Temat: kościół=wyprowadzka?

We wrześniu wprowadziłam się do swojego rodzinnego domu wraz z moim chłopakiem. Mamy to szczęście, że rodzice mają duży dom. Oni mają swoje, 130 metrowe piętro, a my sutereno parter z osobnym wejściem. Mamy salon, sypialnię, kuchnię, maleńki prysznic, toaletę - da się wygodnie samodzielnie żyć. Zamiast wkładać kasę w wynajem w mieście (wychodziło nas około 1700 zł miesięcznie ze wszystkim (taaaak, Kraków ;/). Włożyliśmy trochę pieniążków tutaj (jakieś 15000) i zrobiliśmy zupełnie po swojemu. Generalnie milutkie gniazdko.

Do rzeczy. Rodzice ku mojemu zdziwieniu, chcieli, żebyśmy się wprowadzili. czasem jadamy razem obiady, czasem kupujemy sobie coś wzajemnie robiąc zakupy. Tata podreperuje nam czasem samochód (mechanik). Dogadujemy się, dokładamy do rachunków, z niczym nie ma problemu. Oprócz kościoła.

My mieszkając w Krakowie sporadycznie chodziliśmy tam. Jesteśmy wierzący, ale nie lubię formy mszy, i zwyczajnie - nie chodzę. W domu rodzice sugerują, bardzo nachalnie, że POWINNIŚMY. Zawsze w niedzielę gdzieś jedziemy, nie tłumaczymy się gdzie, myślą, że do kościoła i każdemu jest dobrze. Ale przy każdym temacie kościoła robi się nieprzyjemnie. Jeśli widzą, że nie byliśmy to na osobności robią mi wyrzuty, że nie chodzę, że jak będę chciała ślub brać to będę szukała nie wiadomo gdzie kościoła, że mamy w niedzielę chodzić na mszę. Może się to nie wydawać dużym problemem, ale cotygodniowe wracanie do tego tematu doprowadza mnie do szału.

I tu rodzi się problem. Nad rodzicami jest gigantyczne poddasze, które docelowo chcieliśmy zrobić od A do Z, z pokojem dla dziecka, dużą łazienką, piękną kuchnią. Zabraliśmy się nawet za projektowanie. Ale ja nie wytrzymam cotygodniowego wracania do tematu kościoła bo oszaleję. I tego nie można przemilczeć, bo uwagi są coraz nieprzyjemniejsze. Czy ratuje nas tylko kupno mieszkania/domu? Dodam, że jestem jedynakiem, dom jest dla mnie. Ja mam 24 lata, mój facet 33 i planujemy razem życie. Problemem jest to, że on w ciągu roku mam 2 miesięczny ciągły urlop (tak jak teraz) a przez resztę roku jest tylko na weekendy (inżynier budownictwa).

Co robić? 

Edit:No cóż, konkubinat im nie przeszkadza, bo są praktyczni. Wiedzą, ile nas kosztowało życie w Krakowie, i że pieniądze nie spadają z nieba. Wiadomo, że na rękę by im było byśmy wzięli ślub, ale póki co nie nalegają. Tylko ten kościół w kółko. Jeśli chodzi o chodzenie do kościoła jak mieszkaliśmy osobno to nie było problemu. Czego oczy nie widzą, sercu nie żal i u nas to działało. Ale to jest trochę uciekanie od problemu. 

Pasek wagi

Mirabela88 napisał(a):

ZagubionaMyszka napisał(a):

dominikulka napisał(a):

nie ogarniam, jak można uważać się za wierzącą osobę i nie chodzić do kościoła. 
Normalnie. Żyję moralnością i etyką. Często się modlę, czytam Pismo, ale zwyczajnie gadanie księdza do mnie nie przemawia. Albo bredzenie o antykoncepcji i innych tego typu rzeczach. Poza tym skoro żyję w  konkubinacie to nie mogę chodzić do komunii. Więc po co. 
Nie odbierz tego jako atak. Jeśli uważasz się za osobę wierzącą, to co to znaczy? Ano, że stosujesz się ( w teorii ) do 10 przykazań. Nie są one narzucone przez Kościół, jeśli czytałaś Biblię, to wiesz, że przykazania dał Bóg Mojżeszowi. Co w nich jest?A no np. że będziesz dzień święty święcił, czyli poświęcał niedzielę Bogu. Poświęcasz? Nie, bo się buntujesz.Nie cudzołóż - też tam jest.Dlatego mnie dziwi nazywanie się wierzącą, ale nie chodzenie do Kościoła, BO KSIĄDZ MI NIE PASUJE.Ty nie jesteś wierząca. (wg przykazań, do których się nie stosujesz)

według tej definicji, 99,99 % dziewczyn na vitalii, jest niewierząca - seks przed ślubem, antykoncepcja, mieszkanie z facetem.... 

moim zdaniem chodzenie do kościoła nie ma nic wspólnego z tym, czy ktoś wierzy czy nie.. tak samo, na odwrót - chodzenie do świątyni, nie czyni człowieka wierzącym.. 

no ciężka sprawa z rodzicami.. moja mama, na szczęście, przestała mnie zmuszać do chodzenia do kościoła, gdy miałam 18 lat ,,,, i NIGDY WIĘCEJ nic nie marudziła. na dzień dzisiejszy, też woli mieć rodzinę blisko ( mnie, mojego męża, wnuki ) niż wykłócać się o chodzenie do kościoła.

