- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
15 czerwca 2014, 16:41
Dziewczyny nie wiem już co robić... Jestem po ślubie prawie 3 lata i mamy prawie 3 letniego syna. Mąż pracuje 6 dni w tygodniu prawie całe dnie. Dzisiaj miał wolne (teoretycznie szkoła, ale obydwoje nie poszliśmy). Mówiłam Mu od dwóch dni że jak wstanie to żeby napisał to gdzieś pójdziemy w dwójkę (ja wyszłam wcześniej żeby pójść na kawę, on spał). Po godzinie od wyjścia napisałam Mu że ciekawe o której wstanie, a On że jest u Swojej mamy. Zrobiło Mi się smutno i się wkurzyłam bo mieliśmy pójśćdo sklepu bo chciał sobie coś kupić i myślałam że pobędziemy razem i pójdziemy do restauracji. Napisałam Mu po jakiś 3-4 godzinach o której będzie, na co on że 20-21 bo jest zmęczony. Co Mnie wkurzyło bo wychodzi na to że Ja i syn go męczyny, na co on żebym się nie dziwiła bo cały czas mam pretensje że nic nie robi (bo się wkurzam jak nie wyrzuci śmieci). Kocham Go bardzo, ale mam bardzo często dosyć tego związku... Najbardziej przez rozstaniem powstrzymuje Mnie dziecko, bo bardzo je kocha i tęskni. Nie wiem już co robić, napisałam mu żeto koniec, ale wiem że przyjedzie wieczorem... przepraszam za chaotyczny wpis, ale piszęto w nerwach
17 czerwca 2014, 18:10
Jak spojrzę wokół to widzę zdecydowaną większość egoistów wśród mężczyzn i kobiet także. I każdy z tych egoistów marzy ... żeby być kochanym. Problem w tym, czy dla zrealizowania tego marzenia jest w stanie coś zrobić ze swoim egoizmem. Niektórzy nie są. Fakt. Są i groźni dla otoczenia - wówczas trzeba wiać.Potem znów marzy się o miłości... A Ci samotni z reguły... krócej żyją. Jakoś tak dziwnie jest.Jak napisałam niektórzy są razem mimo wyższych studiów także kobiety, stresującej pracy, kłopotów i wad. Co raz ich mniej, jak uważasz dlaczego?ak ratujmy te związki za wszelką cenę. Żyjmy z egoistami do późnej starości, byle w związku, byleby facet był u boku....A potem zostają te kobiety same, bez możliwości podjęcia pracy, po 50-tce bo mąż się dusił w takim związku i musiał się odstresować na dobre. Zazwyczaj odchodzą wtedy do takich, co nie walczyły o związek, tylko się realizowały, zadbały o siebie...
Powiem ci dlaczego. Dlatego, ze czasy sie zmienily, i rozwod nie jest juz czyms dla kobiety "hanibnym i skandalicznym", i nie jestesmy poniekad zmuszone do tkwienia w zwiazkach z leniami, pijakami, bez wyksztalcenia i pracy, lezacymi przed TV i czekajacymi az sluzka poda obiad, jak zmuszona (przez warunki ekonomiczne - kobiety nie mialy dostepu do dobrych stanowisk, dobrej oracy, czy spoleczne - wstyd i hanba sie rozwiesc, zwlaszcza jak sa dzieci, nie daj Boze sasiadka sie krzywo spojrzy, ludzie beda gadac....)byla wiekszosc nkobiet jeszcze jakies 50 lat temu.
