Temat: Facet z lękami

Ostatnio dużo na V. tematów o związkach, więc i ja chciałabym poznać Waszą opinię na temat mojej sytuacji.

Jestem z facetem od stycznia, więc jakieś 9 miesięcy. Wszystko między nami jest fajnie, problemem są jego lęki. Trzy lata temu miał pewną przykrą sytuację i od tamtej pory ma nerwicę natręctw. Na początku myślałam, że to tylko choroba i damy sobie z nią radę, wysłałam go do specjalisty (dziwiłam się, że wcześniej nie poszedł, a teraz od czerwca niewiele mu pomógł, bo wizyty publicznie co 3 tygodnie, a babeczka jeszcze miała urlop w tym czasie...) także stara się coś w tym kierunku robić. Przy czym na początku związku nie odczuwałam jego choroby tak dotkliwie, bo starał się 'nie wyjść na nienormalnego przy mnie', od kiedy nie ma oporów z mówieniem mi wszystkiego jest ciężej, bo on liczy na to, że zrozumiem wszystko, a dla mnie to również trudna sytuacja.

Żeby lepiej to zobrazować może podam kilka przykładów. Mój facet szykuje się przed wyjściem 3 godziny. Nawet do pracy, gdzie spędza 4. Jeśli ma na 7 rano to wstaje o 3, bo jeszcze pół godziny dojazd. Większość czasu spędza w łazience, bo ma wrażenie, że ciśnie go pęcherz i stresuje się podróżą. Do tego 40 minut sprawdza czy ma czyste spodnie. Siada przy świetle/oknie i sprawdza centymetr po centymetrze, żeby przechodząc koło ludzi nie czuć się obserwowanym. Musi mieć pewność, że jest czysty i że ludzie nie mówią o nim. Nie można mu wtedy przeszkadzać, bo zaczyna od nowa. Wszystkie spontaniczne wyjścia to wyklucza u nas. Do tego, kiedy ma gdzieś wyjść następnego dnia to nie je i nie pije nic wieczorem oraz przed samym wyjściem, bo często w komunikacji miejskiej ma te myśli o pęcherzu. Skutkuje to tym, że jeśli pracuje 8 godzin to od rana nic nie je, jest osłabiony i odwodniony, nie ma na nic siły także jakiekolwiek randki, podczas których nie idziemy od razu spać są tylko w Jego wolne dni. W komunikacji miejskiej oraz parku nigdy nie siada ponieważ boi się, że się ubrudzi (co jest kiepskie dla mnie, bo mam problemy z kręgosłupem i nie mogę przez godzinę stać, a nie chcę też żeby stał sam pięć kroków ode mnie, bo ma potrzebę być plecami do ściany w pociągu czy tramwaju). Czasami dostaje ataku paniki na myśl o wyjściu i wtedy odwołuje nasze spotkania, mówi że nie wyjdzie z domu po prostu.

Tak jak mówiłam, na początku było lżej, bo trochę te lęki ukrywał i nie miałam pojęcia na jaką są skalę, ale teraz często słyszę ultimatum, że albo ja przyjadę do niego albo się nie spotkamy, bo on nie wyjdzie. Kocham go bardzo, jest naprawdę wspaniały, ale czasami nie mam już siły. Staram się go wspierać jak umiem, ale chciałabym też mieć życie towarzyskie. Nie wspomniałam o tym, ale można się domyślić, że nie wychodzimy nigdzie, nie spotykamy się z nikim. Siedzimy albo u niego albo u mnie, żeby nie musiał się stresować. On praktycznie wychodzi tylko do pracy, na spotkania z moimi znajomymi nie przychodzi. 

Co byście zrobiły w takiej sytuacji? 

Trwały przy facecie, którego kochacie mimo bólu z powodu odwołanych spotkań i trudności z nadzieją na poprawę czy dały sobie spokój, bo to jednak również Was wykańcza?

Poszukałabym mu innego, dobrego specjalisty. Bez tego raczej nic się nie poprawi.

Postawiłabym mu ultimatum, że idzie do psychiatry i się leczy (na pewno psychoterapia, jakby psychiatra stwierdził że jakieś leki są też potrzebne to tównież leki) - gdyby nie poszedł dałabym sobie spokój. Może jestem egoistyczna, ale dla mnie własne zdrowie psychiczne jest kwestią priorytetową i nie chciałabym być z kimś kto mnie ciągnie w dół i nie próbuje tego zmienić. 

Kurczę, ta sytuacja na pewno jest ciężka.

Ale jeśli kochasz, to będziesz z nim mimo trudności. Myślę, że jeśli będzie regularnie uczestniczył w terapii (może też jakaś farmakologia), to objawy mogą być łagodniejsze. 

