dzielic beda , a jedynie skupic sie na tym co was łączy .

Pasek wagi

to jakbyś była w ciąży z chorym dzieckiem zmusi cię do aborcji?

U nas jest tak, że ja jestem ateistką - nie istnieje dla mnie po prostu żadna siła wyższa, mam po prostu swoje poglądy na dane tematy (nigdy nie będę chyba za aborcją bez jakiś konkretnych wskazań medycznych  w sensie zagrożenia życia matki czy gwałt, i tym podobnymi).

Zostałam ochrzczona, byłam u komunii (rodzice w sumie ochrzcili mnie żebym po prostu miała w życiu łatwiej - a potem bym mogła wybrać, by nic nie trzeba było załatwiać, kombinować) - rodzice mają podobne poglądy do moich. Niczym mi to nie przeszkadza, nie czuje się przez to katoliczką, po prostu było, jest. Na ślub, chrzest czy czyjąś komunię do kościoła wejdę, ale tylko z szacunku do osób które mnie zaprosiły na daną uroczystość, nie jest to dla mnie żadne przeżycie duchowe, ani żadne szczególne miejsce.

Właśnie... Albo jak Twoja matka nieuleczalnie zachoruje to obrazi się na Ciebie jak zechcesz ją leczyć? Taki mądry do czasu...
Tak samo mimo braku we mnie wiary chciałabym leczyć do końca bliską mi osobę... 

Także do aborcji czy eutanazji, itp., wiara nie koniecznie musi mieć coś do rzeczy, bardziej chodzi o poglądy na te sprawy.

Mój mąż wierzy - ale do kościoła nie chodzi, żartuje sobie czasem ze mnie, że z czasem i ja uwierzę -  nie wiem, nie mam pojęcia, wątpię w to. Zbyt dużo jednak w życiu przeszłam, tak samo zbyt dużo cierpienia widziałam by ot tak uwierzyć nagle w dobrego, miłosiernego boga... To samo co do ślubu naszego (w sumie piszę mąż ale ślub to dopiero przed nami na jesieni, ale od dawna już tak między sobą mówimy mąż/żona :P), dla mnie ślub w kościele nie będzie żadnym więcej przeżyciem jak ślub przed urzędnikiem - ale po pierwsze potrafimy oboje iść na kompromis. 

A co do naszego dziecka - chcemy oboje postąpić jak moi rodzice, ochrzcić żeby jednak w szkolnych czasach itp., miała łatwiej, a potem jak będzie na tyle świadoma swojej wiary/ nie wiary to sama po prostu zdecyduje.

Myślę że załatwimy to drogą kompromisu. Ochrzcimy te dzieci itd. ale w dalszym życiu sami podejmą decyzję w co wierzyć. Kiedyś nie wyobrażałam sobie męża ateisty, do póki nie poznałam Jego. Nauczyłam się iść drogą kompromisu, czasami poświęcenia, on również czego dowodem jest zaproponowanie mi w przyszłości ślubu w kościele. ;)

dokładnie własnie tak jest i u nas.

Pasek wagi

Jeśli szanujecie swoje poglądy i staracie się o kompromis w związku, to nie widzę przeciwwskazań do tego, by planować wspólną przyszłość. To ładnie z jego strony, że zaproponował przyjęcie sakramentu małżeństwa jeśli będzie Ci na tym zależało, ale jak pisała jedna z dziewczyn nie jest to konieczne, bo wyjściem może być ślub jednostronny. I może lepiej, żeby Twój chłopak nie robił niczego wbrew sobie.

Z przykrością przeczytałam niektóre komentarze i dyskusję pod tematem. Ja rozumiem, że większość uczestniczek to ateistki, ale czy to daje prawo do wyśmiewania religii i nazywania katolików uwstecznionymi, narzucającymi swoje poglądy, praktykującymi życie męczennika i wpychającymi komuś swoje średniowieczne poglądy? To ładna tolerancja. Takie przypięcie łatki jakby tolerancja była przymiotem tylko ateistów a brakowało jej wszystkim katolikom. Kiedy wreszcie pojmiecie, że ludzie są różni? Na szczęście zresztą.

