Temat: Miłość, kłótnie i powroty - pomóżcie

Witam serdecznie i proszę o radę, bo wiem że Vitalijki potrafią rozwiązać wszystkie problemy :))

Byłam z facetem 2,5 roku - był moją pierwszą prawdziwą miłością. Wcześniej spotykałam się z facetami, ale krótko i nigdy na poważnie. Spędziliśmy razem cudowne dwa lata, poznawaliśmy się krok po kroku, mieliśmy tysiące wspaniałych spontanicznych chwil, rozumieliśmy się bez słów. Oprócz najlepszego przyjaciela miałam też fantastycznego kochanka, w łóżku dogrywaliśmy się idealnie. Był naprawdę wspaniały, kochający, czuły, opiekuńczy i wiem, że nigdy nie zrobiłby mi krzywdy. Mieliśmy się razem zestarzeć, ustaliliśmy imiona dla dzieci i wszystkie plany na przyszłość. Miał sporo wad, ale jakoś mi to nie przeszkadzało - wychowany pod skrzydłem mamusi, która wszystko robi za niego, nie potrafił poradzić sobie z najprostszymi sprawami w kuchni. Z obyciem życiowym też miał spory problem, ale wtedy uważałam to jeszcze za słodkie i sądziłam, że to ja mogę go naprowadzać na wszystko, co i On zresztą uważał za jeden z najlepszych aspektów naszego związku.

No i przez ostatnie pół roku wszystko szlag trafił. Oprócz pojedynczych miłych chwil, cały czas kłóciliśmy się dosłownie o wszystko. O jakieś niedopowiedziane słowo, o jego rozmowę z koleżanką, o moje wyjście na piwo z kolegami, o jego nieporadność, o różnice poglądów na temat bardzo błahych spraw... Jego wady nagle przestały być słodkie, a stały się ogromną przeszkodą. Zaczęłam zastanawiać się, czy chcę być z facetem, którego przez całe życie będę musiała pouczać, co i jak ma zrobić. Podczas kłótni nigdy nie potrafiliśmy się dogadać, bo ani on, ani ja nie potrafiliśmy postawić się na miejscu drugiej osoby. Nie potrafił zrozumieć, co mnie boli w naszym związku, a ja po pewnych sytuacjach nie potrafiłam już mu ufać i wierzyć, że naprawdę kocha tylko mnie (byłam jego pierwszą, co dodawało jeszcze wątpliwości...). 

Średnio po dwóch tygodniaach kłótni, następował tydzień słoooodkiej sielanki, gdzie wszystko było jak na początku. Wyznania miłości, całe dnie spędzane razem na tuleniu i całowaniu, głupich żartach - ot, idealna para. Ale potem znowu następował przełom. Kłótnie stały się jeszcze gorsze, latały talerze, wyzwiska... Ze wstydem przyznaję się, że tylko ja rzucałam mięsem i to w cholernie podły sposób, on nigdy mnie nie obraził, tak jak ja jego. Kłóciliśmy się o jedno, a w amoku wychodziły wszystkie stare sprawy, o które awantura była wcześniej, nawet sprzed roku, dawno wyjaśnione... Potem obydwoje doszliśmy do wniosku, że my już chyba z nudów prowokujemy te głupie kłótnie i potem nie wiemy kiedy skończyć. Żadne z nas nie potrafiło odpuścić, byliśmy jak uparte durne dzieci. 

Ja zaczęłam już rezygnować, nie chciałam już o nas walczyć. On walczył do końca. Zapewniał, że kocha i nigdy nie przestanie, że jeszcze damy radę się pozbierać, że przecież mamy swoje dobre chwile, więc damy radę wszystko naprawić, bo przecież tak długo było nam wspaniale... Ale podczas jednej z kolejnych skrajnie żałosnych i dziecinnych kłótni, gdzie każde chciało drugiemu tylko dopieprzyć, nie wytrzymałam. Stwierdziłam, że to nie ma sensu, że nie chcę już płakać, nie chcę się już męczyć. Rozstaliśmy się w baaaaaardzo nieprzyjacielskich stosunkach.

Minął miesiąc. Na początku czułam się wyzwolona od tej depresji, w której ciągle tkwiłam przez te awantury. Stwierdziłam, ze teraz poużywam sobie życia, skupię się na sobie i będę o wiele szczęśliwszą kobietą. Byłam - przez chwilę. Odnowiłam parę starych znajomości, spotkałam się z kilkoma facetami i dotarło do mnie, że tęsknię za Nim, kiedy przez przypadek jego imieniem nazwałam faceta, który mnie podrywał. Od tamtego czasu nie mogę przestać o Nim myśleć, wszystko przypomina mi Jego, każda piosenka, każda rzecz, każde słowo. Przeglądam nasze zdjęcia i nie potrafię zrozumieć, jak mogłam to tak spieprzyć, jak mogłam poddać się w walce o miłość mojego życia. Wspominam wszystkie dobre chwile, to uczucie, kiedy był blisko i nie potrafię przestać płakać... 

