- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
25 maja 2014, 21:10
Ledwo wytrzymuje psychicznie z moimi rodzicami. Sytuacja między nami od dawna jest napięta, ale dzisiaj przelała się czara goryczy i zostały powiedziane słowa, których im nie wybaczę.
Od razu chcę zaznaczyć, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem idealna i na pewno mogą mieć do mnie pretensję o parę spraw. Studiuje dziennie („prestiżowy” kierunek, który zajmuje mi masę czasu, bo jednak chcę z tego studiowania wynieść) i nie pracuję (według moich rodziców, przynajmniej do tej pory, wszystko ok). W domu nie jestem typem osoby, która rwie się do pracy jak nie musi. Jeżeli widzę, że coś jest do zrobienia to robię – odkurzanie, wyjmowanie naczyń ze zmywarki, pranie, takie tam. Więc wiem, że mogłabym więcej, ale czasem po prostu nie widzę co jeszcze jest do zrobienia. I mimo, że prosiłam mamę setki razy, żeby mi mówiła jak coś jest do zrobienia, to oczywiście dalej tego nie robi, a pretensje ma.
Jednak nie w tym rzecz, a przynajmniej nie do końca. Od jakiś 2 lat moi rodzice są wręcz na mnie uczuleni. Wszystko co powiem, według nich jest cha*skie. Każda mina skrzywiona. Każdy komentarz nie na miejscu. Każda czynność którą zrobię/nie zrobię też źle. Kilka przykładów:
- mama puka do drzwi i w tej samej chwili otwiera. Ze śmiechem (dosłownie, to nie była awanturnicza zaczepka) pytam, co mam zrobić w tą sekundę od zapukania. Mama trzaska drzewami i oburzona, bez słowa, wychodzi.
- siedzę na kanapie z nogami na niej, oglądamy TV. Mama przychodzi i siada mi na stopach. Syknęłam z bólu a ona na to: „Chcę się położyć”. Mój tata skomentował to jakoś tak, że wyszło na to żeby położyła się na drugiej kanapie, bo pewnie zaraz się wkurzę. Po prostu wyszłam do kuchni zrobić sobie kanapkę, żeby moja mama mogła się położyć gdzie jej się podoba. Kilka minut później przylatuje tata i robi mi wykład, że jestem ostatnim cha*em, że mam niewyobrażalne wymaganie wobec nich, etc.
- pożyczyłam mamie strój kąpielowy na wyjazd. Oczywiście mi go nie oddała chociaż szła w zaparte, że dawno u mnie jest. Na wszelki wypadek przeszukałam swoją szafę, ona patrzyła mi na ręce. Poszłam coś zrobić w kuchni, wracam a ona grzebie mi w moich rzeczach. Wkurzyłam się, nie powiem, więc pytam co ona robi. Odpowiedź? Że to są jej rzeczy, bo ona za to zapłaciła, więc ma prawo przetrzepać każdy m2 mojego pokoju jak jej się to podoba.
