- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
2 lipca 2015, 12:06
hej;) mam taki oto problem z narzeczonym. będzie długo, więc tylko dla cierpliwych;)
otoz ja jestem studentką głownie, jeszcze 2 lata będę nią ( ja mam okołon 1000 zł/mieś), moj narzeczony pracuje (nie zarabia dużo, ok. 1500 zł zwykle), wynajmujemy mieszkanie razem.
Pominę, że jestem typem raczej domatorki, spokoju, samotności, on wychodzenia z domu, ludzi, odwiedzin, imprez. Z kazdym dobrze żyje z rodziny i z każdym albo musi się widzieć, albo piwko albo coś. Nie odpusci żadnej imprezy (urodziny, wesele, imieniy i tak w kółko, albo bez okazji, bo tzreba pojsc, bo ktoś nas zaprosił i musimy iść, co będziemy robić). Sam nie pojdzie, mnie ciąga wszędzie a ja mam tego czasami dosyć (szczegolnie w sesji, roku akademickim). Zresztą wolałabym albo wyjść gdzieś razem (tylko ja i on) na spacer, gdziekolwiek lub siedzieć w domu, czytać ksiązki itp.
Ale to tylko mały problem. Większym jest to, że na każde takie wyjście ( minimum jedno w miesiacu, zwykle jest to z ok.3 razy w miesiacu, choć itak go stopuje) przecież trzeba coś kupić. A to wiele uszczupla nasz niewielki budzet. Zamiast oszczędzić coś, kupić sobie coś musimy wydawać kasę na imprezy okolicznościowe, wyjscia do kogos. Gdbyby to bylo rzadziej...
Zaciągnął niedawno kredyt na lepszy samochod i splaca, ja zrobilabym chętnie jakiś kurs albo wkoncu prawko, albo zaoszczędzila, bo niebawem wyprowadzamy się do droższego miasta albo jak zadbana kobieta bym sobie kupila coś ładnego i lepszego. Mamy na co wydawać pieniądze, nie mówiąc już, ze za dwa lata weźmiemy chociaż cywilny...
Często się kłocimy o to. On mowi, ze o pieniądze mamy się nie martwić, ale ja nie lubię marnować pieniędzy, ktorych w nadmiazre nie mamy. Ja rozumiem wyjścia od czasu do czasu, ale on jakby mogl wychodzilby codziennie nawet gdzieś, bo zawsze jest jakaś okazja nawet jak nie ma, a z pustymi rękami też się nie jedzie nigdzie..
Nie jestem typem osoby jak niektorzy, że zaciągają pozyczki po to, by mogly poimprezować a pzrecież niekiedy są okazje i tzreba, ale trzeba tez mysleć o przyszlości czy anwet przyszlych wydatkach waznych, a nie na teraz byle co.
Możecie myśleć, że przesadzam, ale minus conajmniej 100-200 zł miesięcznie to jednak coś dla nas.
Wypowiedzcie się czy macie takie sytuacje, miałyście, może jakieś rady.
Ja to stopuję jak mogę, ale czasami zmuszam się i idę wkońcu,, bo itak sie klocimy o to.
I bardzo się cieszę z tej wyprowadzki, bo będzie w miarę daleko od rodziny, żeby ją non stop odwiedzać, a na okazje tez nie będzie musial jeździć ciągle (pomijam faktyczne okazje) i mnie ciągnąć. Jak się już wyprowadzimy mam zamiar być bardziej restrykcyjna.
I szczęście też, że wakacje mam to dorobię troszkę sobie, bo wydatki zawsze są.
Edytowany przez iwona.xxxyyy 2 lipca 2015, 12:16
2 lipca 2015, 18:53
Mój tak samo ma... tragedia z nim, też mi hajs wisi i konca nie widać, bo co mi odda przy wypłacie np. 70% wypłaty, to i tak co najmniej połowę z tego musze na niego wyłożyć później (ale sobie dopisuję do długu, hehe). Na pewno nie będę mieć z nim nigdy wspólnego kasy, bo mnie puści z torbami. A ja do oszczędnych nie należę, ale mam jakiś instynkt samozachowawczy i nie robię tak, że po 4 dniach od wypłaty nie mam kasy na koncie, a on i owszem.
