Temat: Jak często odwiedzacie teściów ?

Pytanie do osób w dłuższych związkach , kilkuletnich ,z perspektywami na przyszłość , gdzie rodziny się znają , jestescie po slubie albo planujecie ślub itp . 

Jak czesto odwiedzacie rodzicow partnera , męża ? Jak często wspólnie wychodzicie do nich ? 

, nie rozumiem samej idei tak częstych odwiedzin . Moja rodzina jest bardzo zżyta ze sobą , bardzo się kochamy ale jednak każdy ma swoje życie . Jasne odwiedzamy się gdy możemy , ale nie żadnej presji i wszyscy rozumieją ,że każdy studiuje / pracuje ,niektórzy maja dzieci . Moja babcia jest bardzo zżyta ze swoją córką i ona z nią też ( siostra mojego taty ) , jednak mimo ,że mieszka 2 h drogi od dziadków wpada 3 razy w roku bo zwyczajnie nie czuje potrzeby wiecznie przyjezdzac , nie ma tez czasu . Czesto dzwoni , rozmawiaja , ale babcia rozumie ,ze ona ma swoje życie . Natomiast ja mam wrazenie ,ze jego rodzice nie rozumieją ,że my tez mamy swoje zycie , mimo że jesteśmy młodzi .. że studiujemy , pracujemy , planujemy rodzine i jak juz mamy wolną tą niedziele , to chcielibysmy ją spedzic sami  . Mój narzeczony nawet tego nie widzi , ostatnio powiedziałam mu ,ze nie mam ochoty tam co tydzien jezdzic a on mi na to ,ze nie jezdzimy co tydzien , to mowie mu : dzisiaj bylismy , tydzien temu bylismy , dwa tygodnie temu bylismy i 3 tygodnie temu bylismy ,..

Jestem ciekawa czy wy majac swoje zycie tez tak czesto odwiedzacie rodzicow partnera , no i waszych wlasciwie tez , bo ja z racji tego ,ze mieszkamy od siebie kawałek drogi  do swoich wpadam 3 razy w roku , gdybym mieszkala duzo blizej , pewnie wpadalabym czesciej ale to raz na miesiac a nie co tydzien ...

Pasek wagi

Mój moich odwiedza może raz w roku, chociaż ja jeżdżę do domu co najmniej raz w miesiącu. Ja jego mamę widzę jak przyjedzie, może raz na pół roku, bo też się wyprowadziła na drugi koniec Polski.

O matko, współczuję. Ja tam też nie mam najlepszych teściów, no teść jeszcze spoko, ale taki pod pantoflem teściowej, cichy i generalnie niewiele go obchodzi, chociaż nawet go lubię, a przynajmniej szanuję :) Natomiast teściowej nie trawię, kiedyś jeszcze uszło, ale od kiedy mamy dziecko to już w ogóle odechciewa mi się z nią widzieć. Ostatnio usłyszałam, że się na mnie obraziła, w sumie dobrze, może nie będzie nas zapraszać. :P Niedzielnych obiadków (cotygodniowych) nie wyobrażam sobie ZA NIC, ale rozumiem, że Twój narzeczony chce z Tobą jeździć, mój mąż też woli ze mną. Czemu? Bo jak jest sam, to matka mu truje. A jak jest ze mną to albo się powstrzymuje przed truciem jemu albo truje mi albo ze mną gada, a on ma spokój. Po prostu tak mu łatwiej w kontaktach z nimi, może Twój narzeczony ma podobnie, że Ty podtrzymujesz go tam na duchu? Zdecydowanie porozmawiałabym na Twoim miejscu z narzeczonym, że co tygodniowe wizyty wg Ciebie to za dużo, zaproponuj jakąś alternatywę, ewentualnie jeździjcie raz na 2-3 tygodnie, ale na dłużej? Łatwiej znieść to za jednym zamachem niż co tydzień. :P Powodzenia, bo im szybciej to ukrócisz, tym łatwiej będzie się teściom potem przyzwyczaić po ślubie, żę rzadziej się z nimi widzicie. :)

