Temat: kłopoty w raju- kryzys w związku, poradźcie...

Mam wspaniałego faceta. Przystojny, dobry, zrobi dla mnie wszystko. Typ jak z komedii romantycznej. Znamy się 6 lat. Razem jesteśmy 2 i pół. Od 4 miesięcy zastanawiam się czy powinniśmy się rozstać.

On niemal ideał. Cierpliwy, kochający, akceptujący wszystkie moje wady. Ja choleryczka, szukająca miliona zajęć na minutę. Szybko się złoszczę ale i szybko mi przechodzi.

Para niemal perfekcyjnie dobrana na zasadzie przeciwieństw. Ale obecnie nie wyobrażam sobie jak miałby wyglądać nasz związek za kilka lat. Nie wiem czy to nadal miłość czy już tylko przyjaźń i przyzwyczajenie.

Wiem, że on akceptuje mnie taką jaką jestem, ale nie wiem czy ja potrafię zaakceptować to, że mamy inne podejście do życia- ja biorę byka za rogi, on raczej nie wierzy we własne siły. Ja skończyłam studia, robię podyplomówkę, mam tymczasowa prace, zaczynam wymarzony staż. On po raz kolejny powtarza rok, bezskutecznie szuka pracy, nie może skończyć kursu który rozpoczął na początku maja. Mimo że spędzamy ze sobą dużo czasu, niby rozumiemy się bez słów, nie mamy żadnej wspólnej pasji. Mamy nieco inne poglądy dotyczące religii. Ja nie trawię jego znajomych.

Próbowałam z nim rozmawiać na temat naszego związku i obecnej sytuacji życiowej, motywować go, podsyłać szkolenia o samorozwoju, ale on jest introwertykiem, nie potrafi się uzewnętrzniać i rozmawiać o problemach. Wspieram go finansowo i wiem że nie mogę w takiej sytuacji zostawić. Boję się, że jeśli się rozstaniemy on będzie jeszcze bardziej niedowartościowany. Z drugiej strony nie mogę być zawsze motywatorem w związku. A z trzeciej boję się że nie spotkam już tak dobrego faceta a wszystko to jakieś moje widzimisię.

Wiem tez, że nie umiem zrezygnować z rozwijania siebie, choć przez czas trwania związku mocno to zaniedbałam.

Czy warto jeszcze próbować tez związek? Jeśli tak to w jaki sposób?


Jak masz się męczyć w związku bez miłości, to odpuść sobie. Strach przez samotnością zawsze będzie, z kimkolwiek byś nie była. Ale odpowiedz sobie właśnie na to podstawowe pytanie- kochasz go? Wydaje mi się, że jeśli się kogoś kocha to zawsze jest o co walczyć. Jeśli nie, to nie ma sensu męczyć siebie, ani jego...
Chyba sama musisz sobie odpowiedzieć na to pytanie.... czy jest Ci z nim dobrze, czy denerwuje Cię swoją osobą i swoim podejściem do życia. Z tego co czytam, to chyba tak. Odpowiedz sobie, jakiego byś w takim razie chciała mieć faceta? Takiego jak Ty? O podobnym podejściu do życia.... żeby się nie okazało później, że nie umiesz się dogadać z człowiekiem "swojego pokroju"....każdy jest inny, on widocznie potrzebuje ciągłego pchania do przodu i albo się na to zdecydujesz albo nie, bo nie licz, że w przyszłości coś się zmieni.....
Pasek wagi
Ja nie wiem czy jest miłość w Twoim związku bo po przeczytaniu tego jakoś nie wyczuwam, że go kochasz. Zrób jak uważasz, to Twoje życie ale jeśli się kogoś kocha to się walczy z przeciwnościami, poświęca się i jakoś tak moim zdaniem sucho oceniasz to wszystko, no nie wiem....

Po pierwsze poobserwuj go - być może on wcale nie jest taki niezaradny jak Tobie się wydaje.Może właśniej pod tym płaszczykiem niezaradności kryje się pewnien siebie,wyrahowany facet który wykorzystuje to,że wspierasz go finansowo i mentalnie?Być może jemu jest dobrze w tym stanie rzeczy jaki jest i dlatego nie chce się starać aby do Ciebei dorównać.Szczerze powiedziawszy widzę między Wami duże rónice poglądowe - niestety znam przypadek takiej pary :( Tacy byli moi rodzice - mama z miasta,ambitna,skończyła dobrą szkołę,pracowała - natomiast ojciec z małej miejscowości,skończył zawodówkę,prowadził swój warsztat samochodowy - praca była czasami jej nie było,mama dokładała cały czas kupę kasy do domu.Potem urodziłam się ja - więc już tak zostało.Teraz mama nieznosi ojca bo mówi,że przez niego porzuciła dobrą pracę i cofnęła się w rozwoju.Obwinia ojca,że pociągnął ją na dół...Zostaw go,tego kwiatu jest pół światu...

