- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
31 stycznia 2015, 20:42
Nigdy nie wylewałam swoich osobistych smutków i problemów na tego typu forach - może też zwyczajnie nie wydarzyło się dotąd nic, co by takiego podzielenia z obcymi osobami wymagało. Ale teraz mocno odczuwam taką potrzebę. Szczególnie, że nie mam jak, nie potrafię z kimkolwiek o tym porozmawiać. Czuję się tak bardzo upokorzona i zraniona. No ale zacznę od początku...
Dość banalnie poznany człowiek. Wprowadził się pewnego dnia do sąsiedniego domu. Początkowo zero ekscytacji - ot sąsiad jak każdy inny, może trochę bardziej zabawny, wesoły. Jakieś machanie, uśmiech, gesty powitania w oknie od czasu do czasu. Nie chciałam i nie planowałam jakiejkolwiek bliższej relacji. Sama nie wiem jak to się stało, że jednak doszło do naszego spotkania. Miałam wtedy zły dzień i bardziej niż na towarzystwie owego Pana, zależało mi chyba na zwykłym odprężeniu przy piwie. Nieistotne. Długo rozmawialiśmy, oczywiście jak to zwykle w tego typu opowiastkach bywa - okazało się, że niemal wszystko nas łączy. A może chciałam żeby tak było? Nie wiem. Byłam tak strasznie zszokowana tym, że przypadkowy człowiek tak doskonale mnie rozumie. Wyprzedza wszystkie moje myśli. Nigdy dotąd nie czułam czegoś podobnego.
Spotykaliśmy się od tamtej pory codziennie. Nawet jeśli oboje nie mieliśmy czasu wieczorem, to choćby to był środek nocy - chwila rozmowy, bliskości - musieliśmy się widzieć. Oczywiście wiedziałam w jakim kierunku wszystko zmierza. I że prędzej czy później wylądujemy w łóżku. Wizualnie z resztą też spełniał wszystkie moje oczekiwania, jakie stawiałam wobec faceta.
Po jakimś czasie..miesiącu..może dłużej, zaczynały mnie jednak niepokoić pewne dziwne teksty z jego strony. Leżąc obok mnie, zaczynał głaskać mnie po brzuchu i mówić "Jak pięknie wyglądałabyś z ciążowym brzuszkiem" albo gdy żaliłam się na ogrom nauki (studiuje 2 kierunki dziennie) stwierdzał "No i po co Ci to. I tak skończysz bawiąc dziecko w domu". Zapaliła mi się czerwona lampka. Biorąc pod uwagę, że wiedziałam doskonale o tym, że on nie planuje zostać w moim mieście na stałe, że jest tu i teraz bo taką ma pracę, oczywiście zawsze pilnowałam i dbałam o zabezpieczenie. Ponad to choruję. Ciąża w moim przypadku to straszne ryzyko. Nie mogłam sobie pozwolić na jakieś zrywy emocji i samotne macierzyństwo. Albo co więcej..na zaprzepaszczenie lat terapii.
Nadszedł grudzień, okres przedświąteczny, ukochany wyjechał do swojego domu. Oczywiście nasza znajomość miała trwać dalej. Wiele bzdurnych (teraz już wiem, że bzdurnych) planów, obietnic. On miał pracować dalej, ja kończyć studia. No kurwa bajka! Jednak mnie coraz mocniej niepokoił spóźniający się okres. Ciążę oczywiście wykluczałam. Gumka choć teoretycznie zawodna - ani nie pękła, ani się nie zsunęła. Wszystko zrzucałam na stres. Nawet zrobiłam jeden test ciążowy dla pewności - wyszedł negatywny. Czekałam dalej. Jednak bez skutku. Koleżanka dla własnego świętego spokoju - strasznie jej trułam wciąż o tym- poradziła zrobić jeszcze jeden test. Rano poleciałam do apteki, kupiłam, zrobiłam i tym razem moim oczom ukazały się już dwie kreski. Byłam w szoku. Hmmm..szoku właściwie to mało powiedziane..W przeciwieństwie do Niego. Gdy zadzwoniłam z informacją, że najprawdopodobniej jestem w ciąży, nie był zdziwiony wcale. Do kogoś obok powiedział jedynie "Nooo tak jak wspominałem! Patrycja jest w ciąży!" Wbiło mnie w ziemie. Tysiąc myśli. Czy on sobie SAM tej ciąży nie zaplanował. Jak mógł. Przecież wiedział, że mam problemy nowotworowe, że nie mogę teraz urodzić dziecka. Przepłakałam całą noc.
