- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
16 czerwca 2015, 16:49
Ten list to tak jak spowiedź przed samą sobą. Spojrzenie na sytuację od nowa, moimi oczami i mam nadzieję, że Waszymi... Postaram się żeby nie było długo.W styczniu 2014 roku przez internet poznałam faceta. Chemia była od samego początku. Kontaktowaliśmy się w ten sposób przez trzy miesiące, przez jego złamaną nogę. Jeszcze wtedy byłam w związku z licealną miłością. Ten związek rozpadał się po kawałeczku od dłuższego czasu a trzymało nas przy sobie tylko przyzwyczajenie... Przynajmniej mnie. Po pierwszym spotkaniu z internetowym chłopakiem było kolejne, kolejne, kolejne, kwiaty, kolacje, kino, randki, poznałam jego rodziców, wszystko jak w bajce, zostawiłam definitywnie licealną miłość. Przeszłam do nowego związku, kto inny się mną opiekował, zabiegał o mnie, troszczył jak o małą dziewczynkę ( w końcu jest 10 lat starszy). Zakochałam się po uszy, on też. Spędziliśmy razem wspaniałe kilka miesięcy. Jeszcze na początku znajomości przyznał mi się, że siedział w więzieniu przez rok i 8 msc za szczeniackie wybryki, typu kradzieże. Po pół roku związku wpadł mi w ręce pewien papier... Wysżło na jaw, że tak naprawdę siedział 9 lat, powiedział mi wszystko, za co, pokazał papiery z więzienia, z sądu, rozmawiałam na ten temat z jego rodzicami. Pomyślałam, że faktycznie ma paskudną przeszłość, ale przecież teraz jest dobrym człowiekiem, że nie chce popełniać tych samych błędów, zrozumiał, zmienił się. Wybaczyłam. Straciłam zaufanie, które później bardzo szybko odbudował. Nadal byliśmy razem, bardzo się kochaliśmy. Czasami się kłóciliśmy, jak to bywa w związkach ale to nie było nic poważnego. Zwykle ja musiałam pierwsza wyciagać rękę na zgodę ale wolałam to niż awantury.... Aż przyszedł koniec maja, pojechaliśmy razem do dużego miasta gdzie studiuję zaocznie, na weekend. Tam zauważyłam, że coś z nim nie tak. Zrobiłam mu awanturę, że palił trawę. Kiedyś się o to sprzeczaliśmy ale w końcu to nic wielkiego, przecież na palcach ręki mogę wyliczyć znajomych, którzy nie palą. Pogodziliśmy się, wróciliśmy do domu ale nadal coś było nie tak... Był nieobecny, ciągle zmęczony, nie chciał się ze mną widywać, nawet nie chciał zabierać mnie do siebie. Jak już był u mnie bardzo szybko wychodził i spowrotem wracał do siebie. To nie był mój ukochany facet. To był zupełnie inny człowiek.... W końcu po dwóch tygodniach, hektolitrach moich łzów, podejrzeniach, że ma kogoś na boku, że nic już dla niego nie znaczę, że od dawna ze sobą nie sypiamy napisał mi smsa, że jest tylko frajerem i pieprzonym ćpunem bo przez cały ten czas palił. Trawę. Powiedział, że jest uzalezniony, poprosił mnie o wsparcie i pomoc. A ja nadal zakochana dałam mu to wszystko, porozmawiałam, trochę popłakałam, zapisałam go na terapię antynarkotykowa... Nie trwało to jednak długo. Nadszedł ostatni weekend. Nie widziałam się z nim cały tydzień, w sobotę nie odbierał telefonu, później go wyłączył, zadzwoniłam do jego mamy. Jest uzależniony od heroiny.... Cały czas palił.... heroinę. Ostatni raz sięgnął po to świństwo 2 lata temu, zanim poznał mnie. Pierwszy raz spróbował w wieku 16- 18 lat, już wtedy był w ośrodku. Sam nie potrafi wytłumaczyć dlaczego teraz do tego wrócił. Dostał ode mnie i od rodziców ultimatum, że albo pójdzie się leczyć, znajdzie pracę i uporządkuje swoje życie na trzeźwo albo pożegnamy się z nim, a rodzice wyrzucą go z domu... Sam mówi mi, że na mnie nie zasługuje, obiecuje, że zrobi wszystko żeby zrekompensować mi moje łzy i cierpienie. Od 4 dni praktycznie nic nie jem, bardzo dużo palę, jestem na skraju wyczerpania nerwowego... On od wczoraj jest na detoksie, nic nie wziął. Chce przetrwać ten detoks i iść na leczenie. Prosi o ostatnią, najmniejszą szansę... A ja nadal bardzo go kocham i wspieram. Nie chcę go od razu przekreślać tylko wierzyć w to, że on faktycznie z tego wyjdzie. Wiem, że jeśli teraz się od niego odwrócę, całkiem się pogrąży... Planowaliśmy budowę domu, w te wakacje chcieliśmy otworzyć własny biznes, rozmawialiśmy o naszym dziecku, bardzo chciał tego dziecka.... Ale czy z kimś takim, z kimś kto nawet po 2 latach przerwy kiedy nadarzy się okazja wraca do heroiny można coś planować? A ja mam dopiero 22 lata, nie chcę zmarnować sobie życia... A jednak nadal szczerze go kocham i modlę się, żeby z tego wyszedł i nigdy do tego nie wrócił...
