Temat: Związek czy nie-związek

Zacznę od tego, że jestem ze swoim chłopakiem około 5 lat. Od dłuższego czasu nie jest za dobrze. Owszem bywają lepsze momenty - ale to tylko "momenty". Pozwólcie, że wyleję swoje żale.
Kłócimy się praktycznie codziennie o pierdoły. Krzyczymy. Nigdy nie wyobrażałam sobie jak można krzyczeć i przeklinać do ukochanej osoby. Nasze kłótnie kończą się dopiero jak ja już nie wytrzymam i dowalę coś przykrego, albo jak już stwierdzam, że nie mam siły, machnę ręką i dam sobie spokój - potem czuję taki jakiś straszny wewnętrzny smutek.
Często kłócimy się kiedy najzwyczajniej w świecie zwrócę mu uwagę, albo chcę o czymś pogadać.
On denerwuje się często jak go o coś poproszę - "nie mam czasu, nie chce mi się" itd. Czasem bywa, że za 5 min wraca i mówi: "dobra już ci pomogę" co mnie szczególnie drażni, bo już się nastawiłam, że "jak zawsze dam sobie radę sama".
A kiedy on mnie o coś poprosi, staję na głowie, żeby mu pomóc :( ostatnimi czasy już z takiej złośliwości zaczęłam mówić "radź sobie sam, jak ja cię proszę to ty nie chcesz" i czuję się coraz bardziej winna wszystkiemu.
Jestem bardzo wredna i złośliwa, ale tylko wtedy kiedy ktoś wobec mnie zachowuje się nie fair.
Albo jak zarzuca mnie setkami telefonów. Mój kochany ma mój plan z uczelni, zawsze wie kiedy i na którą jadę do pracy. Ale i tak zawsze dzwoni wtedy, kiedy wie, że się śpieszę/szykuję, choć wielokrotnie informowałam go, że tego nienawidzę.
Kolejna sprawa. Dość intensywnie ćwiczę - trenuję. Po wypadku (ok. rok temu) miewam straszne zakwasy czy bóle mięśni (?) i kiedy tylko poproszę aby choć odrobinę mi te łydy rozmasował to tylko widzę niechęć, słyszę, że on nienawidzi tego robić, wkurza się na mnie, a z masażu nici. Nawet jak poproszę o masaż piersi;/
Zawsze jest zmęczony, nigdy mu się nic nie chce, nawet pójść na spacer, bo ma taką męczącą pracę i "ja tego nie rozumiem". Ulubiona czynność? Oglądanie seriali/filmów i granie w te durne gry. Przez cały rok usprawiedliwia to też tym, że ja nie mam czasu bo się uczę, a jak teraz są wakacje, to mówi, że go nie rozumiem bo całymi dniami nic nie robię i nie może przyjąć do świadomości, że to nieprawda ;/
Zero umiejętności oszczędzania, zazwyczaj po połowie miesiąca - jak mu się pieniądze skończą zwala to na mnie, "bo jak idziemy razem do sklepu to kupuję ci tu piwo, tam batona..". Zero sprzątania po sobie, talerze u niego to by zakwitły, a kwiatki uschły gdybym często do niego nie przychodziła.
Seksu to jak mi się zachce to jest święto i wtedy on jest zmęczony. Czasem nawet jak mi się nie chce, to staram się myśleć, że tak nie jest i zazwyczaj nie czuję z tego przyjemności takich "emocjonalnych" co powoduje brak przyjemności "fizycznych". Tak ot wykonana czynność jak mycie zębów.
Zero zrozumienia, że nie lubię przebywać u niego dłużej niż parę dni (mam swoje powody). Jak proszę, aby u mnie na noc został to ma miliony wymówek.
Zresztą wymówka to chyba najlepsze słowo go opisujące. Zawsze i wszędzie znajdzie wymówkę na wszystko.
Na rozmowy ze mną też nigdy nie ma czasu i zawsze jest nieodpowiednia pora.
Tyle mi się przypomniało w tej chwili.

