Temat: Gdy miłość zamienia się w przyjaźń... z jednej strony.

Męczy mnie to już od roku chyba. Coraz bardziej czuję, że mój chłopak staje się 'tylko' moim najlepszym przyjacielem. Jedynym i najlepszym przyjacielem.

Jesteśmy razem 5 lat, to mój pierwszy partner, byliśmy w sobie do szaleństwa zakochani, ale ....no nie wiem, ostatnimi czasy po prostu czuję się inaczej w stosunku do niego, nie mam ochoty na niego...Tteraz gdy jest poza domem na kilka tygodni nawet mnie nie obchodzi tak bardzo co robi (wiem, brzmi okropnie)... zawsze kiedy wyjeżdżał tęskniłam od 1 dnia rozstania, czekałam aż się odezwie, martwiłam się itp. Teraz... nie wiem, może dlatego że mam dużo pracy - ale nie czuję się tak samo.

On nadal bardzo mnie kocha i mówi mi to wręcz za często... nie wiem co mam powiedzieć, widzę że on czuję, że trochę się inaczej zachowuje. Nie potrafię perfidnie udawać uczuć.

Jak się z nim rozstanę nie będę miałam nikogo bliskiego. Nikogo komu mogę zaufać, wygadać, kto mnie zrozumie. Nikogo kogo w ogóle obchodzę Nie chcę go też zranić i finalnie - sama nie jestem pewna czy to chwilowe zwątpienie, czy coś innego.

Jakieś rady, doświadczenia? Proszę podzielcie się nimi ze mną, nie wiem naprawdę co mam robić i myśleć :(

KobietaSzpila napisał(a):

No dokładnie!!!!!!!!!! Mam to samo, i co my teraz zrobimy? : ( ja sobie nie wyobrazam znow sie rozstac i go ranic, a potem kurcze znow pewnie wroce, Ty masz gorzej, bo jeszcze razem mieszkacie, teraz masz wolnosc, bo go nie ma. A moj tez czasem wyjezdza na miesiac, do niemczech do pracy, byl caly listopad i jakos mnie to za bardzo nie interesowalo jak kiedys co on tam robi. Wiec takie przerwy tez nic nie robia, to by trzeba bylo urwac kontakt na Amen, ale kiedy ja tak zrobilam, to otaczalo mnie zaraz milion chlopakow, i tak naprawde nie mialam jak zatesknic i nigdy nie czulam sie sama w sumie


Ja na Twoim miejscu bym spróbowała jednak odciąć się, wiem że to bardzo trudne ale to jedyne wyjście. Ja nie wiem czy warto tkwić w związku który już nas 'nie obchodzi'... strasznie trudna sytuacja. Ja poczekam aż wróci, zobaczę czy coś się zmieni i zacznę pracę nad związkiem i jak nic się nie zmieni nadal to chyba podejmę poważne kroki, bo nie ma sensu tkwić w czymś i oszukiwać drugą osobę że jest wszystko ok, gdy nie jest...
Ale myslisz, ze on tak latwo odejdzie? Ja musialam do mojego wzywac policje, bo tak mnie kochal, ze nie chcial mnie zostawic
Pasek wagi

KobietaSzpila napisał(a):

Ale myslisz, ze on tak latwo odejdzie? Ja musialam do mojego wzywac policje, bo tak mnie kochal, ze nie chcial mnie zostawic


Boże... czemu to takie jest trudne. Mój raczej nie zrobiłby czegoś takiego ale na samą myśl o tym ile bólu mu sprawię, zaczynam się wahać.
No własnie, on Cię kocha .. będzie cierpiał, ale my tez nie mozemy się meczyc, ja wiem, ze moj gdyby nie zrobil sobie dziecka z inną to zawsze by wrócił ( tak mi sie wydaje )
Pasek wagi
ojjj autorko, dobrze przemysl swoja decyzje. tak serio serio - ilekroc rozmawialam jakos bardziej poufale z kolezankami/kumpelami , zadna mi jeszcze nie powiedziala, ze seks i namietnosc jest taka wazna w jej zwiazku. owszem, to scala i laczy, ale jest mnostwo innych wazniejszych aspektow, w ktorych facet musi sie wykazac. moja przyjaciolka 3 lata temu rozstala sie z facetem. stwierdzila ze juz jest z nim kilka lat, cos tam nie pasowalo, krecila nosem no i bach, zostawila go. nie uwierzysz, ale minely 3 lata i jest samotna wciaz. a rzucila go z mysla o rzuceni sie w wir randek, szalenstw...owszem, szaleje, ale znalezc normalnego faceta, ktory jest kochajacy, troskliwy beziteresownie, wierny, ulozony jest jej niesamowicie ciezko. ja jestem na biezaco z jej "podbojami" to nawet nie wyobrazasz sobie, jacy idioci chodza po tej ziemi....jak slucham jej opowiesci z randek to wlos sie jezy na glowie:) mowie tak, bo czasami trzeba uspokoic w sobie jakies rzadze, docenic to, co sie ma. moim zdaniem znudzilas sie nim troche, ale dlugo jestescie razem, to normalne....o zwiazek trzeba dbac i bardzo go pielegnowac. ja bym wolala byc sto razy bardziej z takim super fajnym i dobrym facetem, na ktorego zawsze moge liczyc i ktoremu tak strasznie na mnie zalezy, super sie dogadujemy niz z lovelasem, ktory dostarczy Ci niesamowitego seksu. poza tym, uwazam ze sprawy lozkowe glownie zaleza od nas samych. trzeba pracowac nas soba, rozmawiac, nakierowywac...

