Temat: Toksyczna "przyjaźń"?

Napiszę Wam o pewnej relacji, ponieważ potrzebuję obiektywnego spojrzenia na sprawę. Będę wdzięczna za doczytanie do końca.

W liceum zaprzyjaźniłam się z jednym chłopakiem. Nie obchodzi mnie akurat co kto myśli o przyjaźni damsko-męskiej, dla mnie ważne jest, że sama wiem, jak ta relacja wyglądała i ile dla mnie znaczyła.

Nie był to zwykły kumpel, tylko ktoś, z kim byłam naprawdę nierozłączna. Mogę śmiało powiedzieć, że jest on jedyną osobą na świecie, która wie o mnie wszystko. Z nikim innym nigdy nie łączyła mnie podobna relacja. Nie chcę, żebyście patrzyli na to jak na dzisiejsze gimnazjalne "friendzone" - bo to nie tak wyglądało. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć w każdej sytuacji, mogę wygadać się, wypłakać, ale też śmiać ze wszystkiego - i z wzajemnością.

W tamtym czasie troszkę przez to podupadł mój związek, bo wiadomo - ze strony chłopaka pojawiła się zazdrość, bo on nie wierzył, że mogą łączyć nas takie czysto przyjacielskie relacje. Był zły, że czasami skupiałam na nim zbyt mało uwagi, chcąc często pomóc lub wesprzeć kogoś innego. 

Na początku studiów relacja zaczęła się lekko rozluźniać, co było spowodowane odległością. Kolejne 2 lata studiów zmieniły to wszystko, bo zamieszkałam w tym samym mieście... I w sumie jego obecność pozwoliła mi przeżyć ten okres. Obecnie wracam do rodzinnego domu, bo zwyczajnie nie jestem stworzona do życia w dużym mieście...

Jakieś 2 miesiące temu poznał dziewczynę. Bardzo mnie to cieszyło, bo zawsze był sam - takie typ. Widzę, że się zakochał i jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwa, bo widać jak mu zależy na tej dziewczynie, a dotąd twierdził, że po prostu nie umie się zakochać. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że poszłam w totalną odstawkę. Jest mi przykro, bo naprawdę dla niego często ryzykowałam wiele w moim związku, byłam zawsze, kiedy mnie potrzebował, a teraz - kiedy jest mi naprawdę ciężko, pojawiają się problemy ze zdrowiem - zwyczajnie nie mogę na niego liczyć. Nawet na głupi sms, krótką rozmowę - nic. Nie jestem zazdrosna o jego nową relację, ale ja byłam przy nim w każdej gorszej chwili. Odbierałam telefony i rozmawiałam z nim po nocach kosztem własnego związku, zdrowia, szkoły... A teraz nie mogę liczyć nawet na minimum wsparcia... Twierdzi, że ma sesję, nie ma na nic czasu i wierzę w to, bo studiuje naprawdę trudny kierunek... Ale nie zrozumiem braku jakiejkolwiek inicjatywy z jego strony. Wszystko tłumaczone jest brakiem czasu i nową znajomością, która nie jest nawet jeszcze żadnym związkiem.

Uważacie, że ta relacja jest toksyczna? Moja siostra często mi to powtarza...

Czy to może ja przesadzam? Zrezygnować z takiej znajomości, która w ostatnim czasie przynosi mi tylko ból czy przeczekać ten czas jego euforii?