Kiedyś było zupełnie odwrotnie.
On jest osobą, którą praktycznie wszyscy lubią. Zawsze był miły i kochany. Potrafi zrobić czasem wiele dla mnie ale często z niechęcią i potem wypomina.
A ja bym chciała, żeby to on sam chciał mi pomóc czy coś, a nie prosić o wszystko i jeszcze spotkać się z czymś takim.
Inni czasem mówią, że idealny facet. No bo czasem tak jest.
Ale zmusić go do rozmowy to muszę go "posmyrać" po plecach czy pogłaskać itd. To wtedy może ewentualnie posłuchać.
I tak mogłabym biadolić i biadolić.
Ale co zrobić? Co zmienić by było dobrze? Może to ja wymagam za dużo? A może to przyzwyczajenie? Nie wiem, napiszcie cokolwiek, co myślicie. Może wyolbrzymiam..
Jestem wdzięczna jeśli ktokolwiek to przeczytał i nie usnął po drodze.

ja też nie wyobrażam sobie się z nim rozstać...wczoraj prawie już był koniec.powiedział,że ma mnie dość i chciał wyjść...powiedziałam ,że jak wyjdzie to koniec..powtarzałam to kilka razy a on,że dobra...no ale nie wyszedł..

Zala21 napisał(a):

Cóż, myślę że po prostu uczucie, które Was łączyło się wypaliło - i to z jego i z Twojej strony.

Zgadzam się. Jesteście już sobą znudzeni i to bije po oczach z tego wpisu. Jakoś mam wrażenie, że Tobie nawet nie chce się tego ratować. Często widuję tu takie wpisy, w którym mimo wszystko dziewczyny zarzekają się, że i tak kochają swoich facetów. Nie sugeruję, że Ty swojego nie kochasz, bo o tym nie piszesz, ale odpocznij od niego z miesiąc. Zobacz, czy zatęsknisz i przekonaj się, czy nadal kochasz. Jedno jest pewne- Ty go nie potrzebujesz, on bez Ciebie by zarósł z brudu. Może po prostu jemu jest tak wygodnie? Nie musi się wysilać, a Ty i tak skaczesz przy nim.
notion, ja w wieku 22 lat też rozstałam się z facetem po 5 latach, żałowałam pierwsze 6mcy, później odetchnęłam pełną piersią i zaczęłam szczęśliwe życie. Bardzo chciałam do niego wrócić krótko po rozstaniu, a teraz jak o tym myślę, to nie mogę w to uwierzyć.
Pasek wagi

przeczytałam. szczerze mówiąc nie jest dobrze. nad związkiem trzeba pracować - oboje musicie, ale są rzeczy nieraz nie do przeskoczenia.

1. sprawa - pomoc: powiem ci, że u mnie w związku było podobnie. dla mnie to oczywiste, że możemy na siebie liczyć w każdej kwestii, na 100%, a dla niego na początku niekoniecznie - bo własnie on nie mógł się tego nauczyć. ale kilka razy pokzałam mu, że mogę rzucić wszystko, kiedy on naprawdę mnie potrzebuje i pomóc mu - ale nie pozwoliłam, żeby o tym zapomniał, tylko wiele razy podkreślałam swoje zasługi.  :-) nie chodzi tutaj o moje ego, ale o zmianę jego stosunku. pamiętam, że na poczatku związku była sytuacja (nie pamiętam jak do tego doszło) ale znalazłam się na dworcu bez kasy i zadzwoniłam, zeby zwolnił się z pracy i przywiózł mi pieniądze, czego za bardzo nie mógł zrobić - jego genialnym pomysłem było "może pożycz kasę od ludzi na dworcu?" - ale była o ten tekst aferaaaaaaaa :-D (przyjechał wtedy dać mi tę kasę, ale już i tak byłam zła i pożyczyłam kasę od koleżanki). no ale popracowałam nad tym i wiem, ze dziś bym już takiego tekstu nie usłyszała.

2. nie odbieraj jego telefonów, kiedy nie mozesz. jak zobaczy, ze je olewasz, nie będzie dzwonił w nieodpowiednich momentach.

