- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
26 sierpnia 2012, 21:43
27 sierpnia 2012, 10:25
Dla mnie to trochę śmieszne uważać się za wierzącą a nie poświęcić tej godziny w tygodniu i przejść się do kościoła.Przecież nie chodzimy tam dla rodziny, znajomych,księży, "by się pokazać", itp, lecz dla siebie.
Edytowany przez Edyta1991 27 sierpnia 2012, 10:26
27 sierpnia 2012, 11:55
Ja uważam, że rodzice mogą mieć pretensje, skoro z nimi mieszkasz. Sama nie chodzę do kościoła, ale ze względu na ateizm rodziny nikt się tym nie przejmuje. Jeśli jesteś na swoim utrzymaniu, nikt nie może ci się wtrącać w twoje potrzeby lub ich brak - w tym i w wiarę. Jednak jeśli ktoś utrzymuje cię i życzy sobie byś raz w tygodniu wybrała się na mszę, to moim zdaniem z czystej wdzięczności powinnaś to robić. To trochę tak jak z obowiązkami w domu. Ja nie jestem samodzielna, mieszkam z Rodzicielką. Studiuje, dorabiam na własną rękę. Nie jestem w stanie pomóc Rodzicielce finansowo, więc odciążam ją z wydatków bardziej lub mniej zbędnych. Prócz spełniania swoich obowiązków (opieka nad psem, finansowanie go, sprzątanie i prace domowe) robię to co mogę (np. gotuje, sporządzam listy zakupów czy też taka drobnostka jak przygotowanie porannej kawy czy kanapek do pracy). Niestety, gdyby wymagano ode mnie chodzenia do kościoła, to czułabym się w obowiązku iść. Jeśli jednak utrzymywałabym dom i samą Rodzicielkę, to nie miałabym podstawy do tego (lub jak ty mówisz "potrzeby") by chodzić na msze.Skoro nie chcesz robić tego dla siebie, bo nie jesteś chrześcijanką (bo rozumiem, że wierzysz w Boga, ale nie praktykujesz), to odwdzięcz się po prostu rodzicom.Wierzyć a praktykować to co innego. Można wierzyć, że Bóg istnieje, ale nie praktykować. To trochę tak jak wierzyć we wróżki ale nie wykonywać rytuałów z nimi związanych. To się nie nazywa brak wiary tylko brak przynależności z jakimś Kościołem.Ale to tylko moje zdanie. Ja wierzę w Boga, wierzę, ze istnieje. Nie uczęszczam do kościoła bo nie czuję się chrześcijanką i brakuje mi wiele do tego. Do tego chciałabym by moje dziecko było wierzące - jednak wszystko mi jedno do jakiego Kościoła by należało, jeżeli nie zagrażało by to jego życiu. Tak więc podkreślę: Kościoła, nie sekty czy zgromadzenia. Czyli mimo wiary w 1 Boga, ze chrześcijaństwem mam mało wspólnego.Gdybyś była wierząca wzięłabyś ślub kościelny na 100% i żadne inne opcje nie wchodziłyby w grę. Poza tym gdybyś była wierząca latałabyś do Kościoła w każdą niedzielę, nie tylko dlatego, ze to grzech czy obowiązek, ale przede wszystkim dlatego, że kochasz Pana Boga i chcesz z nim być w tym ważnym dla Niego dniu i chętnie korzystała z łask, jakie ten dzień daje. Nie. Ty nie jesteś wierząca. Radzę słychać mamy.Galadriela30 mój chłopak jest niewierzący. Ja co prawda jestem wierząca, ale razem stwierdziliśmy, że na 90% nie weźmiemy kościelnego. Powody pozwolę zostawić dla siebie :)faulty a bardzo dziękuję! :)
27 sierpnia 2012, 11:57
To samo chciałam napisać.jesli wejdziesz miedzy wrony musisz krakac jak one. ja bym dla swietego spokoju chodzila - korona CI z glowy nie spadnie, a moze uslyszysz czasem cos ciekawego - np o szacunku do rodzicow. Dodam jeszcze ze prawdopodobnie jestes na ich utrzymaniu, wiec niestety takie sa zasady w tym domu i albo sie dostosujesz, albo bedziesz co tydzień mieć wojnę. A jak teraz zrobisz wielkie halo, strzelisz focha i nie bedziesz chodzic, to pomysl co zrobisz jak za pare lat Ci sie zamarzy biala suknia, kwiaty, obrączki - ja na miejscu rodziców bym cie wtedy zabiła śmiechem.
27 sierpnia 2012, 11:59
skoro dla siebie, to niech porozmawia z Bogiem w miejscu gdzie czuje się bezpieczna i szczęśliwa, np we własnym pokoju. Ja kiedyś wierzyłam w Boga, a nie ludzi i uważam że kościoły to jest studnia bez dna prowadząca przez dwulicowego pajaca przebranego za sługę Boga.Za wiele w życiu widziałam by dać się mamić wiarą w Boga i chodzenie do kościoła. Idzie, pier*** wychodzi i robi wszystko to, czego Nam zabronił !Chory, nawiedzony kraj.Masakra.Dla mnie to trochę śmieszne uważać się za wierzącą a nie poświęcić tej godziny w tygodniu i przejść się do kościoła.Przecież nie chodzimy tam dla rodziny, znajomych,księży, "by się pokazać", itp, lecz dla siebie.
27 sierpnia 2012, 12:28
Dokładnie.Autorko - jesteś osobą dorosłą. To Twoja sprawa czy chodzisz do kościoła/wierzysz czy nie. I rodzicom (właśnie w imię miłości) - nic do tego.......Argumentu "utrzymuję Cię- robisz to, co ja chcę" jest z d... wzięty- czy człowiek jest niewolnikiem?! Idąc tym tropem rodzic ma prawo wybrać kierunek studiów- przecież on to finansuje, a potem chłopaka/męża- bo oni płacą za wesele, bo skoro on ma przyjeżdżać do MOJEGO domu, to ja decyduję, kto to ma być. Ten argument nie działa z osobą dorosłą! To jest niepoważne.EDIT: a czy według was, córka utrzymująca chorą matkę ma prawo zabronić jej chodzić do kościoła? Pewnie tego sobie nie wyobrażacie. Więc w drugą stronę też się ogarnijcie...
Edytowany przez AgnieszkaHiacynta 27 sierpnia 2012, 12:32
27 sierpnia 2012, 13:19
Edytowany przez hanoirocks 27 sierpnia 2012, 13:24
27 sierpnia 2012, 13:28
W rodzinie miałam dwóch księży. W linii moich dziadków. Opowieści rodzinne o tym, jak to ciotka J. jeździła na plebanię do brata i szwagierki - bezcenne
27 sierpnia 2012, 14:13
Aga - ja wyboru dziecka (nawet niepełnoletniego) w kwestiach wiary/niewiary nie porównywałabym do nałogów. To diametralnie inne sprawy. A jeżeli dla rodziców autorki opisana sytuacja jawi się jako tragedia życiowa czy porażka wychowawcza to mają duży problem, ale nie z córką, ale z realnym postrzeganiem rzeczywistości. I choć obecnie jestem agnostykiem, wiem co masz na myśli Ale powtórzę jeszcze raz - to nie autorka ma problem, a jej rodzice.