Do moich rodziców co tydzień w niedzielę przyjezdzają na obiad mój brat z bratową i bratankiem. Dodatkowo często spędzamy razem soboty na działce, czasami też w tygodniu. Moja mama zajezdza do nich do domu pomóc poprasować ubrania małego, posprzątać, czasami zawozi obiad. Jak bratowa z dzieckiem wyjechała teraz na tydzień to mój brat codziennie jest u nas w domu, zawsze zachodzi na chwilę, żeby pogadać. No ale to wynika raczej z tego, że zawsze mieliśmy wszyscy bardzo dobry kontakt, dodatkowo moi rodzice uwielbiają moją bratową bardziej niż własne dzieci, zresztą ona też mówi do nich "mamo" i "tato" :D. Ktoś może powiedzieć, że jesteśmy ze sobą o wiele za blisko, ale jak nie z rodziną to z kim?
Pasek wagi

Poki co my małżeństwem jeszcze nie jestesmy , ale Twoj komentarz bardzo mi pomógł .. Dlaczego ? bo uswiadomilam sobie ,ze relacja moze byc podobna . Jego rodzice WPROST nigdy mi JESZCZE nic nie powiedzieli ( jestesmy razem 4 lata , znaja mnie krócej więc chyba jeszcze nie ten etap , ale zdarzała się sytuacja kiedy podczas odwiedzin gdy dowiedzieli się ,że dziecko planujemy i dowiedzieli się jak chcemy je nazwac wpadli w szał , jego matka wrecz bardzo nachalnie wmawiała mi ,że dziewczynka ma być Ewelina i kropka a synek musi byc Patryk , ze ona sobie nie wyobraza inaczej ( powiedzialam jej ,ze imie Ewelina mi sie nie podoba a Patryk bardzo ladne imie z tym ,ze mamy wybrane inne ) , męczyła mnie z pół godziny żeby przekonac , bez skutecznie ,, nagle wtracil sie jego ojciec z krzykiem ,, Moja wnuczka nie będzie miała takiego imienia " ( akurat imie dla dziewczynki go rozjuszyło gdyż wywodzi się z narodu , ktorego on nie nawidzi , ale nie jest to imie typowo zagraniczne i zdarza sie w kazdym kraju chyba , w Polsce rowniez . Zaczal wykrzykiwac ,ze nazwysko zabierze itp . ( byl po paru piwach ) . Co do mnie niby mnie lubia ,ale przy najmniejszych sprawach  gdzie to ja mam racje i widac po nich , ze dobrze o tym wiedza i tak bronia synka i sprawiaja ,ze chwilowo czuje sie tam jak intruz . Ale tez nie chodzi mi o to jacy oni sa bo to juz inny temat , uwazam po prostu ,ze dorosly facet co tydzien u mamusi to przegrana sprawa , tym bardziej ,ze my oboje nie mamy z nimi dobrego kontaktu , to nei jest tak ze on ma tam potrzebe sam z siebie jezdzic , tylko ona wiecznie dzwoni i jak on odmowi to domysla sie ,ze to przeze mnie ( bywaly sytuacje gdy on sam nie chcial ) i chce mnie do telefonu ... Nie wiem , ale to nei jest normalny uklad , pomijajac juz fakt , ze jego rodzice i jemu wyrzadzili sporo krzywdy . Ja rozumiem ,ze to jego rodzice i ze nie chce urwac kontaktu , nawet tego nie chce , no ale ludzie nie co tydzien ( zdarzaly sie tygodnie gdzie bylo 2 razy w tygodniu ) ... 

No kropka w kropkę to samo, co u mnie!!! Telefony, ciągłe nagabywanie, mówienie synowi, że to przeze mnie i to żądanie mnie do telefonu. I się pewnie, tak samo jak ja, próbujesz nieudolnie wykręcić z jej nakłaniania, wielka klucha w gardle, aż dusi z bezsilności, a ta jędza ciśnie i ciśnie. Jak ja Ci współczuję...

