Temat: DDA a związek

ciekawa jestem czy są tu osoby z rodzin dysfunkcyjnych, które w związkach nie powielają błędów rodziców? czytałam trochę o dorosłych dzieciach alkoholików i sama po sobie widzę że wiążę się z osobami uzależnionymi, potrzebującymi mojej "pomocy", brak pewności siebie nadrabiam nadskakiwaniem, nadmiernym staraniem się, zbyt mocno się angażuję, muszę wszystko kontrolować.

ciekawa jestem czy zawsze na osobach z rodzin np alkoholowych to się odbija w ten sposób?  czy są osoby, które pomimo trudnych warunków w domu potrafiły stworzyć "zdrowy" związek?

Ja mam mężczyznę od 3 lat, ślubu jeszcze nie mamy, ale mieszkamy razem. Cały czas daje mi odczuć że mnie kocha i szanuje. Czuję się przy nim bezpieczna i szczęśliwa :) Jednak są dni kiedy zauważam problem wyniesiony z domu, kiedy nawet najmniejszy zgrzyt analizuję po sto razy zastanawiając czy moje życie nie potoczy się znów tym samym torem i nie skończę jak własna matka z facetem który mnie zniszczy psychicznie. Wiem że to trochę irracjonalne ale naprawdę czasem ciężko z tym walczyć, ciężko tak po prostu całkowicie zaufać. Mam 2 starsze siostry, które mają mężów. Niestety wydaje mi się że one powoli zbliżają się do zachowań wyniesionych z domu rodzinnego. A to jeszcze bardziej potęguje moje wątpliwości...

Nie jestem DDA, ale DDD. Nie mówię o typowej patologii - typu skrajne ubóstwo czy powody do robienia obdukcji co tydzień, ale jeśli siedzisz w temacie, to wiesz, że to nie są jedyne dysfunkcje, jakie mają miejsce. Mój pierwszy związek - dwuletni - był tragiczny, toksyczny, wyniszczający. Zakochałam się w alkoholiku, który przy okazji był patologicznym kłamcą - wiedział idealnie, jak być dobrym, wręcz wspaniałym człowiekiem i kreował obraz siebie jako takiej właśnie osoby - poukładanej, miłej, brzydzącej się kłamstwem, zdradą. Długo by się rozpisywać, ale kłamał w sposób niesamowity, przechodzący ludzkie pojęcie, opanował tę sztukę do perfekcji. Ciężko to opisać słowami. Omamił mnie choć z natury jestem nieufna. Ja oczywiście nie widziałam problemu, chociaż nie czułam się szczęśliwa. Wmawiałam sobie, że tak musi być, że nie potrafię być szczęśliwa, że to moja wina, że lepiej nie będzie, lepszego nie znajdę, chociaż były ciągłe kłótnie, sprowadzał mnie coraz bardziej na dno i manipulował mną wmawiając mi, że jestem bezwartościowa, w co oczywiście wierzyłam. Potem jeszcze próbowałam mu pomóc. Cholernie mnie to wyniszczyło, wiele zła wyrządziłam sobie samej w ciągu tego związku. Potem jeszcze parę razy powieliłam schemat w krótszych relacjach (dysfunkcyjnych na wiele różnych sposobów), aż nadszedł moment, w którym zdałam sobie sprawę, że tak nie może być, że mam dość, że nie mogę i nie chcę taka być. Postanowiłam wtedy, że przez najbliższych parę lat, dopóki nie naprawię wnętrza swojej głowy, z nikim się nie zwiążę choćby na pięć sekund. Parę miesięcy po tym postanowieniu, spotkałam kogoś, kim z początku się nie zainteresowałam, nie był to w końcu żaden świr jak poprzedni, ot taki sobie zwyczajny chłopak, a przecież mnie zwyczajność z definicji nudziła. Ale w miarę jak go poznawałam, odkrywałam to, że można być wspaniałą osobą i nie mieć żadnych "odchyłów" na tle psychicznym. Że można być zupełnie normalnym i jednocześnie ciekawym człowiekiem. Po raz pierwszy jestem w szczęśliwym związku, bo wyszłam poza schemat, dałam szansę "przeciętności" i okazało się, że to jest dokładnie to, czego potrzebuję, żeby w końcu zacząć normalnie żyć. Nie ma kłótni o byle co, nie ma chorobliwej zazdrości, nie ma ciągłego "balansowania na krawędzi", wzajemnego wprowadzania się w tragiczny nastrój i prowokowania kolejnych dysfunkcyjnych zachowań. Jest za to spokój, stabilność, wsparcie i wzajemne zrozumienie. On jest niesamowicie cierpliwy, znosi moje dziwne zachowania, które jednak wciąż mają miejsce i wyciąga mnie z dna po trochu każdego dnia, od ponad roku. Owszem, nadal mam mnóstwo wątpliwości, analizuję wszystko po pięćset razy, czasem zachowuję się nienormalnie, ale jest coraz lepiej. Da się. Naprawdę.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.