Temat: na zawsze sama

mam mam taką sobotnią rozkminę... jak dotąd nigdy nikogo nie miałam. może ten fakt nie jest jakiś szokujący, bo mam dopiero 20 lat, ale martwi mnie pewna rzecz. na codzień jakoś nie odczuwam braku czyjegoś towarzystwa. mam dużo zajęć, pracochłonne studia, siłownia, przygotowania do egzaminów, kursy, nauka itd... w tym całym natłoku tak się zaprogramowałam, że mam przeczucie, że nigdy nikogo nie będę miała. serio. nie potrafię tego wyjaśnić, ale coś mi tak mówi w mojej głowie. jak stykam się gdzieś z tematem związków to myślę automatycznie 'fajnie, ale mnie te tematy przecież nie dotyczą'. ja siebie widzę jako osobę stworzoną do życia w pojedynke, nawet gdybym chciała kogoś mieć. to strasznie dziwne i nie wiem jak to wytłumaczyć. ps: ogólnie moje relacje z innymi leżą. rodzinę trzymam na dystans. na uczelni mam dobry kontakt z ludzmi, ale traktuje ich jak znajomych. nigdy nie miałam przyjaciółki. nikomu się nie zwierzam. iii uwaga najlepsze: jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki, rozmowy w cztery oczy z płcią przeciwną (oczywiście były poruszane tematy mało osobiste i rozmowy były z konieczności, zaistniałych okoliczności) dodam, że w dzieciństwie nie spędzałam dużo czasu z rówieśnikami. miałam trudną sytuacje w domu, często się przeprowqdzałam. nigdy nie zaprosiłam do siebie żadnej koleżanki(chyba, że ktoś wpadł po zeszyty). piszę, bo chciałabym skonfrontowac to co się dzieje w mojej gowie z opinią innych ludzi. mam nadzieję, że przeczytacie to i ocenicie moje zachowanie. było by mi miło gdyby ktoś poradził co robić.

moim zdaniem dużo dużo zależy od podejścia- jeżeli twierdzisz, że będziesz sama, to podświadomie do tego dążysz.

Chyba się izolujesz tak trochę na własne życzenie. Czy coś Cię niepokoi podczas kontaktów bliższych z ludźmi? Otwórz się na innych.

Pasek wagi

Mam podobnie. W sensie, nie czuję tego, że kiedykolwiek w przyszłości doświadczę kwiatków, czy czekoladek od mężczyzny którego kocham. Ominie mnie chodzenie, oświadczyny, ślub, czy wychowywanie własnych dzieci. Nie czuję tego. Nigdy nie byłam z kimś na poważnie, na dłużej. Każdy traktował mnie nieco przedmiotowo? Może to przez te rozczarowania w miłości moje nastawienie się zmieniło. Czasem zazdroszczę koleżankom tych wszystkich romantycznych ceregieli, ale nie mówię o tym i siedzę cicho. Wtedy jest mi po prostu przykro. Ale pozostawiłam w tyle te wszystkie myśli. Może akurat coś się odwidzi mojemu losowi? I nie rozmyślam już o tym jakoś szczególnie ;) Dodam, że też mam 20 lat ;)

Hej, widzę że mamy ten sam problem... dużo zależy od podejścia. jednak fakt faktem, też jestem samotna a chciałabym kogoś mieć, bliskiego :/ 

wiecie, ja się zastanawiam czy ja w ogóle chce miec kogoś... kiedyś chciałam, ale jakieś dwa lata temu miałam przełom w życiu. wzięłam się za siebie i zaczęlam walczyć o swoje. stwierdziłam, że nie wolno uzależniać swojego szczęścia od innych i chyba z rozpędu wyparłam chęć nawiązywania z ludzmi relacji. jednak biologia robi swoje i obecnie czuję się trochę rozdarta pomiędzy dwoma biegunami... no dziwne uczucie

Mi dość poważnie zachorowała matka parę lat temu i wszystko zaczeło mi się wydawać jakieś puste. Rozmowy o klasówkach, o nauczycielach, kolegach, książkach, muzyce - wszystko wydawało mi się jakieś bezcelowe i praktycznie przestałam rozmawiać z ludźmi i zaczełam się izolować odmawiać spotkań, imprez itd. Wtedy myślałam że jestem od wszystkich poważniejsza i oni mnie nie zrozumieją a tak prawdę mówiąc byłam raczej dzieciakiem który się załamał. Też mi się wydaję że będę sama, ja już po prostu nie potrafię się do kogoś zbliżyć - nawyk trzymania na dystans pozostał.

wiesz jakiś czas temu też miałam takie wewnętrzne przekonanie, że zawsze będę sama, serio absolutnie w to wierzyłam... dziś mogę powiedzieć, że na szczęście moje myślenie/odczuwanie było błędne ;)

Vivien.J napisał(a):

Mam podobnie. W sensie, nie czuję tego, że kiedykolwiek w przyszłości doświadczę kwiatków, czy czekoladek od mężczyzny którego kocham. Ominie mnie chodzenie, oświadczyny, ślub, czy wychowywanie własnych dzieci. Nie czuję tego. Nigdy nie byłam z kimś na poważnie, na dłużej. Każdy traktował mnie nieco przedmiotowo? Może to przez te rozczarowania w miłości moje nastawienie się zmieniło. Czasem zazdroszczę koleżankom tych wszystkich romantycznych ceregieli, ale nie mówię o tym i siedzę cicho. Wtedy jest mi po prostu przykro. Ale pozostawiłam w tyle te wszystkie myśli. Może akurat coś się odwidzi mojemu losowi? I nie rozmyślam już o tym jakoś szczególnie ;) Dodam, że też mam 20 lat ;)
  hue hue dziewczyny chyba w wieku 20lat nastepuje jakis kryzys bo ja zaczelam odczuwam TO SAMO! zalilam sie ostatnio nawet w pamietniku. zaczelam dostrzegac ze znajomi sie zareczaja, biora slub, maja dzieci i naszlo mnie myslenie ze mnie.NIGDY to nie spotka. ;(

Rozumiem Cię BARDZO dobrze. 

Ja niby mam np. kontakt z ludźmi, znajomych na uczelni, powodzenie, ale problem leży w tym, że zawsze coś się schrzania - delikatnie mówiąc. Zawsze. Też mam w głowie dokładnie takie myślenie jak Ty. Zwłaszcza, że miłość nie zależy od atrakcyjności, charakteru. Można być brzydką idiotką i być w szczęśliwym związku. Nic z tym nie zrobisz, z samotnością. Tzn można wychodzić do ludzi częściej etc, ale nie ma nigdy gwarancji na to, że spotka się kogoś z kim stworzy się związek - a z byle kim nie warto. Ja staram się myśleć pozytywniej, coś robić ciekawego etc., ale i tak w końcu takie myślenie mnie dopada.

PS mam 19 lat, więc z tą okolicą 20stki coś jest na rzeczy

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.