Może się mylę, ale mam wrażenie, że na siłę szukasz jakiś argumentów żeby ten związek zakończyć. Nie zrozum mnie źle, ale te różne podejścia do życia, wcale nie warunkują powodzenia związku. Fakt, może Cię niepokoić jego podejście i zahamowania w szukaniu pracy, to rozumiem. Ale cała reszta to już są jakieś argumenty "na siłę". Nie trawisz jego znajomych? To są jego znajomi, nie masz obowiązku ich lubić ani się z nimi spotykać. Kwestie religii? Mogłaś skonkretyzować, bo może tu chodzić o zwykłe dyskusyjne potyczki, albo o sprawy poważniejsze - typu wychowanie ewentualnych przyszłych potomków ;)
No i czy jego postawa w jakikolwiek sposób przeszkadza Ci w samorealizacji?
Pasek wagi
Nie patrz na to, czy facet jest idealny (swoją drogą ciekawa teoria) najważniejsze jest to, czy Ty Go kochasz.

Ja też byłam rok z "panem idealnym", zakochany, tak samo świata poza mną nie widział, zanim pomyślałam o tym, że zjadłabym bułkę, on już wracał ze sklepu z bułką... tylko że nic poza tym między nami nie było. Z Jego strony wielka miłość i zaangażowanie - z mojej nadzieja, że i ja coś podobnego poczuję, bo w końcu "pewnie już takiej osoby nie spotkam", i że pewnie będę sobie kiedyś w brodę pluć, jak odejdę. Odeszłam, bo zaczynałam mieć Go po dziurki w nosie. Z czasem, kiedy tłumaczyłam Mu, że z mojej strony TO NIE TO, zaczął zachowywać się obsesyjnie. Nachodził mnie i naszych wspólnych znajomych usiłując wpływać na nich, by zorganizowali jakieś spotkanie, wtedy mnie zobaczy itp., sugerował, że sobie coś zrobi np. jeśli się z nim nie zobaczę. Nie byliśmy razem, a potrafił przyjechac pod moją pracę z kwiatami w ramach "pomyślałem, ze zrobię ci niespodziankę" (!) Irytował mnie tym bardziej, że kiedy wreszcie spotkałam kogoś wyjątkowego i wiedziałam, że zaczyna mi na kimś zależeć, tamten cały czas nie dawał mi spokoju.

W teraz jestem zakochana i w brodę sobie nie pluję, o nie.

Musisz sama w sobie odkryć, czy Go kochasz. Jeśli tak - wiesz, czego się po nim spodziewać, i jak będzie wyglądała Wasza przyszłość. Jeśli nie - szkoda to ciągnąć. Zgubisz siebie, swoje szczęście, a jego de facto też unieszczęśliwisz. Czasem dla kogoś takiego dostać po dupie to lepiej, niż trwac w "bezpiecznym" związku pozbawionym wzlotów.
Pasek wagi

Niestety milosc miloscia... ale nadchodzi taki moment, ze nie wystarcza, ze trzeba spojrzec na zwiazek bardziej "rozsadnie", na zimno... Bylam w podobnej sytuacji, niby wszystko bylo ok (my mieszkalismy ze soba od 4 lat) N. traktowal mnie jak ksiezniczke, byl dla mnie naprawde dobry... ale brakowalo mi jego "aktywnosci" nawet w zwyklych, codziennych sprawach, a jego odkladanie spraw na pozniej doprowadzalo mnie do szalu.

Nadszedl moment ze pytalam siebie - czy chce aby moje zycie wygladalo tak za 10 lat? Zdecydowalam sie na rozstanie i nigdy nie zalowalam tej decyzji...

Teraz jestem z rownie cudownym facetem, ktory jest dla mnie motorem do dzialania, dodaje mi skrzydel i czuje ze razem jestesmy w stanie zrobic wszystko to, co sobie zaplanujemy! Nie tak jak wczesniej, kiedy musialam myslec za dwoje...

po pierwsze to nie ma zwiazkow idealnych  :) tylko nam sie wydaje ,ze inni maja idealne zwiazki , idealne rodziny  itp , a tak naprawde wszyscy mamy podobne problemy - oczywiscie nie mowie o jakis patologicznych sytuacjach :)
Mysle ,ze powinnas powaznie sie zastanowic nad tym zwiazkiem i rzeczami , ktore was lacza , ktore was dziela , jakie macie cele w zyciu i czego chcecie .
Starałam się podsumować wszystko, w miarę na chłodno, bez emocji. Może stad takie wrażenie.  Z drugiej strony nigdy nie byłam najmocniejsza w okazywaniu uczuć, choć jestem wrażliwicem, wolę schować się w skorupie. Ten post to efekt moich kilkumiesięcznych przemysleń więc może brzmieć to jak podliczanie plusów i minusów....

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.