Temat: Wspolne konto po slubie- Tak czy nie?

Powoli z narzeczonym przygotowywujemy sie do wesela, wszystko planujemy, rozmawiamy o przyszlosci i wczoraj poruszylismy  temat finansow.

Mianowicie rozmawialismy na temat wspolnego konta po slubie. Zdecydowalismy ze wlasnie takie bedziemy mieli (wspolne konto jedno bierzace i jedno oszczednosciowe), ale byl to troche trudny temat i dlugo rozmawialismy o tym. Obecnie mamy kazdy swoje konto a do tego 1 wspolne na ktore co miesiac wplacamy pewna kwote i wykorzystujemy ja na oplaty czy jedzenie. Jednak te "osobne" konto nie do konca sa osobne bo czesto jest tak ze i tak te pieniadze sie mieszaja. Raz ja cos kupuje i place, raz on. - dlatego tez zdecydowalismy sie na jedno wspolne. 

Jednak podczas rozmowy wyszlo ze u niego w rodzinie kazdy mial osobno konto i ojciec dawal tylko mamie pewna sume co miesiac na jedzenie, oplaty i "dziecko", co dla mnie jest niewyobrazalne(moi rodzice maja wspolne). Tak jakby dawal jakies alimenty na zone i dziecko i reszta sie nie interesowal, czy w domu cos trzeba, czy lodowka jest pusta, czy dziecko ma ubrania, ksiazki. Dal kase i kobieta niech o tym mysli , placi i kupuje. Dla mnie normalne sa wspolne zakupy, wspolne wydatki, wspolne raty badz oszczednosci i wspolne kontrolowanie tego a nie "kazdy sobie", albo jeszcze gorzej- matka mysli o wszystkim (zakupy, raty, oplaty, ubrania, wyprawki dla dziecka), a facet daje kase i sie odcina.

I teraz moje pytanie: Jak wy uwazacie, Jesteście za wspolnymi kontami czy raczej za osobnymi?

Pasek wagi

danaegarden87 napisał(a):

california.girl napisał(a):

danaegarden87 napisał(a):

warzyw-moc napisał(a):

Magiczna_Niewiasta napisał(a):