17 czerwca 2014, 18:10
Jak spojrzę wokół to widzę zdecydowaną większość egoistów wśród mężczyzn i kobiet także. I każdy z tych egoistów marzy ... żeby być kochanym. Problem w tym, czy dla zrealizowania tego marzenia jest w stanie coś zrobić ze swoim egoizmem. Niektórzy nie są. Fakt. Są i groźni dla otoczenia - wówczas trzeba wiać.Potem znów marzy się o miłości... A Ci samotni z reguły... krócej żyją. Jakoś tak dziwnie jest.Jak napisałam niektórzy są razem mimo wyższych studiów także kobiety, stresującej pracy, kłopotów i wad. Co raz ich mniej, jak uważasz dlaczego?Nie wiem, jak to oględnie napisać, ale takich bzdur to ja bardzo dawno nie czytałam. Skąd to XIX wieczne podejście do życia? Rozumiem, że ty się z takim leniem męczysz i zamierzasz do końca życia? Twój wybór, ale nie ubieraj w to samo innych i nie zaniżaj standardów, bo mamusia z tatusiem, żyją sobie razem do dziś......No i zaczynają od początku z następnym ... leniem, uzależnionym od zbierania samochodzików, itp.. A do tego dochodzą problemy z niewspólnymi dziećmi, które jakby... zawadzają nowemu mężowi mamusi, albo z byłą żoną nowego męża, alimenty na stare dzieci trzeba płacić. Naiwna jestem jak nie wiem co?Dziewczyna tak sobie wybrała, a na jej pocieszenie powiem, że ideałów wokół jakoś nie widzę. Natomiast bardzo nieidealnych ludzi, którzy gorzej, albo lepiej (oby jak najczęściej!) żyją ze sobą - owszem wszędzie. Mało tego ten 25letni człowiek solidnie pracuje na utrzymanie swej rodziny. I uczy się. Być może ma wiele wad, ale pewnie miał je też wcześniej. I nie pozbędzie się ich z dnia na dzień, bo to niemożliwe przy najlepszych chęciach.Czytam wystarczająco, ale wygląda na to, że wspaniale dobieram swoje lektury. Denerwuje mnie głupota i naiwność. Czas na miłość. Naprawdę? Głaskać go po głowie, kiedy trzepie całą noc klawiaturę, na jakieś internetowej gierce? Pobłażać facetowi, kiedy obraża się, że wieczorem mu nie dała? Rozpisywać mu jak dziecku grafik codziennych zajęć i płakać, że wcale jej nie słucha i dalej siedzi przed kompem? Męczyć się z leniem do czterdziestki, a potem płakać, że zmarnowało się najlepsze lata swojego życia? Ja dziękuję za taką receptę. Na szczęście ja widzę wiele kobiet, nie tylko ładnych i młodych, które układają sobie życie po raz drugi.
Nie wiem, jak to oględnie napisać, ale takich bzdur to ja bardzo dawno nie czytałam. Skąd to XIX wieczne podejście do życia? Rozumiem, że ty się z takim leniem męczysz i zamierzasz do końca życia? Twój wybór, ale nie ubieraj w to samo innych i nie zaniżaj standardów, bo mamusia z tatusiem, żyją sobie razem do dziś......No i zaczynają od początku z następnym ... leniem, uzależnionym od zbierania samochodzików, itp.. A do tego dochodzą problemy z niewspólnymi dziećmi, które jakby... zawadzają nowemu mężowi mamusi, albo z byłą żoną nowego męża, alimenty na stare dzieci trzeba płacić. Naiwna jestem jak nie wiem co?Dziewczyna tak sobie wybrała, a na jej pocieszenie powiem, że ideałów wokół jakoś nie widzę. Natomiast bardzo nieidealnych ludzi, którzy gorzej, albo lepiej (oby jak najczęściej!) żyją ze sobą - owszem wszędzie. Mało tego ten 25letni człowiek solidnie pracuje na utrzymanie swej rodziny. I uczy się. Być może ma wiele wad, ale pewnie miał je też wcześniej. I nie pozbędzie się ich z dnia na dzień, bo to niemożliwe przy najlepszych chęciach.Czytam wystarczająco, ale wygląda na to, że wspaniale dobieram swoje lektury. Denerwuje mnie głupota i naiwność. Czas na miłość. Naprawdę? Głaskać go po głowie, kiedy trzepie całą noc klawiaturę, na jakieś internetowej gierce? Pobłażać facetowi, kiedy obraża się, że wieczorem mu nie dała? Rozpisywać mu jak dziecku grafik codziennych zajęć i płakać, że wcale jej nie słucha i dalej siedzi przed kompem? Męczyć się z leniem do czterdziestki, a potem płakać, że zmarnowało się najlepsze lata swojego życia? Ja dziękuję za taką receptę. Na szczęście ja widzę wiele kobiet, nie tylko ładnych i młodych, które układają sobie życie po raz drugi.