Ponadto, jak zdecydujecie się, że chcecie być ze sobą, możecie trochę zmieniać Wasze życie - jeśli nie jesteś ekstrawertyczką, to i Tobie nie będą przeszkadzały wieczory spędzane w domu. A może poszukałby pracy, którą mógłby wykonywać w domu? Coś zdalnego? Może przy komputerze?  Nie mówię tu, żeby się nie leczył, bo powinien. Ale może troszeczkę mógłby "ułatwić" sobie codzienność.

Pasek wagi

biedny:( , potrzebuje lekarza .A on ma swiadomosc tego ,ze jest chory ?? bo to jest niestety choroba ....

Wilena napisał(a):

Postawiłabym mu ultimatum, że idzie do psychiatry i się leczy (na pewno psychoterapia, jakby psychiatra stwierdził że jakieś leki są też potrzebne to tównież leki) - gdyby nie poszedł dałabym sobie spokój. Może jestem egoistyczna, ale dla mnie własne zdrowie psychiczne jest kwestią priorytetową i nie chciałabym być z kimś kto mnie ciągnie w dół i nie próbuje tego zmienić. 

Aktualnie chodzi o psychologa. Mój facet ma przyjaciela, który również cierpi na coś podobnego, zaczął brać leki, powiedział o tym najbliższym, którzy odwrócili się od niego i mój facet powiązał szczerość i branie leków z odrzuceniem także nie da się go namówić nawet żeby powiedział o problemie swoim rodzicom (z którymi mieszka), o tabletkach nie wspominając. Tłumaczy się tym, że nie chce żeby go otumaniały, a argument, że dobrze dobrane leki tak nie działają do niego nie przemawia.

Mirinda89 napisał(a):

Kurczę, ta sytuacja na pewno jest ciężka.Ale jeśli kochasz, to będziesz z nim mimo trudności. Myślę, że jeśli będzie regularnie uczestniczył w terapii (może też jakaś farmakologia), to objawy mogą być łagodniejsze. Ponadto, jak zdecydujecie się, że chcecie być ze sobą, możecie trochę zmieniać Wasze życie - jeśli nie jesteś ekstrawertyczką, to i Tobie nie będą przeszkadzały wieczory spędzane w domu. A może poszukałby pracy, którą mógłby wykonywać w domu? Coś zdalnego? Może przy komputerze?  Nie mówię tu, żeby się nie leczył, bo powinien. Ale może troszeczkę mógłby "ułatwić" sobie codzienność.

Marzy mu się własna kawiarnia/pub w którym będzie się grało muzykę na żywo. Coś w stylu jam session. Wtedy byłoby super, ale do tego długa droga. Na razie jest ciężko bardzo, bo nie mieszkamy razem i nie zanosi się w najbliższym czasie żebyśmy to zrobili, więc nasze spotkania są zależne od tego jak się danego dnia czuje, a to dla mnie ciężkie, bo wiem że nie robi tego specjalnie, ale wciąż gdzieś z tyłu głowy czuję się mniej ważna przez to.

Hm, powiem Ci tak -  na pewno go nie zostawiaj. Sama mam nerwicę lękową i mój facet był i jest dla mnie ogromnym wsparciem i to dzięki niemu jest postęp w leczeniu. Musisz podejść do tego z dystansem, to nie on, tylko choroba. Myślę, że powinien pomyśleć nad psychoterapią, lub częstszymi wizytami u psychologa/psychiatry, poszukać ludzi z podobnym problemem, rozmawiać o tym, przełamywać lęki. A Ty się nie zniechęcaj - może dzięki Tobie uda mu się w pełni wyleczyć..

Piramil77 napisał(a):

biedny , potrzebuje lekarza .A on ma swiadomosc tego ,ze jest chory ?? bo to jest niestety choroba ....

Tak, ma świadomość. Trudno, żeby tego nie dostrzegał kiedy zabiera mu to kilka godzin każdego dnia, kiedy musi wyjść z domu. Tak jak pisałam, leczy się, ale skutków brak na razie.

zmience specjaliste. na to juz sie bierze farmakologie ( nie wiem czy Twoj facet sie juz kwalifikuje, ale na bank sie cos lyka ). to straszna choroba, ktora niszczy ludziom zycie.  ja bym nei skreslala tylko powalczyla jeszcze.  sa oczywiscie jakies granice, ale ja nie wiem jakie sa moje, bo nigdy nie bylam w takim zwiazku.

edit. mam kolezanke, ktora z powodu nerwicy natrectw musiala byc hospitalizowana ( w psychiatryku ) - juz jest duzo lepiej

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.