Ależ się uczepiliście tego jednego konta "bo nie można zrobić niespodzianki" guzik prawda! Można, jeśli się tylko pomyśli to nie wszystko trzeba płacić kartą, jeśli się chce kupić prezent to można gotówką lub przelewem pocztowym i po problemie, trzeba tylko ruszyć głową 
Jasne, że można. Ale np dla nas to jest niewygodne rozwiązanie :) A przecież w sumie najważniejsze jest to, żeby osobom zainteresowanym było wygodnie. Także to chyba sprawa indywidualna i dogadanie się we dwoje. Nie ma co innych oceniać i patrzeć na wyższość jednego małżeństwa czy nie-małżeństwa nad innymi poprzez pryzmat liczby kont bankowych ;)
no właśnie, dla mnie 2 konta to też kwestia wygody. sama mogę mieć też większą kontrolę nad wydatkami. np. wchodzę na swoje konto powiedzmy raz w tygodniu i patrzę ile kasy wydałam - czy mam jeszcze mały zapas, czy nie zagalopowałam się z wydatkami (bo sama staram się oszczędzać), a jakby było wspólne, to ciężko byłoby mi nawet policzyć ile kasy wydałam ja, a ile on. wiadomo, że jak jest jakaś nadprogramowa sytuacja, to bierzemy kasę z oszczędnościówki, ale wtedy mówimy o tym 2 osobie. a co do np. robienia zakupów, to oczywiście w żadnym razie nie patrzymy na to tak: raz płacisz ty, a raz ja :-P w zyciu! kto akurat idzie do sklepu, ten płaci, jak jestesmy razem na zakupach, to kto jest akurat bliżej kasy :-P jak komuś zabraknie kasy w ciągu miesiąca, to też wyciąga z oszczednośćiówki. mnie zwyczajnie takie "własne" konto dyscyplinuje, wiadomo, że pieniadze są i tak wspólne, ale dzięki oddzielnym kontom mamy nawet nie tyle większą swobodę, ale przejrzystość. nie czaję też tego myślenia, że jak np. mąż przelewa kobiecie kasę, to jest to poniżajace??? przecież jeśli jest wspólne konto, a kobieta akurat i tak nie pracuje tylko np. wychowuje dziecko, to co za różnica??? i tak ona nie zarabia, i tak nie zarabia, więc o co chodzi? gdybym ja miała nie pracować, nie wychowywać dziecka, nie uczyć się, nie zajmować domem, no generalnie nie robić nic dla związku, tylko żerować na pracy 2 osoby, to byłoby to totalnie nie w porządku nawet gdybyśmy mieli 1 konto. a jeżeli jest tak, że 1 osoba mniej zarabia, a 2 robi przelew na jej rzecz, to gdzie tu problem w ogóle.ilość kont to dla mnie wyłącznie kwestia "techniczna" i kwestia wygody, nie ma co do tego dorabiać jakiejś ideologii.
w zadnym wypadku nie mowie ze ponizajace. tylko facet ktory przelewa kobiecie kase i odcina sie od reszty : on przelal a ona niech dalej mysli o zakupach, rachunkach czy wyprawce dla dziecka. on zrobil co do niego nalezalo i na tym koniec- bardzie o to mi chodzilo.pozatym nie mowie o zerowaniu(w naszym zwiazku akurat ja zarabiam i to sporo wiecej niz narzeczony, a mimo to wole wspolne konto). tylko jak wspomnialam w zwiazku wszystko jest wspolne, wiekszosc rzeczy i tak robi sie wspolnie wiec po co rozgraniczac na "twoje i moje" pieniadze. skoro rzeczy ktore za nie kupujemy sa wspolne
no taki facet, jak opisałaś, który robi przelew, a jak kasa się skończy, zdecydowanie nie jest w porządku. przy osobnych kontach nie musi być wcale takiego rozgraniczenia na "moje"/"twoje", bo wszystko i tak jest wspólne (u mnie np. nie ma w ogóle nawet takiego myślenia, że "zrzucamy się" na wakacje czy rachunki, przecież kasa jest wspólna). u nas też nie ejst tak, jak napisałaś, że "większość rzeczy robi się wspólnie", bo np. jak wychodzę z domu przed 10, a wracam ok. 18, to zazwyczaj jem obiad w mieście, ew. robię jakąś obiadokolację. mąż też zazwyczaj je coś w mieście. poza tym dochodzą wydatki na kosmetyki :-P, ciuchy, spotkania z koleżankami itd. takie własne "zachcianki". jakbyśmy mieli wymieszane wydatki na 1 koncie, to obawiam się, że nie miałabym takiej wewnętrznej samodyspliny: "dziewczyno, pilnuj się! za dużo wydajesz, popłynęłaś w tym miesiącu!", tylko wchodziłabym i jęczała: "cooo, tylko tyle zostało?? dlaczego :P", a tak staram się zmieścić w jakiejś kwocie i jest ok. poza tym większe wydatki i tak konsultujemy ze sobą, np. ostatnio kupiliśmy  mężowi kurtkę, która kosztowała 7 stów i razem ustaliliśmy, że ją bierzemy. dla mnie np. to już jest sporo kasy (zwłaszcza, że staramy się naprawdę żyć oszczędnie) i nie wyobrażam sobie, żeby np. sam podjął taką decyzję. powiem więcej - mamy rozdzielność majątkową i jakiś tam "majątek" jest formalnie moją własnością. dlaczego? mąż ma firmę, obraca pieniedzmi, podpisuje jakieś weksle, zaciąga zobowiązania - no generalnie majątek firmy jest w ruchu :-) jego wspólnik zresztą też tak samo zrobił - cały majątek jest przepisany na żonę. ilość kont, czy intercyza to są jednak dla nas kwestie techniczne i nie przesądzają o tym, czyje są pieniądze. myslę, że twojemu narzeczonemu też może chodzić o taki układ, że ustalacie sobie dla własnej wygody ilość kont itp., a w rzeczywistości nie dąży wcale do podziałów między wami. nie mówię, że od razu masz się godzić na osobne, skoro jesteś zwolenniczką wspólnego, ale oddzielne nie muszą wcale oznaczać braku wspólnoty finansowej.

