- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
3 stycznia 2015, 17:00
Hej Dziewczyny :) Mam problem, którego zupełnie się nie spodziewałam... Jestem z moim chłopakiem od ponad roku i tworzymy naprawdę zgraną parę. Ja mam w tym roku 23 lata, on 25. Od samego początku wiedzieliśmy, że dobrze do siebie pasujemy. On pierwszy zaczął mówić o naszej przyszłości, dzieciach, mieszkaniu. Od wielu miesięcy swobodnie i naturalnie planujemy to razem. Za pół roku, w czerwcu oboje kończymy studia i chcemy wyjechać do Anglii na stałe. Zeszłego lata, na rok przed wyjazdem, powiedziałam mu, że jeśli kiedyś zamieszkamy razem, to dopiero, kiedy będziemy zaręczeni, bo to moim zdaniem jest słuszne. On się z tym zgodził, powiedział, że również wyznaje tradycyjne wartości i nie trzeba go do tego przekonywać. I żyliśmy sobie dalej, zgodni i szczęśliwi.
I nagle wczoraj mieliśmy nieprzyjemną dyskusję. Podczas kolejnej rozmowy o wyjeździe zapewniłam go, że nawet jeśli będziemy mieszkać osobno, to na pewno sobie poradzimy. On był w szoku, że jak to osobno???!! Zdziwiło mnie to i przypomniałam mu rozmowę sprzed pół roku. On powiedział, że ją pamięta, ale spodziewał się, że odłożę na bok swoje zasady, żeby było nam wygodniej, taniej (!) i żeby się nawzajem wspierać, mieszkając razem. Nagle poczuł się postawiony przed ścianą, powiedział, że czuje się jakbym go oszukiwała mówiąc o swoich uczuciach, jakby zależało mi tylko na pierścionku. Jakbym miała zostawić go samego na obczyźnie, jeśli nie dostanę głupiej biżuterii.
Bardzo mnie to zabolało, bo wiele razy przy różnych rozmowach zapewniałam go, że pierścionek nie ma dla mnie znaczenia, że to, co najbardziej cenię, to słowa między nami. On mówił, że wie, ale i tak uważa, że jako facet powinien mi kupić coś ładnego i drogiego, a teraz nie ma ani oszczędności, ani możliwości częstszej pracy. Mówi, że nie chce oświadczać się byle jak i po taniości.
Cały mój problem polega na tym, że nigdy bym go nie przyspieszała ani nie zmuszała, ale niestety w pewien sposób robi to za mnie termin wyjazdu... Dlatego zapewniałam go, że mieszkając razem nadal damy radę i będziemy się wspierać; że zaręczymy się wtedy, kiedy oboje będziemy gotowi.
Pogubiłam się i jest mi przykro. Nie wiem, może to niesprawiedliwe, że chcę deklaracji od ukochanego, zanim z nim zamieszkam? Z pełnym przekonaniem mogę mu dać to samo. Wiem, że ludzie wiele lat żyją zgodnie w nieformalnych związkach, niektórzy niestety nie dlatego że świadomie chcą, ale dlatego, że kiedyś, jak im się ustabilizuje praca, uczelnia, mieszkanie, ogródek, zdrowie kotka i pieska to będą mogli myśleć o zaręczynach i ślubie. Ale ja nie chcę tego dla siebie. Ale nie chcę też naciskać na ukochanego, bo każdy ma prawo dojrzeć w swoim czasie. Czy któraś z was była w podobnej sytuacji? Chciałabym się dowiedzieć, co Wy o tym myślicie.
Edytowany przez 0f5658233c59abbae736dbedff516a78 3 stycznia 2015, 17:01
3 stycznia 2015, 19:19
, bo czynsz będzie tańszy. To jest dla mnie niepoważne.serio ? duże oszczędności finansowe, są dla Ciebie niepoważnym podejściem ? :D a zasada, z pupy wzięta ( przepraszam za wyrażenie ), nie mająca żadnego logicznego uzasadnienia ( chyba tylko, że znajomi sa konserwatywni - ale to nie jest logiczne wytłumaczenie ) - mieszkanie po zaręczynach < tupnięcie nóżką > - już nie jest niepoważna ?
dla mnie jest to jak najbardziej racjonalne podejście do sprawy :)
3 stycznia 2015, 19:19
okłamujesz sama siebie, albo go tak naprawde nie kochasz.
Z ciekawości, w którym dokładnie miejscu się okłamuję? Ty byś miała problem, żeby pożegnać się z osobą, która za Twoimi plecami umawiałaby się z innymi? Dziwne
3 stycznia 2015, 19:26
Wiesz, tego akurat się nie boję, bo go dobrze znam- co więcej, kiedy jeszcze się nie znaliśmy, odmówił łatwego seksu bliskiej mi osobie ;) Ale gdyby tak rzeczywiście to wyglądało, to nie miałabym żalu, żeby go pożegnać. Nie mam problemu z niezależnością i wierzę, że da się być z osobą, która Cię w stu procentach szanuje.Cancri ma tutaj dużo racji, jako że istnieje pewne prawdopodobieństwo, że mieszkanie osobno skończy się tak, że o 10 skończy Ci pisać słodkie smski na dobranoc,a kwadrans później wyskoczy do klubu na dziewczyny o bardziej liberalnym podejściu do życia.
