- Dołączył: 2013-06-28
- Miasto: kraków
- Liczba postów: 6
29 czerwca 2013, 12:19
Ojj dużo by pisać, w "skrócie" (już teraz duży ukłon dla tego kto poświęci czas na przeczytanie) wygląda to tak: mój chłopak chce przejąć kredyt siostry na dom, tym samym dom byłby na niego. Bo siostrze się "odwidziało" i domu już nie chce, postanowiła na stałe zostać za granicą, gdzie aktualnie mieszka z mężem i spodziewają się dziecka. Ponad 1/5 jest już spłacona (musiałby spłacić też siostrę). W tym domu mieszkają aktualnie ich rodzice, na dniach ma się przeprowadzić najmłodsza siostra z dwójką dzieci (nie ma męża), która nie pracuje a utrzymuje się z alimentów (póki co najmłodsza siostra mieszka w bloku w mieszkaniu rodziców, które chcą sprzedać, do tej pory mój chłopak opłacał czynsz w tym mieszkaniu).
Mój chłopak bardzo dobrze zarabia, miesiąc temu wyjechał za granicę bo dostał tam bardzo korzystną ofertę pracy. Po przeliczeniach miało być 2-3 lata, tyle by wystarczyło aby dorobić się na dobry start dla nas: jakieś wesele + dom (budowany bez kredytu, odkąd pamiętam to zawsze chciał się dorobić czegoś bez kredytu). Plany były takie, że ja zrezygnuję z pracy tutaj i dojadę do niego, nie chcemy tyle czasu być osobno, a tu moja praca to żadne kokosy, więc łatwo mi się poświęcić i zrezygnować z niej i szukać czegokolwiek tam.
Jednak jak się dowiedziałam o jego aktualnych planach, to zrobiło mi się bardzo przykro - nikt mnie o zdanie nie zapytał, czy chcę ten dom, czy chcę w przyszłości zamieszkać z całą jego rodziną. Niby twierdzi, że młodsza siostra potem się wyprowadzi jak sobie życie ułoży - wg mnie łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Żeby nie było - ja bardzo lubię jego rodzinę, tu nie o to chodzi że ich nie lubię czy się nie dogadujemy - co to, to nie. Wiadomo, drobne zgrzyty się pojawiają, ale to chyba w każdej, nawet najlepszej rodzinie. Ale od zawsze byłam zdania że dwie rodziny lub więcej w jednym domu to zbyt wiele. I zdania tego nie zmieniłam. Nawet ze swoją rodziną nie chciałabym mieszkać po ślubie, mimo że ich bardzo kocham. Co innego kilka lat, na czas budowy czy ustatkowania się, ale nie z perspektywą na zawsze. Tak więc nie chcę w przyszłości mieszkać z jego rodziną, tym bardziej w domu, który urządzała jego siostra, dla mnie po prostu on jest i zawsze będzie domem siostry i rodziców, wątpię żebym się poczuła tam jak u siebie.
Wiem, że to trudna sytuacja - mój chłopak czuje się odpowiedzialny za rodziców, nie chce żeby wracali do bloku, za siostrę która została sama z dziećmi też. W ten dom każdy z rodziny dużo swojej pracy włożył, czego pieniężnie nikt już nie zwróci (przy ewentualnej sprzedaży domy na poczet kredytu). Mojemu chłopakowi szkoda właśnie tego domu oddawać, osobiście zanim się poznaliśmy on też dużo siostrze tam pomagał przy budowie i wykończeniu. Mam żal do drugiej siostry że tak postąpiła, decydując się na kredyt i budowę domu powinna teraz konsekwentnie go spłacać. I to nie chodzi o to, że straciła pracę czy coś - nie nie. Ale twierdzi, że nie stać ją na niego, tym bardziej że jej się odwidziało i nie chce tu wracać.
Może i wyda się to egoistyczne z mojej strony. Bo to mój chłopak a nie ja dobrze zarabia, to on miał zapracować na nasz przyszły wspólny dom. A że jest on cudowny, kochany i dobry, to chce też teraz pomóc swojej rodzinie. Nie mam mu tego absolutnie za złe. Ale smutno mi, że czuję inaczej, po prostu nie chcę mieszkać z jego rodziną, chcę mieszkać z nim, i z naszymi dziećmi które w przyszłości chcemy mieć. Dodam, że mamy po 28 lat, myślimy już poważnie o zakładaniu swojej rodziny i o dziecku.