Pasek wagi

bluuue napisał(a):

Wilena napisał(a):

jurysdykcja napisał(a):

"Nie chcę, żebyście patrzyli na to jak na dzisiejsze gimnazjalne "friendzone" - bo to nie tak wyglądało. "Tiaaaa....ze strony kobiety to z reguły "tak" nie wygląda.
Czemu ludzie nie wierzą w czystą przyjaźń? Mam dwóch przyjaciół, obydwoje to faceci - jednego znam od piaskownicy, drugiego poznałam w liceum. Obydwoje mają dziewczyny, w życiu nie było między nami żadnych podtekstów i tak dalej, po prostu przyjaźń. Rozumiem, że ktoś tego nie doświadczył, ale ten ogrom powątpiewających komentarzy o friendzone mnie dobija i zabija moją wiarę w ludzi - tak jakby nie można było spędzać czasu ze sobą tak po prostu, tylko we wszystkim musiało być drugie dno. A co do tej sytuacji - jak dla mnie to jest dziwne, ja bym się tak nie zachowała i wiem, że moi przyjaciele też nie. Z drugiej strony jestem w stanie po części zrozumieć, ,że ktoś się tak zachłysnął tą nową znajomością, że ma klapki na oczach i nic innego nie widzi - więc może po prostu daj mu trochę czasu żeby oprzytomniał? Jak się zupełnie odetnie to wtedy bym się zastanawiała.
Niektórzy muszą doświadczyć czegoś na własnej skórze, żeby zrozumieć pewne rzeczy :)Muszę dać czas i sobie, i jemu. Poczekam na jakiś krok z jego strony, choć przyznam, że to czekanie (już od dwóch miesięcy) jest bardzo trudne i coraz ciężej mi z tym. Jednak innego wyjścia nie mam :P

Poczekaj, owszem. Ale licz sie tez z tym, ze Wasza przyjazn chociaz jest,sie zmienia i zmienila. Czasami trzeba pozwolic przyjacielowi odejsc, zeby wydarzylo sie cos u niego dobrego. Zachowaj z tej przyjazni wszystko w pamieci co najpiekniejsze i nie chowaj urazu, ze cos sie zmienilo.

Nie, że nie wierzę, ale jestem bardzo sceptyczna do przyjaźni damsko-męskich. Bo na prawdę w ogromnej ilości przypadków taki związek jest niewinny jednostronnie. Albo jest niewinny do czasu. Ew. ktoś sobie nim rekompensuje, nawet nieświadomie, brak miłosnej relacji z osobą drugiej płci i wtedy wszystko się rozłazi, kiedy znajduje sobie partnera.

Owszem, są wyjątki, ale jakbym miała uogólniać, to z reguły wśród przyjaźni w stylu "brat łata", gdzie dwie strony totalnie nie są sobą zainteresowane matrymonialnie, a nie wśród kolegów "najlepszy przyjaciel, zwierzamy się sobie ze wszystkiego itd, ale jakoś dziwnym trafem nie idziemy razem do łóżka".


RybkaArchitektka napisał(a):

bluuue napisał(a):

Wilena napisał(a):

jurysdykcja napisał(a):

"Nie chcę, żebyście patrzyli na to jak na dzisiejsze gimnazjalne "friendzone" - bo to nie tak wyglądało. "Tiaaaa....ze strony kobiety to z reguły "tak" nie wygląda.
Czemu ludzie nie wierzą w czystą przyjaźń? Mam dwóch przyjaciół, obydwoje to faceci - jednego znam od piaskownicy, drugiego poznałam w liceum. Obydwoje mają dziewczyny, w życiu nie było między nami żadnych podtekstów i tak dalej, po prostu przyjaźń. Rozumiem, że ktoś tego nie doświadczył, ale ten ogrom powątpiewających komentarzy o friendzone mnie dobija i zabija moją wiarę w ludzi - tak jakby nie można było spędzać czasu ze sobą tak po prostu, tylko we wszystkim musiało być drugie dno. A co do tej sytuacji - jak dla mnie to jest dziwne, ja bym się tak nie zachowała i wiem, że moi przyjaciele też nie. Z drugiej strony jestem w stanie po części zrozumieć, ,że ktoś się tak zachłysnął tą nową znajomością, że ma klapki na oczach i nic innego nie widzi - więc może po prostu daj mu trochę czasu żeby oprzytomniał? Jak się zupełnie odetnie to wtedy bym się zastanawiała.
Niektórzy muszą doświadczyć czegoś na własnej skórze, żeby zrozumieć pewne rzeczy :)Muszę dać czas i sobie, i jemu. Poczekam na jakiś krok z jego strony, choć przyznam, że to czekanie (już od dwóch miesięcy) jest bardzo trudne i coraz ciężej mi z tym. Jednak innego wyjścia nie mam :P
Poczekaj, owszem. Ale licz sie tez z tym, ze Wasza przyjazn chociaz jest,sie zmienia i zmienila. Czasami trzeba pozwolic przyjacielowi odejsc, zeby wydarzylo sie cos u niego dobrego. Zachowaj z tej przyjazni wszystko w pamieci co najpiekniejsze i nie chowaj urazu, ze cos sie zmienilo.