Margoth. napisał(a):

to jakbyś była w ciąży z chorym dzieckiem zmusi cię do aborcji?
U nas jest tak, że ja jestem ateistką - nie istnieje dla mnie po prostu żadna siła wyższa, mam po prostu swoje poglądy na dane tematy (nigdy nie będę chyba za aborcją bez jakiś konkretnych wskazań medycznych  w sensie zagrożenia życia matki czy gwałt, i tym podobnymi).Zostałam ochrzczona, byłam u komunii (rodzice w sumie ochrzcili mnie żebym po prostu miała w życiu łatwiej - a potem bym mogła wybrać, by nic nie trzeba było załatwiać, kombinować) - rodzice mają podobne poglądy do moich. Niczym mi to nie przeszkadza, nie czuje się przez to katoliczką, po prostu było, jest. Na ślub, chrzest czy czyjąś komunię do kościoła wejdę, ale tylko z szacunku do osób które mnie zaprosiły na daną uroczystość, nie jest to dla mnie żadne przeżycie duchowe, ani żadne szczególne miejsce.
Właśnie... Albo jak Twoja matka nieuleczalnie zachoruje to obrazi się na Ciebie jak zechcesz ją leczyć? Taki mądry do czasu...
Tak samo mimo braku we mnie wiary chciałabym leczyć do końca bliską mi osobę... Także do aborcji czy eutanazji, itp., wiara nie koniecznie musi mieć coś do rzeczy, bardziej chodzi o poglądy na te sprawy.Mój mąż wierzy - ale do kościoła nie chodzi, żartuje sobie czasem ze mnie, że z czasem i ja uwierzę -  nie wiem, nie mam pojęcia, wątpię w to. Zbyt dużo jednak w życiu przeszłam, tak samo zbyt dużo cierpienia widziałam by ot tak uwierzyć nagle w dobrego, miłosiernego boga... To samo co do ślubu naszego (w sumie piszę mąż ale ślub to dopiero przed nami na jesieni, ale od dawna już tak między sobą mówimy mąż/żona :P), dla mnie ślub w kościele nie będzie żadnym więcej przeżyciem jak ślub przed urzędnikiem - ale po pierwsze potrafimy oboje iść na kompromis. A co do naszego dziecka - chcemy oboje postąpić jak moi rodzice, ochrzcić żeby jednak w szkolnych czasach itp., miała łatwiej, a potem jak będzie na tyle świadoma swojej wiary/ nie wiary to sama po prostu zdecyduje.
Myślę że załatwimy to drogą kompromisu. Ochrzcimy te dzieci itd. ale w dalszym życiu sami podejmą decyzję w co wierzyć. Kiedyś nie wyobrażałam sobie męża ateisty, do póki nie poznałam Jego. Nauczyłam się iść drogą kompromisu, czasami poświęcenia, on również czego dowodem jest zaproponowanie mi w przyszłości ślubu w kościele. 
dokładnie własnie tak jest i u nas.

Ja też jestem ochrzczona i byłam u komunii, mam podobne poglądy do Ciebie, ale dziwi mnie, że chcesz ochrzcić dzieci i bierzesz ślub w kościele. Dużo łatwiej jest przyjąć chrzest w starszym wieku niż dokonać apostazji. Przez takie praktyki potem mamy państwo kościelne, bo statystycznie 90% polaków to katolicy (w sensie ochrzczeni, którym nie chce się wypisywać z kościoła..) i pod ich religię ustanawia się prawo. Moim zdaniem chrzest dziecku niczego nie ułatwia, 20 lat temu w mojej klasie był chłopak, który nie chodził na religię i nie miał chrztu. Nikt mu nie dokuczał z tego powodu, zazdrościliśmy mu nawet, że nie musi chodzić na religię i na rekolekcje do kościoła :)

Matylda111 napisał(a):

Ja rozumiem, że większość uczestniczek to ateistki, ale czy to daje prawo do wyśmiewania religii i nazywania katolików uwstecznionymi, narzucającymi swoje poglądy, praktykującymi życie męczennika i wpychającymi komuś swoje średniowieczne poglądy? To ładna tolerancja. Takie przypięcie łatki jakby tolerancja była przymiotem tylko ateistów a brakowało jej wszystkim katolikom. Kiedy wreszcie pojmiecie, że ludzie są różni? Na szczęście zresztą.

