28 maja 2012, 20:05
Jak pozbierać się po związku, po którym nie ma śladu? Dla którego poświęciłam bardzo dużo, nic nie dostałam w zamian a straciłam tylko 3 lata (najlepsze) z życiorysu. Wyjście do pracy to ogromna katorga, bo pracujemy razem i nie mogę się na niego patrzeć. Jestem na maksa rozdrażniona, byle głupota doprowadza mnie do płaczu, nie mogę na niczym się skupić. Próbuje wychodzić do ludzi, jeździć na rowerze, zachowywać się jak gdyby nigdy nic, ale to tylko dobra mina do złej gry.
Ile będzie trwac taki stan? Przecież wszystko ma swój kres. Najchętniej bym to wszystko przespała i obudziła się na nowo.
- Dołączył: 2009-11-15
- Miasto: Madrid
- Liczba postów: 2546
29 maja 2012, 09:31
gwiazdka i autorka, zbierzcie sie do kupy i wyjedzcie na szalone wczasy, ja na drugi czy trzeci dzien po rozwodzie spakowalam tobolki, i wyruszylam na 2tyg doSopotu z 5 kolezankami. Wyjazd byl w ciemno, zorganizowany raz dwa, na miejscu juz wynajelysmy sobie kawalerke w centrum, obok takiego krzywego domku, od jakiejs babeczki co nas na dworcu zaczepila czy nie szukamy lokum, a pozniej tyle nas widzieli, w dzien plaza i zwiedzanie okolicy a w nocy klubyi imprezy bo wlecie tam tego pelno- i jak nigdy nie lubilam imprez i dyskotek to tam bywalam co noc w kilku, Podczas owych wakacji ani przez chwile nie mialam czasu myslec o tym co bylo, a po wakacjach juz nie bylo o czym...
ze urlop juz zalatwiony i sie nie da? wszystko sie da dziewczyno! trzeba tylko odrobine checi...
Edytowany przez pawiooka 29 maja 2012, 09:32
- Dołączył: 2012-03-08
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 242
29 maja 2012, 17:54
pawiooka pewnie, ze się nie da. bo najlepiej siedzieć i się nad sobą użalać.. to nie wymaga żadnego wysiłku. co innego wyrwanie się z tego 'zaklętego kręgu' - to wymaga i siły i odwagi i przede wszystkim chęci..
najgorsze jest to, ze entomologia wcale nie szuka tu ani pocieszenia, ani wsparcia, ani pomocy. raczej usprawiedliwienia tu szuka..
- Dołączył: 2006-03-09
- Miasto: ----------
- Liczba postów: 3292
29 maja 2012, 18:28
Dziewczyny ale co jeszcze mozna zrobić? Ja już chyba wszystkiego próbowałam żeby o nim nie myślec.... Wypłakałam swoje, byłam u fryzjera, zrobiłam kolor, zapisałam się na aerobik, jezdzilam na rowerze, chodze na solarium, maluje pazutki na czerwono, schudłam 10 kg ( to chyba z nerwów nie moglam jesc ) dbalam o siebie, wydałam cała wypłate na szmatki, starałam się zawsze dobrze wyglądać, wychodze z koleżankami, byłam na imprezie i niezle sie nawaliłam, zaczęłam jezdzić na mecze żużlowe, zapakowałam nasz wielki album ze zdjęciami do piwnicy ( przez 6 lat nazbieralo sie tego duzo ) zalogowałam sie na portalu randkowym i o dziwo zagadalam do jednego przystojniaka i wydawało mi sie ze moze cos z tego byc ale on jakoś tak z dystansem podchodzi widze wiec pewnie nic z tego...
A dalej myśle o byłym i dużo bym dała zeby cofnąc czas i zeby było tak jak wczesniej, zeby był obok i był mój. A jak sobie pomysle że dotyka inna to nie chce mi się żyć... :( Minęło półtora miesiąca... ile to bedzie jeszcze trwało?
- Dołączył: 2012-03-08
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 242
29 maja 2012, 19:36
kupowanie szmatek i farbowanie włosów to dla mnie zamiatanie problemu pod dywan. te historie sie już skończyły i nie poczujecie się lepiej dopóki nie zaakceptujecie tego faktu. koniec kropka.
ja też byłam w 3 letnim związku, który się rozpadł: pierwszy miesiąc płakałam bo było mi szkoda utraconej 'miłości', drugi miesiąc płakałam, bo ten zwiazek strasznie mnie psychicznie wyniszczył i rozstroił emocjonalnie, a później to już tylko sporadycznie i raczej dlatego, ze nie mogłam uwierzyć, ze przez 3 lata byłam z takim facetem. tak ze w zasadzie od 3 miesiaca po rozstaniu mogę powiedzieć, ze nie czułam kompletnie nic. ale to pewnie zwiazane jest z patologią tego zwiazku. psycholog strasznie mi pomógł, bo siostra mnie namawiała do tego jeszcze kiedy byłam w zwiazku, więc tydzień po zerwaniu urwał się wszelki kontakt z mojej strony, a pierwsze co zrobiłam to był telefon do poradni. fakt faktem przez te 3 lata nie ma ani jednego tygodnia kiedy bym przez niego nie płakała, wiec ten tydzień to już było dla mnie za dużo.
