- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
1 stycznia 2015, 14:18
We wrześniu wprowadziłam się do swojego rodzinnego domu wraz z moim chłopakiem. Mamy to szczęście, że rodzice mają duży dom. Oni mają swoje, 130 metrowe piętro, a my sutereno parter z osobnym wejściem. Mamy salon, sypialnię, kuchnię, maleńki prysznic, toaletę - da się wygodnie samodzielnie żyć. Zamiast wkładać kasę w wynajem w mieście (wychodziło nas około 1700 zł miesięcznie ze wszystkim (taaaak, Kraków ;/). Włożyliśmy trochę pieniążków tutaj (jakieś 15000) i zrobiliśmy zupełnie po swojemu. Generalnie milutkie gniazdko.
Do rzeczy. Rodzice ku mojemu zdziwieniu, chcieli, żebyśmy się wprowadzili. czasem jadamy razem obiady, czasem kupujemy sobie coś wzajemnie robiąc zakupy. Tata podreperuje nam czasem samochód (mechanik). Dogadujemy się, dokładamy do rachunków, z niczym nie ma problemu. Oprócz kościoła.
My mieszkając w Krakowie sporadycznie chodziliśmy tam. Jesteśmy wierzący, ale nie lubię formy mszy, i zwyczajnie - nie chodzę. W domu rodzice sugerują, bardzo nachalnie, że POWINNIŚMY. Zawsze w niedzielę gdzieś jedziemy, nie tłumaczymy się gdzie, myślą, że do kościoła i każdemu jest dobrze. Ale przy każdym temacie kościoła robi się nieprzyjemnie. Jeśli widzą, że nie byliśmy to na osobności robią mi wyrzuty, że nie chodzę, że jak będę chciała ślub brać to będę szukała nie wiadomo gdzie kościoła, że mamy w niedzielę chodzić na mszę. Może się to nie wydawać dużym problemem, ale cotygodniowe wracanie do tego tematu doprowadza mnie do szału.
I tu rodzi się problem. Nad rodzicami jest gigantyczne poddasze, które docelowo chcieliśmy zrobić od A do Z, z pokojem dla dziecka, dużą łazienką, piękną kuchnią. Zabraliśmy się nawet za projektowanie. Ale ja nie wytrzymam cotygodniowego wracania do tematu kościoła bo oszaleję. I tego nie można przemilczeć, bo uwagi są coraz nieprzyjemniejsze. Czy ratuje nas tylko kupno mieszkania/domu? Dodam, że jestem jedynakiem, dom jest dla mnie. Ja mam 24 lata, mój facet 33 i planujemy razem życie. Problemem jest to, że on w ciągu roku mam 2 miesięczny ciągły urlop (tak jak teraz) a przez resztę roku jest tylko na weekendy (inżynier budownictwa).
Co robić?
Edit:No cóż, konkubinat im nie przeszkadza, bo są praktyczni. Wiedzą, ile nas kosztowało życie w Krakowie, i że pieniądze nie spadają z nieba. Wiadomo, że na rękę by im było byśmy wzięli ślub, ale póki co nie nalegają. Tylko ten kościół w kółko. Jeśli chodzi o chodzenie do kościoła jak mieszkaliśmy osobno to nie było problemu. Czego oczy nie widzą, sercu nie żal i u nas to działało. Ale to jest trochę uciekanie od problemu.
Edytowany przez ZagubionaMyszka 1 stycznia 2015, 14:36
1 stycznia 2015, 18:48
bardzo mi się podoba rzucanie kamieniami przez osoby bez grzechu☺ Dlatego utwierdzam się w tym nie braniu udziału w mszach☺ pytałam raczej o zdania i rozwiązanie problemu, a nie o wytykanie hipokryzji
1 stycznia 2015, 18:53
Musisz z mama szczerze porozmawiac, bo to jedyne wyjscie. Powiedz jej otwarcie, dlaczego nie chcesz chodzic do kosciola.
1 stycznia 2015, 18:56
Moja mama już się nauczyła, że nie ma mnie co naciskać, bo i tak nie pójdę. Na szczęście nie mieszkamy z rodzicami. Porozmawiaj z nimi, może to coś da. Mojej mamie dało do myślenia. choć była i kłótnia i łzy...
1 stycznia 2015, 20:21
Bądźcie dorośli i asertywni i określcie jasno swoje stanowisko w tej kwestii z pełną świadomością wszelkich tego konsekwencji...cóż to za katolicy, którzy naciskają na chodzenie do kościoła a konkubinat im nie przeszkadza...nie wyobrażam sobie mieszkania nawet z najukochańszymi rodzicami, początki łatwe nie były żyliśmy bardzo skromnie ale samodzielnie (jestem szcześliwą mężatką od 20 lat, jesteśmy agnostykami nasze dzieci są nie chrzczone i rodzina musiała ten fakt zaakceptować)...nie przejmowaliśmy się opinią bliskich i otoczenia ..."bo co ludzie powiedzą" a moje dzieci dziś już pełnoletni synowie, nigdy z tego powodu nie miały żadnych przykrości, są mądrymi dobrze wychowanymi , ułożonymi i lubianymi chłopakami (nie doświadzczyłam żadnych problemów typowych dla dorastających typu nałogi i złe towarzystwo) Nasi rodzice uszanowali naszą decyzję ale zostali odrazu jednoznacznie i definitywnie o niej poinformowani, bez zakłamania i obłudy. Wy powinniście to samo zrobić i nie odwlekać szczerej rozmowy- rodzice muszą wiedzieć że Wasz związek jest Waszym zawiązkiem i rządzić się będzie Waszymi prawami...życzę powodzenia i dużo pięknej szczerej miłości.