Nie masz może gdzieś w pobliżu Dominikanów - oni sa naprawdę super :) do spowiedzi chodzę tylko do nich, a i pogadać normalnie można :))

Pasek wagi

dominikulka napisał(a):

Zacznij więc chodzić do kościoła. Jakie proste rozwiązanie. 

Zawsze robisz to, czego oczekuja od Ciebie inni?

mysiaczkowa napisał(a):

Irbiss napisał(a):

Jakby na to nie patrzeć to ich dom i ich zasady. Pomimo tego, że jesteście dorośli mieszkacie w ich domu i musicie tych zasad przestrzegać. Ja mieszkam dość daleko od rodziców i do kościoła baaaaaardzo rzadko chodzę. Ale jak jestem u rodziców (przynajmniej połowa weekendów w roku) nastawiam budzik i w niedzielę rano maszeruję do kościoła. Tłumaczę sobie to tak, oni poświęcili dla mnie tyle lat swojego życia to ja ostatecznie mogę poświęcić tą godzinę tygodniowo i sprawić im przyjemność, że się pokażę w kościele i sąsiadki będą mogły obgadać moją nową sukienkę. Tak, dodatkowo na wsi ważna jest też ubraniowa otoczka itd. 
Czyli chodzisz do kościoła żeby się pokazać :) no ciekawe podejście.Po co ma dziewczyna chodzić na msze i być myślami gdzieś indziej co równie dobrze mogłaby zrobić w domu. Słowo Boże równie dobrze może w domu poczytać i kurde no nawet do niej coś dotrze, w kościele-nie zawsze. Kościół u nas jest tylko dla pieniędzy. żeby nie hajs to praktycznie by księży nie było. Wszystko tu jest jednym wielkim FAŁSZEM. Więc wybierając między kościołem a szczerą modlitwą w domu rozsądniejsze będzie zostać w domu i te 40 minut samemu się pomodlić.

Dokładnie tak. Chodzę, żeby rodzicom sprawić przyjemność. Ostatecznie od tego mnie nie ubędzie. Po co mam wszczynać kłótnie? Oni doskonale wiedzą, że chodzę tylko jak jestem u nich i nie robią mi wyrzutów, a ja bez protestów idę jak jestem u nich. Ot taki układ. Myślę, że nikogo tym nie krzywdzę, a wręcz przeciwnie.

Pasek wagi

Wiecie., każdy nazywa rzeczy tak jak chce. Ja u siebie w kościele widzę tych,  co mieszkają z kochankami bez rozwodu z zona i idą do komunii.  Widzę pannę,  która się ogłasza na roxie i tez popyla do komunii.  Jeśli dla kogoś nie jestem katolikiem to trudno.  Przykłady można mnożyć a wszystko to się nazywa hipokryzją.  Ogólnie to co o mnie chodzi na mieście to mnie nie obchodzi.  Ale jeśli kościół próżnia mnie z rodzicami... to zabawne☺

Pasek wagi

ZagubionaMyszka napisał(a):

dominikulka napisał(a):

nie ogarniam, jak można uważać się za wierzącą osobę i nie chodzić do kościoła. 
Normalnie. Żyję moralnością i etyką. Często się modlę, czytam Pismo, ale zwyczajnie gadanie księdza do mnie nie przemawia. Albo bredzenie o antykoncepcji i innych tego typu rzeczach. Poza tym skoro żyję w  konkubinacie to nie mogę chodzić do komunii. Więc po co. 

to nie jestes wierzaca, nie nie, prawdziwy katolik sie tak nie zachowuje, nie wybiera sobie tego co wygodne

wierzysz bo czujesz ze ktos jest tam na gorze czy dlatego ze odklepujesz to co zostalo ci narzucone?

