29 grudnia 2011, 17:49
Jestem z M już 4 lata. Poszliśmy do jednego liceum. Przyjaźnie były już zawiązane więc byłam jakoś na uboczu i jestem. Przyjaciele...byli bo się rozeszli...jakoś bez kontaktu. M ma wielu znajomych, wychodzi z nimi. Ja zawsze byłam w domu. Dzieli nas tylko 10km. Zostaliśmy zaproszeni na sylwestra do naszych wspólnych znajomych. Początkowo on miał ochotę ja nie bardzo bo mam trochę problemów ale pomyślałam czemu by nie? Może bym się jakoś rozerwała. A on powiedział, że przyjedzie do mnie i posiedzimy w domu. Jestem młoda i praktycznie nigdzie nie wychodzę w przeciwieństwie do niego. A przecież sama nie pójdę a on kategorycznie powiedział nie. Nie chce siedzieć w domu i nie chcę się pokłócić. Właśnie godzinę temu przyjechali do mnie chłopaki i poprosili, żebyśmy przyszli. Tym bardziej, że tam będą wszyscy z naszej klasy. Za rok już nie będzie takiej okazji aby razem się spotkać, wszystko się porozjeżdża.
Nawet wczoraj znajomi nas zaprosili tak o na posiadówkę. Wiadomo, że to on zadecydował. Można powiedzieć, że nie mam nic do gadania. Nie mam prawka to i nie polecę. I co mam teraz zrobić? Jak powiem, że nigdzie mnie nie zabiera to widzę wielką kłótnię? Ale z drugiej strony dlaczego mam siedzieć w domu jak staruszka i oglądać jak Doda się wypina w tv?
30 grudnia 2011, 00:30
no to pogadaj z nim, powiedz, że chcesz gdzieś wyjść :)
rozmowa nie boli.
ja też doceniam bardziej swojego faceta, kiedy czytam te problemy ;) ech.
- Dołączył: 2011-07-27
- Miasto: Kielce
- Liczba postów: 671
30 grudnia 2011, 00:50
związek to rozmowa! nie może być zawsze tak że będziesz sie dostosowywała i robiła jak mu się podoba. Kompromis owszem ale nie ciągłe ustępstwo..porozmawiaj szczerze, powiedz o swoich uczuciach, MASZ PRAWO DO WŁASNEGO ZDANIA.