Ale przyjaciele mogą odejść tylko w jednej sytuacji - własnej śmierci, jeżeli odchodzą z innego powodu to znaczy, że nigdy nie byli przyjaciółmi, kolegami, dobrymi znajomymi, ale nie przyjaciółmi. Tak samo nie zgadzam się z komentarzem o poświęcaniu wszystkiego dla kobiety - pisałam już kiedyś nawet na forum, przy okazji innego wątku o przyjaźni, że kiedyś mój przyjaciel miał dziewczynę, która kazała mu zerwać ze mną kontakt. Zrobiła to w mojej obecności, chyba tak była pewna swego - po jej ultimatum "wybieraj" z cynicznym uśmiechem otwarł jej szarmancko drzwi. Dodam, że dziewczyna nie miała żadnych powodów do takich żądań, czysta paranoja - zresztą cieszył się potem, że tak szybko doszło do konfrontacji, bo to go uchroniło przed związkiem z kimś kto miałby obsesję na punkcie kontrolowania jego życia. Ty bardziej nie rozumiem jak można odciąć się od własnej siostry, mamy, czy dziecka (oczywiście zakładamy, że nie ma żadnego racjonalnego powodu, a tylko zazdrość/wygoda/nietolerancja/brak empatii partnerki) - trzeba być strasznym draniem żeby zrobić coś takiego i straszną suką z drugiej strony żeby tego żądać. Nie mówię, że każda zmiana jest zła, ale jest chyba różnica pomiędzy ewoluowaniem relacji (od poziomu mam naście lat i spędzam z tobą 20 godzin na dobę - do poziomu obydwoje jesteśmy dorośli, mamy swoje rodziny, ograniczony czas, zadzwonię w weekend, ale gdyby się coś działo dzwoń nawet o 3 w nocy), a olewaniem kogoś prawda? Chyba na tym to wszystko polega, że się poleci za kimś w razie potrzeby na Alaskę i odda mu w razie potrzeby krew, a nie oleje się kogoś, bo ma się fajniejsze plany. Poważnie się zastanawiam czy ja jestem idealistką, czy ludzie są tak puści/przyziemni albo tak okrutnie doświadczeni przez los. Moi rodzice też mają przyjaciół, jeszcze z czasów podstawówki (co prawda tutaj już bez mieszania płci, mama ma przyjaciółkę, tata przyjaciela) i to przetrwało do dzisiaj. Wpadają w niedzielę na grilla, na kawę, jak ja byłam mała to nawet razem z ich dziećmi na wakacje jeździliśmy - myślałam, że to jest normalne, a nie postawa w stylu "nie mam dla Ciebie czasu, mam fajniejsze rzeczy do roboty, sorry, taki mamy klimat".

Oj Wilenko, musiałaś mieć szczęście do ludzi, żeby mieć tak idealistyczne podejście do związków. Trochę zazdroszczę. 

