Temat: Facet. Syndrom Piotrusia Pana.

Hej dziewczyny.

Nie wszystkim pewnie owy syndrom jest znany ale jeśli trafiłyście na takiego gigusia to pewnie po czasie go zdemaskowałyście.
Byłyście kiedyś w związku z "Piotrusiem"? jak udało Wam sie od tego uwolnić?

Czekam na rady.

Pozdrawiam.

Ofiara- Piotrusia Pana.
Tak, znam temat. 5  lat zwiazku, ktory w pewnym momencie stal sie tak toksyczny, ze odeszlam. Ale nie pomoglo mi to, poniewaz teraz wylizuje rany powstale w mojej psychice
ja jestem w takim zwiazku.moze jest to mniejsze natezenie niz wy to opisujeie. nie przeszadza mi to bo ja tez jestem piotrusiem panem. :D poki co mieszkamy razem ale o slubie mozna nie mowic przez 10 lat :D
Pasek wagi
Ja mam chyba Piotrusia Pana w wersji light :-D Bo mi z nim dobrze :) Jesteśmy razem 10 lat, od roku jesteśmy małżeństwem, od 4 miesięcy jesteśmy rodzicami. Ale to chyba kwestia charakteru kobiety. Urzekła mnie jego infantylność. Sama musiałam szybko dorosnąć, bo życie mnie trochę poobijało, więc jestem mega poważna, poukładana i taki Piotruś Pan u boku pomaga mi zachować równowagę w życiu. Przypomina mi, że w życiu zabawa też jest ważna. Fakt - wszystkie decyzje są na mojej głowie, ale ich realizację potrafię przerzucić na Męża - czasem potrzebuje nagrody, czasem trzeba na niego warknąć, ale się da :) No i jest wspaniałym ojcem. Myślę, że córka trochę go zmieniła, trochę wydoroślał. Ale ten "lekkoduch" od czasu do czasu się przebija.
Pasek wagi

dziewczyny jeśli amcie takiego faceta to jak najdalej od niego. Ja mam teraz tak zniszczona psychike, że czasami sobie myśle, że juz lepiej nie bedzie. Naprawde. a on? pomimo obietnic, dlugich rozmow nic, nic sie nie zmienił... chociaz nie nie przepraszam na miesaica gora dwa :P ale strasznie sie wtedy męczył, że musiał schować swojego Piotrusia do kieszeni. z tym, że po tym bezpiotrusiowym czasie- Piotr wracał ze zdwojoną siłą. Nie polecam a nawet odradzam z całego serca.

Tacy faceci są uroczy, przystojni, ten "moj" to wiecie, siłownia, motory, masowe imprezy... taki fifa raf... no i ma 26 lat i nadal mieszka z mamunią, która go wyrecza we wszytskim co jest tylko możliwe...

Ja długo tego nie widziała ale teraz wiem , ze on to klasyczna postać Piotrusia. I tak naprawde najbardziej jest mi żal siebie, ze chciałam i próbowałam go zmienic a tak naprawde najwięcej straciłąm ja.

Ja bylam :) pomogl poprostu czas. 2 lata pocierpialam a teraz po lacznie 4 mam to za soba i nawet tego nie pamietam bo jestem teraz w szczesliwym zwiazku i co najlepsze z najodpowiedzialniejszym, myslacym, facetem na ziemi ( jak dla mnie ) :)

slonecznik1992 napisał(a):

No wiem, znam. Jestem z takim facetem prawie 5 lat. Łudzę się, że się zmieni...Syndrom Piotrusia Pana to inaczej dorosly facet, który jest wiecznym dzieckiem, ucieka od samodzielnosci, dorosłości, unika odpowiedzialnosci, zazwyczaj jest egoista, nic nie umie wokol siebie zorganizowac, i zazwyczaj na kazdym kroku wykorzystuje najblizsze osoby, ktore okreca sobie wokol palca...

wow zastanawiam się, jakie są te osoby, które dają się mu oplątać? Chyba jakieś Matki Teresy, opiekunki? Bo ze mną by to nie przeszło. 