Nad ranem dostałam dziwnych boleści. Nieznany mi dotąd ból. Gdy poszłam do łazienki, okazało się, że krwawie niczym z otwartej tętnicy. Natychmiast pojechałam na pogotowie. To było poronienie. Dopiero co dowiedziałam się, że jest we mnie nowe życie i już je straciłam.
Mój idealny facet, oczywiście zniknął. Nie było go gdy miałam straszne powikłania po poronne, nie ma go ze mną teraz, gdy okazało się, że już nigdy nie będę mogła urodzić dziecka i gdy przez to wszystko przyszedł kolejny nawrót choroby. Zostałam sama w poczuciu żałości, niesprawiedliwości. Czuję się jak idiotka. Jak zwyczajna idiotka. I nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze spokojnie spojrzę w lustro. I te codzienne sny. A w nich obce mi dziecko. Tak straszliwie płaczące. :(
31 stycznia 2015, 20:50
ojeju, to bardzo przykre co cie spotkało i myślę, że w takiej sytuacji powinnaś iść do psychologa, bo tylko on ci pomoze... Jednak ciekawi mnie jak on mógł zaplanować tę ciążę, czyzby uszkadzał prezerwatywy przed założeniem? Skąd się biorą tacy ludzie!? Nie czekaj, tylko ruszaj do psychologa
31 stycznia 2015, 20:52
Przykro mi :( Nie wiem skąd sie biorą tacy ludzie, ale on zachował się jak jakiś psychol! Również radziłabym wizytę u psychologa bo to za dużo do udźwignięcia jak dla jednej kobiety
31 stycznia 2015, 20:56
skur..syn!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! tylko wykastrować. udaj się do psychologa. nie zostawaj z tym sama.
31 stycznia 2015, 20:59
Nie mam słów do opisania tej sytuacji. Aż mnie zatkało. Bardzo Ci współczuje. Taki facet to powinien iść się leczyć. Nie jesteś idiotką. Zostałaś najprawdopodobniej zmanipulowana i wykorzystana. Wielkie nieszczęście, że taki człowiek pojawił się na Twojej drodze. Ciesz się, że już go nie ma. On pewnie też nigdy nie był Twoją bratnią dusza. Tylko mówił to co chciałaś usłyszeć by Ciebie mieć.
31 stycznia 2015, 20:59
co za nieodpowiedzialny dupek....szkoda, ze cos takiego nie jest karalne
31 stycznia 2015, 21:04
Sama też się nad tym zastanawiałam. Czy jest jakaś szansa, żeby poniósł za to odpowiedzialność. Tylko jak to wszystko udowodnić.
Najgorsze jest jednak to, że on już pewnie teraz, jest w innym miejscu Polski. Poznał kolejną super sąsiadkę, wciska ten swój wyuczony kit. W który ona uwierzy. A na końcu zostanie sama. W ciąży. Tylko może jej uda się to dziecko uratować. Ja takiej szansy nie miałam.
31 stycznia 2015, 21:10
skoro byłaś w szpitalu to juz jakis dowód jest, do tego psycholog też moze poręczyć po przebytych rozmowach z tobą, że ta osoba wpłynęła na twój stan zdrowia