Temat: Kryzys w małżeństwie - nie radzę sobie już:(

Już nie wiem co mam robić:( sypie mi się małżeństwo.. po śmierci teścia mąż tak się zmienił że go nie poznaję..Kochamy się raz w miesiącu, nie ma potrzeby żeby się choćby przytulic, mało co ze mną rozmawia.. Zawsze jest ktoś ważniejszy z kim trzeba porozmawiać.. ze mną nie koniecznie.. Nawet w milczeniu nie chce mu się ze mną posiedzieć..Jednym słowem w ogóle go nie obchodzę:( Jeszcze nigdy nie byliśmy od siebie tak daleko, a ja już naprawdę nie wiem jak długo to wytrzymam.. Jestem na skraju wytrzymałości.. Myślę o wyprowadzce.. Może wtedy coś do niego dotrze i zatęskni chociaż troszkę..:( bo w sumie teraz to nie wiem do czego ja mu jestem potrzebna:( próbuję go zrozumieć, ale już nie daję rady.. Nie ogarniam..
Jemu się wydaje że tylko on ma problemy.. Mnie za 2 tyg. kończy się staż i nie sądzę żeby mi go przedłużyli,( ale modlę się o cud:( )  strasznie to przeżywam bo nie wyobrażam sobie znowu siedzenia w domu..sama..a on ma to gdzieś, nie mówiąc już żeby mnie pocieszył jakoś.. Myśli tylko o sobie:(:( a mnie się wszystko wali na głowę.. nie wiem jak to poskładać żeby było dobrze.. Mam już powyżej uszu tłumaczenia mu jednego i tego samego, bo jemu i tak to jednym uchem wleci a drugim wyleci:( już na prawdę nie mam siły walczyć..A z jego strony nie widzę  ani jednego małego sygnału że chciałby coś zmienić..  I jego stałe odwracanie kota ogonem: że sama nie wiem czego chcę, że wymyślam, itp. że dlaczego zawsze to jest jego wina(?!) i on jest najgorszy..
Już nie wiem co mam robić.. czuje że powoli mi obojętnieje i przestaje mi w ogóle na nim zależeć..

( dzięki jeśli komuś się chcialo przeczytac:(
a jak on reaguje kiedy Ty go przytulasz?
przemyślałam to co wczoraj mi napisałyście.. Poszłam do niego, przytuliłam, najspokojniej jak umiałam zapytałam czy chce porozmawiać. powiedział że może i chciałby.. posiedzieliśmy chwile w ciszy, zapytałam czy nie zrobiłoby mu się lepiej jakby się wygadał, chwilę pomilczał, powiedział że jest mu źle, smutno i jeszcze nie wie jak i wyszło na wierzch że jemu chodzi pośrednio o to że chciałby mieć dziecko, a ja jeszcze trochę chciałabym poczekać( nie długo ale jednak), kiedy przedstawiłam mu swoje argumenty, powiedział ( wykrzyczał raczej) że już nie wiem co wymyśle żeby tylko nie mieć dziecka.. i kolejna awantura była gotowa.. poszedł do drugiego pokoju i zamknął drzwi.

Napisałam mu list i wszystko w nim opisałam, że go rozumiem i że z całego serca chciałabym mu pomóc gdyby mi pozwolił tylko a nie traktował jak wroga, jak się czuje kiedy mnie tak atakuje, co myślę o dziecku, napisałam tez że może powinniśmy od siebie odpocząć i że może to nam pomoże.. Zostawiłam mu w pokoju ( spaliśmy osobno) tak żeby przeczytał.
Rano pytam go czy jak zwykle nic nie powie? Powiedziałam mu jeszcze raz że go kocham i nie chce go zostawić ( myślę że to że akurat o tym napisałam to faktycznie dało mu do myślenia) ale albo coś z tym zrobimy albo nie będzie wyjścia.. Zapytałam też co on by zrobiła na moim miejscu, pow. że on nie wie co ma zrobić na swoim miejscu, i że wie że jest ostatnio okropny i że sam siebie nie rozumie, że zależy mu na mnie strasznie i mnie że przeprasza. Chce wszystko naprawić, i mamy na spokojnie porozmawiać wieczorem. Zobaczymy jak to będzie..

KoPiKo83 napisał(a):

nie wyglupiaj sie, miesiac to bardzo krotko, jak napisalas ze kochacie sie raz na miesiac od smierci ojca to myslam ze mowisz o co najmniej roku kryzysu, jak ty tak szybko wymiekasz to wspolczuje


taka sytuacja nie trwa od miesiąca, tylko od co najmniej 4, ostatnio jest tylko takie "nasilenie" .
czyli pomogą wam tylko: spokój,opanowanie , cierpliwość, miłość i rozmowa
Powodzenia
Pasek wagi