nie no, moj facet mieszkal sam od ok 22 r.z nie jest gotowy na zeniaczke i dzieci, pracuje i bawi sie
Pasek wagi
A mój przypadek Piotrusia pewnego dnia przegiął strunę i powolne budowanie mojej niechęci do niego momentalnie wyskoczyło w górę. Był do tego stopnia nieodpowiedzialny, że kiedy w II klasie LO nie przeszedł przez matmę (co prawda rozszerzoną, ale jednak!) i miał poprawkę w sierpniu (dodam, że w najlepszej szkole w mieście, gdzie dyrektor na wywiadówkach prosił rodziców, co by ich dzieci rozszerzonej matmy nie zdawały, jeśli są z tej matmy przeciętne) i uwierzył dyrektorowi, że się nie musi uczyć, bo i tak przejdzie w głosowaniu grona pedagogicznego. Na poprawce nie zrobił nawet pół zadania (no bo po co? Przecież mama może iść i załatwić sprawę), głosowania nie przeszedł i tym sposobem jest rok w plecy. I dzięki Bogu, bo jeszcze by wyjechał ze mną na studia.
Na kilka dni przed moim wyjazdem oznajmił mi, że jak mnie nie będzie, to on sobie znajdzie dziewczynę, będzie sobie na niej używał (WTF?!), a jak wrócę, to ją zostawi. Prychnęłam na niego, że trochę to chore, skoro jako hipochondryk (dość ciężki, ból brzucha był powodem do płaczu, nawet nie pomógł mi zdrapywać farby ze ścian, bo twierdził, że będzie miał od tego raka i z przyjaciółką tydzień to robiłyśmy, ale to już mu oczywiście nie przeszkadzało) panicznie boi się wpadki (jak mnie przytulał, to się owijał kocem wokół bioder, gdyby przypadkiem mu preejakulat wyciekł). W dodatku chciał potraktować jakąś Bogu-winną dziewczynę w tak perfidny sposób. Jak opowiadał o swoich planach na przyszłość, czyli zarabianiu milionów za nic (bo na ładną buźkę to on mógł jedynie w agencji towarzyskiej zarobić) i podejściu, że kiedyś będzie miał kobietę, której zrobi dziecko, ale nie będzie z nimi mieszkał, to mi ręce opadały.
Zostawiłam go, wyjechałam na studia, ustaliliśmy kontakty czysto-przyjacielskie i viola. Poznałam cudownego faceta, który jest odpowiedzialny, samodzielny, potrafi wiele rzeczy zrobić i wybitnie imponuje mi tą swoją zaradnością. Było mi o tyle łatwiej, że na te studia wyjechałam 400km dalej i nie miałam zamiaru wracać co weekend, ani on przyjeżdżać nie mógł. Początkowo tylko kontaktował się ze mną przez neta i telefonicznie, aż w końcu dowiedział się o moim kochanym B. i zaczął się koszmar w postaci wyzwisk, płakania, że mam wrócić do niego, że on nie wiedział, że mnie kocha (to po cholerę to mówił...), że on chce, żebym do niego wróciła, że nigdy nie spotka tak dobrej osoby, jak ja, że jestem taka-sraka-owaka (przytaczać nie będę, ale między innymi zostałam samicą psa i materiałem do mycia najczęściej podłóg, jak i panną lekkich obyczajów). 
Innymi słowy uważam, że z takiego Piotrusia diabeł wychodzi w momencie zagrożenia utraty tego bezpieczeństwa matczynego. Ale to już trzeba zacisnąć zęby i twardo trzymać się swojego. W końcu odpuści, a być może na horyzoncie pojawi się prawdziwy facet z krwi, kości i przede wszystkim - rozumu! :D
Mną się zainteresował taki chwilę temu , podobny z opisu, do tego poszkodowany, bo pracy znaleźć nie może  ale jak mu załatwiłam, bo kolega akurat szukał kogoś do agencji reklamowej  przy drukowaniu reklam, to zaczęły się wymówki, że za daleko... a to nie tak daleko znowu, są busy.. taki wieczny chłopiec, tylko zabawa.. przystojny bardzo ale chyba szuka dziewczyny, która się nim "zaopiekuje" ;) i pewnie wkońcu znajdzie.
