- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
2 lipca 2013, 14:11
Był wczoraj taki temat o mężatce, która coś czuje do kolegi czy jakoś tak, ale nie zdążyłam przeczytać. Postanowiłam, więc napisać o sobie, najwyżej mnie zmieszacie z błotem – trudno – może się otrząsnę. Mam 27 lat od 7 jestem mężatką. I niestety chodzi sobie po tym świecie facet na widok, którego razi mnie piorunem. Nie pracujemy w jednej formie, ale w dwóch współpracujących ze sobą, mamy kilka spraw łączących się, więc nasz kontakt jest konieczny i nie może nas nikt zastąpić – taka praca. To wszystko jest straszne, bo wiem, co mnie w nim urzeka – jest miły, zabawny, inteligentny, stanowczy, szarmancki, jeśli trzeba to stanie w mojej obronie (serio – były takie sytuacje).
A co dziwne - ja przy nim nawet nie głupieje – jestem jakby normalna – poza tym, że w środku wszystko mi się wywraca. I jakoś przy nim wznoszę się na szczyt mojego intelektu i dowcipu. I mam wrażenie, że znamy się od zawsze, a znamy się faktycznie od ok. 1,5 roku. Początkowo mieliśmy mniejszy kontakt i chyba się go trochę bałam, jest starszy o 8 lat, ale jedna ze spraw służbowych wymagała wspólnej podróży samochodem i wtedy właśnie wszystko się jakoś przestawiło.
Do niczego między nami nie doszło – oprócz lekkich dwuznacznych żartów. On ma żonę i córkę. Nie rozmawiamy o rodzinach – jak to bywa między przyjaciółmi, mówimy o sobie, o marzeniach, co chcielibyśmy, czego nie mamy, nie mieliśmy, o tym, jacy jesteśmy.
Nie wiem, co robić. Gdy zaczęłam czuć, co się ze mną dzieje
zwróciłam się jakby w stronę mojego męża. Chciałam ożywić nasz związek, żeby
coś się działo – jak kiedyś – wspólne wypady, kolacje, tańce, rozmowy. Ale mój
mąż nie zapałał do moich pomysłów optymizmem. Mówi, że mnie kocha, ale tego nie
pokazuje. Jest obok mnie, siedzi na kanapie. Ja już w tej chwili mówię wprost -
wyjdź ze mną, pogadaj, zainteresuj się – ja tego potrzebuje. Ja naprawdę staram
się ratować – sama organizuje jakieś kolację – albo w domu, albo gdzieś na
mieście, żeby tylko coś się działo w naszym życiu. Ale on nie.
A do tego czuję się tak strasznie winna, bo tamten dzwoni jakby jednak częściej i w sprawach niewymagających mojego udziału – coś na zasadzie – byle się spotkać, a ja przystaje na te spotkania. I tak się szarpię sama ze sobą. Przepraszam za chaotyczność, ale trudno mi to wszystko poukładać.
2 lipca 2013, 14:19
2 lipca 2013, 14:19
2 lipca 2013, 14:22
2 lipca 2013, 14:24
2 lipca 2013, 14:44
2 lipca 2013, 15:00
2 lipca 2013, 15:18