„Najlepsza” sytuacja miała miejsce dzisiaj. Pojechałam rano rowerem na siłownię. Łącznie ponad 3 godizny bardzo intensywnych ćwiczeń. Wróciłam do domu ledwo żywa. Oczywiście wymagają ode mnie zdania relacji z tego co robiłam. To mówię, że jestem bardzo zmęczona (w domyśle – dajcie mi chwilę odetchnąć). Chwilę porozmawialiśmy o wyborach i od słowa do słowa doszło do takiej sytuacji: ja się z czegoś zaśmiałam, mój tata wymyślił sobie, że śmieję się z niego i rzucił sztućcami przed siebie, wybiegł z kuchni. A w salonie rozpoczął swoją tyradę. Nasłucham się masę wspaniałych określeń. Nie wiem czy można tu przeklinać, ale przytoczę kilka: „je*ane bydle”, „wredna s*ka”, etc. Dodatkowo stwierdził, że wy*ebie mnie z domu, bo jestem śmierdzącym leniem, który nie pracuje (przypominam, że umówiliśmy się tak, że owszem mogę pracować, ale na własne wydatki w trakcie wakacji, bo studia). Że mam spie*dalać i iść na jakąś wieczorówkę i do roboty (nie dostałam się na swoje studia za pierwszym razem i przez I rok chodziłam wieczorowo, żeby nie tracić czasu. Wypomina mi to do dzisiaj, a sam to zaproponował.). Że mi nie przepisze domu, bo się boi o własne życie, że woli sam tu zdychać niż na mnie patrzeć. Po kilkunastu minutach wzięłam torebkę i wyszłam z domu, dalej leciały epitety i „Melduj się gdzie leziesz, ty…!”. Łącznie spędziłam ponad 3 godziny łażąc po mieście, czekając aż mój brat wróci i mnie zgarnie, bo bałam się sama wrócić.
To, że mój 8 lat starszy brat jest faworyzowany to już inna historia, ale też dość przykra dla mnie.
Moi rodzice uważają, że kompletnie ich nie szanuję. Problem w tym, że mi się nie chcę z nimi rozmawiać, kiedy każda rozmowa kończy się negatywnymi komentarzami w moim kierunku, nie mogę się pożalić, bo zostanie to zbagatelizowane albo wyśmiane. Pytają o moich znajomych tylko po to, żeby znaleźć coś w czym są oni lepsi ode mnie.
Moim zdaniem niezbyt mają się czego przyczepić. Dopiero rok temu zaczęłam pić alkohol (mam 22 lata) i nigdy nie byłam pijana, nie mam chłopaka (i nigdy nie miałam) więc „ryzyko” zajścia w ciąże czy innych „katastrof” jest zerowe, nie chodzę na imprezy, jeżeli już wychodzę to mówię gdzie i o której wracam. Nie daj Boże wrócę pół godziny po czasie. Moja mama potrafi dzwonić do mnie 20 razy w 10 minut, kiedy zostaje gdzieś trochę dłużej. Mam serio dobre wyniki na studiach, nigdy nie było ze mną problemów. Oprócz gimnazjum, ale problemy objawiały się tym, że chciałam nosić się jak punk :)
Dodam, że czasem lubią wypomnieć każdą złotówkę którą na mnie wydali. Nie mówię, że przez nich żyję biednie – chodziłam na kursy językowe, basen itp. kiedy byłam jeszcze w szkole. Ale są w stanie wypomnieć to, ze jako kilkulatka chodziłam na taniec i nic z tym dalej nie zrobiłam.
Czasami zaczynam myśleć, że oni mają prawo mnie tak wyzywać i mieć pretensje o wszystko, bo nie pracuję i za przeproszeniem nie liżę im tyłków.
Ja rozumiem, że do rodziców trzeba mieć szacunek, ale zaczynam w to wątpić jak słyszę od nich, że jestem je*anym bydlakiem i że nie mają do mnie żadnego zaufania (nigdy ich nie okłamałam, na żaden temat).
Zdaję sobie sprawę, że czasem niemiło się odezwę, ale nigdy nie przeklinam wobec nich i ich nie obrażam, ale dopuszczam do siebie to że mogą się wkurzyć. Ale czy to jest powód żeby mnie wyzywać tak jak to opisałam?
Wiem, ze najlepszym rozwiązaniem jest wyprowadzka, ale na chwilę obecną nie mam pracy. Może ją znajdę na wakacje, ale to tyle bo od września chce robić praktyki i wreszcie zdobywać jakieś doświadczenie zawodowe. Załóżmy, że oprócz tego znajdę jakąś pracę na same weekendy (w trakcie tygodnia studia i praktyki). Więcej niż 800zł nie wyciągnę, a za tyle nie mam szans się utrzymać. Studia zaoczne nie wchodzą w grę.
