Temat: Mój mąż ciągnie mnie do kościoła...


Wiem, że to dość konwersyjny temat ale mam problem i nie wiem jak sobie z nim poradzić. Na początku gdy mieszkaliśmy razem z moim jeszcze chłopakiem szanował mój wybór i nie musiałam razem z nim chodzić na msze wiedział, że nie czuje potrzeby i mnie nie ciągnął. Dopiero po ślubie wiele się zmieniło mój mąż zaczął chodzić częściej sam i namawiał też i mnie byłam z nim kilka razy i wiecej nie chce. Zawsze jak jesteśmy u niego tesciowa  twierdzi ze robie źle i  mnie nawróci. Co mam zrobić w takiej sytuacji czuję się zmuszana ...
Trudna sprawa.. ateista+wierzący=armagedon
Powiedz mu, że czujesz się zmuszana... Nie można zmusić do wiary bo wtedy nie jest to wiara prawdziwa. Chyba tylko rozmowa z facetem może cokolwiek pomóc.
Pasek wagi
Nie ma innego wyjścia jak po prostu jasno się wyrazić, określić swój wybór, świadomy wybór, zaznaczyć że chcesz tak a nie inaczej!, nikt nie może Cię do niczego przymusić. Ale musisz być zdecydowana, nikt za Ciebie tego nie zrobi :|
Pasek wagi

.kropka. napisał(a):

Powiedz mu, że czujesz się zmuszana... Nie można zmusić do wiary bo wtedy nie jest to wiara prawdziwa. Chyba tylko rozmowa z facetem może cokolwiek pomóc.


mówiłam już, że czuje sie zmuszana niestety on uważa, że to nic wielkiego poświęcić godzine raz w tygodniu
hmm to trudna sprawa- sprawa Twojego sumienia. Łatwiej b y Wam było gdybyście wypracowali wspólny model- on trochę odpuścił a Ty dla niego raz na jakiś czas się przemęczysz.. Ja obecnie jestem na etapie zbliżenia i powrotu do kościoła (po 5 latach przerwy) z racji nauk przedmałżeńskich. Myślałam, że z moim M. będzie nam ciężko "wrócić" do praktyk religijnych (szczególnie jemu, ma bardzo cięty język jeśli chodzi o KK)... a jednak... zauważyłam, że on też się trochę cieszy, że wrócił. Przecież nie musisz ślepo stosować się do wszystkiego co mówi ksiądz z ambony bo księża też są różni i róźnie do pewnych rzeczy podchodzą... jak ktoś potrafi zdrowo podejść do sprawy wiary to okazuje się, że krzywdy ona raczej nikomu nie zrobi a może pomóc w trudniejszych chwilach. Ja traktują to jak pewną "inwestycję" na przyszłość, ubezpiczenie na wypadek jakiegoś dramatu w życiu... wiem, że wtedy będzie mi łatwiej z wiarą niż bez niej doszukiwać się sesnu w życiu (i nie chodzi o chodzenie do kościoła).

a co do męża on Cię namawia bo w swoim sumieniu robi coś co może dla Ciebie najlepszego :) Ty nie musisz go posłuchać, możesz odmówić ale chyba nie bardzo umiesz podać powody, uargumentować i jasno się określić i tu jest problem...

GreenGras napisał(a):

Trudna sprawa.. ateista+wierzący=armagedon


Niekoniecznie. Trzeba wypracować zdrowy kompromis. Nie odczuwasz potrzeby chodzenia do kościoła i nie narzucasz mu swoich poglądów - On powinien to uszanować. Tylko szczera rozmowa.
Taki związek (ateista+ wierzacy) ma sens tylko, jeśli obie strony akceptują odmienne przekonania partnera. Powiedz mu jak się czujesz, że nie chcesz chodzić do kościoła bo nie czujesz potrzeby i żeby więcej Cię do tego nie namawiał. Zdecydowanie i jasne wyrażenie się to podstawa - jeśli teraz nie postawisz na swoim to i on i teściowa do końca życia ci będą truć za uchem, że jesteś zła.
nie umiem pomóc ale współczuję. Mnie teściowa nawraca ale na inną wiarę, to jeszcze gorsze niż chodzenie do kościoła
Pasek wagi
Ale wytlumacz mu ze to nie na tym wiara polega. Co to da ze pojdziesz 1 w tygodniu do kosciola i bedziesz zerkac na zegarek zeby tylko wyjsc. Ja tez nie chodze a jestem wierzaca, ten czas poswiecam na wolontariat i mysle ze robie wiecej dobrego niz kleczac godzine w lawce. A ilu takich znam co do kosciola biegaja 2 razy w tygodniu a na codzien oszukuja ludzi itd itd wiec naprawde sens tego typu nawracania jest znikomy, powiedz mu to dosadnie, w koncu wiedzial przed slubem jak do tego podchodzisz wiec nie daj sie 
Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.