Tak ratujmy te związki za wszelką cenę. Żyjmy z egoistami do późnej starości, byle w związku, byleby facet był u boku....A potem zostają te kobiety same, bez możliwości podjęcia pracy, po 50-tce bo mąż się dusił w takim związku i musiał się odstresować na dobre. Zazwyczaj odchodzą wtedy do takich, co nie walczyły o związek, tylko się realizowały, zadbały o siebie...Świetnie Cię rozumiem, bo sama byłam takim dzieckiem jak Twój synek. Mój ojciec spał po powrocie z pracy. Robiłam wszystko, żeby zwrócić jego uwagę...ech. Inni ojcowie chodzili "odstresowywać się" w męskim gronie dziś mówię sobie na pocieszenie. Jak sama zaczęłam po powrocie z pracy czytać "głupie" gazety, zrozumiałam swego ojca. Czy jest to powód, żeby się rozstać i czy rozstanie poprawi Twoją lub synka sytuację? Wg mnie czasowe może być sensowne - rozładowanie napięcia, odmiana. Zostawanie samotną matką chyba niczego Ci nie rozwiązuje. Tym bardziej dziecku. Natomiast stwarza możliwość, że pojawi się ktoś trzeci jak już mąż odpocznie, a mamusia mu wymówi wikt i opierunek. Jakoś w każdym wieku więcej jest samotnych kobiet.Moi rodzice są razem do dziś.nie czekam aż wróci i zajmie się nami, chcę tylko żeby sam z siebie chciał się pobawić z synkiem. A nie że w ciągu 5 minut od powrotu do domu siedzi już przed komputerem i jak synek go zaczepia, to on wogóle nie reaguje (a mi wtedy pęka serce gdy widzę że synek chce jego uwagi, a on ma to gdzieś)[.
Bo 2 osoby do tego dążą a tu jak widać tylko jedna i do tego ta jedna tez ma dość! Byłaś szczęśliwym dzieckiem, gdy ojciec Cię olewał, bo jego odpoczynek był ważniejszy?
Mamy jedno życie i trzeba znaleźć człowieka z którym CHCEMY je przeżyć, a nie musimy. Jeden błąd nie przekreśla całego życia . Rezygnacja z egoizmu tak, ale nie z siebie - poświęcanie się, łagodzenie, dbanie przy całkowitej bierności z drugiej strony, top błąd. Jeśli tylko jedna osoba jest zaangażowana to jest desperacja a nie miłość i NIGDY nie prowadzi to do dobrego związku. W końcu ta druga strona odchodzi i nagle okazuje się, że do osoby, która wcale nie jest taka miła, kochana i dbająca, tylko do takiej, która ma osobowość i własne życie. Dlatego zgadzam się z przedmówczyniami, które radzą wystawić faceta do mamusi i spotykać się z nim w weekendy. Jeśli facetowi zależy to będzie walczył, jeśli nie - niech idzie do diabła! No chyba, ze ktoś lubi być zamiast na zasadzie z braku laku....