Dziewczyno, walcz!!! O siebie i o niego! Tłumacz chłopakowi, że ma z tym problem, bo on się wykończy w takiej relacji. To nie jest normalne. To jest chore. On jest dorosły, a rodzice nim manipulują. I nie dają mu być szczęśliwym z Tobą. Im dłużej to będzie trwało, tym będzie gorzej, a te tłumoki będą coraz bardziej cisnąć. U mnie, jak się młody urodził, to zrobił się w mojej głowie reset na nich i wtedy dopiero zaczęłam walczyć i się stawiać otwarcie. A tak to się wcześniej dusiłam. Uważam, że 12 lat mojego związku to było popieprzone lawirowanie między ich akcjami i robienie ciągłych uników. A potem te kłótnie, mój płacz i moje słowa: "żałuję, że z tobą jestem, bo przez ciebie muszę się użerać z tą krową." Jak mu było przykro... Ale wtedy podjęłam decyzję - "to jest twoja matka i to ty musisz się z tym rozprawić. Ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć." I wiesz co? Wyszło nam to na dobre. Ten nasz wieloletni konflikt zniknął. Miałam tyle żalu do niego - o te wszystkie przykre sytuacje, które miały miejsce z udziałem ich rodziców, a on, pizduś jeden, nawet słowem nie zareagował. I o te wszystkie sytuacje, gdy jego matka robiła do mnie podjazdy w chwili, gdy akurat byłam sama (a potrafi po mistrzowsku suka wyczaić momenty). I jakoś mi z czasem ten żal przeszedł. Sama też zrozumiałam, że mój facet to też człowiek, omotany przez matkę i że ma z tym ogromny problem. I on też postanowił się jej wreszcie postawić. Rok to trwało. Z łapami do niego wyskoczyła, gdy jej powiedział, żeby naszego syna nie szarpała za rączki. Bo ona wie wszystko lepiej. Wiele takich sytuacji było. Przychodził poturbowany psychicznie. I mówił, mówił i mówił. Tygodnie mu zajmowało zbieranie się. A jaki stres miał, gdy zbliżał się termin kolejnych odwiedzin. Ona, oczywiście, gówno zrozumiała. A właściwie zrozumiała jedno - "Aneta cię przekabaciła." I bardziej fochami, niż zrozumieniem nas, odpuściła ciągłe najazdy. Ale mój facet zrozumiał na serio. Ile go to nerwów kosztowało. Do teraz jeszcze czasem przeżywa niektóre kłótnie z nimi. Ale przynajmniej ja wiem, że mogę na nim polegać. Że mnie nie wystawi. Że mogę na niego liczyć. A nie tak, jak wcześniej - będzie po naszemu, chyba, że jego mamusia ma inne plany, to wtedy synek zrobi po mamusinemu - dla świętego spokoju.

Aż mnie ciarki przechodzą, jak sobie to przypominam. Ale jak tu powiedzieć starszej osobie, że jej/ jego zachowanie to brak szacunku do ciebie? To jest ten pieprzony respekt do starszych. Ta ich bezczelność w ciągłych atakach. I obawa, że ich synek stanie po ich stronie, zaślepiony spełnianiem ich woli - dla świętego spokoju. A ty zostaniesz na lodzie, ta jedyna frajerka. A oni go jeszcze pogłaskają i powspółczują takiej dziewczyny. Wrrr.

