- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
22 lutego 2010, 23:04
Moze zaczne od tego, ze tesciowie nie lubili mnie od samego poczatku, powod - pochodze z biedniejszej rodziny niz oni. Ale prawdziwy koszmar zaczal sie w dniu slubu, prawie juz 3 lata temu i tak trwa to do dzis, a z dnia na dzien jest gorzej! powod? nie chcialam zamieszkac z tesciami po slubie, najpierw mieszkalismy u mnie, potem kupilismy wlasne "m". W ciagu tych paru lat ludzie ci wyrzadzili mi mnostwo przykrosci - najwieksza bylo to, ze na wiesc o ciazy zasmucili sie strasznie i nie chcieli, by ciaza byla donoszona, wrecz zyczyli mi bym poronila!!! i ciaza byla zagrozona od 4 m-ca, a oni sie cieszyli!!! tej okropnosci nie jestem im w stanie wybaczyc NIGDY! Ale to, co stalo sie w miniony wekend to juz poprostu totalna porazka i pojechanie po mnie po calosci!:(:(:( Otoz...W miniony piatek moja tesciowa znow wywolala wielka awanture, po ktorej razem z mezem postanowilismy wybrac sie razem do tesciow i porozmawiac o tym jak mnie traktuja, jak nas traktuja.(chodzilo o to, ze zadzwonila z pretensjami dlaczego jej nie odwiedzamy itp, w czasie rozmowy wyniklo, ze w walentynkowa niedziele bratu meza urodzila sie corka, do piatku nie mielismy o tym zielonego pojecia, spytalam czemu nikt nam o tym nie powiedzial, ze jestesmy przeciez rodzina, a potraktowana nas jakbysmy byli obcy, wykrzyczala mi wtedy, ze mi nic nie musieli mowic, bo to nie moja sprawa, ze nic mi do tego i ze ja ich najblizsza rodzina nigdy nie bylam i z pewnoscia nie bede!!) Powiedzialam tesciom - spokojnie, ze jest mi przykro, ze wmawiaja mi rozne rzeczy, ktre nie sa prawda, ze moich rodzicow traktuja jak powietrze - nie sa nawet w stanie powiedziec im dzien dobry na ulicy, ze jest mi przykro, ze jak bylam w ciazy to zyczyli mi, bym poronila (bo nie doroslismy do bycia rodzicami!), a teraz maja pretensje, ze nie chodze do nich z wnuczkiem i w ogole rzadko ich odwiedzamy. A co oni na to? wyparli sie wszystkiego, wyzwali mnie (krzyczeli na caly glos, tak ze na pewno caly blok slyszal!), ze to wszystko nieprawda (te moje zarzuty), ze jestem falszywa, ze chce ich sklocic z synem, ze jestem chora psychicznie i powinnam isc do lekarza sie leczyc!!! tesciu powiedzial, ze chcialam zdobyc tylko ich pieniadze, a jak nam grosza nie dali, to sie na nich dupa wypielam i tyle!!! maz stanal w mojej obronie, ale tez zaczeli go wyzywac. Wtedy zwyczajnie sie rozkleil, powiedzial, ze jest mu strasznie przykro, ze boli go ich zachowanie. Wtedy oni zaczeli go przepraszac, powiedzieli, ze jest ich synem, ze zawsze moze na nich liczyc, ze oni mu pomoga itp, ze chodzi im tylko o ta zmije (czyli o mnie) i jej klan (czyli moja rodzine), ze nigdy mnie nie zaakceptuja jaka czlonka ich rodziny, bo jestem pazerna na ich pieniadze! wtedy maz odpowiedzial, ze ja przeciez jestem teraz jego najblizsza rodzina i moi rodzice tez i ze musza zmienic swoj stosunek do mnie, aby bylo lepiej. Wowczas nic juz nie odpowiedzieli, pozegnalismy sie i wrocilismy do domu. Przeplakalam caly wekend (w czasie tej rozmowy tesciowie wmawiali mi rozne nieprawdziwe rzeczy, czepiali sie jakis glupot sprzed 6 lat nawet, ze np widzieli mnie jak calowalam sie w parku z ich synem, ze jestem latawica itp, poprostu chore!!!). Nie wiem co mam teraz zrobic. Najchetniej to chcialabm zerwac z nimi definitywnie wszelkie kontakty. Ale wiem, ze wowczas beda gnebic mojego meza, beda mu ciagle cos na mnie nagadywac, truc itp Wiem, ze jak pojde z nim do nich to przy mnie bedzie w miare mozliwa atmosfera, bedziemy rozmwiac o pogodzie itp Jest tez sprawa synka. Na pewno wiem, ze nigdy nie zostawie go z nimi samego. Ale czasem chyba bedzie z nim do nich pojsc. Przeciez dziecko bedzie roslo i bedzie pytalo o dzoadkow. Wiem, ze gdy zerwe z nimi kontakt (maz tego nie zrobi) to moze byc jeszcze gorzej. To sa ludzie, ktorzy gdy potem spotkaja mnie na miescie to przy obcych wyzwia mnie na ulicy od najgorszych. Moze wiec utrzymywac z nimi takie sporadyczne kontakty, aby nie latali po miescie i na mnie nie nagadywali? Z drugiej strony tak mnie wyzwali, tak ponizyli i co isc teraz do nich i zachowywac sie jak gdyby nigdy nic? o czy w ogole rozmwiac, jak sie odezwac??? przeciez to bedzie tak jakbym godzila sie na te upokorzenia????