2 lipca 2015, 19:24
wcześniej nie było tak, to zaczęlo się jak trochę pomieszkaliśmy razem. Najbardziej mnie denerwuje jak mnie bierze pod włos... niczego nie świadoma idę na spacer, a okazuje się, że idziemy tu, tam i tak do wieczora, bo wie, że raczej nie zgodiłabym się. Rozmawialiśmy kilka razy o tym i jakoś nie możemy się dogadać, kończy się na obietnicach z jego strony, że będzie rzadziej, z mojej, że postaram się chcieć częściej wychodzić gdzieś, ale nie za często. Też kwestia tego, że sami raczej nie wychodzimy nigdzie, bo w tygodniu czasu nie ma zbyt, a wekend poświeca/my komuś. Mam przy kimś ciągle mowić, że chcę to i to zrobić On znajdzie sto wymowek dla mnie, a ja wyjdę na idiotkę. Różnimy się, wiem,... ja ze swojej strony chcę jakichś rozwiązań, ale to nie może być tak, że mam marnować czas i spędzać go tak jak nie chcę... A dużo tego jak dla mnie. Ja jestem mało asertywna a w takich sytuacjach już wogóle. Ja rozumiem, że on chce spędzać czas z kimś innym niż ja, ale nie ciągle i niech zrozumie, że ja nie chcę ciągle odwiedzać kogoś czy gościć kogoś. Wolę byc sama lub sama z nim częściej niż wśród ludzi ciągle.
Ja uwazam, ze dobrze jest pomieszkac razem przed slubem, bo spotykamy sie w zyciu codziennym i poznajemy sie naprawde. Pokazujemy swoja prawdziwa twarz. Czasami okazuje sie, ze jestesmy rozni wtedy latwiej sie rozstac. Latwiej znalezc kogos kto jest do nas podobny niz zmienic kogos. Szczegolnie, ze ta osoba nie widzi problemu. Zapakajanie potrzeby drugiej osoby wywoluje u nas oczekiwanie wyrownania. Mozemy dawac przez dlugi czas (kobiety w tym celuja, sa tak wychowywane; maja dawac i nie oczekiwac nic w zamian) jednak z czasem taki stan prowadzi do zaburzenia ronowagi w zwiazku w wymianie, w dobrym. Powoduje to: albo rozpad zwiazku, albo kobieta zmienia sie w zrzedzaca osobe do nie wytrzymania dla otoczenia. Lepiej popracuj nad swoja asertywnoscia, nad swoja dobra ocena w swoich oczach. "Mozesz uleczyc swoje zycie" powinno wniesc cos nowego do Twojego myslenia. Idz do ksiegarni i poszukaj cos o asertywnosci.
2 lipca 2015, 22:28
Zycie. Mieszkanie i jedzenie dzielcie po połowie, a reszta kasy dla siebie. Dlaczego ty masz finansować zachcianki i nieprzewidziane prezenty. Jeśli on jest taki rodzinny, to niech cie zaprasza na takie wizyty u znajomych i rodziny, ale ty nie bierz udziału w organizacji, jeśli trzeba kupic alkohol, słodycze, prezent niech sam to kupi i wtedy możesz iść.
Edytowany przez tulipana 2 lipca 2015, 22:29
3 lipca 2015, 00:19
Współczuję Ci strasznie. Mój Mężczyzna jest domatorem, tak samo jak ja i nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli się kłócić z powodu tego, że on czy ja chodzimy/chcemy chodzić zbyt często na imprezy. Nie bierz tego proszę do siebie, ale ogólnie oboje wychodzimy z założenia, że ludzie, którzy ciągle gdzieś latają, właśnie na jakieś urodziny, imieniny czy inne dyskoteki... po prostu nie mają własnego życia i szukają go właśnie tam. Nie wiem, co Ci doradzić. Dla mnie to byłby koszmar i nie potrafiłabym wyobrazić sobie życia z takim człowiekiem.
3 lipca 2015, 00:42
Heh, u nas jest tak jak i u Ciebie, natomiast te "wyjścia" nie są wiecznymi imprezami. Mój po prostu ma potrzebę wychodzenia z domu, zawsze, wszędzie, robienia czegoś "super". I o ile super jest wyjść do kina, czy iść na spacer zakończony kawą, lodami i gofrem (on te lody i gofry, ja się przecież odchudzam :D), to przecież nie da się tak żyć na co dzień ;/ A mój by chciał i zrzędzi jak mu mówię, że nie stać nas już w tym miesiącu na kino, bo trzeba kupić spodnie np, bo poprzednie się wytarły czy coś :P
Ja Cię, Autorko, doskonale rozumiem, uważam, że w domu (we dwoje!!!) można też się świetnie bawić. Uważam, że powinnaś mu powiedzieć, że 1 weekend w miesiącu (tak na początek) chcesz obowiązkowo spędzić w domu - niech się wali i pali, ale jesteście tylko we dwoje. Z tym wyjazdem to bym się tak nie cieszyła od razu, bo faceci różne pomysły mają... wymyślić może, że raz w miesiącu np jedziecie do Waszego obecnego miasta i tam imprezujecie cały weekend.. wtedy też pójdzie dużo kasy. Rozpisałam się strasznie, a ogólnie nie mam chyba żadnej dobrej rady dla Ciebie ;/ Może po prostu trzeba przeczekać, może "wydorośleje" ;)