Mówisz o tęsknocie za inną osobą - a samotność w związku nie jest gorsza? Jesli jesteś sama masz szansę kogoś poznać, a jako samotna w związku ta szansa jest duuuużo mniejsza..... chyba, że dopuszczasz zdradę
17 czerwca 2014, 18:21
Mówisz o tęsknocie za inną osobą - a samotność w związku nie jest gorsza? Jesli jesteś sama masz szansę kogoś poznać, a jako samotna w związku ta szansa jest duuuużo mniejsza..... chyba, że dopuszczasz zdradę
Ja nie chcę zdradzić,
17 czerwca 2014, 18:30
Spieprzyłaś sobie życie na własne życzenie, przez własną głupotę. Tyle :)
17 czerwca 2014, 18:32
Spieprzyłaś sobie życie na własne życzenie, przez własną głupotę. Tyle :)
krótkie podsumowanie =)
17 czerwca 2014, 18:54
Według tego, co widzę, a żyję w XXI wieku, nie jest receptą na szczęśliwe małżeństwo częsta zmiana partnerów, ani długie próbowanie się przed decyzją, ani nadzwyczajna uroda czy inteligencja. Natomiast zawsze zawarcie związku jest związane z odpowiedzialnością za własną decyzję, czyli za dokonanie dobrego wyboru. I hm... pokochaniem tego, którego wybieram. A jak kocham, to nie odchodzę nawet jak ma wady (które z reguły widzę już wcześniej) i decydując się na niego Akceptuję je choćby milcząco. Mało tego zależy mi na tej osobie i jeśli dobrze wybrałam - tzn. on kocha mnie to jemu na mnie też zależy. A to już jest świetna motywacja do tego, żeby ciężko pracować na swymi wadami.
Ważną rzeczą jest, żeby oczekiwać od siebie rzeczy możliwych. Nie dla każdego możliwe jest to samo. Nie wszyscy radośnie obściskują potomstwo po 10 godzinach pracy. Nie wszyscy mężczyźni lubią małe dzieci. Nie wszyscy mają wzorce z domu jakie chcielibyśmy, dlatego wybieramy partnera i pomimo to nie ma 100% "trafień". Zawsze z czymś trzeba się pogodzić. I to jest właśnie dojrzałość.
Nie namawiam nikogo ani do pochopnego związku, ani do pochopnego odejścia. Tym bardziej jak jest dziecko.
Uważam, że jestem XXI wieczna, bo w takich czasach żyję i nie w zaścianku. Ale chyba szczęściara ze mnie, bo jeden mąż i pisząc te posty zajadam się (niestety!) pyszną pieczenią, którą dziś zrobił. Czy tak było zawsze - nie. Książkę kucharską włożyłam do rąk mojemu jedynaczkowi na rok przed ślubem. Czy zawsze u nas idealnie - nie, bo oboje mamy wady. Ale też długo wcześniej byliśmy singlami i zdecydowanie tego nie lubimy oboje. A co będzie - nie wiem. I dlatego życie bywa tak ciekawe. I nie wstydzę się powiedzieć, że chcę być kochana i oby jak najdłużej.
17 czerwca 2014, 19:08
Według tego, co widzę, a żyję w XXI wieku, nie jest receptą na szczęśliwe małżeństwo częsta zmiana partnerów, ani długie próbowanie się przed decyzją, ani nadzwyczajna uroda czy inteligencja. Natomiast zawsze zawarcie związku jest związane z odpowiedzialnością za własną decyzję, czyli za dokonanie dobrego wyboru. I hm... pokochaniem tego, którego wybieram. A jak kocham, to nie odchodzę nawet jak ma wady (które z reguły widzę już wcześniej) i decydując się na niego Akceptuję je choćby milcząco. Mało tego zależy mi na tej osobie i jeśli dobrze wybrałam - tzn. on kocha mnie to jemu na mnie też zależy. A to już jest świetna motywacja do tego, żeby ciężko pracować na swymi wadami.Ważną rzeczą jest, żeby oczekiwać od siebie rzeczy możliwych. Nie dla każdego możliwe jest to samo. Nie wszyscy radośnie obściskują potomstwo po 10 godzinach pracy. Nie wszyscy mężczyźni lubią małe dzieci. Nie wszyscy mają wzorce z domu jakie chcielibyśmy, dlatego wybieramy partnera i pomimo to nie ma 100% "trafień". Zawsze z czymś trzeba się pogodzić. I to jest właśnie dojrzałość.Nie namawiam nikogo ani do pochopnego związku, ani do pochopnego odejścia. Tym bardziej jak jest dziecko. Uważam, że jestem XXI wieczna, bo w takich czasach żyję i nie w zaścianku. Ale chyba szczęściara ze mnie, bo jeden mąż i pisząc te posty zajadam się (niestety!) pyszną pieczenią, którą dziś zrobił. Czy tak było zawsze - nie. Książkę kucharską włożyłam do rąk mojemu jedynaczkowi na rok przed ślubem. Czy zawsze u nas idealnie - nie, bo oboje mamy wady. Ale też długo wcześniej byliśmy singlami i zdecydowanie tego nie lubimy oboje. A co będzie - nie wiem. I dlatego życie bywa tak ciekawe. I nie wstydzę się powiedzieć, że chcę być kochana i oby jak najdłużej.
