22 marca 2012, 06:36
Cześć. Mam problem, bo nie wiem czy to ja przesadzam czy mój facet. Po krótce - kolega (utrzymujemy kontakt przez neta, ale nie widzieliśmy się od hmm z dwóch lat czyli odkąd jestem z M, może gdzieś po drodze przez przypadek, ale tak to nie, znamy się nie wiem z 4/5 lat, choć rzadko się wydywaliśmy i tak) przeprowadził się do mojego rodzinnego miasta(wcześniej w pobliskiej wiosce mieszkał) i mnie zaprosił, żeby pogadać, pokazać mi jak mieszka. No i zgodziłam się, M powiedziałam, ale powiedział, że możemy isć do baru, potem jak sie umówiłam mówił że nie mam isć, że od zmienił zdanie i tak dalej. I tak poszłam. No i najpierw obejrzeć jak mieszka i dałam się namówić, żeby zostać i u niego wypić piwa - bo właściwie dla mnie oczywiste jest, że bym M nigdy nie zdradziła, więc w sumie co to za różnica. Nie napisałam M, że zostaliśmy u niego, bo miał na rano do pracy na drugi dzień, tak by sie tylko denerwował, zamierzałam powiedzieć rano(nie jestem teraz dumna z tego pomysłu, ale wtedy wydawał mi się sensowny). No i jak wracałam M nie spał więc mu od razu powiedziałam (rozmawialiśmy przez telefon),on się wściekł strasznie, powiedział, że nie wie co z nami - chodziło mu o kłamstwo, ale w większej mierze o swoje wyobrażenia co tam robiłam. Że musi od nowa planować życie, no i ja przeryczałam noc i dzień. Wrócilam do miasta i się widzieliśmy, był oschły i no nie wiem straszny. Nie jestem dumna z tego, że nie powiedziałam mu prawdy od razu, tylko, że nie chodziło mi o jej zatajenie, od początku zamierzałam mu ją powiedzieć ;/ tyle, że poźniej. Wiem, że staram sie troche siebie usprawiedliwić, ech. No, ale wg mnie to świadczy o strasznym braku zaufania z jego strony. Kazał mi się postawić w jego sytuacji, dobra, nie byłabym za szczęśliwa gdyby szedł się spotkać z koleżanką, ale w życiu bym nie pomyślała, że będzie coś z nią robił i bym go puściła, bo nie jest moją własnością. Jest człowiekiem, ma swój rozum, kocha mnie, więc jeżeli to by nie było co tydzien tylko raz na jakiś czas - każdy potrzebuje ludzi, choć niewielu. Ja teraz i tak walczę o nas, ale powedzcie mi - ja przesadzam z tym, że nie ma do mnie za grosz zaufania? Przecież zdradzać można tak naprawdę wszędzie, ech. Czy on? Nie wiem czy cały post trzyma się ładu i składu, ale dziękuję za odpowiedzi.
22 marca 2012, 07:12
Myślę, że on przesadza i to bardzo. Jakbym ja tak do tego podchodziła jak on, to męża wyrzuciłabym za drzwi po dwóch dniach znajomości, bo tyle ma okazji, żeby mnie zdradzić, a jeszcze czasem mówi, że tamta to jego szkolna miłość, a tamta to fajnie wygląda.... Jeśli nie ma podstaw do braku zaufania, to powinno się zaufanie do drugiej połowy mieć. Nie wiem, jaką twój M ma przeszłość, może tam leży problem... inaczej to wygląda na szkanie pretekstu żeby zerwać....
Edytowany przez ff67e016c22f93b8366f7d7578d6046e 22 marca 2012, 07:12
22 marca 2012, 07:15
też nie tak dawno miałam podobną sytuacje- znaczy kolega chciał sie pochwalić jak mieszka. Nie widzielismy sie ze 2 lata... powiedzialam R. że mamy zaproszenie i poszliśmy, ale gdyby sie rozmyślił to napewno nie poszłabym sama... wiesz, ja myśle, że to nie musi być brak zaufania...może poprostu strach... zrobiłaś źle i dobrze o tym wiesz, i nie mówie o tym, że nie powiedzialas mu odrazu tylko o tym, że w ogóle tam poszłaś bez niego. Udowodnij mu, że jesteś warta zaufania a na drugi raz zastanów sie 10 razy zanim pójdziesz do jakiegoś "kolegi"... i uwierz mi, gdyby on nagle Ci powiedział, że idzie do koleżanki z dawnych lat... nie byłabyś taka tolerancyjna jak piszesz... możesz zaprzeczac ale pisanie, że pozwoliłabyś mu raz na jakiś czas sie spotkać itd jest chyba usprawiedliwianiem twojego "wybryku" niż faktycznym stanem rzeczy...
22 marca 2012, 07:15
Ech, on nikomu nie ufa. Wszyscy ludzie są źli,każdy chcę Cię zabić, okraść, poniżyć, a świat jest straszny i niebezpieczny. To tak po krótce. Myślałam, że no z czasem nabierze do mnie zaufania i chyba coraz częściej zaczynam w to wątpić. Rozumiem matwienie się, że np wracam wieczorem do domu czy coś w tym stylu, ale ech no mam swój rozum;/ jeżeli już w to wątpi to powinien chociaż wierzyć w moją miłość, tak? A chyba ani w jedno ani w drugie.