JAK JA MAM SIE TERAZ ZACHOWAC W CALEJ TEJ SYTUACJI???
No, wyzalilam sie, teraz choc troche lzej jest mi na duszy... choc i tak smutno i plakac sie chce:(:(
9 marca 2010, 12:24
Dlatego ja zawsze byłam z teściami na "pan" i "pani". Trzymałam dystans od początku. Nawet na łożu śmierci teściowa nie usłyszała ode mnie słowa "mamo" czy "teściowo". Z tym, że oni również na to zapracowali.
Nigdy nie mówi do nich "mamo" czy "tato", bo to upoważnia ich do traktowania Ciebie z góry i jak śmiecia. Zawsze zwracaj się do nich bardzo oficjalnie, nawet przy rodzinie czy obcych. To bardzo dotkliwe, uwierz mi.
11 maja 2010, 18:14
Hej Aguś
Współczuję sytuacji, w jakiej sie znajdujesz. Wiedz jednak, że nie jesteś sama. Ja mam podobny problem z rodzicami mojego faceta. Opisywałabym dłużej niz ty kochaniutka.
Wiedz tylko, że ja sie na swoich wypięłam, tak jak oni na mnie i na dziecko, którego spodziewamy sie za 3 tygodnie. Ręki do nich nie ma co wyciągać, bo wiem przynajmniej z własnego doświadczenia, że i tak wczesniej czy później znow cie czymś obrażą . Ja próbowałam zapomniec nie raz to co słyszałam, robić dobrą minę do złej gry i co? I nic!!!! Przychodził dzień ze znow jej palma odwalała. I znow byłam najgorsza. Dlatego Aga - kochać na nich. Nie zyjesz z nimi. Nie odbieraj od nich tel. Bądź złośliwa i kiedy ją usłyszesz w słuchawce odłuż tel. daj facetowi i powiedz kto dzwonil a i z nim ustal co i jak. Jakie granice przekroczyła jego matka., jak bardzo pozowlił sam cie skrzywdzić. Ja tak zrobiłam, POMOGŁO. Moj facet teraz sam zmienil stosunek do swoich rodziców, i tez pokazuje im ze nie sa dla niego najważniejsi. Nie raz potrafi pojechac z nimi prze tel. i w koncu przestał sie tak nimi wzruszać. Trzymam kciuki. Gdybys chciala pogadać. Odezwij sie. Pozdrawiam Żaneta.
22 maja 2010, 23:44
23 maja 2010, 21:59
25 maja 2010, 11:40
11 czerwca 2010, 13:01
Zerwać kontakty, traktować jak zepsute powietrze. Pozwól natomiast dziecku widywać się z dziadkami. Nawet nie wiesz ile dzieciaki widzą i jak ich rozumki działają. Mój ojczym ma ze swoja nową kobietą 7 letniego syna. Ma też dorosłego syna z innego związku który mieszka w Australii. W tym miesiącu chłopak przyjedzie do Polski za pieniądze swojego ojca (ca 8000 zł bo nie ma takiej kasy) przy młodszym rodzice obecnej żony zaczeli sie brąchać i robić awantury że on wydaje pieniądze na tamta rodzinę że o tą nie dba itd. A mały na to do dziadków: Dziadek a jakbym ja mieszkał w Australii i nie miał pieniędzy zeby przyjechać i się z Toba zobaczyc to tez bys mi nie dał?
I rozmowa sie skonczyla. Daj dziecku wyrobic sobie wlasne zdanie. Niech widzi ze zjego tata jestescie szczesliwi a dziadkowie sa niedobrzy i zle mowia o jego mamie. Starym bokiem wyjdzie takie zachowanie. Oliwa nierychliwa ale sprawiedliwa....