Ja też sądziłam, że mam ogromne szczęście. Cóż, przeczekam i zobaczę, jak ta sytuacja się rozwinie. Z jednej strony chcę jego szczęścia, a z drugiej - po prostu się zawiodłam, i choć życzę mu najlepiej, czasem chciałabym poczuć się po prostu potrzebna :)

Pasek wagi

najlepiej przeczekać,idąc mu czas. Nigdy nie była w związku więc pewnie się bardzo angażuje. Ale to przejdzie mu

Pasek wagi

Wilena napisał(a):

RybkaArchitektka napisał(a):

bluuue napisał(a):

Wilena napisał(a):

jurysdykcja napisał(a):

"Nie chcę, żebyście patrzyli na to jak na dzisiejsze gimnazjalne "friendzone" - bo to nie tak wyglądało. "Tiaaaa....ze strony kobiety to z reguły "tak" nie wygląda.
Czemu ludzie nie wierzą w czystą przyjaźń? Mam dwóch przyjaciół, obydwoje to faceci - jednego znam od piaskownicy, drugiego poznałam w liceum. Obydwoje mają dziewczyny, w życiu nie było między nami żadnych podtekstów i tak dalej, po prostu przyjaźń. Rozumiem, że ktoś tego nie doświadczył, ale ten ogrom powątpiewających komentarzy o friendzone mnie dobija i zabija moją wiarę w ludzi - tak jakby nie można było spędzać czasu ze sobą tak po prostu, tylko we wszystkim musiało być drugie dno. A co do tej sytuacji - jak dla mnie to jest dziwne, ja bym się tak nie zachowała i wiem, że moi przyjaciele też nie. Z drugiej strony jestem w stanie po części zrozumieć, ,że ktoś się tak zachłysnął tą nową znajomością, że ma klapki na oczach i nic innego nie widzi - więc może po prostu daj mu trochę czasu żeby oprzytomniał? Jak się zupełnie odetnie to wtedy bym się zastanawiała.
Niektórzy muszą doświadczyć czegoś na własnej skórze, żeby zrozumieć pewne rzeczy :)Muszę dać czas i sobie, i jemu. Poczekam na jakiś krok z jego strony, choć przyznam, że to czekanie (już od dwóch miesięcy) jest bardzo trudne i coraz ciężej mi z tym. Jednak innego wyjścia nie mam :P
Poczekaj, owszem. Ale licz sie tez z tym, ze Wasza przyjazn chociaz jest,sie zmienia i zmienila. Czasami trzeba pozwolic przyjacielowi odejsc, zeby wydarzylo sie cos u niego dobrego. Zachowaj z tej przyjazni wszystko w pamieci co najpiekniejsze i nie chowaj urazu, ze cos sie zmienilo.
Ale przyjaciele mogą odejść tylko w jednej sytuacji - własnej śmierci, jeżeli odchodzą z innego powodu to znaczy, że nigdy nie byli przyjaciółmi, kolegami, dobrymi znajomymi, ale nie przyjaciółmi. Tak samo nie zgadzam się z komentarzem o poświęcaniu wszystkiego dla kobiety - pisałam już kiedyś nawet na forum, przy okazji innego wątku o przyjaźni, że kiedyś mój przyjaciel miał dziewczynę, która kazała mu zerwać ze mną kontakt. Zrobiła to w mojej obecności, chyba tak była pewna swego - po jej ultimatum "wybieraj" z cynicznym uśmiechem otwarł jej szarmancko drzwi. Dodam, że dziewczyna nie miała żadnych powodów do takich żądań, czysta paranoja - zresztą cieszył się potem, że tak szybko doszło do konfrontacji, bo to go uchroniło przed związkiem z kimś kto miałby obsesję na punkcie kontrolowania jego życia. Ty bardziej nie rozumiem jak można odciąć się od własnej siostry, mamy, czy dziecka (oczywiście zakładamy, że nie ma żadnego racjonalnego powodu, a tylko zazdrość/wygoda/nietolerancja/brak empatii partnerki) - trzeba być strasznym draniem żeby zrobić coś takiego i straszną suką z drugiej strony żeby tego żądać. Nie mówię, że każda zmiana jest zła, ale jest chyba różnica pomiędzy ewoluowaniem relacji (od poziomu mam naście lat i spędzam z tobą 20 godzin na dobę - do poziomu obydwoje jesteśmy dorośli, mamy swoje rodziny, ograniczony czas, zadzwonię w weekend, ale gdyby się coś działo dzwoń nawet o 3 w nocy), a olewaniem kogoś prawda? Chyba na tym to wszystko polega, że się poleci za kimś w razie potrzeby na Alaskę i odda mu w razie potrzeby krew, a nie oleje się kogoś, bo ma się fajniejsze plany. Poważnie się zastanawiam czy ja jestem idealistką, czy ludzie są tak puści/przyziemni albo tak okrutnie doświadczeni przez los. Moi rodzice też mają przyjaciół, jeszcze z czasów podstawówki (co prawda tutaj już bez mieszania płci, mama ma przyjaciółkę, tata przyjaciela) i to przetrwało do dzisiaj. Wpadają w niedzielę na grilla, na kawę, jak ja byłam mała to nawet razem z ich dziećmi na wakacje jeździliśmy - myślałam, że to jest normalne, a nie postawa w stylu "nie mam dla Ciebie czasu, mam fajniejsze rzeczy do roboty, sorry, taki mamy klimat".

