Albo musisz zacząć to akceptować i inaczej to odbierać albo odejdź. Do niego zapewne nie przemówią żadne argumenty, bo on nie WIDZI tego, że źle Cię traktuje. Wierzę, że on Cię kocha (na swój sposób) i nie chce byś odchodziła. Gdyby Wam było tak naprawdę źle, zapewne byś to już dawno zrobiło. Skoro nie odchodzisz, on też myśli, że jest Wam dobrze, a Ty zamiast negocjować tylko go zastraszasz odejściem...;-)
On nie uważa, że zwracając Ci uwagę przy osobach trzecich, krytykując, nazywając głupią/idiotką, wmawiając, ze zrobiłaś coś źle nie chce Cię mieszać z błotem. On Cię tylko koryguje i poprawia dla Twojego dobra (sam niekoniecznie robiąc dobrze). Niektórzy tak już mają. Jeśli ci to przeszkadza, możesz z nim pogadać - albo Cię posłucha (w co wątpię) albo trochę posłucha i się zmieni na 5 minut (co jest już bardziej prawdopodobne) albo Cię wyśmieje, powie, że jesteś głupiutka (a powie to w taki sposób, ze uwierzysz mu, ze to Ty wyolbrzymiasz i to on jak zwykle ma rację!), niemądra, za bardzo wszystko bierzesz do siebie, beczysz z byle powodu (bo powodu nie ma,a on jest wspaniały!). Ta trzecia opcja jest niestety najbardziej prawdopodobna - pewnie już tego próbowałaś, co?
Stań się bardziej niezależna. Pokaż, że masz własne życie a Twój nastrój NIE ZALEŻY DO TEGO JAK ON SIĘ ZACHOWUJE. Też go upominaj, krytykuj - na pewno wiele rzeczy robi źle, na pewno nie raz masz okazję nazwać go niezaradnym, nieodpowiedzialnym itp. Tylko nie kłóć się. Spokojnie zwracaj mu uwagę.
I tak jak on Ci mówi, byś nie brała wszystkiego do siebie - nie bierz. Niech jego zdanie nie jest dla Ciebie najważniejsze. Niech jego słowa Cię nie ranią.
U mnie np. nie ma awantur. U mnie jest codzienna krytyka, czepianie się, nazywanie mnie głupią i idiotką, wmawianie pewnych rzeczy itp. itd. Też się czułam do niedawna jak śmieć. chciałam odejść...Ale postanowiłam zmienić nastawianie. Pomaga. On się zachowuje tak jak się zachowywał, ale ja na to nie reaguję płaczem itp. Ostatnio myślałam, że to koniec, ale mnie przeprosił. Postanowiłam dać mu szansę... Niby niewiele się zmieniło... Tylko ja.
Jak napisałam na początku - masz dwa wyjścia: zmienić swoje nastawienie lub odejść. Tylko nie "strasz" go, ze odejdziesz... Odejdź naprawdę. choćby na tydzień, na dwa. Potem jak będziesz chciała wrócić - poczekaj aż on Cię ubłaga i wróć, zaznaczając, ze zasady Waszego związku ulegną zmianie.