- Dołączył: 2012-06-04
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1802
2 sierpnia 2012, 22:17
Mam już prawie 20 lat. Mieszkam z tatą i od 4 lat z jego dziewczyną i jej córką.
Zawsze byłam z gatunku tych "grzecznych" dzieci. Nie lubię pyskować, dobrze się uczę, nigdy nie widzieli mnie pijanej (bo się dobrze kryję z tym). Taki rodzinny wzór cnót względem mojego kuzynostwa, które określano mianem "bachorów". Niby wszystko dobrze, ale minęło trochę czasu, ze mnie już niemal dorosła kobieta, a nadal jestem traktowana jak 12 latka. Pewnie za sprawą mojej "przyrodniej siostry", która dokładnie tyle lat ma.
Taki najbardziej sztandarowy i świeży przykład do tegoroczny Woodstock. Załatwiłam sobie zaoszczędzone na swoich potrzebach i dorobione pieniądze, miejsce w namiocie z koleżanką, a nawet miejsce w samochodzie (bo wiedziałam, że baliby się, gdybym jechała tak daleko pociągiem). Z ludźmi doświadczonymi, którzy już tam byli i obiecali "się mną zająć". Z ekipą, w której miała być moja koleżanka z liceum i chłopak, z którym mam studiować. Oboje to normalne, inteligentne i odpowiedzialne osoby, gotowe się za mną wstawić w tej sprawie.
Coś tam tata z macochą mówili, że marnuję te wakacje w domu i pracy, więc postanowiłam wyjechać. Poinformowałam ich, że chcę wyjechać, wyjadę samochodem z dwójką przyjaciół w czwartek, wrócę w sobotę rano. Po zapytaniu dodałam, że chodzi o Woodstock. Usłyszałam, że to zły pomysł, że to za daleko, że niebezpiecznie, że będą się bać. Pomimo kilku minut odpierania argumentów (że jestem dorosła, że nie proszę ich o pieniądze, że znam tych ludzi, że nie wezmę nic wartościowego ze sobą, że będzie tam nawet prezydent, więc musi być bezpiecznie) twardo stali przy swoim. Efekt widzicie - gdyby się zgodzili, nie byłoby mnie tu z Wami : (.
Niby mogłam wyjechać, nie mogą mnie więzić. Ale wiem, jakie potrafią być domowe awantury. Nie tyle głośne, co strasznie długie - mogłabym się pożegnać z rozmowami, czy nawet obiadem. I tak byli źli, że w ogóle taki pomysł wpadł mi do głowy. W zamian zaproponowali mi wyjazd z 10 letnią kuzynką i jej rodzicami nad morze. Spasowałam.
Mój tata w moim wieku nie mógł sobie pozwolić na takie rozrywki - byłam już wtedy na świecie. Ale wiem, że nie był tak strasznie pilnowany, że niejednokrotnie wybierał się nawet z moją ciężarną 17 letnią wtedy mamą na koncerty (kiedyś, jak byłam mała, dorwałam ich stare listy do siebie, normalnie pewnie nigdy by się nie przyznał). I to nie jest tak, że jestem non stop pilnowana. Oni bardzo często wyjeżdżają - na ryby, czy też do rodziców macochy. Wtedy bywam sama całe tygodnie i spotykam się ze znajomymi, chodzę na imprezy, mogę robić co tylko chcę, bo jakoś przestają się wtedy interesować, co się dzieje w domu, gdy ich w nim nie ma.
Co mam zrobić, by uniknąć kłótni (kto ma macochę, ten wie, że te potrafią bywać naprawdę wredne i nie do zmiękczenia) i jednocześnie pokazać im, że nie jestem już małym dzieckiem?
2 sierpnia 2012, 22:36
A ja Ciebie doskonale rozumiem.
20 lat, II rok studiów, poszłam do pracy a mama dzwoni i pyta, czy nie chodzę głodna i czy sobie radze!!! A babcia każe mi dobrze zamykać drzwi na noc.
Ja wiem, miło, że ktoś się tak troszczy, ale w 1kl. gim. dostawałam dokładnie te same rady i wskazówki :)
Nie znam na to żadnego remedium...
Jedyne co robię, to powtarzam w kółko: nie jestem małym dzieckiem, niektórzy w moim wieku już rodziny mają naprawdę sobie radzę!!!
A co do kłótni, to ja już nie raz odpuszczałam, żeby tylko nie musieć wysłuchiwać wielu przykrych słów i znoić przykrą sytuację w domu przez kilka dni z rzędu. Rodzice naprawdę potrafią dopiec słowem, dlatego czasem warto odpuścić.
Jeżeli to byłby Twój pierwszy wyjazd na koncert tak dlaeko, to nie ma się co dziwić (zwłąszcza, że wiesz jaki obraz woodstocku jest kreowany w mediach). Może zacznij od czegoś bliżej?
Daj im się oswoić!