Doradźcie mi co ja mam zrobić? Jak wytrzymać w takiej atmosferze? Nie dam rady chodzić na paluszkach i być „idealna” bo zawsze znajdzie się coś co jest źle i będzie powodem do awantury. Rozmawia się z nimi strasznie ciężko, bo są w stanie mi wszystko wypomnieć a do nich żadne słowa krytyki nie docierają (jestem cha*ska i kto mnie tak wychował?).
Jestem już na skraju wytrzymałości, a wiem, ze jeżeli jednak się wyprowadzę to prawdopodobnie zerwę z nimi kontakt. Naprawdę wolałabym tego uniknąć, bo to w końcu najbliższa rodzina.
EDIT: prawdopodobnie umieściłam post w złym miejscu na forum, przepraszam :(
Edytowany przez 5cbd344c785b55ee30897b0ed3cbd1c4 25 maja 2014, 21:20
25 maja 2014, 22:27
bardzo mi przykro z Twojego powodu...
moim zdaniem powinnas porozmawiac z bratem, jest 8lat starszy powinien Cie bronic....nie staje w Twojej obronie, zeby sie tak na Tobie nie wyzywali?;/ Bo wyglada na to ze korzysta z tego...
musisz przecierpiec, a masz dziadkow? Moze im warto powiedziec co sie dzieje. Poza tym masz 22 lata .....wiec chyab mozesz wracac kiedy chcesz....oczywiscie rozumiem, ze mama sie martwi ale nie moga Cie scigac o glupie pol godziny. Tym bardziej,ze studiujesz, nie ma z Toba problemow to nie wiem co im nie pasuje...
25 maja 2014, 22:50
żyłam i w sumie żyję dalej w takiej sytuacji ( bo od tego nie da się całkowicie uciec). Myśl o pracy i wynajęciu jakiegoś pokoju z koleżanką np. wiem, że to nie łatwe... ja wyprowadziłam się z domu(facet nas utrzymywał) a jak tam mieszkałam nie odzywałam się jak Ty to chyba jedyne wyjście.Do dziś nie wierzę w siebie staram się jednak ciągle nie słyszeć ich słów.
25 maja 2014, 23:19
Dzięki dziewczyny za wsparcie.
Studiuję prawo, studia jednolite, jestem na trzecim roku. Żadne rzucanie studiów, zmiana trybu, dziekanki, wyjazdy za granicę nie wchodzą w grę. Bardzo chcę je skończyć, dużo się nauczyć. Na aplikację/doktoranckie na pewno wyjadę do innego miasta i wiem że będzie już z górki. Na V roku chcę jechać na erasmusa na pół roku, też może odpocznę (wiem, że późno ale tak się życie ułożyło).
Niestety nie mam się do kogo wyprowadzić, żeby było "za free".
Zobaczę jak się sytuacji rozwinie (ostatnie wykrzykiwanie ojca, że mam się wynieść do listopada), szukam pracy, może w wakacje coś odłoże (tylko chciałam WRESZCIE gdzieś pojechać i wydać kasę krótko mówiąc na siebie, ale chyba się skończy inaczej :) ).
To 800zł to bardzo optymistycznie licząc :D i licząc na to że znajdę pracę na weekendy. Ale próbowałam robić 2 kierunki (jeden zaocznie) i nie dałam rady (zdrowotnie) więc też się trochę tego obawiam.
Ich słowa nie działają mi tak bepzośrednio na psychikę, nie myślę o tym cały czas, nie rozpaczam, nie zadręczam się. Raczej podświadomie - czasami wydaje mi się, że na coś kompletnie nie zasługuje. Przez to też mam problem ze znalezeniem chłopaka. Rodzice niezbyt potrafią okazywać uczucia, a przez to ja jestem taka sama. Cięzko po prostu słuchać takich słów wiedząc że są one od teoretycznie najbliższych osób.