(puchar)

aleksandra31-03-1988 napisał(a):

Ja jestem ze swoim facetem od 8 lat i prawie od 7 mamy wspólne konto. Nie mamy z tym problemu. W sumie to ja zarządzam kontem. Opłacam rachunki itp. ale oboje mamy karty do tych kont. Teraz nie pracuje bo wychowuje dziecko wiec żyjemy tylko z tego co on zarobi. Jest nam tak dobrze, ufamy sobie nawzajem i nie wyobrażam sobie osobnych kont. A dodam, że małżeństwem jeszcze nie jesteśmy. Moi rodzice mają osobne konta. Tata zarabiał 4 razy więcej od mamy ale i tak dawał jej minimum na to aby opłaciła rachunki, kupiła nam ubrania i książki i zrobiła zakupy do domu. Czasem było tak, że nie starczało jej na wszystko ale nie mówiła jemu żeby jej jeszcze dołożył bo zawsze podkreślał, że to są jego pieniądze i on już jej dał minimum a reszta go nie obchodzi. Pewnie w większości rodzinach tak było. Teraz to się wszystko zmienia. Na szczęście :)

wow... u mnie tego n igdy nie było. Sama sobie tego nie wyobrażam sytuacji w której brakuje mi pieniędzy ( nie tylko na dziecko) i muszę "ciułać grosz do grosza " żeby starczyło a mój mąż ma na koncie gotówkę pieniądze BO TO JEGO.

Jestem w  szoku...

brzydula99 napisał(a):

aleksandra31-03-1988 napisał(a):

Ja jestem ze swoim facetem od 8 lat i prawie od 7 mamy wspólne konto. Nie mamy z tym problemu. W sumie to ja zarządzam kontem. Opłacam rachunki itp. ale oboje mamy karty do tych kont. Teraz nie pracuje bo wychowuje dziecko wiec żyjemy tylko z tego co on zarobi. Jest nam tak dobrze, ufamy sobie nawzajem i nie wyobrażam sobie osobnych kont. A dodam, że małżeństwem jeszcze nie jesteśmy. Moi rodzice mają osobne konta. Tata zarabiał 4 razy więcej od mamy ale i tak dawał jej minimum na to aby opłaciła rachunki, kupiła nam ubrania i książki i zrobiła zakupy do domu. Czasem było tak, że nie starczało jej na wszystko ale nie mówiła jemu żeby jej jeszcze dołożył bo zawsze podkreślał, że to są jego pieniądze i on już jej dał minimum a reszta go nie obchodzi. Pewnie w większości rodzinach tak było. Teraz to się wszystko zmienia. Na szczęście :)
wow... u mnie tego n igdy nie było. Sama sobie tego nie wyobrażam sytuacji w której brakuje mi pieniędzy ( nie tylko na dziecko) i muszę "ciułać grosz do grosza " żeby starczyło a mój mąż ma na koncie gotówkę pieniądze BO TO JEGO.Jestem w  szoku...
U mnie dziadek oddawał prawie całą pensję babci na dom i po prostu sobie jakieś trochę zostawiał, więc nie, nie w każdym domu jest jakaś dziwaczna paranoja, żeby wydzielać ;p Jestem za tym, aby wspólne konto istniało, ale nie było jedyne. Różne są koleje losu.

Jestem z osób, którą życie nauczyło życia na poziomie na którym się zarabia. Nie ważne, że żyje wspólnie z osobą, która zarabia 2,3 razy więcej. Nie rozlicza mnie z pieniędzy, które wydaje, ale ja po prostu nie mogłabym wydawać więcej niż zarobiłam. Ubieram się dalej w lumpeksach, kupuje na internecie itd bo zarabiam 1600 złotych. Mój połówek bardzo to szanuje - jego była żona tak zadłużyła rodzinny budżet, który czasami przekraczał 12 tysięcy miesięcznie, że ze sprzedaży ich mieszkania przed rozwodem i rozdzielnością majątkową zostało każdemu tysiąc złotych... A ja znowu mam matkę, która w życiu nie przerobiła nawet 7 lat ŁĄCZNIE, a tato robił na dwa etaty i to ciężkich zawodów, byśmy mieli wszystyko. Każdy z nas ma swoje wzorce i swoje "schizy". Każdy zna swojego partnera najlepiej, jego rozrzutność, indywidualność, czy potrzebę indywidualności, samodzielności zwał jak zwał - najważniejsze to ty znając swoje potrzeby powinno się decydować. To tak różna sprawa, jak dopasowanie koloru włosów czy coś w ten deseń, każdy będzie miał inaczej. Ja potrzebuje swojego konta do kontroli siebie. 