Nie wiem co robić, nie chcę go nastawiać przeciwko jego rodzinie, ale też nie chcę czuć się źle w tej rodzinie. A tak będzie jak zamieszkamy razem. Wolałabym już chyba mieszkać na wynajmie w bloku, mimo iż całe życie mieszkam z rodzicami w domu z podwórkiem. Dodam jeszcze, że u niego w rodzinie jest tak, że cała rodzina jest obarczona problemem jednej osoby - jak ktoś ma problem. I to generalnie z tego co widzę zawsze mój chłopak się poświęca. U mnie też jak moje rodzeństwo czy rodzice mają problem to staramy się pomóc, ale generalnie swoje problemy każdy sam rozwiązuje, a nie liczy na innych i bez skrupułów korzysta z ich dobrego serca.
Czy Wy (patrząc z boku na całą sprawę) uważacie, że przesadzam? Czy mam prawo czuć się źle w tej sytuacji, czy powinnam raczej się cieszyć, że będę mogła mieszkać w pięknym domku i nie powinnam narzekać?
Jak można rozwiązać ten problem? Chciałabym poznać Wasze zdanie, i z różnych perspektyw spojrzeć na tę sytuację.
- Dołączył: 2012-01-27
- Miasto: Rzeszów
- Liczba postów: 3790
29 czerwca 2013, 13:42
Kochana nie przesadzasz. Oczywiste jest to, ze rodzina jest najważniejsza, ale po ślubie to Ty i ta nowa rodzina wchodzi na pierwszy plan. Spłacanie za kogoś kredytu uważam co najmniej za dziwne. Najlepiej mieć czysty start w nowe życie. A jaką macie gwarancję, że druga siostra za kilka lat nie stanie w progu i nie wróci na gotowe? Porozmawiaj szczerze z chłopakiem i powiedz o swoich obawach, o tym że wyobrażasz sobie Waszą przyszłość inaczej. Nie daj sobą manipulować, bo życie na "kupie" nie wróży nic dobrego. Rozumiem, że jest Ci przykro, bo nikt nie zapytał co Ty na ten temat sądzisz.. tzn Twój chłopak powinien to z Tobą obgadać a nie postawić Cię przed faktem dokonanym. Jeżeli nie zareagujesz to on nie będzie się liczył z Twoim zdanie w żadnej kwestii. Działaj póki jest jeszcze czas.
- Dołączył: 2013-06-28
- Miasto: kraków
- Liczba postów: 6
29 czerwca 2013, 14:26
Kapitalna napisał(a):
A może weź kredycik na mieszkanie i przestań rządzić sie kasa swojego goscia
Nie chcę brać "kredyciku" :] tak jak i nie chcę się rządzić kasą "mojego gościa" - polecam przeczytać jeszcze raz ze zrozumieniem tym razem, i potem ewentualnie się udzielać w temacie. Mam gdzie mieszkać - bez kredytu wynajmować mieszkanie mogę i sama albo kupić sobie kawalerkę w maleńkim miasteczku gminnym, na tyle mnie stać przy moich zarobkach. Tyle że wybiegam już troszkę w przyszłość i przy planowaniu rodziny chcę w przyszłości mieszkać razem z moim mężem i z dziećmi, chyba mi wolno? To że mój chłopak dobrze zarabia to jeszcze nie powód, że muszę się na wszystko zgadzać i że musi być po jego myśli. Planujemy małżeństwo, wspólne życie - więc wszystko co się z tym wiąże. Małżeństwem jeszcze nie jesteśmy, w każdej chwili może przecież szukać sobie kobiety o równych sobie zarobkach - sama mu to kiedyś powiedziałam. Jakoś nie chce, woli mnie :)
Dziękuję za pozostałe wypowiedzi.
- Dołączył: 2010-11-17
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 16221
29 czerwca 2013, 22:37
oczywiście, ze masz prawo czuć się źle. na dobrą sprawę Twój facet najpierw musiałby spłacić obecny dom, a dopiero potem zacząć myśleć o waszym. chyba, że oboje pojedziecie za granicę i już stamtąd nie wrócicie.
- Dołączył: 2013-04-14
- Miasto: Katowice
- Liczba postów: 2349
30 czerwca 2013, 11:35
Osobiście nigdy bym tak nie chciał mieszkać. Czasami odwiedzamy rodzinę żony, gdzie te rodziny mieszkają w takich komunach. Dla nas nie do wytrzymania. Każdy włazi do każdego jak do siebie, nawet nie wiesz czy spod prysznica może goły/goła wyjść bo a nuż ciocia/mama chce sobie wejść.
NIEEEEEEEE! Tak nie można mieszkać - zero intymności, odpoczynku! Jesteśmy tam jeden dzień i wyjeżdżamy zmęczeni ich życiem jak po dniówce w kopalni.
- Dołączył: 2010-04-25
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 18652
30 czerwca 2013, 12:23
Ja mieszkałam przez rok z teściami, mojego narzeczonego dwiema siostrami z dziećmi i mężem, a na weekendy dojeżdżał jego brat, który w tygodniu mieszkał w internacie. Powiem Ci tyle... rok męki. Nie polecam nikomu.