a ta moja kumpela - oddałaby wszystko teraz, zeby wrocic do swojego bylego. mloda byla i troche slepa, ze to jest milosc, a nie fajerwerki ktore trwaja wiecznie. widzi teraz te wszystkie wartosci, o ktorych myslala ze kazdy facet ma i to normalne.a to nie bylo normalne. tylko ze ten facet znalazl sobie juz inna dziewczyne i ani mysli ja zostawiac, bo wlasnie sie zareczyli i sa strasznie szczesliwi.
Pasek wagi
Czytam Was i aż nie wierzę w niektóre wypowiedzi. Widać, że autorka sie męczy od roku, nie pragnie, nie pożąda, nie tęskni a myśl seksu z własnym partnerem irytuje. Nie jest to sytuacja od miesiąca czy trzech tylko od roku. Nie widzę żadnego sensownego powodu by męczyć się nadal. Bo co to za argument, że może nie znaleźć lepszego bo koleżanka nie znalazła, co to za argument że zawsze tak jest po paru latach. A więc zaskoczę niektóre: nie zawsze tak jest. Tylko w kiepskich związkach tak jest.
Bo co bedzie za rok czy trzy. Weźmie ślub z kimś kogo nie pragnie z męką myśląc o nocy poslubnej?starajac sie o dziecko będzie wyliczać dni płodne byle by nie kochać sie w te nie płodne? A może jednak za niedługo pozna kogoś z kim bedzie ta chemia, ta namiętność co scala zwiazek, kogoś przy którym nie bedzie musiała fantazjowanie o koledze z pracy?
Ja bym się wzięła w garść i rozstała a nie skazywała się na bycie nieszczęśliwym. Można być o wiele szczesliwyszym samemu niż będąc w byle jakim związku.
Mam tak samo jak Ty, a raczej Wy ;-( A ja jestem ze swoim chlopakiem dopiero rok i nie mieszkamy ze soba, i dzieli nas kilkaset mil, i widzimy sie srednio co 2 tygodnie w weekendy...jak jestesmy razem, to jest fajowo. Lubie przytulac sie do niego i czuc silniejsze ramie od mojego...ale jak tylko zbliza sie wieczor to mnie wszystkiego sie odechciewa - on mnie w ogole, ale to w ogole nie pociaga, a tak chyba nie powinno byc. Z jednej strony chcialabym z nim byc przez reszte zycia i takie sa plany (choc jak wczesniej wspomnialam nie mieszkalismy jeszcze razem i poki co jest to niemozliwe ze wzgledu na prace), a z drugiej nie chce reszty zycia spedzic oszukujac go i siebie - bo tak naprawde nie wiem czy go "kocham, kochalam czy pokocham" ludzie mowia, ze to sie wie...ja nie wiem..czy to znaczy, ze powinnam znowu zostac singlem? Zycia singla nie jest takie zle, a ja w sumie jestem takim polsinglem...zwiazek na odleglosc, to jak wydmuszka....jest cala otoczka, ale brakuje srodka. Mysle, ze on mnie kocha...tak przynajmniej mowi:) i ja czuje sie kochana przez niego....w sumie ja tez okazuje mu swoja "milosc" i on mysli, ze ja tez go kocham...czasami mnie sie tez tak wydaje, ale pewnosci nie ma...czy jest  wiec sens brnac w cos w co juz na poczatku sie watpi?Zwiazek bez pociagu seksualnego nie jest chyba skazany na sukces...i zmuszac sie przez cale zycie, zeby jemu bylo dobrze, to tez tak srednio. Czasami tez mysle, ze to tylko moj brak akceptacji siebie...bo zamiast skupic sie na przyjemnosci, to ja mysle, co on sobie mysli jak dotyka mojego zwisajacego bandziocha ;)...tym bardziej, ze on nie kryje tego, ze uwaza, ze mam duzy brzuch...ostatnio stwierdzil, ze mam anoreksje etiopska ;-P No ale wracajac do tematu, to trudna sytuacja i tez sie zastanawiam co tu zrobic...bo chcialabym, a boje sie...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.