Wybacz, ale podobnie jak poprzedniczki uważam, że masz bardzo dziwne podejście, albo nie rozumiesz problemu. Wady ma każdy i jest to oczywiste, ale nie jest normalnym, kiedy kobieta zachrzania cały tydzień z pracami w domu i przy dziecku, a facet nie jest w stanie wygospodarować dwóch godzin raz w tygodniu dla rodziny, tym bardziej, że wcześniej zdradził i jego powinnością jest okazywanie żonie, że mu zależy, a nie olewanie jej na każdym kroku. Oczywiście jeśli mu zależy.
Dojrzałość to ponoszenie konsekwencji za swoje decyzje, jednakże jest coś takiego, jak źle podjęta decyzja i lepiej jest (szczególnie w wypadku autorki, która wyraźnie przychyla się ku odejściu) w odpowiednim czasie ją zmienić. W danym temacie odnoszę wrażenie, że chodzi tylko o dziecko - ale dziecko, które wychowywane jest tylko przez jednego rodzica, a przez drugiego olewane, nie jest szczęśliwe.
I nie wolno robić z siebie męczennicy "jak wybrałam tak muszę żyć". Nie. Życie jest za krótkie na godzenie się z beznadziejnymi realiami, skoro można mieć zupełnie inne, lepsze życie dzięki zmienieniu decyzji, która została źle podjęta. W przypadku autorki, skoro jak sama zauważa, że mąż nie ma dla nich czasu i ona się wręcz cieszy jak go nie ma - dobrym wyborem będzie odejście. Bo ten człowiek nie wnosi do jej życia nic poza pieniędzmi i dodatkowym zamartwianiem się i dylematami typu "czemu on nie chce spędzać z nami czasu".
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale rodzina to nie tylko matka i dziecko, ale także ojciec, który tutaj nagminnie unika kontaktu ze swoim własnym dzieckiem, bo siedzenie przed kompem jest dla niego ważniejsze. Nie wmówisz mi, że "ma natłok pracy i obowiązków" - jak kocha, to znajdzie czas. Koniec. Kropka. Dwie godziny to nie jest wcale masa czasu. A jego wymówki są śmieszne, zmęczenie... a co mają powiedzieć samotnie wychowujące matki, które muszą w dodatku zarabiać na utrzymanie i - załóżmy - mają jakąś tam pasję, chociażby codzienne ćwiczenia? To taki przykład. Taka kobieta rano zostawia dziecko w przedszkolu, odbiera je po pracy, musi wrócić do domu, zrobić jedzenie, pomóc dziecku w lekcjach, potem w naprawdę ułamku wolnej chwili poświęcić te pół godziny-godzinę swojemu hobby i iść spać. I takie osoby jakoś dają radę. Więc proszę nie biadolić, że ten człowiek jest niesamowicie przemęczony, bo skoro nawet rodzice twierdzą, że jest leniwy, to coś w tym musi być. A odrzucenie chociaż na te dwie godziny komputera na rzecz SWOJEGO dziecka i SWOJEJ żony to nie powinien być ŻADEN wyczyn w kochającym się małżeństwie.