3. masaż - hmm... dziwne, niektórzy nie lubią niektórych czynności. mój mąż czasem prosi mnie żebym go podrapała po plecach, czego ja nienawidzęęęęęęęęę... och, to takie okropne. no ale jakoś żyjemy z tym ;-P

4. brak umiejętnosci oszczędzania w połączeniu z wypominaniem ci batonów - ooooo.... o to to już bym była mega wkurzona! chyba powiedziałabym, że nie chcę już od niego batonów, niech je sobie wsadzi w swój zgrabny tyłeczek. i że co to za facet, który nie ma kasy w połowie miesiąca, przez batony... to ile ty tych batonów jesz? setki, tysiące?

5. ma taką męczącą pracę, a nie stać go na batony? i w dodatku nie ma po niej siły na własny rozwój, tylko granie w gierki? oooooo nie. ja bym nalegała, żeby zmienił pracę.

6. brak seksu to poważny problem - może seksuolog coś poradzi...

7. nie chce rozmawiać - to jak macie się komunikować?

powiem ci tak, gdyby to były moje problemy, to wiem, że z: 1., 2., 3., 6. - myślę, że potrafiłabym sobie poradzić, ale 4., 5., 7. to już masakra.

musicie porozmawiać, a ty musisz podczas tej rozmowy zachować spokój i być miła, choćby nie wiem co. to najtrudniejsze, ale od tego trzeba zacząć, jeśli się chce ratować związek. niektóre rzeczy wydają mi się nie do przyjęcia w tym facecie, ale to twj facet, twój związek, a życie to nie harlequin. jeśli wykaże wolę walki o ten związek i będzie chciał nad niektórymi aspektami pracować, to ja bym dała szansę. ale musi wykazać się zrozumieniem dla twoich wątpliwości i działaniem! a nie tylko obietnicą.

Pasek wagi

FabriFibra napisał(a):

Przykro mi to pisać, ale widać, że z jego strony to już koniec 


Tylko, że on panicznie boi się mnie stracic :(  Raz prawie zerwałam i jak na niego patrzyłam to myślałam, że mi sere na pół pęknie :(
Na co dzień to dzwoni i pisze non stop, buziaki itd wszystko niby jest..

beciaaaa92 napisał(a):

bardzo dużo rzeczy się zgadza..mam to samo. Też 5 lat,też się psuję i cholera wie co dalej..tylko u mnie jest tak,że nie jestem święta,mam swoje za uszami ale to że się sypie to nie moja wina tylko.
Mój jak wraca z pracy to nie ma siły itp.ale na mecz z kolegami i piwko to już tak..i nawet nie odezwie się o której wróci...bo po co


też nie jestem święta i mogłabym się pod tym wszystkim podpisać.



a może po prostu potrzebujecie odpocząć od siebie? Nie możesz teraz wyjechać na jakieś wakacje (2-3tygodnie)?
Pasek wagi
to widzisz u mnie na odwrót  bo mój nie dzwoni za dużo i nie piszę...

notion napisał(a):

Boję się, że jak się rozstaniemy to będę żałować. Będzie mi go brakowało i zjedzą mnie wyrzuty sumienia, że nie doceniałam. Bo rozumiecie, to co napisałam wyżej to moja czysto subiektywna opinia. To jest też taki "misio do przytulania".

 mialam to samo i jestem szczesliwa ze go zostawilam, bo tutaj o milosci wogole nie wspomnialas !!
z tego co można wywnioskować w Twojego postu..... to jesteście ze sobą tylko z przyzwyczajenia, widać jakbyś Ty tylko się starała a on jest w większym związku ze sobą, sobą się martwi, sobą się zajmuje ;) mhm, porozmawiajcie na poważnie, w związku dwojga ludzi obie strony muszą się starać, jedna sama nic nie zdziała, a jak tak dalej pójdzie to stracicie przeżyte razem te 5 lat i pozostaną tylko wspomnienia :)
Nie chce z tobą zerwac, bo bez ciebie sobie nadzwyczajnie nie poradzi. Ja proponuje, zebyś od niego sobie odpoczeła przynajmniej na tydzien na dwa. I dopiero wtedy usiedli do rozmowy..

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.