Temat: Toksyczny związek

Witam. Musze się wygadać :(

 Otóż od 3 lat jestem w związku z facetem (ja 26 on 29) .. Już na początku on wprowadził się do mnie. Na początku było super. Obecnie nasz związek to chyba książkowy przykład toksycznej relacji :( Ciągle się kłócimy, w tym kłótniach głównie od niego lecą różne wulgaryzmy, ja przy tym często również nie wytrzymuje i wyzywam. Ciągle podejmuje starania aby to zakończyć a on mi to utrudnia. A ja ulegam :( Ale już po mału to wszystko przekracza granice, brak szacunku w tym związku osiąga po mału apogeum. Ciągle słyszę jaka ja zła, poj**na, głupia, jeb***. Dziś znowu mnie zwyzywał. Najdziwniejsze że jego słowa już nawet mnie nie bolą - kiedyś płakałam .. Powiedziałam mu dziś tylko, że to on jest idiotą skoro mieszka u takiej beznadziejnej dziewczyny jak ja, że nie ma honoru - bo gdyby go posiadał to by się wyprowadził, i że zmarnowałam przy nim 3 lata życia - co go wielce oburzyło i zaczął wypominać mi wszystko co dla mnie zrobił - zresztą jak zwykle. Dużo łatwej by było gdybym to ja u niego mieszkała - spakowałabym swoje rzeczy już dawno, a tak to on zawsze ubłaga u mnie wszystko. Sama nie rozumiem czemu tak ciężko mi to zakończyć. Jestem po strasznych przeżyciach, straciłam tatę w wyniku ciężkiej choroby (m.in wypomniał mi że kiedy tata chorował to woził mnie po szpitalach po kraju), do dziś nie mogę się pozbierać, czuje że bardzo osłabłam psychicznie :( Aczkolwiek powtarzam sobie że już nic gorszego spotkać mnie nie może, i takie rozstanie w porównaniu z tym to będzie błachostka. Ale chyba w głębi boję się też zostać sama, bez żadnego faceta u boku, ze nie dam rady. I nie chodzi o sprawy finansowe bo tu nie mam co się bać. Także jako życiowy partner to beznadziejny przypadek. Jednak przyznam że kocham go, i dlatego mi ciężko, ale nie chce przez jakieś hormony zmarnować sobie życia. Jednak boję się że on nie odpuści, zawsze powtarza się taki schemat:

1. Jest awantura, gdzie lecą ostre wyzwiska, ja czasami zniżam się do jego poziomu i też zaczynam wyzywać. Nie odzywamy się do siebie.

2. Potem on idzie do pracy (pracuje 24x/72h)

3. On zaczyna pisać/dzwonić z pracy, pytając czy przemyślałam swoje zachowania lub przepraszając.

4. Jak to pierwsze to odp że tak przemyślałam i chce się rozstać/ jak to drugie to piszę mu że słowa "przepraszam" nie mają znaczenia i że chce się rozstać. Potem on zawsze pisze że się stara że kocha że beze mnie nie ma po co żyć itp.

5. Wraca z pracy, jest bardzo miły, podlizuje się, kupuje kwiaty i w końcu ja ulegam tego samego lub na następny dzień i jest ok do kolejnej kłótni.

On zawsze obiecuje zmiany ale nic z tego nie ma. Nie wiem jak wybrnąć z tego związku, jak zacząć znowu żyć, jak zacząć być szczęśliwą. Czasami myślę sobie że chciałabym żeby coś mi się stało, żebym umarła, wtedy zniknęłyby wszystkie problemy ale z drugiej strony moja mama by tego nie przeżyła, ma tylko mnie a ja tylko ją. 

Nie chce iść do psychologa, chce jakoś sama sobie z tym poradzić. Może znacie jakieś książki na ten temat? Albo sposoby żeby znaleźć w sobie tyle siły żeby zakończyć coś co mnie niszczy :(

Najgorsze w tym wszystkim że dwie moje najbliższe koleżanki są w związkach, wg mnie "gorszych" i na ich tle mój związek wypada bardzo korzystnie i przez to porównywanie czasami myślę "może nie mam tak źle" ale przecież nie o to chodzi, prawda?

Uciekaj z takiego związku,nie wyobrażam sobie, usłyszeć jesteś popie* albo coś podobnego, to jest przemoc psychiczna. jak byście mieli kiedyś dzieci to co one będą tego słuchać? do nich też tak będzie mówił, jaki da im wzór? mówił, że się zmieni, ale skoro nie ma poprawy, to już jej nie będzie i nawet nie próbuje tego zmienić. Daj sobie spokój 

Pasek wagi

A jak jest z Tobą? Masz może więcej bliskich znajomych niż te koleżanki? Wychodzi na to, że łączy Cię z nim głównie brak możliwości wyobrażenia sobie, jak będzie bez niego. Jeśli jednak zaangażujesz się mocniej w inne znajomości, może nawet poznasz nowych ludzi, to powinno być łatwiej. Czasem przez znajomych nawet dobrane pary się oddalają od siebie - a to przecież pośredni cel dla Ciebie, aby zostawić go i zacząć od nowa.

I owszem, w żadnym razie nie chodzi o porównania. A już na pewno nie o te spod znaku "ktoś ma gorzej".

