- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
18 maja 2014, 12:25
hej są tu kobiety które poznały narzeczonych, czy mężów mieszkających bardzo daleko (powyżej 300-400km) ? jak sobie dawałyście z tym radę zanim zamieszkaliście razem? jak często się widywaliście?
18 maja 2014, 12:36
Ja mam do mojego ok. 1200 km.
Widujemy się najczęściej co miesiąc (choć oczywiście zdarzają się dłuższe, np. dwumiesięczne przerwy). Wtedy zazwyczaj spędzamy ze sobą tydzień, poza tym całe wakacje jesteśmy razem.
Da się wytrzymać bez problemu ;)
18 maja 2014, 12:51
Mamy do siebie ok. 530 km, mamy na chwilę obecną możliwość spotkań max. 3 razy w roku (ferie, wakacje, jakieś pojedyncze eventy na które wybieramy się obydwoje). Idzie przeżyć, czasem tęsknotę czuć bardziej, a czasem wcale (codzienne rozmowy na skype i takie tam. Wiadomo, to nie zastąpi bliskości, ale żyjemy w czasach, gdzie odległość wcale nie jest aż taką straszną barierą).
18 maja 2014, 13:01
Ja mam do mojego ok. 1200 km. Widujemy się najczęściej co miesiąc (choć oczywiście zdarzają się dłuższe, np. dwumiesięczne przerwy). Wtedy zazwyczaj spędzamy ze sobą tydzień, poza tym całe wakacje jesteśmy razem.Da się wytrzymać bez problemu ;)
18 maja 2014, 13:19
dla mnie kosmos, nie dałabym rady ;OJa mam do mojego ok. 1200 km. Widujemy się najczęściej co miesiąc (choć oczywiście zdarzają się dłuższe, np. dwumiesięczne przerwy). Wtedy zazwyczaj spędzamy ze sobą tydzień, poza tym całe wakacje jesteśmy razem.Da się wytrzymać bez problemu ;)
Kwestia przyzwyczajenia tak naprawdę. No i oczywiście perspektyw, jeśli wiadomo, że odległość nie będzie trwać do końca życia, to jakoś tak lepiej się w tym trwa.
18 maja 2014, 13:44
My mieszkamy prawie 300 km od siebie, przyjeżdżamy do siebie na kilka dni tak ok. raz na 3 tygodnie.
Odpowiada mi ta sytuacja narazie, jeszcze mi nie przeszkadza. :)
18 maja 2014, 13:53
Kwestia przyzwyczajenia tak naprawdę. No i oczywiście perspektyw, jeśli wiadomo, że odległość nie będzie trwać do końca życia, to jakoś tak lepiej się w tym trwa.dla mnie kosmos, nie dałabym rady ;OJa mam do mojego ok. 1200 km. Widujemy się najczęściej co miesiąc (choć oczywiście zdarzają się dłuższe, np. dwumiesięczne przerwy). Wtedy zazwyczaj spędzamy ze sobą tydzień, poza tym całe wakacje jesteśmy razem.Da się wytrzymać bez problemu ;)
Dla mnie to abstrakcja :) Najdłuższa rozłąka jaką zaliczyliśmy to były 2 miesiące. I to już było ciężko wytrzymać a nie jesteśmy bluszczami, które każdą chwilę spędzają trzymając się za rączki i patrząc sobie w oczy, wychodzimy osobno, mamy "swoje" życia itp. Ja wiem, że robiłabym wszystko żeby jak najszybciej zmniejszyć odległość, nie dałabym rady tak żyć :) Może to kwestia charakteru?
Wtedy dawaliśmy sobie radę dzięki technologii, codziennie rozmawialiśmy przez telefon i słaliśmy mnóstwo smsów :) No i pocieszałam się, że to tylko 2 miesiące. Ale szczerze to odliczałam każdy dzień. I mimo, że ogólnie czas spędzałam całkiem przyjemnie - bo codziennie widziałam się z przyjaciółką - to cały czas gdzieś ta tęsknota była we mnie.
Także ja podziwiam i trzymam kciuki.
18 maja 2014, 14:00
Kwestia przyzwyczajenia tak naprawdę. No i oczywiście perspektyw, jeśli wiadomo, że odległość nie będzie trwać do końca życia, to jakoś tak lepiej się w tym trwa.dla mnie kosmos, nie dałabym rady ;OJa mam do mojego ok. 1200 km. Widujemy się najczęściej co miesiąc (choć oczywiście zdarzają się dłuższe, np. dwumiesięczne przerwy). Wtedy zazwyczaj spędzamy ze sobą tydzień, poza tym całe wakacje jesteśmy razem.Da się wytrzymać bez problemu ;)
Dokładnie. Ale mówienie, że nie ma problemu, bo teraz jest skype itd jest dla mnie grubą przesadą. Są inne rzeczy oprócz rozmów- bliskość fizyczna i co najważniejsze-seks.
My mieszkamy prawie 1400 km od siebie, widzimy się co 2 tygodnie w weekendy, gdzie prawie w ogóle nie mamy dla siebie czasu-on lata na studia zaoczne tutaj) i generalnie bardzo się między nami pogorszyło. Przyzwyczaiłam się do bycia samą- to fakt, ale nie powiem, że to dobre przyzwyczajenie.
18 maja 2014, 14:06
Dokładnie. Ale mówienie, że nie ma problemu, bo teraz jest skype itd jest dla mnie grubą przesadą. Są inne rzeczy oprócz rozmów- bliskość fizyczna i co najważniejsze-seks.Kwestia przyzwyczajenia tak naprawdę. No i oczywiście perspektyw, jeśli wiadomo, że odległość nie będzie trwać do końca życia, to jakoś tak lepiej się w tym trwa.dla mnie kosmos, nie dałabym rady ;OJa mam do mojego ok. 1200 km. Widujemy się najczęściej co miesiąc (choć oczywiście zdarzają się dłuższe, np. dwumiesięczne przerwy). Wtedy zazwyczaj spędzamy ze sobą tydzień, poza tym całe wakacje jesteśmy razem.Da się wytrzymać bez problemu ;)
Ja nie uważam tego za przesadę. Owszem, bliskość jest bardzo, bardzo ważna i nie zaprzeczam, że mi też tego często brakuje, ale o wiele lepiej mieć tego Skypa i komunikatory, niż tak jak parę dobrych lat temu pisać do siebie listy i czekać długo na odpowiedź, a miejscami zastanawiać się, czy ta osoba w ogóle jeszcze żyje.
18 maja 2014, 14:08
Ja też podziwiam takie osoby... nie bylam w takiej sytuacji bo maz mieszkal 40 km ode mnie i widywalismy sie codziennie ale mysle ze nie dalabym rady... tesknilam czasem jak widzielismy sie na godzine a nie wiecej :) ale to wlasnie chyba zalezy od charakteru i stylu bycia. Chodzi mi tutaj o to ze rozrywkowe osoby, ktore często wychodzą i maja rzesze znajomych maja o wiele "latwiej" :)