Temat: do mężatek. Problem z teściową

Witajcie dziewczyny, zastanawiam się czy wy też macie jakieś problemy ze swoimi teściowymi?
Moja teściowa wtrąca się we wszystko. wszystko chciałaby wiedzieć, dokąd jadę z mężem, o której godzinie wrócimy.
Przychodzi do nas do słownie co chwilkę bo mieszka  w domu obok.
Co trochę to chce żeby mój mąż ją gdzieś zawiózł albo żeby coś zrobił u niej w domu.
Jak sie jej nudzi to potrafi przyjść do mojego domu i po swojemu posprzątać i pozmywać naczynia
Do tego nie traktuje mnie jak swoją synową, nie liczy się w ogóle z moim zdaniem,
Cały czas wytyka mi że powinnam już sobie zrobić dziecko itd, tłumaczę jej że ja mam dopiero 22 lata i naprawdę nie czuję się na siłach aby już opiekować się małym człowieczkiem.Razem z mężem próbujemy najpierw do czegoś dojść, coś osiągnąć aby zapewnić przyszłemu dziecku jakiś start.
Z kolei druga synowa jest traktowana jak księżniczka, co prawda ma dwójkę dzieci ale nigdy nigdzie nie pracowała, zawsze  teściowa jest na każde jej wezwanie , a to synusiowi pierożki robi bo tamta nie potrafi, a to trzeba do niej pojechać bo sama w piecu sobie nie zapali. no mówię wam totalna sierota nad którą każdy się lituje.
 I tu moje pytanie jak mam teściowej uświadomić to, że nie życzę sobie takiego traktowania, bo nic do niej nie dociera,mój mąż też już z nią rozmawiał.
 Nie chcę się z nią kłócić bo jest matką mojego męża i mam do niej szacunek
Ale jak długo mam na takie coś pozwalać!!??
Jak wy się dogadujecie z teściowymi? macie na to jakieś sposoby?


no to chyba podejmę to wyzwanie :) już widzę jej minę :)
To ustalcie plan działania i do roboty a nr na pogotowie 999 lub 112  w razie zawału...dla pewności odczekać 10 min może nie zdążą dojechać...Żartuję
> To ustalcie plan działania i do roboty a nr na
> pogotowie 999 lub 112  w razie zawału...dla
> pewności odczekać 10 min może nie zdążą
> dojechać...Żartuję

Uśmiałam się że aż myśli zebrać nie mogę
no jak bym dzwoniła na 112 to na pewno by nie zdążyli dojechać, tam się nie da dodzwonić ni cholery
Pyzia 1980 nam do śmiechu,a Listera na pograniczu wykończenia nerwowego biedactwo....nie zazdroszczę,na szczęście puki co problem mnie nie dotyczy....i niech tak już zostanie
"Rodziców powinni wychowywać właściciele rodziców czyli mąż/żona" Pewna Pani psycholog tak to powiedziała.I z tym się zgadzam.Ale skoro mąż nie potrafi brać sprawy w swoje ręce do akcji musisz wkroczyć Ty.
Nie chodzi o to że ma być między wami wojna itd ale jasne reguły muszą być bo inaczej tak wam wejdzie na głowę że może być już tylko gorzej.
Też tak miałam.Mieszkamy osobno to teściowa i tak przychdoziła non stop i wszystkie uwagi mówiła do mnie ,a nie do swojego syna! Chciała decydować o tym jaki kolor będą miały ściany,jaki kupić dywan itd. A ja taka grzeczna,zawsze z uśmiechem,po dobroci bo nie chciałam się kłócić i mimo tego że zawsze miała jakieś ALE to pomagalam tej mojej teściowej np w myciu okien czy piekłam ciasta na różne jej imprezy.I co z tego miałam? W pakiecie dalsze wtrącanie się i tak mnie nie doceniała.Ale keidy pojawiło sie dziecko dostałam pazura!! Kulturalnie powiedziałam co myślę na rózne sprawy ,jak mi coś nie pasowało to od razu mówiłam sama do niej a nie za pośrednictwem męża,nauczyłam się mówić NIE.I wiesz co ? stałam się jej nagle ukochaną synową hehehe.A teraz owszem też by chciała decydować ale wie że ze mnie nie tak łatwo .Dlatego zobacyzła najwyraźniej że nie ma co mnie nawiedzać co drugi dzień z "dobrymi radami" bo nic z tego sobie nie robie i przychodzi "kiedy musi" -urodziny ,dzień dziecka itd. A że i ja jakoś szczególnie nie pałam do niej miłością to też odwiedzam ją keidy muszę -alke synkowi i męzowi nie bronię i odwiedzają ją sami :) Dlatego też od teraz bardzo ją kocham.Bo jak to się mówi im dalej tym miłośc większa
może i jestem na pograniczu wykończenia nerwowego ale takie rozmowy z wami na prawdę pomagają a na pewno poprawiają humor
dziękuję :*
pyzia1980- podziwiam Cię, masz rację ja tez powinnam postawić sprawę jasno, albo rybki albo akwarium, bo boje się ze może być jeszcze gorzej jak zawładnie całym naszym życiem.Nie powinnam dac jej wchodzic sobie na głowę, w końcu to żyję z jej synem a nie z nią!!!
Na pewno już się nie poddam ( a mąż naprawdę mi pomaga tylko on już też nie ma do niej siły),

Dziewczyny jesteście wielkie jeszcze raz dziękuje za wsparcie!!!
Pyzia ma rację...przeżyła swoje na własnej skórze-gratuluję pewności siebie,nie każda pewnie odważyłaby się odezwać,ale o soje trzeba walczyć-prawo dżungli hehe
Listera,nie ma za co....samo życie,a w grupie siła i wsparcie.....dziś my Tobie a może kiedyś Ty nam....nic nadzwyczajnego-solidarność synowych  hehe

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.