Kiedys ktos przytoczyl bardzo ladne okreslenie  "Milosc to dobre slowa i dobre uczynki"  to takze szacunek wzajemny do siebie u was tego nie ma. Wiec albo wezmiesz sie w garsc i zakonczysz to bo to co piszesz to jakas patologia albo bedziesz dalej meczennica

Konieczna porządna rozmowa i niech się wyprowadza. nie ma co się męczyc

Pasek wagi

patkak napisał(a):

Uciekaj z takiego związku,nie wyobrażam sobie, usłyszeć jesteś popie* albo coś podobnego, to jest przemoc psychiczna. jak byście mieli kiedyś dzieci to co one będą tego słuchać? do nich też tak będzie mówił, jaki da im wzór? mówił, że się zmieni, ale skoro nie ma poprawy, to już jej nie będzie i nawet nie próbuje tego zmienić. Daj sobie spokój 

Właśnie też o tym myślę, że ja jakoś wszystko zniosę ale nie wyobrażam sobie z nim zakładać rodziny, bo nie wierzę że się zmieni a nie chciałabym żeby moje dzieci wysłuchiwały tego typu kłótni i co gorsza, chłonęły taki przykład :(

Sfaxy007 napisał(a):

A jak jest z Tobą? Masz może więcej bliskich znajomych niż te koleżanki? Wychodzi na to, że łączy Cię z nim głównie brak możliwości wyobrażenia sobie, jak będzie bez niego. Jeśli jednak zaangażujesz się mocniej w inne znajomości, może nawet poznasz nowych ludzi, to powinno być łatwiej. Czasem przez znajomych nawet dobrane pary się oddalają od siebie - a to przecież pośredni cel dla Ciebie, aby zostawić go i zacząć od nowa.I owszem, w żadnym razie nie chodzi o porównania. A już na pewno nie o te spod znaku "ktoś ma gorzej".

Te koleżanki są mi najbliższe, mam znajomych, ale dużo się ucięło przez ten związek, a ja przyznam że też teraz nie mam w ogóle chęci na wychodzenie z domu i spotykanie się z kimkolwiek. Zgadza się - właśnie głównie trzyma mnie strach przez byciem samą :( Czasami myślę że co będzie jak kolejny facet będzie jeszcze gorszy? Głupi tok myślenia :(

Kitkka napisał(a):

Kiedys ktos przytoczyl bardzo ladne okreslenie  "Milosc to dobre slowa i dobre uczynki"  to takze szacunek wzajemny do siebie u was tego nie ma. Wiec albo wezmiesz sie w garsc i zakonczysz to bo to co piszesz to jakas patologia albo bedziesz dalej meczennica

Właśnie - ale jak wziąć się w garść? Oczywiście byłoby to łatwiejsze gdyby on nie stawiał oporów, gdyby się wyprowadził to by był koniec, ja mam dość twardy i uparty charakter - wiem że na pewno nie zdarzy się tak że on się wyprowadzi a ja zacznę próbować nawiązywać kontakt czy starać się wrócić, wiem że to będzie koniec, ale wiem też że on nie odpuści tak łatwo.

Nie masz chęci, bo jesteś w tej sytuacji. A będziesz w niej, dopóki właśnie nie wyjdziesz i nie poszukasz zewnętrznego oparcia. Czasem najpierw trzeba się zmusić. Nie musisz od razu wyjść na wielką imprezę, możesz najpierw spróbować od nowa nawiązać kontakt np. za pomocą facebooka. Jeżeli część znajomości urwała się faktycznie przez Twój związek, to na pewno znajdą się ludzie, którzy będą pochwalać Twoją decyzję i pomogą Ci w realnym wymiarze, choćby nawet wyciągając Cię za rękaw z tego marazmu. Rozumiem, jak to jest bać się samotności. Jednak to, że największym problemem jest ten lęk, najlepiej obrazuje fakt, że Wasz czas się już skończył.

Nie jesteś skazana na samotność ani takiego biesa. Jesteś starsza i mądrzejsza, lepiej doświadczona. 

Tzn. nie tyle co pourywały mi się kontakty co sama je ograniczyłam, i nie tyle przez ten związek co przez ogólny mój stan psychiczny związany głównie ze stratą taty, ale pewnie też i przez to że czuje się nieszczęśliwym człowiekiem. Nie pamiętam dnia w którym nie uroniłam chociaż kilku łez. Ogólnie udało mi się odciąć od wszystkich fałszywych osób w moim życiu, został tylko on. Nawet nie wiem czy go kocham, pewnie jeszcze tak, poza kłótniami jest też dużo chwil szczęścia, które przy nim nadal mnie trzymają, w zasadzie aktualnie jedyne chwile w których jestem szczęśliwa przeżywam właśnie z nim, ale też jedyne te, w których czuje się nieszczęśliwa również są przez niego. I tak w koło Macieju :( Zastanawiam się jak daleko musi to zabrnąć żebym powiedziała DOŚĆ! Gdzie jest ta granica? Co on musi zrobić Zdradzić? Uderzyć? Tego raczej nie zrobi .. czyli co musi się stać żebym zdobyła się na definitywne rozstanie?

Nie możesz się spakować bo jesteś u siebie? Spakuj mu walizki i postaw w przedpokoju a jak wróci z pracy po prostu oznajmij mu " Wyprowadzasz się " i nie dawaj się uprosić bo wasz związek nigdy nie będzie lepszy a ty nie będziesz szczęśliwsza.

ciezka sprawa... z jednej strony rozsadek podpowiada Ci, ze to nie ma sensu, ale sa tez uczucia.... szkoda Ci pewnie przekreslic te 3 lata, ale wizja kolejnych lat w takiej sytuacji moze byc przytlaczajaca. Sama musisz podjac decyzje co dalej.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.