Zauważ, że żadna ateistka nie napisała, że próbuje odwieźć kogoś od wiary. Natomiast sporo było postów o nawracaniu kogoś, ciągnięcia partnerów na kółka modlitewne itp. Czy to nie świadczy o narzucaniu swoich poglądów?

Dobrze gada

Pasek wagi

thisisHiroshi napisał(a):

Peauela napisał(a):

W takich wypadkach zawsze wszystko jest okej dopóki nie myśli się o przyszłości. Ja np. Byłam wychowana w katolickiej rodzinie, sama nie praktykuje, jestem na etapie, że po prostu nie wiem, bardziej skłaniając się do tego, że nie wierzę, ale ateistka bym siebie nie nazwała do końca. Mój chłopak był wychowany w innej wierze, niedawno ja porzucił, ale nie ma ani komunii ani bierzmowania, więc jakiekolwiek śluby kościelne nie wchodzą w grę. U nas różnica była taka, że jego rodzice mogli mnie nie zaakceptować, a jeżeli chciałby się że mną związać na stałe, ślub itp, to jego rodzina może się od niego odwrócić, generalnie tsk ich religia działa. Długo by opowiadać. W każdym razie jak zaczęły się rozmowy o przyszłości, ja jeszcze mówiłam, że może jednak chciałabym ślub kościelny, ochrzcic dziecko i takie tam (głównie dlatego, że w rodzinie zawsze tak było to i teraz, nie dlatego, że jestem głęboko wierząca), ale w końcu stwierdziłam, że miłość tu się liczy i tylko to, nie potrzebne mi kościelne ceremonie skoro on i tak nie wierzy, a i ja jestem bliższa temu.. Więc porozumienie jest, ale wiem, że jeżeli tak się stanie, moi dziadkowie chociażby mocno wierzący będą zawiedzeni, nie wiem jak zareaguje reszta rodziny. Ale oswajam się już z tą myślą, w końcu to moje życie. Więc jeżeli uważasz, że nie robisz nic wbrew sobie, że jesteś gotowa na poświęcenia (albo on), to nie widzę problemu. 
Myślę że załatwimy to drogą kompromisu. Ochrzcimy te dzieci itd. ale w dalszym życiu sami podejmą decyzję w co wierzyć. Kiedyś nie wyobrażałam sobie męża ateisty, do póki nie poznałam Jego. Nauczyłam się iść drogą kompromisu, czasami poświęcenia, on również czego dowodem jest zaproponowanie mi w przyszłości ślubu w kościele. 

"Ochrzcimy te dzieci itd. ale w dalszym życiu sami podejmą decyzję w co wierzyć."


To błąd. Instytucja kościoła katolickiego jest nie objęta RODO i konkordat nadpisuje mnóstwo przepisów, którym podlegają inne związki wyznaniowe.

Efekt: jeśli ktoś się chce z kościoła wypisac to i tak NIE wykreslają jego danych "bo moze jeszcze wróci".

Procedura apostazji jest śmieszno-straszna z obowiązkowym punktem "nawracania" i argumentami jak dla pięciolatka. Źle się załatwia sprawy w pseudo-urzędzie z kolesiem, któremu psujesz statystykę.

Plus absurd wychodzenia z organizacji, do której się wcale świadomie nie wchodziło. Śmiech na sali.

Sensowniej zostawić dziecku tą decyzję aż dorośnie i przynajmniej zacznie rozumieć cokolwiek (np. Dąbrowę Górniczą) niż chrzcić niemowlaka.

Mam np. w rodzinie dzieciaka który w klasie komunijnej nagle też chciał do komunii, więc poszedł też do chrztu. W tej całej pompie nikt nie zapytał, czym się młody kieruje. A byłby to może dobry moment na rozmowę o konformizmie i różnych takich.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.