Dla rodziców to często szok, że jesteś już totalnie samodzielna, bo dla nich wciąż masz 5 lat (ozywiscie pomijając kłótnie... wtedy okazuje się, że powinnaś robić tysiąc razy więcej, bo już jesteś dorosła).
- Dołączył: 2012-06-04
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1802
2 sierpnia 2012, 22:37
fatblackcat napisał(a):
To stopniowo to rób, ale od razu nie z wysokiego C, ale na spokojnie. Zresztą idziesz na studia, co w większości przypadków oznacza już wyzwolenie się spod całkowitej kontroli rodziców, chyba, że studiować będziesz niedaleko domu, to też niewesoło. Tak więc bez fochów, a zdecydowanie, krok po kroku dawaj im to do zrozumienia. Rozumiem sytuację, ale jeżeli ojciec jest uparty, a z macochą (nie lubię tego słowa) nie masz super relacji to chyba nic nie zrobisz, do czasu całkowitego uniezależnienia się od nich.
Studiuję blisko domu, z nimi będę mieszkała, bo na akademik nie mam szans, za blisko uczelni mieszkam, a akurat na uczelnia była moją wymarzoną. Jeśli uda mi się pogodzić studia dzienne z pracą, na drugim roku postaram się wyprowadzić.
Zdarzały mi się takie "małe" wypady - czy na jednodniowy koncert, czy na noc do przyjaciółki/chłopaka, czy wyjazd na działkę ze znajomymi... Nie wiem, jaki mógłby być ten inny krok.
2 sierpnia 2012, 22:43
No właśnie, jesteś zby grzeczna. Postaw się i tyle. Zauważyli , że się "dajesz", że łatwo Cię do czegoś zniechęcić, namówić. I przykro mi to mówić, ale wykorzystują to, żeby to im było lepiej.
- Dołączył: 2011-09-10
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 11257
2 sierpnia 2012, 22:43
raspberrylips napisał(a):
fatblackcat napisał(a):
To stopniowo to rób, ale od razu nie z wysokiego C, ale na spokojnie. Zresztą idziesz na studia, co w większości przypadków oznacza już wyzwolenie się spod całkowitej kontroli rodziców, chyba, że studiować będziesz niedaleko domu, to też niewesoło. Tak więc bez fochów, a zdecydowanie, krok po kroku dawaj im to do zrozumienia. Rozumiem sytuację, ale jeżeli ojciec jest uparty, a z macochą (nie lubię tego słowa) nie masz super relacji to chyba nic nie zrobisz, do czasu całkowitego uniezależnienia się od nich.
Studiuję blisko domu, z nimi będę mieszkała, bo na akademik nie mam szans, za blisko uczelni mieszkam, a akurat na uczelnia była moją wymarzoną. Jeśli uda mi się pogodzić studia dzienne z pracą, na drugim roku postaram się wyprowadzić. Zdarzały mi się takie "małe" wypady - czy na jednodniowy koncert, czy na noc do przyjaciółki/chłopaka, czy wyjazd na działkę ze znajomymi... Nie wiem, jaki mógłby być ten inny krok.
Wyprowadzka
![]()
Faktycznie trzymają Cię pod kloszem. Ja po skończeniu 18 lat oznajmiłam, że nie pytam o pozwolenie, tylko mówię, gdzie idę/jadę. A jak będą komentować, to mogę nie mówić
![]()
Rozpieściłaś ich strasznie. Ale trochę jeszcze wytrzymasz.
Edytowany przez AgnieszkaHiacynta 2 sierpnia 2012, 22:44
2 sierpnia 2012, 22:45
Jeśli się nie wyprowadzisz, nigdy nie "odetniesz pępowiny" i nadal Cię będą traktować jak gówniarza...
2 sierpnia 2012, 22:49
raspberrylips napisał(a):
AgnieszkaHiacynta napisał(a):
Za grzeczna jesteś, więc Tobą sterują. Pogadałabym tylko z ojcem, powiedziałabym mu to, co piszesz nam.
Powiedziałam mu mniej - więcej to samo. Ale niestety rozmowa z nim przypomina walenie grochem o ścianę. Albo nie umiem z nim rozmawiać, w sumie rzadko to robię.
Bardzo rażące ostatnie zdanie. Jak to Ty nie umiesz z nim rozmawiać? A co Ty rodzicem jestes? To chyba ON nie umie rozmawiać z Tobą. To on powinien zadbać o dobre relacje i utrzymanie toku rozmowy, nie Ty. Widzę, że bawisz się w rodzica, osobę odpowiedzialną, ugrzecznnioną, wręcz opiekunkę, skąd ja to znam... Ja się wyzwoliłam mam nadzieję ,ze Tobie też się uda, powodzenia .
- Dołączył: 2012-06-04
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1802
2 sierpnia 2012, 22:50
To nie jest jednak takie łatwe, zarobić na swoje utrzymanie i studiować jednocześnie dziennie...
