Witam
Potrzebuje porady, chodzi o pewną sytuację, a w sumie to nawet kilka dość dziwnych sytuacji.
No więc ja i mój chłopak walczyliśmy o ten związek, nie układało się z początku, nie potrafiliśmy się porozumieć, ale mi zawsze na nim zależało. Byliśmy parą dość krótko i jeszcze nie wszyscy znajomi o tym wiedzieli. Trochę mnie przybiło te robienie na siłę z tego sensacji i zdziwione miny wspólnych znajomych. Jednak stwierdziłam, że nie będę się tym przejmowała i zwyczajnie olałam jakieś dogryzki na ten temat. On jak był przy mnie i słyszał coś pod naszym adresem to w jakiś sposób próbował tłumić te głupie docinki jego kumpli.
Więc tak w sobotę byliśmy na koncercie i on najzwyczajniej w świecie się zgubił, przepadł jak kamień w wodę. Szukałam go z przyjaciółką, dzwoniłyśmy do niego - nie odbierał, pytałyśmy znajomych, czy go widzieli. Zero znaku życia, martwiłam się i wykonałam do niego chyba z 12 połączeń i ani jednego z nich nie odebrał. Później w poniedziałek okazało się, że pojechał do domu. Muszę przyznać, że dotknęła mnie ta sytuacja, bo myślałam, że on się odezwie, czy coś, a on zamiast do mnie to do mojej przyjaciółki ciągle pisał itd. Od tej soboty do wtorku ani słowem się nie odezwał. I wczoraj przyjaciółka napisała mi o pewnej imprezie, wyszykowałam się, przyszłam, miałam nadzieję, że go tam zastanę. Jednak okazało się, że pojechał do domu, bo był zmęczony...
Podejrzane, więc ja zostałam na imprezie, przyjaciółka stwierdziła, że skoro go nie ma to możemy zaszaleć. Na początku nie podobał mi się ten pomysł, ale później w miarę wypitego alkoholu świetnie się bawiłyśmy. Ja, ona i jeszcze jeden kolega. Ona najpierw dowalała się do tego kumpla, a później jak on łyknął bakcyla to zwiewała przed nim. Wydaje mi się, że ona tak ma, że lubi jak faceci za nią biegają... Mniejsza o to.
Później ona wyszła i zostało w sumie kilka osób bawiących się i ja i ten kolega. Prosił mnie do tańca, ale odmawiałam, bo byłam już zmęczona, wybawiona i chciałam trochę odpocząć. Niestety ten kolega raczej nie zna słowa nie i podszedł do mnie nachylił mi się do ucha i zaczął pytać dlaczego nie chcę z nim zatańczyć. Mówiłam mu, że jestem zmęczona, że może później. A on sama nie wiem czemu pocałował mnie w szyje. Spanikowałam i zaczęłam go odpychać, a on zaczął mi robić malinkę... Krzyczałam, że ma przestać, że jestem z kimś, że mam chłopaka. Wreszcie powiedziałam kilka razy, że jestem z tym i z tym i jakby oprzytomniał. Usiadł, złapał się za głowę i mówił sam do siebie, patrzył na mnie i znowu łapał się za głowę. Nie wytrzymałam tego i wyszłam stamtąd. Posiedziałam chwilę na świeżym powietrzu żeby ten szok minął. Nie miałam pojęcia, że posunie się do czegoś takiego. Nie spodziewałam się, byłam strasznie negatywnie zaskoczona. Później dostałam sms'a od przyjaciółki, że mam jej torebkę przynieść, więc wróciłam po jej torebkę i zaczęłam jej szukać. Ona też jakaś podłamana była nie wiem dlaczego. Jak tylko ją zobaczyłam zaczęłam płakać, opowiadać jej to wszystko. Przyszła jeszcze jedna znajoma do nas i też chciała się dowiedzieć, co się stało. Opowiedziałam wszystko drugi raz.. Później jeszcze przez chwilę gadałam z tym kolegą i zapewniał mnie, że o tym nie wiedział, przepraszał i mówił, że on to wszystko wyjaśni. Pokłóciłam się z nim trochę i poszłam razem z przyjaciółką do domu.
W drodze nadal mi było strasznie głupio, wiedziałam, że muszę mu to powiedzieć i dobijałam się do niego tak długo aż go obudziłam. Musiałam z nim pogadać, chciałam żeby o tym wiedział. Poszłam do niego, on wyszedł przed dom. Na początek zapytałam czemu tak długo się do mnie ani słowem nie odzywał, odpowiedział, że siedział cały czas w domu i nie miało to sensu. Ja zaczęłam mu opowiadać tak w skrócie, on wysłuchał mnie. Spytał, czy to było takie ważne i czy nie mogło poczekać to do rana. Odpowiedziałam, że tak, dla mnie to jest ważne. Powiedział, że ze mną zrywa i odwrócił się i poszedł w stronę domu. Mówiłam mu, że mi zależy na nim, że chciałam żeby wiedział, że myślałam, że to będzie dla niego ważne. Odpowiedział, że ma to gdzieś i poszedł do domu, a ja zostałam sama. Z ogromnym mętlikiem w głowie. Zadzwoniłam do przyjaciółki, bo chciałam z kimś pogadać, płakałam jej w telefon, a ona jeszcze mi powiedziała, że nie chciała nic mówić, ale wydaje jej się, że on coś do niej. Jej słowa zapadły mi w pamieć i płakałam całą drogę do domu. Strasznie mnie to zabolało...
Nie wiem, co mam zrobić, czy dobijać się do niego, czy poprosić o to żeby ze mną na spokojnie porozmawiał, czy mam dać mu trochę czasu, a może po prostu przyjąć, że los tak chciał? Dodam, że pisałam dzisiaj z tym kolegą, znowu mnie przepraszał, napisał mi, że z nim porozmawia. Obawiam się, że z tej ich rozmowy nic dobrego nie wyniknie. Ten mój chłopak jest dość porywczy.
Jeśli któraś z Was dotarła do końca to proszę o jakąkolwiek odpowiedź.