1 stycznia 2015, 21:40
Ja osobiście od małego nie wierzyłam w Boga, w wieku 15 lat odmówiłam dostawania prezentów na Boże Narodzenie, Wielkanoc itp. Traktuje te święta jako możliwość spotkania się z całą rodziną :)
Rodzice, którzy do Kościoła chodzą tylko raz do roku jak jest msza za babcię na szczęście nie są hipokrytami i od razu zrozumieli moje przekonania i decyzję, powiedzieli tylko, że może kiedyś zmienię zdanie ale to moje życie i moje wybory. ALE kategorycznie ZABRONILI mi mówić o tym moim babciom i dziadkom i kazali udawać przy nich że co niedzielę chodzą do Kościoła, modlę się rano i wieczorem itp. (?!!!?!?!) dla mnie to było totalnie nie do przyjęcia i w jedne święta jak miałam te 15 lat poinformowałam całą rodzinę o tym. Ale nie powiedziałam im "nie wierze w Boga i tyle" tylko usiadłam z nimi i powiedziałam coś w stylu, że jestem teraz młoda, w sumie dzieckiem i moja głowa nie pojmuje istnienia Boga, nie potrafię wierzyć w coś tylko dlatego że ktoś inny mówi, że mam w to wierzyć a ja nie mam dowodów, że może jak dorosnę to zmienię zdanie, że mają się nie bać bo nie stane się jakimś wyznawcą szatana ( z tym się moim babciom kojarzą niewierzący) i że moim życiem nie będzie kierował Bóg i 10 przykazań a tylko to, żeby być dobrym człowiekiem.
Dziadkowie i babcie na początku tylko milczeli ale potem powiedzieli że młoda i głupia jestem i mi te durnoty z wiekiem z głowy wywietrzeją :D minęło od tego czasu 9 lat i zdania swojego nie zmieniłam, babcie i dziadkowie stan zaakceptowali i się tylko pytają co ze ślubem będzie, bo mój partner jest wierzący :D powiedziałam że kościelny będzie ale jednostronny i tyle. To im chyba kamień z serca spadł bo chociaż w kościele mnie zobaczą (ten jeden raz:D) a nie tylko w urzędzie :D No i jako, że partner chce chrzcić dzieci to ja w ogóle nie stoje na drodze i nie ma problemu więc rodzina jest zgodna i mnie w 100% akceptuje z moją niewiarą :)
2 stycznia 2015, 09:27
Jak dla mnie, śmieszne byłoby wyprowadzać się z powodu chodzenia do kościoła. Moim zdaniem rodzice nie powinni oczekiwać od was, że będziecie tańczyć tak jak oni zagrają. Wiara to indywidualna sprawa każdego człowieka i każda dorosła osoba jest w stanie to zrozumieć.
2 stycznia 2015, 11:19
skąd ja to znam to udawanie że do kościoła się jedzie;p....
Ja będąc w domu rodzinnym niestety to praktykuje bo mam to szczęście mieszkać prawie na jednym podwórku z dziadkiem babcią, ...a oni bardzo na to patrzą.
Gdy jestem w mieście na studiach tego problemu nie mam ;p
2 stycznia 2015, 13:16
zawsze tak jest, ze czlowiek drazy i probuje kogos do czegos przymuszac, jesli widzi, ze trafil na podatny grunt... nie wiem jak rozmawiacie, ale mama na pewno widzi ze ma szanse cos ugrac, sama wiesz, ze w kwestii Waszego zycia bez slubu nie dyskutuje, widocznie Twoje stanowisko jest dla niej odpowiednio jasne...
poza tym, w kwestiach kluczowych zazwyczaj latwiej jest uznac czyjes stanowisko, niz w tych mniej waznych, bo to wcale nie o to chodzi... moze mame przerasta istnienie dwoch pan domu pod jednym dachem...
mam wrazenie, ze tu nie o ten kosciol chodzi...
2 stycznia 2015, 13:45
no to macie 3 wyjścia
1. Zacząć chodzić do kościoła, czym że jest godzinka raz w tygodniu wobec spokoju dla rodziców i własnego domu
2. Wpuszczać jednym uchem a wypuszczać drugim, czyli olewać, no ale rację mają z tym ślubem, ksiądz na wsi prędzej wie kto chodził a kto nie chodził do kościoła, wstyd będzie jak poruszy ten temat.
3. Iść na swoje.
No i ja bym wybrała 1. Sama jestem z domu gdzie nie przeszkadza moim rodzicom to, ważne jest to jakim się jest człowiekiem na codzień, ale wiem, że w domu u mojego narzeczonego jest jak z twoimi rodzicami, będę chodziła dla spokoju.
Edytowany przez 2 stycznia 2015, 13:47