22 marca 2012, 07:17
Hah :D iść z nim :) - nie dałoby się właściwie. Bo kiedyś poszłam z nim spotkać się z kolegą. M. siedział z kamienną miną, wypił duszkiem piwo i powiedział, że wychodzimy. Po czym jak wyszliśmy powiedział, że gościu mu się nie podoba i nie chce żebym się z nim widziała ;/
Poza tym, ja tego nie uważam, za żaden wybryk jak piszesz, a na zaufanie może i trzeba sobie zasłużyć, ale myślę, że 2 lata to dość żeby je mieć do kogoś. A co do strachu - o co? O to, że go zdradzę? To właśnie strach wynikający z braku zaufania.
Edytowany przez lenislawa 22 marca 2012, 07:21
22 marca 2012, 07:33
leni - zgadzam się. To żaden wybryk. I jakby mój mąż kochany do koleżanki/przyjaciółki/szkolnej miłości miał iść (co robi, bo taką ma pracę, ze ludziom do domów wchodzi; raz go jakaś klientka w szlafroku powitała i wyraźnie kokietowała :P), czy nawet nocować, to ja bym nie miała absolutnie nic przeciwko - ufam mu. I on mi też ufa - jeżdżę na weekendy do innego miasta, nocuję tam. Opowiadam mu o przystojnym koledze z grupy, a on okiem nie mrugnie i nie podejrzewa mnie o zdradę - no bo niby dlaczego?
- Dołączył: 2011-09-08
- Miasto: Gdańsk
- Liczba postów: 27068
22 marca 2012, 07:50
z tego co slysze to jest mega zaborczy ten Twoj facet.... i mam zle wiesci - raczej zle sie to skonczy ....
mialam kiedys narzeczonego - bylismy tez dwa lata - i nie mialam zadnych mezkich znajomych - bo on musial zaakceptowac ,ale nikt mu sie nie podobal. I z tym piwem zachowywal sie tak samo jak Twoj. Na szczescie to juz dawno i nie prawda....
Zrobilas troszke nie w porządku ,ale teraz Twoj facet zrobi wszystko ,żeby wpedzic Cie w jak najwieksze poczucie winy; bedziesz myslala,ze zrobilas rzecz straszna i niewyobrazalna itd. taki typ faceta .
- Dołączył: 2011-07-15
- Miasto: Elbląg
- Liczba postów: 13662
22 marca 2012, 08:41
Życie z zazdrośnikami jest straszne,
nie tłumacz mu się z tego, bo będzie to odbierał tak, ze faktycznie zrobiłas coś strasznego. Powiedz stanowczo, ze nie bedziesz sie tłumaczyć, bo nie ma z czego. Rzuć jeszcze cos w style, ze jak ma tak wyglądac wasze zycie..., ze cały ten zwiazek jest chyba pomyłka skoro ci nie ufa itd itd w/g uznania.
W kazdym razie, nie pozwól mu na takie zachowanie, bo sie wykonczysz, on także.
Mój ojciec zniszczył swoje małzenstwo chorą zazdrością. Mój obecny mąż próbował tez mnie ograniczac, walczylam bardzo. Każdy z nas jest wolnym człowiekiem
- Dołączył: 2011-07-03
- Miasto: Malmo
- Liczba postów: 3369
22 marca 2012, 08:56
Nie przesadzasz. Każdy ma prawo do swoich znajomości. Nie zrobiłaś nic złego - nawet nie-powiedzenie, że nie jesteście w barze tylko w domu nic nie zmienia. Ja też nie wiem, gdzie mój chłopak jest w każdej sekundzie (a ma koleżanki/przyjaciółki i innych znajomych, z którymi spotyka się czasem beze mnie). I ja też mam takich znajomych. Oboje to szanujemy.
A to, co Twój chłopak zrobił, to jest dramatyczny brak zaufanie - i nic dziwnego, że tak Cię to dotknęło. Ale zaufanie często buduje się bardzo długo. Jedyne, co możesz zrobić, to rozmowy, rozmowy, rozmowy. Ale jeśli i to nic nie da, to niestety, ale raczej trzeba uciekać... Bo się zamęczysz.
Powodzenia!
22 marca 2012, 11:22
Heh nie to nie jest tak, że chciałam słuchać komplementów jaka to jestem piękna i w ogóle, bo raz, nie jestem, a dwa - sam kumpel nawet gfdybym była by raczej sobie nie pozwolił na takie coś. Ech ja już czuję się winna strasznie, choć nie miałam złych intencji nie mówiąc mu- wiem, że to nie było dobre. Ale z samego spotkania się z kolegą nie mam żadnych wyrzutów, bo nie miałam żadnych niecnych planów ani pomysłów i to miało być zwykłe koleżeńskie spotkanie. Ech, ja jestem właściwie zła na siebie, bo na początku jak próbowałam wyjść z kolega to było nie i grzecznie siedziałam;/, a teraz raz że zaczynam się czuć jakbym była na smyczy, nawet jak wychodzę z bratem to ciągle muszę raportować co robię i tak dalej, a dwa - naprawdę zaczyna mnie martwić brak zaufania. Ech, wiem, że trzeba rozmawiać, ale to będzie na zasadzie on tego nie akceptuje i koniec, bo żaden chłopak by tego nie zaakceptowal ;/ i wszyscy jego koledzy mi to potwierdzą
Jeju, naprawdę nie wiem co mam robić. Zależy mi, na samą myśl, że miałabym z nim nie być ryczę...
Edytowany przez lenislawa 22 marca 2012, 11:25