Tęsknie za nim jak jasna cholera, ale wiem, że zraniłam go jak nikt. To ja zrezygnowałam z Nas i go zostawiłam...

A więc pytanie: 
Czy kiedykolwiek miałyście podobną sytuację? 
Jak to się dla Was potoczyło? 
Czy jest szansa, że zechce jeszcze ze mną rozmawiać i wrócić do tego, co było między nami? 
Czy warto się w to pakować drugi raz?
Jeśli tak - jak to zrobić?

Dziękuję...
No kiepsko się zachowałaś ale dobrze, że sama to dostrzegasz ale pamiętaj też, że wina zawsze leży po środku. Teraz możesz jedynie poprosić go o rozmowę, opowiedzieć mu to wszystko, to że żałujesz, że Ci zależy. No i czekać bo to czy Ci wybaczy zależy tylko od niego. Jeśli wróci, kontrolujcie się, rozmawiajcie i pracujcie razem nad związkiem, żeby się to nie powtórzyło.

jestem zdania, że lepiej żałować tego co się zrobiło, niż się zastanawiać co by było gdybym spróbowała. dlatego spróbuj z nim porozmawiać na spokojnie, szczerze. no ale musisz być gotowa na to, że on już zamknął za sobą ten rozdział, będziesz musiała uszanować jego decyzję..
Pasek wagi
a czemu jeszcze do niego nie dzwonisz?
Według mnie nie powinniście do siebie wracać, jeśli kogoś kochasz to "pozwalasz" mu być takim jakim jest. On nigdy nie spełni twoich oczekiwań.

PaniDynia napisał(a):

a czemu jeszcze do niego nie dzwonisz?

Nie wiem, czy jestem na to gotowa i jak się zachować. Poza tym boję się jego reakcji, może lepiej dać mu jeszcze chwilę? Albo spotkać się, ale na stopie koleżeńskiej?
Nie pakuj się w to. Miałam identycznie, skończyło się na kłótniach, on też taka ciapa co również mi przeszkadzało, bo to ja miałam w związku większe jaja. Jak jakiś facet mnie kiedyś zaczepił przy nim to nawet nie potrafił mnie obronić. I też były później chwilowe sielanki i znowu kłótnia itd. Nie ma to większego sensu, bo ciągle wpadasz w to sami bagno i później znowu żałujesz i taki związek na dłuższą metę jest strasznie męczący. Ja też po rozstaniu tęskniłam za swoim mimo ogromnej złości i żalu do niego. Wiadomo, człowiek tęskni przez jakiś czas i to normalne. Ale w końcu się z tym pogodzisz. Ja znalazłam innego faceta 100x lepszego, zdecydowanego i nie ma już takich jazd. Jak patrzę na przeszłość to się śmieję, jak mogłam być w takim związku i że bardzo dobrze się stało, że się rozstaliśmy bo to była tak naprawdę naciągana miłość
Popros go o rozmowe i pogadajcie szczerze. Jesli mu jeszcze na Tobie zalezy i obydwoje jestescie zdania, ze warto o to walczyc naprawiajac stare bledy to chyba nic nie stoi na przeszkodzie
ja miałam bardzoo podobna. tez taka pierwsza milosc, tez 2,5 roku, tez na pocztaku było super, tez ja zaczełam rzucac a potem juz były kłotnie o wszystko. Powiem ci tak: ja uwazam, ze nic juz  ztego nie bedzie. mimo, ze było mi bardzo ciezko po tym jak to zakonczylismy wiedziałam ze nic by z tego nie wyszło. Slow rzuconych juz sie nie da cofnac, ani zpaomniec zupełnie o tym co było. nawet jak sie pogodzicie to naprawde wierzysz ze juz tych kłótni nie bedzie? Miesiac bedzie super, a potem co? U mnie było tez tak raz, ze było wielkie zerwanie, potem pogodzenie i niby super przez jakies 3 miesiace. ale jednak bałam sie, ze sie znowu pokłocimy o głupoty, uwazałam na to co mówie. No i po tych 3 miesiacach sie znowu pojawiły. nie były juz takie ostre ale wydaje mi sie, ze juz pewnych rzeczy po prostu nie dało sie zmienic i oboje wiedzileismy do czego to zmierza. 
Pasek wagi
Ja długo dochodziłam do siebie, ale teraz mam zaradnego, fajnego męża, którego nie musze niańczyć, super syna i jest ok. Długo chorowałam po tamtym, na zmiane rozpacz, ze byłam głupia i nienawiść, że on był idiotą. Nie żałuję tak na dłuższą metę. Jeśli wiecznie jest źle i znajdujesz masę rzeczy, które możesz mu zarzucic, to nie ma sensu.
Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.