Mężczyzna "nie lubiący małych dzieci" to też śmieszny argument. Sorry, ale dobrze wiemy, czym kończy się stosunek płciowy bez zabezpieczenia, dodając do tego fakt, że ten facet tego chciał - doskonale powinien wiedzieć, z czym to się wiąże.
Ale on się nie zmieni. Jak zostało napisane - został wychowany tak, że matka za niego wszystko robi, więc do tego jest przyzwyczajony. Nie czuje się zobowiązany do tego, aby poświęcać czas dziecku, bo przecież żonka się wszystkim zajmie, więc ma full czasu na ten swój wieczny odpoczynek.
Po prostu żenada.
Pominę fakt, że są rodziny - mężczyzna pracujący, kobieta zajmująca się dzieckiem i jakoś temu mężczyźnie wieczorami i w weekendy nie jest tak trudno wyskrobać kilkunastu-dziesięciu minut dla rodziny.
A robienie łaski żonie i dziecku z tymi dziesięcioma minutami dziennie to szczyt śmiechu po prostu.
Edytowany przez CrunchyP0rn 17 czerwca 2014, 19:11
17 czerwca 2014, 19:11
Według tego, co widzę, a żyję w XXI wieku, nie jest receptą na szczęśliwe małżeństwo częsta zmiana partnerów, ani długie próbowanie się przed decyzją, ani nadzwyczajna uroda czy inteligencja. Natomiast zawsze zawarcie związku jest związane z odpowiedzialnością za własną decyzję, czyli za dokonanie dobrego wyboru. I hm... pokochaniem tego, którego wybieram. A jak kocham, to nie odchodzę nawet jak ma wady (które z reguły widzę już wcześniej) i decydując się na niego Akceptuję je choćby milcząco. Mało tego zależy mi na tej osobie i jeśli dobrze wybrałam - tzn. on kocha mnie to jemu na mnie też zależy. A to już jest świetna motywacja do tego, żeby ciężko pracować na swymi wadami.Ważną rzeczą jest, żeby oczekiwać od siebie rzeczy możliwych. Nie dla każdego możliwe jest to samo. Nie wszyscy radośnie obściskują potomstwo po 10 godzinach pracy. Nie wszyscy mężczyźni lubią małe dzieci. Nie wszyscy mają wzorce z domu jakie chcielibyśmy, dlatego wybieramy partnera i pomimo to nie ma 100% "trafień". Zawsze z czymś trzeba się pogodzić. I to jest właśnie dojrzałość.Nie namawiam nikogo ani do pochopnego związku, ani do pochopnego odejścia. Tym bardziej jak jest dziecko. Uważam, że jestem XXI wieczna, bo w takich czasach żyję i nie w zaścianku. Ale chyba szczęściara ze mnie, bo jeden mąż i pisząc te posty zajadam się (niestety!) pyszną pieczenią, którą dziś zrobił. Czy tak było zawsze - nie. Książkę kucharską włożyłam do rąk mojemu jedynaczkowi na rok przed ślubem. Czy zawsze u nas idealnie - nie, bo oboje mamy wady. Ale też długo wcześniej byliśmy singlami i zdecydowanie tego nie lubimy oboje. A co będzie - nie wiem. I dlatego życie bywa tak ciekawe. I nie wstydzę się powiedzieć, że chcę być kochana i oby jak najdłużej.
Bez obrazy, ale jesli masz rzeczywiscie 55 lat, to jestes dla mnie definicja powiedzenia "starszy, nie oznacza madrzejszy".
Jest roznica miedzy ciaglym zmienianiem partnerow, a tkwieniem w nietrafionym zwiazku, nie trzeba popadac ze skrajnosci w skrajnosc. Akceptowanie pewnych wad u swojego partnera, tych "niegroznych", typu nie umie gotowac, czy lubi za bardzo slodycze, czy np nigdy nie zcieli lozka, to co innego niz akceptacja braku szacunku, egoizmu i niedojrzalosci. I twoim zdaniem powinno sie tkwic w zwiazku, gdzie po wielu bezowocnych probach dojscia do kompromisu czy porozumienia , autorka nadal nie ma wsparcia w partnerze? Bo on pracuje? A ona nic nie robi twoim zdaniem?