Jeśli w jakiś sposób Twój facet przeczyta ten wpis, to mam dla niego wiadomość. Albo sama mu to powiedz:

jesteś cipa. Pozwalasz swoim rodzicom na manipulowanie swoim życiem i na krzywdzenie osoby, którą kochasz. Jeśli ją kochasz naprawdę, to walcz o waszą suwerenność, która się wam należy. To nieważne, że to są Twoi rodzice. Nic ich nie usprawiedliwia. I Twojego zachowania również. To Ty masz problem z nimi, nie Twoja dziewczyna. I to Ty powinieneś być tym silnym, który odpiera ataki. Ale pewnie, jak Ci mamusia nadaje na Twoją dziewczynę, to nawet słówkiem nie piśniesz? Albo tylko niemrawe: "mama przestanie." Współczuję Twojej kobiecie, bo ma z Tobą naprawdę ciężko. Jak ona ma Ci ufać, jak ją wystawiasz na konfrontacje z osobami, z którymi sam sobie nie radzisz? Przestań to robić, bo to niszczy wszystko, co dobre między wami. Z tego robi się żal i zawiść. Wasz związek to wasz wybór. I tylko wasz. Nikogo więcej w nim nie powinno być. Mam nadzieję, że sobie poradzicie. Że przetrwasz, a ona razem z Tobą. Domyślam się, jak sprzeczne uczucia Tobą targają. Mam w domu przykład takiego popaprańca - mój facet. Wiem, jak jest Ci ciężko myśleć, że możesz zawieść matkę i ojca i narazić się na ich gniew. Ale tak nie powinno być. Dorośnij wreszcie i zacznij budować nową rodzinę. Tym razem zdrową. Z solidnymi podstawami - Tobą i Twoją kobietą.

Jedynym problemem jest to, że nie lubicie się za bardzo z Tesciami. Gdyby było inaczej, to byś pewnie miała inne zdanie na temat niedzielnych obiadów u nich. Ja mam dobry kontakt z Tesciami, mój Mąż z kolei lubi się z moimi Rodzicami. Ani jedni ani drudzy nie wtracają się w nasze życie i to jest chyba klucz do sukcesy. My mamy taki system,  ze jeden weekend spędzamy u Teściów, kolejny u moich Rodziców, a następny w domu. I tak na zmianę. Bardzo nam taki układ pasuje. Do moich Rodziców mamy niecałe 30 km a do Teściów niecałe  100 km.Chcemy żeby Dziadkowie mieli możliwie, jak najczęstszy kontakt z naszym Synkiem. 

Pasek wagi

My sie z tesciami widzimy mniej wiecej co kwartal. Ale jak sie widzimy to juz na dluzej , zazwyczaj 2-3 tygodnie. A ja bym mogla na obiad co tydzien wpadac i do rodzicow i do teciow, albo u nas sie spotykac:)

.

Pasek wagi

BridgetJones52 napisał(a):

Jedynym problemem jest to, że nie lubicie się za bardzo z Tesciami. Gdyby było inaczej, to byś pewnie miała inne zdanie na temat niedzielnych obiadów u nich. Ja mam dobry kontakt z Tesciami, mój Mąż z kolei lubi się z moimi Rodzicami. Ani jedni ani drudzy nie wtracają się w nasze życie i to jest chyba klucz do sukcesy. My mamy taki system,  ze jeden weekend spędzamy u Teściów, kolejny u moich Rodziców, a następny w domu. I tak na zmianę. Bardzo nam taki układ pasuje. Do moich Rodziców mamy niecałe 30 km a do Teściów niecałe  100 km.Chcemy żeby Dziadkowie mieli możliwie, jak najczęstszy kontakt z naszym Synkiem. 
czyli wychodzi na to, ze tesciow widujesz raz w miesiacu i masz pozniej od nich spokoj. Jakbym ja miala kontakt ze swoja raz w miesiacu to tez bym ja trawla jakos. A dopoki nie postawilam sie to mi tesciowa gitare zawracala co drugi dzien ze musi do dziecka przyjsc (maz byl w pracy prawie zawsze) a w wolny weekend i kazde swieto trzeba bylo wysiadywac po x godzin u kwoki. Teraz juz tesciowa wie ze ma nawet nie dzwonic do mnie....

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.