Pasek wagi

brzydula99 napisał(a):

aleksandra31-03-1988 napisał(a):

Ja jestem ze swoim facetem od 8 lat i prawie od 7 mamy wspólne konto. Nie mamy z tym problemu. W sumie to ja zarządzam kontem. Opłacam rachunki itp. ale oboje mamy karty do tych kont. Teraz nie pracuje bo wychowuje dziecko wiec żyjemy tylko z tego co on zarobi. Jest nam tak dobrze, ufamy sobie nawzajem i nie wyobrażam sobie osobnych kont. A dodam, że małżeństwem jeszcze nie jesteśmy. Moi rodzice mają osobne konta. Tata zarabiał 4 razy więcej od mamy ale i tak dawał jej minimum na to aby opłaciła rachunki, kupiła nam ubrania i książki i zrobiła zakupy do domu. Czasem było tak, że nie starczało jej na wszystko ale nie mówiła jemu żeby jej jeszcze dołożył bo zawsze podkreślał, że to są jego pieniądze i on już jej dał minimum a reszta go nie obchodzi. Pewnie w większości rodzinach tak było. Teraz to się wszystko zmienia. Na szczęście :)
wow... u mnie tego n igdy nie było. Sama sobie tego nie wyobrażam sytuacji w której brakuje mi pieniędzy ( nie tylko na dziecko) i muszę "ciułać grosz do grosza " żeby starczyło a mój mąż ma na koncie gotówkę pieniądze BO TO JEGO.Jestem w  szoku...

No też jestem w szoku. To trochę jak wydzielanie pieniędzy dziecku a nie partnerstwo. Co innego, gdy kobiecie starcza, to takie rozwiązanie może być dobre, bo można zaoszczędzić ale nie starcza i facet ma pretensje? Trochę paranoja jak dla mnie i trąci skąpstwem.

My od 7 lat mamy wspólne konto i nie wyobrażam sobie inaczej. U nas nie było nigdy czegoś takiego jak "moje i twoje". Płacimy z jednego wspólnego konta za rachunki, zakupy i inne przyjemności. Ja jestem jak najbardziej na tak, gdyż wiem, że jest jedna pula kasy i wiem ile nam idzie na bieżące potrzeby i wiem ile możemy odłożyć na "bok". Ale jak kto woli ;)

My mamy wspólne (idzie na nie % pensji) i każdy ma własne. 90% wydatków robimy kartą, te gotówkowe rozliczamy. Ja tak wolę, za "własne" kupuję ubrania czy chodzę do kosmetyczki, a on sobie np może kupić kindla. Jak chcę mu zrobić droższy prezent to mogę poodkładać i kupić.

Po ślubie nie jestem,ale wspólnego konta bym nie chciała. Moi rodzice mają wspólne, mama ma pełen monitoring :p I weź tu zrób mężowi niespodziankę, bez sensu :)

Pasek wagi

A ja Wam powiem z trochę innej perspektywy. Dopóki nie pracowałam w banku pewnie też bym założyła konto wspólne.,. teraz nawet nie ma mowy.

Po 1. Dyspozycja na wypadek śmierci jest ustalana jedynie do konta osobistego. Jeśli waszemu mężowi się zemrze, automatycznie 50 % środków na koncie i wpływów jest blokowana i do czasu postępowania spadkowego nie macie do nich dostępu. Nawet jesli to byly tylko wasze srodki np z pensji

po2. W niektórych bankach po zgłoszeniu śmierci współwlasciciela, po blokadzie i postepowaniu spadkowym konto jest zamykane, to nie jest tak że mozna dalej z niego korzystac (zalezy oczywiscie od banku)

po3. przynajmniej 3-4 sytuacje dziennie mam takie ze maz/zona poblokowali drugiej osobie dostepy, wyplacili oszczednosci zycia i uciekli z kochankiem czy kochanka. Wiadomo ze kazdy ufa swojej drugiej polowce, ale czy warto przechodzic takie stresy pozniej?

Po 4. Z przekształceniem rachunku na indywidualny po rozwodzie czy w trakcie tez jest kino.

ja zarabiam sporo mniej od partnera i ustalilismy tak ze ja kupuje za swoja kase jedzenie + swoje drobne wydatki a jak cos zostaje to oszczędzam a on się zajmuje kredytami, innymi rachunkami paliwem... jak gdzieś wychodzimy to zawsze on płaci bo dla niego to jest bardzo poniżające jakbym ja to zrobiła, czsem mi robi jakąś niespodzianke no i reszte odkłada :) i jest nam tak w sumie dobrze

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.