z jednej strony ciut (CIUT) Cię rozumiem, nam kobietom wydaje się, że tylko my mamy problemy, bo o nich trąbimy na prawo i na lewo, przeżywamy, jestesmy emocjonalne i tak dalej i tak dalej. Nie no, ja rozumiem, że problemy masz też Ty (kończący się staż), ale nie porównuj tego do ŚMIERCI RODZICA!! Dziewczyno, trzeba Tobą trochę potrząsnąć, bo się gubisz. Jemu zmarł ojciec. Obojętnie jakie mieli relacje - po śmierci wszystko się zmienia, człowieka widzi się inaczej a wczesniejsze problemy przestają mieć znaczenie. Nie dziwię mu się, że się tak zachowuje, a mężczyźni inaczej podchodzą do problemów, nie potrafią też o nich tak rozmawiać. Cieżko mi się postawić w Twojej sytuacji tak na dobrą sprawę, ale musisz przyjąć na klatę, że przeżywanie śmierci rodzica może potrwać kilka miesięcy - niektórzy wychodzą z tego szybciej, inni potrzebują więcej czasu, nic na siłę. 

Myślę też, że kwestia śmierci ojca mogła wpłynąć też na jego potrzebę ojcostwa - nie wiem, być może chodzi o zapełnienie pewnej pustki, a może przerwana więź z rodzicem domaga się uzupełnienia w postaci własnego ojcostwa? Są to tylko przypuszczenia, ale tak może być.

Co bym zrobiła na Twoim miejscu:

- nie przeprowadzała się

- przychodziłabym do niego, przytulała się nawet bez słowa, żeby wiedział, że ma wsparcie

- starać się rozmawiać nawet o błahych sprawach, od czasu do czasu zapewniać, że go kochasz, że ma w Tobie wsparcie, że NIGDZIE SIĘ NIE WYBIERASZ, że przetrwacie ten trudny okres razem (moim zdaniem nie ma nic gorszego po stracie bliskiej osoby kiedy opuszcza Cię następna bliska osoba)

- otworzyć się na sprawę z dzieckiem? spróbować znaleźć jakiś kompromis, on chce teraz, Ty za 5 lat... to może zacznijcie przygotowania do ciąży za rok, półtorej? spróbuj z nim porozmawiać o tym, że musisz to przemyśleć, że potrzebujesz jeszce chwilę czasu, że może wrócicie do tej rozmowy w Nowym Roku? on do tego czasu trochę ochłonie i oboje nabierzecie dystansu do sprawy.


Powodzenia.

 

on musi przejść żałobe...każdy przechodzi ją w inny sposób, ale są podobne etapy... moze wybierz sie sama do psychologa, opowiedz co sie dzieje i zapytaj co mogłabys zrobic, jak sie zachowywac itp? mężowi też by sie przydała terapia, bo najwidoczniej nie radzi sobie z tą sytuacją, no ale on sam musi chcieć...
Z tego co opisalas bardziej widze Tu Problemy Twojego faceta .. niz Twoje - wybacz ,ze to mowie ale tak wlasnie to odebralam .., widze rowniez ,ze Twoj Mąż ma ogromna potrzebe zapelnienia pustki chce byc ojcem a Ty nie chcesz byc Matka.., i to kolejny problem ,ktory Go przytlacza.. Powiem Ci ,ze U nas jest odwrotnie ja bym bardzo chciala spróbować miec dziecko (lecze sie i czas mi ucieka by miec mozliwosc posiadania dziecka)  bardzo bym chciala jednak Moj M. jest nieco sceptycznie do tego nastawiony.., az ktoregos razu wykrzyczal mi ,ze bardziej kocham dziecko ,ktorego nie ma niz Jego....  Ty tez mozesz sie czuc tak jak moj  M - tak mi sie wydaje , sama odczuwasz presje z jego strony , mysle ,ze zawsze tak jest gdy nie mozna odnalezc kompromisu.., Jednak jestem za tym by w Twoim przypadku abys poszukala tego kompromisu gdzies posrodku .., a po drugie bys pokazala,ze nie jestes nadeta ksiezniczka , dla ktorej trzeba sie ciagle poswicac i uslugiwac - pokaz Mu ,ze ty tez potrafisz o niego zawalczyc , ze tez potrafisz go przytulic bez slowa , bez powodu od tak , jesli On nie potrafi to Ty pokaz ,ze On tez moze na Ciebie liczyc zwlaszcza teraz gdy stracil ojca.., Badz Jego partnerka nie tylko kiedy sie do Ciebie usmiecha ale nawet teraz.. Zapewniam Cie ,ze z tego co piszesz On potrzebuje Twojego wsparcia i chce bys Mu je dala.. czas leczy rany tylko ,ze niekiedy potrzeba tego czasu wiecej a niekiedy mniej...
I jesli cos wymaga czasu poswiec go bo czas i tak minie ...
bardzo wam wszystkim dziękuje za rady.. Wiele z nich otworzyło mi oczy. porozmawialiśmy szczerze i wychodzimy na prostą. Codziennie się staramy żeby było dobrze( a ja jeszcze bardziej niż zazwyczaj). Co do dziecka to faktycznie możecie mieć racę o zapełnieniu tej pustki po tacie, nigdy bym nie pomyślała o tym w ten sposób. dziękuję Wam bardzo jeszcze raz.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.