w pewnym momencie trzeba sobie w końcu powiedzieć dość, bo równie dobrze można ryczeć i robić z siebie ofiarę do końca zycia, tylko po co?
gwiazdkaaa on sobie układa życie i niech sobie tam bedzie szczęśliwy czy nieszczęśliwy.. rozumiem twój ból, bo to jest złamane serce.. być z kimś tyle czasu i koniec. to nie jest normalne. nagle z dnia na dzień musisz nauczyć się żyć bez tej osoby, cieżkie, ale możliwe do osiągnięcia więc bierz się babeczko w garść! 10 kg to dobry wynik na początek :) przede wszystkim wrzuć na luz zacznij budować swoje życie od początku, wszystko na spokojnie, szydełkuj! ja po rozstaniu nauczyłam sie szydelkować i chyba to też mi bardzo pomoglo - czynności powtarzalne uspakajają i odprężają - poza tym działa podobnie jak wyjazd pawiookiej ;) myślisz wyłącznie o tym ile oczek musisz zrobić - przestajesz myśleć o czymkolwiek innym
Edytowany przez steppingstone 29 maja 2012, 19:36
- Dołączył: 2009-11-15
- Miasto: Madrid
- Liczba postów: 2546
29 maja 2012, 21:17
gwiazdka ja tam albumow do piwnicy nie znosilam, siadlysmy ktoregos wieczora z siostra z nozyczkami w rekach i wszystkie glowki (jego)ze zdjec powycinalam i z tych slubnych i tych z okresu narzeczenstwa:P prezenty od niego typu ciszuki, haleczki porozdawalam kolezankom, zloto i reszte bizu posprzedawalam, jedynie obraczke i pierscionek zareczynowy wyrzucilam w morze, biorac taki rozmach z molo w sopocie ze sie prawie przechylilam przez barierke:)
jak tak sie cofam dzieki temu tematowi w przeszlosc to przypomnialam sobie ze wczesniej, przed mezem, tez bylam w ponad 4letnim zwiazku, byl to typowy zwiazek nastolatkow, czyli czasy liceum/technikum, wtedy pamietam ze tez wyjazd uleczyl wszystkie rany hehe jako ze bylo to zaraz po maturze to wyjechalam na wies do kolezanki na cale 3 miesiace wakacji:) prez caly ten czs przyjezdzalysmy do miasta tylko kilka razy, na egzaminy na uczelnie i zalatwiac papierkowe sprawy, reszte czasu tracilysmy na grile, sztachetoteki, wiejskie przytupowki i nowe znajomosci:) pamietam ze ona tez akurat rozstala sie ze swoim menem po kilku latach, wiec jak odpalilysmy wrotki to tyle nas widzieli..
- Dołączył: 2006-03-09
- Miasto: ----------
- Liczba postów: 3292
29 maja 2012, 21:52
Dziękuje dziewczyny, mam nadzieje że wasze rady pomogą nie tylko mi :)
Jak dla mnie najlepszym lekarstwem byłby nowy facet, bo juz to kiedyś przerabiałam... Wtedy mogłam nie myśleć o byłym, ale na razie takiego nie widać :( i własciwie nie mam gdzie go poznać, bo w pracy nie mam gdzie, na studiach i to zaocznych same kobiety ( taki kierunek ) no a na imprezy malo czasu. Koleżanki maja swoich facetów i nie pojda ze mna na impreze w sobote bo spotykaja się ze swoimi połówkami :( Jedyne co mi pozostało chyba to internet.. ale pełno tu żonatych facetów szukajacych przygód blehhh..;/
- Dołączył: 2009-11-15
- Miasto: Madrid
- Liczba postów: 2546
29 maja 2012, 22:37
gwiazdkaaa napisał(a):
Dziękuje dziewczyny, mam nadzieje że wasze rady pomogą nie tylko mi :)Jak dla mnie najlepszym lekarstwem byłby nowy facet, bo juz to kiedyś przerabiałam... Wtedy mogłam nie myśleć o byłym, ale na razie takiego nie widać :( i własciwie nie mam gdzie go poznać, bo w pracy nie mam gdzie, na studiach i to zaocznych same kobiety ( taki kierunek ) no a na imprezy malo czasu. Koleżanki maja swoich facetów i nie pojda ze mna na impreze w sobote bo spotykaja się ze swoimi połówkami :( Jedyne co mi pozostało chyba to internet.. ale pełno tu żonatych facetów szukajacych przygód blehhh..;/
no w domu to faceta raczej nie wysiedzisz, chyba ze z pizza wpadnie dostawca:P Naprawde nie masz ani jednej wolnej kolezanki ktora mogla by z toba loty zlapac? to moze zamiast szukac w necie faceta poszukaj babki na wspolne wypady? we dwie zawsze razniej
- Dołączył: 2010-08-02
- Miasto: Wejherowo
- Liczba postów: 3916
31 maja 2012, 15:12
ja zostałam zdradzona po 8 latach ( z tego 3 lata małożenistwa ) tez bylo mi cięzko, wychodziłam rano do pracy siadałam na krzesle i 8 godzin ryczałam. masakra. dla mnie lekarstwem był kolega poznany w internecie. podreślam kolega. ( obiecnie ojciec mojego dziecka ) przez 7 miesiecy spotykaliśmy się jako koledzy on mi pomóg się pozbierać i dojsc do siebie. polecam wizytę u psychologa i zmianę pracy.