Często powtarzają, że nie mam do nich ani trochę szacunku. Do końca nie rozumiem w czym się to objawia. jasne, mam niemiłe odzywki (mało dzieci ich nie ma), ale chyba nie rozumieją że większość z nich jest spowodowane ICH zachowaniem. Jak oni mają wobec mnie jakieś nieśmieszne, krzywdzace żarty, to okazuje się że nie mam poczucia humoru. Ja coś powiem - tragedia narodowa. Poza tym na szacunek trzeba sobie zasłużyć. To że mnie spłodzili chyba nie wystarcza. To że dają mi jeść i czasem kupią ubrania? Szkoda tylko że mam zerowe wsparcie emocjonalne.
Dodam jeszcze, że próbują przekierowywać swoje marzenia o "życiu na poziomie" na mnie i stwarzają jeszcze większą presję. jakbym na tych studiach potrzebowąła jej jeszcze więcej... :(
Edytowany przez 5cbd344c785b55ee30897b0ed3cbd1c4 27 maja 2014, 21:52
26 maja 2014, 00:38
bylam w podobnej sytuacji, tylko ze to ze strony jedego z rodzicow ale z kolei w stosunku do wszystkich dzieci, sytuacja sie rozwiazala- rozwodowo :) teraz mamy spokój i szczęście :D ale przed rozwodem ja tez sie wyprowadzilam...potem wróciłam :) polecamtak zrobic bo sytuacja sie nie oczysci moim zdaniem bo oni tacy sa- chyba zeby poszli na terapieXD moze jak sie wyprowadzisz i przestaniesz ich obciazac tocos sie zmieni ;) polecam dochodowe prace typu dawanie korkow z angielskiego itd. - 4 h po 50 pln w kazdy weekend i się utrzymasz
26 maja 2014, 01:51
A może na Twój problem wpłynąłby ktoś z zewnątrz? Mam na myśli terapię rodzinną. Ale nie mam pojęcia jakie są koszty takich porad. Odnośnie jednego z komentarzy: Pokoje do wynajęcia we Wrocławiu są droższe niż na Śląsku.
26 maja 2014, 07:16
Rodzice zachowują się bardzo nie w porządku. Ale jeśli ty chcesz coś zmienić, mogłabyś zacząć zarabiać - nawet na pół etatu czy coś. Dałoby ci to większą niezależność.Podejrzewam, że dużo negatywnych emocji rodziców się bierze z jakiejś podświadomej pretensji o to (oczywiście nie powinni się na tobie wyładowywać, ale w jakiś sposób można zrozumieć, o co mogą mieć te pretensje).
BTW ja jestem na aplikacji i pracuję na pełen etat, więc to nieprawda, że na aplikacji nie można zarabiać.
Edytowany przez AnabelLee 26 maja 2014, 07:18
26 maja 2014, 08:14
Dla mnei w tym momencie bylby to koniec naszych relacji , nie lazilabym 3 h po miescie tylko szukala pracy ( wiem o czym mowie,ja tez studiuje ciezki kierunek ) ,pokoju do wynajecia , u kolezanek czy ktoras by Cie nie przenocowala kilka dni ,cokolwiek ale do nich bym wracac nie chciala ,moze po kilku dniach jakbym znalazla sobie prace i pokoj do wynajecia po rzeczy ... A druga sprawa jest to ,ze ja nei rozumiem jak 22-letnia kobieta moze sie tlumaczyc rodzicom z tego gdzie wychodzi ? moze to sprawa wychowania ale ja od dawna tego nie robie , w tym roku koncze 20 lat ,jestem 800 km od domu i tlumaczyc sie nie musze ale jeszcze rok temu jak powiedzmy mialam 18,19 i mieszkalam z rodzina to jezeli mowilam gdzie ide to z grzecznosci ,nie wyobrazam sobie telefonow od nich ,,gdzie jestes ",,a wracaj do domu ",,spoznilas sie " co to jest ? tresura psa ? Oni tez Ci sie tak tlumacza ? Jesli by Cie szanowali to szanowaliby tez Twoja prywatnosc i prawo do wlasnego zycia bo w wieku 22 lat niektore dziewczyny juz zenia sie ,rodza dzieci ,jasne ze czasem to za szybko ale czesc z nich na tym wcale zle nie wychodzi , nie pisze tego abys i Ty zakladala rodzine tylko zebys zdala sobie sprawe ile Ty masz lat ijaki to chory uklad ,ja rozumiem ,ze swiezo po 18 rodzicom ciezko przywyknac ,ze ich dziecko jest pelnoletnie i moga jeszcze kontrolowac ,rozumiem nawet do konca liceum (chociaz ja tego nie mialam ) bo matura i chca aby dziecko dobrze zdalo a nie zeby sodowka doroslosci uderzyla do glowy i w ostatniej chwili zawalilo edukacje ,ale 22 lata ? serio ?