To, ze nauczylas swojego partnera gotowac, to co innego niz z=nauczenie kogos szacunku. I z pewnoscia takich "wad" nie powinno znosic sie w milczeniu, i autorka ma swieta racje zastanawiajac sie nad sensownoscia swojego malzenstwa. Wybacz, ale "wybory" bardzo czesto sa nietrafione i bledne, kiedy ma sie 19-20 lat, i nie powinny one przekreslac calego zycia.Sama zreszta powiedzialas, ze motywacja do zmiany swoich wad jest obustronna milosc, w sytuacji autorki to wyglada niestety jak milosc jednostronna. Tak jak napisalas, moze szczesciara z ciebie, i ja sama tez szczesliwie "trafilam" w wyborze meza, ale to nie znaczy, ze reszta kobiet, ktore "nie trafily" ma sie godzic z losem i tkwic w swoim wyborze, bo sa dzieci, bo tak wybraly, bo to, bo tamto.
Moim zdaniem podjecie decyzji o rozstaniu w tym wypadku byloby dojrzaloscia ze strony autorki, ktora w mezu nie ma wsparcia, i po mimo licznych prob naprawienia malzenstwa, jest olewana i traktowana jak niepotrzebny bagaz na plecach niedojrzalego , "zapracowanego" "25letniego moldzieniaszka"....Ale twoim zdaniem, co bedzie jesli - nie daj Boze - bedzie juz na zawsze samotna (tak jakby teraz nie czula sie samotna w malzenstwie, co za roznica), co jesli nowy partner bedzie traktowal dzieci z poprzedniego malzenstwa gorzej? Co jesli alimenty nie beda placone na czas/ Coz, do odwaznych swiat nalezy, i jesli autorka sama nie wezmie sie za swoje zycie, i nie bedzie decydowala o wlasnym losie, to nigdy sie nie dowie, co by bylo gdyby....a takie tchorzowskie podejscie sprawia, ze kobiety tkwia w nieszczesliwych zwiazkach, bo "co jesli...."....
Edytowany przez alexbehemot25 17 czerwca 2014, 19:17
17 czerwca 2014, 19:19
Zreszta pamietam z poprzednich postow autorki, ze on wlace tak nie "haruje 10 godzin" tylko ma w ciagu tych 10h liczne przerwy, o ile sie nie myle....moj ojciec tez w wieku 25 lat pracowal, i to w upale po 14 godzin fizycznie, i przychodzi do domu i mnie usypial, zawsze mial dla mnie czas....marna to wymowka, ze pracuje.
A to, co napisalas, ze nie kazdy facet lubi dzieci i lubi je po pracy przytulac, to dla mnie jest jakis szok....wiedz tylko, ze fakt, ze dla ciboe to jest normalny stan rzeczy, to nie znaczy, ze jest to normalne dla normalnych ludzi.....dla mnie jesli ojciec nie chce przytulic swojego dziecka, nie chce z nim spedzac czasu, nie chce brac czynnego udzialu w jego rozwoju i zyciu, to nie dojrzal lub nie nadaje sie na ojca, i to z nim cos jest nie tak, nie z reszta swiata. A takie wytlumaczenia, ze moze ma taki charakter, jest bzdurna wymowka zdesperowanej kobiety.To jest tak samo jego dziecko, jak i jej, a tylko ona ma ponosic konsekwencje posiadania potomstwa? On pracuje, a ona nic nie robi? Gdyby nie byli razem, on pewnie i tak by pracowal, jak na 25letniego faceta przystalo, laski nie robi.
I , patrzac na twoje wypowiedzi, to w XXI wieku to ty nie zyjesz.
Edytowany przez alexbehemot25 17 czerwca 2014, 19:30
17 czerwca 2014, 19:57
teraz już ma inny rozkład dnia niż wtedy co pisałam w wątku, np. Od 10 do 1 lub od 4 do 14