Pasek wagi

cancri napisał(a):

Mirabela88 napisał(a):

Irbiss napisał(a):

Jakby na to nie patrzeć to ich dom i ich zasady. Pomimo tego, że jesteście dorośli mieszkacie w ich domu i musicie tych zasad przestrzegać. Ja mieszkam dość daleko od rodziców i do kościoła baaaaaardzo rzadko chodzę. Ale jak jestem u rodziców (przynajmniej połowa weekendów w roku) nastawiam budzik i w niedzielę rano maszeruję do kościoła. Tłumaczę sobie to tak, oni poświęcili dla mnie tyle lat swojego życia to ja ostatecznie mogę poświęcić tą godzinę tygodniowo i sprawić im przyjemność, że się pokażę w kościele i sąsiadki będą mogły obgadać moją nową sukienkę. Tak, dodatkowo na wsi ważna jest też ubraniowa otoczka itd. 
Nie znoszę czytać takich bzdur. To nie jest dom rodziców, tylko rodziców i AUTORKI, ona nie jest wyrzutkiem.
Autorki to pewnie bedzie po tym, jak dostanie go w spadku.

slusznie albo spadek albo testament, chyba ze przepisano go darowizna w zamian za dozywotnie mieszkanie. w kazdym razie testament mozna zmienic

Pasek wagi

wrednababa56 napisał(a):

ZagubionaMyszka napisał(a):

dominikulka napisał(a):

nie ogarniam, jak można uważać się za wierzącą osobę i nie chodzić do kościoła. 
Normalnie. Żyję moralnością i etyką. Często się modlę, czytam Pismo, ale zwyczajnie gadanie księdza do mnie nie przemawia. Albo bredzenie o antykoncepcji i innych tego typu rzeczach. Poza tym skoro żyję w  konkubinacie to nie mogę chodzić do komunii. Więc po co. 
to nie jestes wierzaca, nie nie, prawdziwy katolik sie tak nie zachowuje, nie wybiera sobie tego co wygodne wierzysz bo czujesz ze ktos jest tam na gorze czy dlatego ze odklepujesz to co zostalo ci narzucone?
wierzę,  bo ktoś na górze jest. Dlatego modlę się za zmarłych,  dużo czytam w kwestii religii.  Ale utrzymuję to co napisałam wyżej.  Nie wyrzeknę się miłości czy szczęścia aby kajać się w kościele.  Jestem dobrym człowiekiem,  chodzę na wolontariat do szpitala dziecięcego,  pomagam potrzebującym.  Moje sumienie mi tak mówi.  Za to nie odzywa się jakjak uprawiam seks z moim facetem.  Mam się spowiadać z tego mimo, że wieczorem zrobię to samo? 

Pasek wagi

Daenneryss napisał(a):

dominikulka napisał(a):

Zacznij więc chodzić do kościoła. Jakie proste rozwiązanie. 
Zawsze robisz to, czego oczekuja od Ciebie inni?

Akurat z kościołem nie mam problemu ;) Właśnie zaraz idę na Mszę, uwielbiać Boga i prosić o dobry Nowy Rok ;) 

w sumie to kazdy moze sobie wierzyc po swojemu, z glowy sie tego nie wyciagnie. ja nie wierze, zyje w konkubinacie.jedyny przymus chodzenia do kosciola to pogrzeby, terac coraz rzadziej sakramenty

ZagubionaMyszka napisał(a):

wrednababa56 napisał(a):

ZagubionaMyszka napisał(a):

dominikulka napisał(a):

nie ogarniam, jak można uważać się za wierzącą osobę i nie chodzić do kościoła. 
Normalnie. Żyję moralnością i etyką. Często się modlę, czytam Pismo, ale zwyczajnie gadanie księdza do mnie nie przemawia. Albo bredzenie o antykoncepcji i innych tego typu rzeczach. Poza tym skoro żyję w  konkubinacie to nie mogę chodzić do komunii. Więc po co. 
to nie jestes wierzaca, nie nie, prawdziwy katolik sie tak nie zachowuje, nie wybiera sobie tego co wygodne wierzysz bo czujesz ze ktos jest tam na gorze czy dlatego ze odklepujesz to co zostalo ci narzucone?
wierzę,  bo ktoś na górze jest. Dlatego modlę się za zmarłych,  dużo czytam w kwestii religii.  Ale utrzymuję to co napisałam wyżej.  Nie wyrzeknę się miłości czy szczęścia aby kajać się w kościele.  Jestem dobrym człowiekiem,  chodzę na wolontariat do szpitala dziecięcego,  pomagam potrzebującym.  Moje sumienie mi tak mówi.  Za to nie odzywa się jakjak uprawiam seks z moim facetem.  Mam się spowiadać z tego mimo, że wieczorem zrobię to samo? 
a zalezy ci na komuni swietej? a jak sie chlopak zapatruje na wiare i kosciol?

Pasek wagi

dominikulka napisał(a):

Daenneryss napisał(a):

dominikulka napisał(a):

Zacznij więc chodzić do kościoła. Jakie proste rozwiązanie. 
Zawsze robisz to, czego oczekuja od Ciebie inni?
Akurat z kościołem nie mam problemu ;) Właśnie zaraz idę na Mszę, uwielbiać Boga i prosić o dobry Nowy Rok ;) 

Wiesz, to co innego, jak inni oczekuja czegos od Ciebie a Ty rowniez tego chcesz i sie z tym zgadzasz, a co innego jak jest wrecz przeciwnie ;)

Dobrej Mszy! Nie wiem czy tak mozna mowic, ale wiesz o co mi chodzi chyba ;)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.