17 czerwca 2015, 15:41
tez mialam w swoim zyciu moment kiedy wydalwalo mi sie ze moja milosc uleczy mojego bylego z alkoholizmu. 5 lat bylismy razem,3 lata non stop terapie,odwyki,placz,dramaty..
3 miesiace wzorowo i nagle sie budze a cala kuchnia w butelkach po wodce....I tak caly czas....w koncu poszlam po rozum do glowy zrozumialam ze jesli on sam z siebie nie chce to nikt mu nie pomoze (tak jak w przypadku twojego faceta). Owszem teraz moze na jakis czas przestanie,bo ty jestes swieza motywacja,ale nie wierze ze do tego nie wroci. Drugi raz odeszlabym od razu,nie bawilabym sie juz w matke terese,szkoda zycia.
Edytowany przez 2bac00b423b350a91f0de44a5b40f065 17 czerwca 2015, 15:41
17 czerwca 2015, 15:48
Tak o heroinie powiedziała mi jego mama. Tzn. podejrzewała heroinę bo oni przez tyle lat nawet dokładnie nie wiedzieli co on bierze. Dlatego jestem pewna, że bez mojej interwencji dalej będą sobie wmawiać, że sam sobie z tym poradzi, do następnego razu... Nie mają żadnej wiedzy o narkotykach i uzależnieniu... Zresztą ja też dopiero się uczę. Drugiego dnia kiedy już włączył by WA"> telefoni łaskawie napisał smsa po 50 moich nieodebranych połączeniach przyznał się, że bierze heroine... Że nie spodziewał się, że to po tylu latach może do niego wrócić. Nie wiedział jeszcze wtedy, że kontaktowałam się z jego rodzicami. Tak to wyglądało. Ogólnie to jest porządny, bardzo inteligentny i pracowity facet. Te plany też powstały przez to, że czas mu szybko ucieka. Ma 32 lata.
Wiesz co można inaczej jeszcze do tego podejść - zostać z nim pół roku, poznać się lepiej przyjrzeć mu się ale wstrzymać się z poważnymi dekleracjami, ślubem, wspólnymi biznesami, dziećmi.
17 czerwca 2015, 15:57
Największy problem takich dziewczyn jak Ty, to wiara w to, że ich i tylko ich miłość uleczy ich faceta. Ten "porządny, pracowity i inteligentny facet " ma już niezły dorobek jak na 32 lata - 9 lat odsiadki, heroina.... Ech, szkoda mi Ciebie, serio....Ale powodzenia.
To mnie właśnie przeraża - jakby tak odciąć emocje i spojrzeć na to z boku, oczami zupełnie obcej osoby to mamy taki oto obrazek - bandzior, włamywacz, złodziej, który 9 lat spędził w mamrze, ciupie, pudle, jak zwał tak zwał. Ćpun, do tego heroinista, który w dodatku do swojego białego proszku wrócił. Kombinator, kłamca i lawirant. Czyli jednym słowem, margines społeczny. Może jeszcze słówkiem wyjaśnienia czym jest rozbój, to nie polega na tym, że wyrwiesz komuś torebkę z ręki. Nie, to kradzież z użyciem przemocy, wykręcasz komuś ręce, bijesz, przystawiasz nóż do gardła, czyli facet dodatkowo miał ewidentny problem z przemocą i agresją. Kryminalista-narkoman naprawdę nie jest upadłym aniołem, to nie wygląda tak, że jak pochyli się nad nim księżniczka to na powrót będzie miał nad głową aureolę. Życie to nie bajka, więc tak - to jest przerażające jak ktoś wierzy w to, że miłość wystarczy żeby wyciągnąć kogoś takiego z bagna. Może są jednostkowe przypadki, że to się udało, ale ryzyko jest porażające.