Znam temat. byłam z gościem 3 miesiące... Przed byciem razem pokazywał jaki to on nie jest dobry, wspaniały i zaradny a potem wyszło szydło z worka. Mówił, że on nie jest pewny naszego związku, mając 26 lat nadal mieszkał z mamusią, która prócz niego wychowała sobie jeszcze dwóch takich Piotrusiów. Mamusia za niego robiła wszystko, dawała kasę na wszystko - on- nic nie robił, niczego nie miał w planach - jedynie gry komputerowe, planszowe, koledzy i piwka w plenerze.Praca ? to nie dla niego. Mamusia załatwiała za niego wszystko- banki, urzędy, studia, lekarzy- bo on się wstydził.. Podjęłam decyzję o zerwaniu, gdy naubliżał mi mocno i męczył mnie psychicznie a potem przepraszał, błagał i obiecywał, ze to się nie powtórzy. Na pytanie co chce robić w życiu odpowiadał, że chce, żeby jego żona pracowała, zarabiała kasę a on będzie z niej korzystał [ serio! ] Kasę zarabiał sprzedając swoje figurki i gry na allegro.  Po zerwaniu nie dawał mi spokoju, przyjeżdżał do mnie do domu, kupował kwiaty jakby myślał, ze to zmieni moją decyzję i te krótkie 3 miesiące wynagrodzi psychicznego męczenia się. A gdy już po rozstaniu powiedziałam mu, ze mi się okres spóźnia to : gówno mnie to obchodzi, nie przyznam się do dziecka, bo przecież mogłaś dawać dupy innym ;] Ogólnie męczarnia - nie można się było dogadać bo to zawsze on musiał mieć rację i o żadnym kompromisie mowy nie było. Ciągle miał wyrzuty i pretensje- uczepił się mnie jakbym była jego deską ratunkową i miałby już innej nie spotkać. Jednego dnia mówił, ze kocha, innego, że jestem zjebana. W styczniu z nim zerwałam, ale przez studia miałam z nim kontakt a że jestem dojrzała i dorosła- zachowywałam się po ludzku - nie ubliżałam, nie przestałam się odzywać - byłam koleżanką. Gdy pojechaliśmy na praktyki całym rokiem studiów - ciągle chciał ze mną gadać, łaził za mną, przystawiał się, próbował się dobierać, właził mi do łóżka, męczył psychicznie. Najpierw chodziłam struta a później nie wytrzymałam - opierdoliłam go z góry na dół, kazałam mu odwalić się i dać mi spokój. Pomogło ? Nie.Nadal kontynuował swoje praktyki nękające mnie no i przepraszał, płakał, mówił, że rzuci studia przeze mnie, przekonywał, że się zmienił..... cuda wianki- bylebym do niego wróciła, ale z litości nie będę z żadnym facetem. Nic sobie z tego nie robiłam bo żadnych uczuć do niego nie żywiłam, ale do cholery to było męczące jak mówisz komuś- spieprzaj a ten ktoś ma wyjebane na to, bo nic do niego nie dociera i nadal próbuje swoich kombinacji. A najbardziej było wkurwiające jak wydzwaniał do mnie po nocy po 30 razy, w dzień to samo i miliony smsów.... Pomogło dopiero jak po 7 miesiącach od zerwania z tamtym zaczęłam być z moim obecnym chłopakiem- z milionem wspaniałych cech i również kolegą ze studiów. Co na to Piotruś ? Wyzwiska te o ladacznicach i rzeczach myjących podłogi i jakieś chore opinie na mój temat. Zablokowałam numer i usunęłam, profil na Facebooku zablokowałam i zgłosiłam. 
Nie wyobrażam sobie związku długoczasowego z takim człowiekiem- nieważne jak bardzo nie był by przystojny i takie tam. Żaden argument by mnie nie przekonał.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.