Jestes idealistka, bo jestes w takim wieku, ze idealista sie jest. Pierwsze symptomy zmian w przyjazniach...zauwazysz, gdy Twoi przyjaciele wroca do swoich domow, albo rozpoczna prace zawodowa..Ale wtedy jeszcze bedzie czas na piatkowe wyjscia na piwo. Zacznie sie gdy zaczna barac sluby. Jak urodzi sie dziecko, to moze jeszcze z raz Cie zaprosza. Jak pojawi sie drugie...juz koniec bedzie wszystkiego. 
Jejku, jaka ja bylam idealistka, marzycielka bedac w Twoim wieku...:) 

to nie z nim jest coś nie tak, to Ty masz dziwne priorytety

Szczęście do ludzi mam ponadprzeciętne, to przyznaję - ale czy jestem idealistką? Mówię, moi rodzice utrzymali swoje przyjaźnie mimo upływu lat, jasne że nie widzą się tak często jak w liceum, ale znajdują czas żeby wyskoczyć na kawę, zaprosić się wzajemnie na weekend i tak dalej. Jak byłam mała to łaziłam po drzewach z dziećmi przyjaciół rodziców (zresztą do któregoś roku życia byłam święcie przekonana, że jesteśmy rodziną, bo mówię do nich ciociu i wujku) - a oni siedzieli na tarasie, gadali i co jakiś czas wrzeszczeli na nas że sobie pozdzieramy kolana. Myślę, że niektórzy po prostu nic nie dają od siebie, a oczekują że przyjaciele będą gdy oni sobie nagle o nich przypomną. I zwyczajnie nie wierzą w przyjaźń, kalkulują czy im się to opłaci czy nie - a potem marudzą, że mają pecha do ludzi.Tylko, że właśnie może ci ludzie uważają zupełnie odwrotnie. I grrr, nie cierpię wmawiania mi "bo jak dorośniesz to zmienisz zdanie" - tak jakby przywiązanie, szacunek do drugiej osoby, przyjaźń to było coś z czego się wyrasta. Wmawiają mi tak niektórzy od 5 roku życia - jakoś niewiele się zmieniło. Mój dziadek z kolei się śmieje, że jemu też wmawiają i też się jakoś bardzo nie zmienił. Nawet jeśli to jest idealizm i wieczna Nibylandia to chyba jednak wolę to niż świat gdzie się żyje tylko dla siebie - i może jeszcze męża i dziecka, ale też chyba nie zawsze.

LaLouve napisał(a):

to nie z nim jest coś nie tak, to Ty masz dziwne priorytety

możesz rozwinąć myśl?

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.