Inna sprawa to sa okreslenia na Ciebie ...tego bym nigdy nei darowala ,nie wyobrazam sobie ,ze tak mozna sie odezwac do dziecka , u mnie w domu nigdy takich slow sie nie uzywalo przynajmniej nie przy mnie a juz na pewno nie do mnie ... ja bym uciekala z tamtad jak najdalej ...
26 maja 2014, 08:16
a i tez studiuje prawo bo wlasnie doczytalam Twoj kierunek , ludzie na prawie pracuja , ba ,wiekszosc pracuje =)
26 maja 2014, 09:46
No u mnie większość na pewno nie pracuje :) mam taki rozbity plan, że cięzko cokolwiek znaleźć (zajęcia od poniedziałku do piątku raz o 11 a raz o 16).
i jak już to na własne wydatki, a nie po to żeby się utrzymywać. Tak też chciałam zrobić + dorzucać się kilkaset zł do domu. Ale jak usłyszałam że mój brat ze swoją żoną, którzy u nas mieszkają (niby zbierają na mieszkanie) nie płacą ani grosza, a mają po 30 lat i stałą pracę to mi ręce opadły. Ale z nimi jest wszystko w porządku. I nie muszą wypie*dalać.
Matka się martwi strasznie bo ma z tyłu głowy to, że ponad 20 lat temu zmarła jej córka i do tej pory ma jakąś paranoje. Ale ja się czuje jak w więzieniu.
Edit: jasne, że można zarabiać na aplikacji :) napisałam, że jest ciężko!
Edytowany przez 5cbd344c785b55ee30897b0ed3cbd1c4 26 maja 2014, 09:49
26 maja 2014, 10:06
Współczuję. W ustach rodziców takie słowa nie powinny sie nigdy pojawiać, a sie pojawiają. Czytając pomyślałam,że to znęcanie psychiczne nad tobą. Nie wiem jak u was jest. Twoi rodzice na pewno inaczej widzą opisaną przez ciebie sytuacje. Najlepszym rozwiązaniem byłaby wyprowadzka, ale wiem że to trudniejsze niż się wydaje.
Szkoda,ze tak trudno jest rozmawiać, ja ze swoimi rodzicami tez nie rozmawiam...zwłaszcza z ojcem, bo z nim się nie da rozmawiać...zaraz robi awanturę. Jemu się wydaje że wszystko wie najlepiej, i żadnej innej opcji nie przyjmuje do wiadomości. Może faktycznie napisz do nich list, ale nie w emocjach, bo zbyt dużo negatywnych słów poleci, a nie o to tutaj chodzi.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że na szacunek to trzeba zasłużyć...i nie ważne czy to babcia, ciocia, kolega czy rodzic. Jak masz szanować rodziców, kiedy nie masz w nich wsparcia i nie myślisz o nich dobrze. Nie da się.