Brzmi to trochę jak science fiction i chciałabym wierzyć, że tak jest naprawdę.
3 stycznia 2015, 19:29
Przeczytalam wszystko, moze nie super uwaznie, ale pojelam tyle, ze w Twoim zyciu nie licza sie uczucia tylko przestarzale zasady. Zamow sobie jeszcze odpowiednia ilosc lazienek i sypialnie w rozu. A w ogole to daj ogloszenie, ze potrzebujesz narzeczonego. To chyba spelnienie Twoich oczekiwan.
3 stycznia 2015, 19:42
Jakbym była facetem postawionym w takiej sytuacji to podejrzewam, że bym była na prawdę wściekła/zażenowana. Odebrałabym to wszystko jako stawianie pod ścianą, wymyślanie ultimatum i próbę wymuszenia decyzji w przyspieszonym tempie, a co gorsza przedkładanie symbolu nade mnie. Tak jakby zestaw zasad, które sobie wymyśliłaś i chęć posiadania pierścionka były ważniejsze od żywego człowieka. Jasne, można tak żyć, Twoje święte prawo, tylko że ja uznałabym, że jeżeli ktoś wyżej ceni swoje zasady niż mnie to niech się żeni ze swoimi zasadami w takim razie. Rozumiem jeszcze gdyby te zasady miały jakieś logiczne wyjaśnienie, nie wiem - byłabyś głęboko wierzącą osobą i uznawała mieszkanie ze sobą bez ślubu za grzech. Ale tak? Nie widząc wyjaśnienia odbieram to tylko i wyłącznie jako kaprys i fanaberię. Coś jakby facet rzucił mi w twarz, że zamieszkamy razem, ale pod warunkiem że ja przyjmę jego oświadczyny- a ja mogłabym być po prostu nie gotowa na to żeby podejmować tak ważną decyzję i potrzebować czasu na poukładanie sobie w głowie. I w sumie ja zaręczyny też zawsze postrzegałam jako pierwszy krok przygotowań do ślubu, zapytaj, nie wiem czy macie identyczną wizję z chłopakiem. Ale jak ktoś jeszcze teraz nie chce się żenić, a Ty pośrednio to wymuszasz to ogólnie dramat.
Edytowany przez Wilena 3 stycznia 2015, 19:44
3 stycznia 2015, 19:46
HA! Trzymaj się swoich zasad; dałaś mu przecież jasno dużo wcześniej o nich znać. On o tym wiedział. Teraz ruch należy do niego. Nie nacieraj, nie napieraj. Byłoby nie fair, gdybyś wyskoczyła z tym, że bez oświadczyn/zaręczyn nie zamieszkasz z nim po tym wyjeździe parę tygodni przed wyjazdem. Byłoby nie fair, gdyby on oczekiwał, że Ty złamiesz swoje zasady.
3 stycznia 2015, 20:05
Powiedzmy, że twój chłopak mówi prawdę, chce zaręczyn, a powód ich odwlekania nie jest spowodowany brakiem gotowości, a faktycznie chce ci dać pierścionek, na jaki, jego zdaniem, zasługujesz. Czy to nie znaczy, że na dobrą sprawę jesteście zaręczeni, a teraz brakuje jedynie tradycyjnego symbolu w postaci pierścionka? Pierścionek nie sprawi, że zaręczyny staną się ważne. Słowa, tak.
3 stycznia 2015, 20:13
Chciałabym wtrącić nieskromnie, że otrzymanie pierścionka i oświadczyny nie dają żadnej gwarancji, że zostaniesz jego żoną i/lub, że będziecie na zawsze razem. Pora zejść na ziemię.
Edytowany przez stockholm. 3 stycznia 2015, 20:14
3 stycznia 2015, 20:14
Jak dla mnie Twoje podejście jest nie poważne. Ja ze swoim narzeczonym mieszkałam pół roku zanim mi się oświadczył. Od oświadczyn minął ponad rok, a za pół roku bierzemy ślub i wcale nie trzeba mieć "idiotycznych" zasad (bo jak dla mnie twoje tłumaczenia nie mają większego sensu, bo co innego jak byś była głęboko wierząca, ale twoje zasady uważam za fanaberie) żeby być szczęśliwym. Życie to nie idealistyczna bajka, gdzie można ustalić wszystko na papierze i się tego trzymać. To życie weryfikuje to jacy jesteśmy i dopiero po zamieszkaniu razem można powiedzieć, że zna się drugą osobę na 100% (a i to nie zawsze) i że chce się z nią być do końca życia na dobre i na złe. Takie podejście jak ty masz jest trochę nie dojrzałe według mnie i moim zdaniem ani ty ani on nie jesteście gotowi na wspólne życie i narzeczeństwo. Musicie wypracować razem kompromis, bo w obecnej sytuacji raczej nie stworzycie szczęśliwego związku, bo albo ty złamiesz swoje zasady, albo on poczuje się zmuszony do oświadczenia się tobie.