17 czerwca 2015, 15:57
To wszystko tak naprawdę rozstrzygnie się w ciągu kilku najbliższych dni. Za chwilę powinien dojść do siebie po odstawieniu. W weekend się z nim spotkam. Dostanie szanse jeśli faktycznie pójdzie na terapię i zgodzi się na testy narkotykowe raz na jakiś czas. Inaczej szkoda mojego życia...
17 czerwca 2015, 17:56
jak łatwo jest oceniać ludzi.... :/Wilena wybicie szyby i zabranie torebki też może być rozbojem. Jasne jest to źle i nie popieram tego ale Sytuacje są różne i nie uważam że odsiadka w więzieniu całkowicie przekreśla człowieka. Nie wszystko jest czarne albo białe ludzie się zmieniają.
Bardziej martwilabym się o te narkotyki.
17 czerwca 2015, 19:03
wybicie szyby i zabranie torebki też może być rozbojem. Jasne jest to źle i nie popieram tego ale Sytuacje są różne i nie uważam że odsiadka w więzieniu całkowicie przekreśla człowieka. Nie wszystko jest czarne albo białe ludzie się zmieniają.Bardziej martwilabym się o te narkotyki.
17 czerwca 2015, 19:08
LanaLana masz rację.... Sytuacja się rozwiązała, bez mojej obecności przy nim. W niedzielę jego mama przywiozła mnie do niego, miała nadzieję, że ja na niego wpłynę, też miałam taką nadzieję.... Był kompletnie naćpany, a rozmowa wyglądała tak, że ja mówiłam a on mnie wyrzucał ze swojego pokoju. Od poniedziałku tak jak pisałam podobno nie brał. Własnie okazało się, że brał wtedy, wczoraj, dziś, teraz... Więc ja rezygnuję...
17 czerwca 2015, 19:47
Narkomani to manipulatorzy i aktorzy na miare oskara. A probowac wplywac w jakikolwiek sposob na kogos kto jest pod wplywem substancji psychoaktywnych jest bezcelowe. To jak tlumaczyc komus pijanemu jak bombowiec.
Takie bieganie za nim i probowanie wymusic na nim leczenie to dla niego woda na mlyn. Bedzie z siebie robic biednego misia, bedzie mial wrecz multum pretensji. Wszystko dla komfortu cpania. Trzeba mu go uciac. To on ma przyjsc sam, blagac o szanse. Jeszcze raz powtorze- pomagajac cpunowi, szkodzisz mu. Dasz takiemu odpoczac, dasz sie przebrac w czyste ubrania, dasz sie umyc, nakarmisz.... I dasz mu sile na dalsze cpanie
17 czerwca 2015, 20:14
Jest tylko jedna mozliwosc. Pozbawic komfortu cpania. Do usranej smierci powtarzac- kocham Cie i pomoge ci jesli zaczniesz sie ratowac i leczyc. Wszyscy musza miec taka postawe. To trudne, bardzo. Serce sie kraja i sie ryzykuje. Jesli narkoman nie chce sie leczyc- wyrzucic z domu, doprowadzic do dna, a oznacza to brud, smrud i jak wspominalam ryzyko, ze moze sie przecpac albo stac sie czyjas ofiara, moze zamarznac, spasc z wysokosci, wpasc do wody... Dlatego takie wazne sa terapie dla wspoluzakeznionych, grupy wsparcia. Nabiera sie swiadomosci, wiedzy i wsparcia przede wszystkim. To tylko tak ogolnie. Jestem matka narkomana. Walcze juz trzeci rok. Jako matka nie mam wyjscia. Ty masz. To tylko facet. Nie wiem jaka jest sila Twojej milosci ale powiem Ci, ze to jak mi wlasne dzuecko zycie niszczy i musze babrac sie w temacie, ktory byl mi obrzydliwy cale zycie to nie mialabym sily dla faceta