16 czerwca 2010, 11:13
23 czerwca 2010, 12:51
Współczuję Ci i rozumiem doskonale Twoją sytuację. Sama postanowiłam się też „wyżalić” na tym forum. Otóż moja sytuacja również wygląda nieciekawie. Teściowa na początku naszego związku była zupełnie inna niż teraz. Ale to jej „dobrodziejstwo” krótko trwało. Po ok. 2 miesiącach bycia razem zaczęła pokazywać prawdziwe oblicze. Nigdy nie zaprosiła mnie na kawę, jakiś obiad, urodziny czy jakąkolwiek uroczystość. Zapraszał mnie zawsze chłopak, a kiedy się u niego pojawiałam atmosfera od razu stawała się sztywna i kłopotliwa, a teściowa zachowywała się jakby była zaskoczona, jakbym była nieproszonym gościem. Zawsze jej nadskakiwałam, próbowałam się przypodobać. Jeździłam z nią gdzie tylko chciała- bo sama nie ma prawa jazdy, robiłam zakupy, byłam na każde jej zawołanie. Kiedy odwiedzałam chłopaka zawsze przywoziłam jakieś ciasto itp. Ona zawsze wtedy mówiła, że oszalałam, że jej nie trzeba i że ona ma swoje. A Wystarczyłoby zwykłe dziękuję i byłoby po sprawie. Potem przecież mogła wyrzucić. A ja tylko z czystej uprzejmości tak. Potem zaczęły się czasy, kiedy nie odpowiadała mi „dzień dobry” nawet- i tak w zasadzie do dziś. Traktowała mnie jak śmiecia albo jak powietrze. Mój chłopak nigdy tego nie zauważał. W końcu po 1,5 roku bycia razem pękłam i mu o tym powiedziałam. Powiedziałam jak mnie to boli, jak mi ciężko, że dłużej tak nie wytrzymam. Chłopak był bardzo zdziwiony i stwierdził, że źle to odbieram i że jego rodzina przecież mnie bardzo lubi. Jednym słowem, że przesadzam.
Dodam jeszcze, że jego matka potrafiła kilka razy dziennie do niego wydzwaniać z każdą bzdurą. Zawsze był na jej zawołanie. Jego mama zadzwoniła, że za 10 min ma być w domu, albo że ma ją zaraz gdzieś zawieźć czy skądś przywieźć- on się wtedy zbierał i szybko jechał. Zawsze. Raz tylko nie pojechał kiedy byliśmy w Zakopanem na wczasach i jego mamusia zadzwoniła, że mają jakąś awarię z bojlerem w domu i że ma przyjechać. Wtedy jej jednak wytłumaczył że jest kilkaset km od domu. Czasami wydzwaniały też jego siostry: jedna 34 letnia panna-też bez prawa jazdy, która publicznie mówi, że nigdy nie wyjdzie za mąż bo nie chce zostawić mamy. Druga młodsza- mężatka od kilku lat, która jednak codzienie odwiedza obowiązkowo mamusię i której mamusia wychowuje córkę, a ta zabiera ją tylko na kilka godzin w weekend i potem znowu „oddaje” mamie.
Po tym czasie próbowałam nawet zostawić chłopaka, ale za bardzo go kocham żeby żyć bez niego. Wiem, że on też mnie bardzo kocha, zawsze byłam dla niego ważna. Teraz mam wrażenie, że nigdy NAJWAŻNIEJSZA.
1,5 roku temu oświadczył mi się- było cudownie i romantycznie. Na drugi dzień jego siostrzenica miała urodziny, więc musieliśmy tam pojechać. Wszyscy wiedzieli o zaręczynach, nikt nie pogratulował, nikt się nawet słowem do mnie nie odezwał. Cały czas siedziałam grzeczniutko i chowałam palec z pierścionkiem, bo cała jego rodzina zachowywała się tak jakby to był wstyd, że się zaręczyliśmy, jakby to było coś strasznego. Zniosłam jednak wszystko ze spokojem. Szczere rozmowy z narzeczonym nic nie dawały. Zawsze twierdził, że oni mu w domu wszyscy powtarzają jaka ja super jestem. Sam miał klapki na oczach. Dalej je ma. Potem zaczęłam unikać jego rodziny. Miałąm dość uszczypliwych uwag jego sióstr, że nosi nie taką fryzurę jaka im się zawsze podobała, że się zmienił, że ja się mu pewnie w końcu znudzę. Jego mama zaś każdemu kogo spotkała żaliła się, że kiedyś miała dobrego syna, a teraz go nigdy w domu nie ma, że już na nic czasu nie ma. Z tym, że osobiście nigdy bezpośrednio od nich nie usłyszałam, że mnie nie lubią, że jestem zła i niedobra i że im nie pasuję. Jestem jednak rozumną istotą i nie potrzebowałam takich słów, bo zauważałam ich zachowanie wobec mnie. Narzeczony nie reagował, kiedy mu wyłożyłam kawę na ławę jak to wszystko wygląda sytuacja po sytuacji zawsze mi przyznawał rację. Mówił, że mu za nich wstyd, że jest mu przykro że mnie tak traktują. Po czasie jednak wszystko wracało „do normy”. Siostrze niby zwracał uwagę, ale ona go zgasiła słowami: „to przecież tylko żarty były”. Mamie zaś nigdy nic nie powiedział.