Trudno mi się nie "dawać", bo moja rodzina nie jest taką typową, modelową i normalną. Nawet omijając kwestię tego traktowania jak dziecko. Po prostu trudniej się rozmawia i pyskuje obcej kobiecie, niż własnej matce, która i tak by mnie akceptowała i przyjęła nawet, jakbym wróciła z 20 kolczykami w różnych częściach ciała...
- Dołączył: 2012-06-04
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1802
2 sierpnia 2012, 22:51
ataanvarne napisał(a):
raspberrylips napisał(a):
AgnieszkaHiacynta napisał(a):
Za grzeczna jesteś, więc Tobą sterują. Pogadałabym tylko z ojcem, powiedziałabym mu to, co piszesz nam.
Powiedziałam mu mniej - więcej to samo. Ale niestety rozmowa z nim przypomina walenie grochem o ścianę. Albo nie umiem z nim rozmawiać, w sumie rzadko to robię.
Bardzo rażące ostatnie zdanie. Jak to Ty nie umiesz z nim rozmawiać? A co Ty rodzicem jestes? To chyba ON nie umie rozmawiać z Tobą. To on powinien zadbać o dobre relacje i utrzymanie toku rozmowy, nie Ty. Widzę, że bawisz się w rodzica, osobę odpowiedzialną, ugrzecznnioną, wręcz opiekunkę, skąd ja to znam... Ja się wyzwoliłam mam nadzieję ,ze Tobie też się uda, powodzenia .
Z moim ojcem w sumie nigdy nie miałam relacji, bo wszystkie te relacje zastępowała mi mama. On był całkowicie z boku, poza moim wychowaniem. Od dziecka mało miałam z nim kontaktu, mimo że ze mną mieszkał. Próbowałam wielu metod rozmowy - nawet listy mu pisałam. Nigdy jakoś nie próbował ze mną pogadać, nawet chyba do tej pory nie wie, na co na studia idę.
- Dołączył: 2011-09-10
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 11257
2 sierpnia 2012, 22:56
raspberrylips napisał(a):
To nie jest jednak takie łatwe, zarobić na swoje utrzymanie i studiować jednocześnie dziennie... Trudno mi się nie "dawać", bo moja rodzina nie jest taką typową, modelową i normalną. Nawet omijając kwestię tego traktowania jak dziecko. Po prostu trudniej się rozmawia i pyskuje obcej kobiecie, niż własnej matce, która i tak by mnie akceptowała i przyjęła nawet, jakbym wróciła z 20 kolczykami w różnych częściach ciała...
Trudniej? Mnie byłoby łatwiej. Podejrzewam, że przegapiłaś moment wejścia sobie na głowę. Boisz się jej i to jest problem. Bo takie fochy (nierozmawianie, brak obiadu), o których piszesz, to szantaż emocjonalny, na który na swoje nieszczęście, jesteś podatna. Ja bym się wypięła i nie odzywała jeszcze dłużej. Ale wiem, że to nie jest proste i nie każdy to potrafi. Ale jakbyś raz przetrwała to nie dając po sobie poznać, że Cię to rusza (najlepiej mieć wtedy sprzymierzeńców, żeby się wygadać), to następnym razem by się to nie powtórzyło, a jeśli nawet, to nie bałabyś się tego.
2 sierpnia 2012, 22:56
No widzisz, to jaki Ty masz obowiązek tłumaczyć się mu ze wszystkiego, skoro on się tak wobec Ciebie zachowywał? Ponadto, jesteś dorosła, masz prawo robić to, na co masz ochotę, tym bardziej,że nie prosisz go o kasę, tylko sama nazbieralaś. Staram się Ciebie zrozumieć, bo też nie miałam łatwo, ale nie dalam się - dla samej siebie. Teraz gdy na coś mam ochotę, po prostu informuję. Rodzice nie mówią mi : "nie możesz, nie pozwolę Ci", jedynie jak mają jakieś uwagi (chociaż też rzadko) to rozmawiamy. Warto nauczyć się asertywności, staraj się twardo stąpać po ziemi i stopniowo, nawet w takich codziennych sytuacjach jak mycie naczyń, posprzątanie itp. powiedzieć np. "Nie mogę, zbieram się, bo umówiłam się z koleżanką"
postaw się raz, czy dwa. może poskutkuje?
edit:Poza tym, zgadzam się z poprzedniczką, ze strony Twojej macochy to zwykły szantaż emocjonalny. Kto to widział, żeby odmawiać obiadu lub strzelać fochy jak małe dziecko? Ewidentnie sama zachowuje się jak dzieciak i Ciebie tak traktować usiłuje. A Ty sobie na to pozwalasz, weź się opamiętaj i zawalcz o siebie
Edytowany przez 7b46edcd0134b726a0cb3803646d77ed 2 sierpnia 2012, 22:58