Temat: Problem w związku.

Potrzebuję porady :(

Mam 24 lata, jestem w związku od 7 lat i niestety mam teraz ogromny problem. Studiuję dziennie, zostały mi jeszcze 4 lata, bo 2 lata temu zmieniłam kierunek studiów na medycynę. Rodzice nie utrzymują mnie (kupili mi mieszkanie), a na życie zarabiam przez wakacje za granicą. To tak wstępem, że jestem stara i na studiach ;) Nie to jest ważne. Mój chłopak skończył już studia, pracował w 2 miejscach i bardzo dobrze zarabiał. Jego światem była jego praca, nie miał dla mnie za wiele czasu (ja na studiach mam dla niego więcej), widywaliśmy się w weekendy i to tylko na krótko, bo On ciągle był zajęty. Typowy pracoholik, który śpi po 4h dziennie, a najgorsze, że nie spał w nocy, a w dzień. Prosiłam, błagałam, groziłam, że odejdę jak nie zmieni nic w swoim życiu, bo coraz częściej widziałam, że łapią go doły. Zapomniałam dodać, że odskocznią od wszystkiego coraz częściej stawał się alkohol – nie dużo, ale jednak. Proponowałam mu żeby zamieszkał ze mną, żeby znalazł pracę w Warszawie (tutaj studiuję), ale On ciągle powtarzał, że ma super pracę, że nie może tego zostawić, a ja od tej kasy dużo bardziej chciałam żeby nasze życie wyglądało inaczej, żebyśmy w końcu prawdziwie byli razem. To się ciągnęło przez 2 lata, aż w końcu przez niewyspanie (prawdopodobnie zasnął za kierownicą) miał wypadek, ledwo z tego wyszedł, był w śpiączce, cały połamany. Siedziałam przy jego łóżku w szpitalu non stop, dzień w którym wybudził się był najlepszym dniem mojego życia. Wtedy obiecał mi, że wszystko się zmieni. I musiało się zmienić, potrzebna była rehabilitacja, zakaz picia alkoholu i obowiązek rozpoczęcia innego życia. Od tego czasu minęło 9 miesięcy, przerwał rehabilitację, bo już nic go nie bolało i uznał, że bez sensu. Ostatnio mi się przyznał, że zdarza mu się wypić piwo czy dwa. Znowu nie śpi w nocy. A ja jestem załamana, znowu proszę i błagam, ale to nic nie pomaga :(
Mówi mi, że na siebie uważa, żebym się nie martwiła, ale ja sobie obiecałam, że już nigdy do tego nie dopuszczę i nie wiem co mam robić.Co zrobiłybyście na moim miejscu? Nie widzę w ogóle szansy na to żeby coś się zmieniło. Zaczęłam myśleć o odejściu, ale czy z Waszego punktu widzenia jest jeszcze o co walczyć? Nie mogę z nikim o tym porozmawiać, a jestem już kłębkiem nerwów :(

Byłam pewna, że wszystko się zmieni, obiecywał mi to, ale teraz już wiem, że to były puste słowa. Dzisiaj rozmawialiśmy i to on ma jeszcze do mnie pretensje, bo sam nie zauważa żadnego problemu. Nie wiem jak się otrząsnąć po tym wszystkim, jestem załamana :( 

przykro to czytac jak sie zamartwiasz i smucisz a on nie widzi problemu. Powiem z doswiadzcenia ze jak ktos tylko gada a nie ma zadnej akcji to niestety na gadaniu sie skonczy. Jesli naprawde myslal o Tobie powaznie to by juz sie oswiadczyl, przyajmniej zamieszkal z Toba. Jak mozna 7 lat mieszkac oddzielnie? Poza tym szanowalby twoje zdanie i dbal o siebie. Powiem ci jedna rzecz ktora mnie zycie nauczylo nie wazne jak bardzo ktos sie bedzie staral, blagal, prosil, napracowal jesli ta druga osoba nie chce sie zmienic to nic z tego nie bedzie, szkoda Twojego zdrowia i czasu na kogos takiego. Zaslugujesz na normalny zdrowy wesoly LATWY zwiazek. Ja w twoim wieku latalam po imprezach ;-) 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.