Liczyłam, ze sytuacja się zmieni przed ślubem. Nic z tego. Przyszła teściowa nawet się nie skontaktowałą z moimi rodzicami w sprawie wesela. Panuje u nas taka tradycja, że przyjęcie weselne finansują rodzice. Teściowa nie chciała się spotkać z moją mamą i tak zostało aż do dnia ślubu.
Ślub odbył się prawie 2 tyg temu- 12 czerwca. Teściowa przyjechała do domu mojego i moich rodziców na „błogosławieństwo”. Wyglądałą jakby szłą na pogrzeb. Miała czarny kostium, była ubrana na czarno od stóp do głów, miała nawet czarny kapelusz- tylko czarnej woalki jej brakowało. Po tym „niby błogosławieństwie” uciekli z teściem. Po prostu sobie pojechali nie czekając na nas i moich rodziców. Na ślubie płakała rzewnymi łzami. Zas kiedy goście składali nam życzenia podeszła do mnie, spuściła wzrok i do moich butów wykrzesała „wszystkiego najlepszego” i sobie poszła. I tyle. A na męża się wręcz rzuciła, znowu się rozpłakała, wycałowała go. Z kolei siostry męża złożyły życzenia „do nieba”. Nie zdobyły się też na to by spojrzeć mi w oczy. Całe wesele ani jednym słowem się do mnie nie odezwały tak samo jak teściowa. Rozpowiadały rozmaite plotki na mój temat- rzekomo, że nie chciałam świec ze ślubu jego siostry, a wolałąm nowe. Paranoja! Nikt nic takiego nie zaproponował bo i kiedy skoro ponad rok się do mnie nie odzywały. A przy tym teściowa nawet nie używa mojego imienia jak coś o mnie rozpowiada. Ja jestem „ona” lub „ta”. Teściu z resztą odnosi się w ten sam sposób.
Teściowa podczas wesela wstałą od stolika tylko wtedy gdy była dedykacja od jej zięcia dla jej córki. Poza tym całą imprezę spędziłą przy stole albo na podwórku. Ok. godz 21 z teściem zebrali się i pojechali do domu. Mężowi było bardzo przykro kiedy podczas dedykacji dla rodziców tańczyli tylko moi rodzice. Ale już po chwili zaczął ich usprawiedliwiać mówiąc, że pewnie byli zmęczeni. Ja na jego miejscu powiedziałabym rodzicom, że przykro mi, że tak postąpili, bez kłótni i awantur, ale na pewno oznajmiłabym co czułam. Mąż zapomniał o wszystkim i następnego dnia sobie do nich pojechał zabrać trochę rzeczy. Kiedy wrócił stwierdził, że wszystkim się bardzo podobało, że było super. I był bardzo ucieszony z tego faktu. Nie zauważył obłudy i fałszywości w ich zachowaniu. Podobno gdy odjeżdżał to najstarsza siostra (34) płakała. Mąż nie widzi niczego złego w ich zachowaniu. Nie dostrzegł też, że mnie potraktowali jak zbędnego śmiecia.
Wiem tyle- kochamy się i chcemy być razem, wszystko oprócz sytuacji z jego rodziną jest idealne. Nigdy nie mam zamiaru się z nimi kontaktować w jakikolwiek sposób. Mężowi tego nie zabronię- widzę, że to ważne dla niego. Powoli zaczynam się godzić z tym, że będę już zawsze na 2 miejscu. Za kilka dni teściowa ma urodziny. Syna pewnie zaprosi a gdyby także i mnie to i tak sobie daruję. Postanowiłam nawet nie dzwonić z życzeniami. Starałam się tyle czasu, czekałam na choć mały gest z jej strony. Teraz wiem, że to nie miało sensu.
Życzę Ci wytrwałości i dużo siły, spokoju by to przetrwać. Nie daj sobą pomiatać, każdy ma uczucia, każdy zasługuje na szacunek. Nigdy nie idź tam, gdzie Cię nie chcą znać.
12 listopada 2010, 18:59
Witam.
Zawsze mnie ciekawi co na to Wasi męzowie?jak się zachowują gdy zrywacie kontakty z teściami?
Bo mój oczywiście ,w myśl zasady ząb za ząb robi to samo-, a to mnie cholernie b oli bo nie ma powodów aż takich -bo chyba to ,że ktoś jest biedniejszy i nie jest taki jak jego rodzice to nie powód,prawda?